Dwadzieścia lat później... - Edward Stachura


Dwadzieścia lat później...

Więc tutaj, stary, w twoim mieście goszczę
Nieduży pokój, ale lubię go
Poddasze, widzisz, siadaj tam przy oknie
Przestronny widok, jasna dzisiaj noc

Ja już muszę iść...

Spokojnie, stary, nie ma tu pobudki
Przyszliśmy ledwie, już uciekać chcesz?
Herbaty zrobię, dobra rzecz po wódce
No i w ogóle nie tak późno jest

Pamiętasz, stary, dawne czasy szkolne?
Najlepszy byłeś w całej siódmej B
Potęga w bójce i w nauce orzeł
Rój dziewuch wtedy w tobie durzył się

Co z tobą stary? Jak papuga trujesz
Pijany jesteś, masz herbatę, pij
Odpocznij chwilę, trochę wyparujesz
A potem, bracie, gdzie cię pędzi, mknij

Ja już muszę iść... do żony
Bo mnie całkiem z domu przegoni

Ty płaczesz, stary? Niech to licho trzaśnie!
Kapelusz popraw, proszę: nie płacz już
Już nie wiem zresztą, może popłacz właśnie
A jakby coś tam, no to wracaj tu

Płakał jak dziecko ten, który 20 lat wcześniej zapowiadał się nie na to, czym stał się 20 lat później. Sprowadziłem go na dół po skrzypiących, krętych schodach, klepnąłem w plecy i poszedł skąpo oświetloną ulicą tej dzielnicy miasta, ktorą od tej chwili znielubiłem i postanowiłem niebawem opuścić. Patrzyłem czas jakiś za dawnym, szkolnym kolegą, na jego wstrząsane łkaniem, przygarbione plecy, aż wsiąknął w ciemność. Więcej go nie widziałem.

Ty - dobrze zapowiadający się młody kolego, uważaj!
I na niektórych zakrętach: wolnego!

Edward Stachura

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz