Działacz - Witkacy

Witkacy - Pejzaż jesienny
Działacz

Ja jestem demon stosowany
nadprogramowo sobie żyję.
Ja tworzę świat – dotąd nieznany,
cóż, że sam przy tym z lekka tyję.

Tak jako ptaki na zdechłym narwalu,
tak my, działacze, żyjemy w masach.
Pieniądz zmieszczamy w brylancie, w opalu,
albo po prostu w wertheimowskich kasach.

Życie nas mija i patrzy ze śmiechem,
jak nad zagadką stoimy bezradnie,
jak złotą piłką bawimy się grzechem
czas przeklinając, co sny nasze kradnie.

Witkacy

Ja, uzbrojony we wzrok... - Osip Mandelsztam

* * *

Ja, uzbrojony we wzrok wąskich os,
Co w oś, oś ziemską wpiły się żądłami,
Przeczuwam wszystko to, co da mi los,
I wszystko znam - na próżno i na pamięć.

Nie dla mnie mowa farb, nie dla mnie śpiew,
Nie dla mnie wodzić smyczkiem czarnogłosym:
Ja tylko w życie wpijam się i śmiem
Zazdrościć chytrym i potężnym osom.

O, gdyby mnie, gdyby i mnie choć raz
Udało się, wbrew śmierci i senności,
Przez świergot lata i przez słońca blask
Słyszeć zgrzyt osi ziemskiej, ziemskiej osi...

Osip Mandelsztam
przełożył Stanisław Barańczak

Marzeniami chwytałem w pierzchające zachody - Konstanty Balmont

* * *

Marzeniami chwytałem w pierzchające zachody,
W pierzchające zachody cienie gaśnień i widm,
I na wieżę wchodziłem, i pod stopą mą schody,
I pod stopą ma schody wybijały mi rytm.

I im wyżej, tym ostrzej odróżniałem kontury,
Odróżniałem kontury tajnej dali i miast,
I przedziwnie mi brzmiały niby pieśni i chóry,
Niby pieśni i chóry głosy ziemi i gwiazd.

I im wyżej, tym góry lśniły czystszą pozłotą,
Lśniły czystszą pozłotą przez noc głuchą i mrok,
I swym blaskiem żegnania niby tkliwą pieszczotą,
Niby tkliwą pieszczotą całowały mi wzrok.

A na dole pode mną czarna noc już nastała,
Czarna noc już nastała, ucichł hałas i gwar,
Ale dla mnie z oddali światłość słońca jaśniała,
Światłość słońca jaśniała i dopalał się żar.

Nauczyłem się chwytać w pierzchające zachody,
W pierzchające zachody cienie gaśnień i widm,
I wciąż wyżej wchodziłem, i pod stopą mą schody,
I pod stopą mą schody wybijały mi rytm.

Konstanty Balmont
przełożył Julian Tuwim

Fale, kto wstrzymał pęd wasz rwący - Aleksander Puszkin

* * *

Fale, kto wstrzymał pęd wasz rwący,
Kto zakuł w łańcuch niewolniczy,
Kto zmienił strumień buntowniczy
W staw nieruchomy i milczący?
Jakaż to niepojęta siła
Uśpiła męki i radości,
Wzburzoną duszę, żar młodości
W leniwą drzemkę pogrążyła?
Zadmijcie, wichry, wzburzcie wody,
Opokę bryzgi niech rozwalą!
Burzo - symbolu dni swobody,
Przetocz się nad niewolną falą.

Aleksander Puszkin
tłum. Leopold Lewin

Kobieta - Barbara Kobos-Kamińska

Kobieta

samotna
niezwykła w promieniu
porannego słońca

inna
dostrzegana zawsze
w wycinku rzeczywistości

subtelna
ma określoną osobowość
próbuje włączyć się w świat

eteryczna
intrygująca tajemnicą
której do końca nie odsłania

zwiewna
smukła pulsuje w gestach
i szumie życia

delikatna
zafascynowana naturą
zmienia myśli w długie monologi

obca
powtarza wahanie
by stać się anonimową

zza zasłony życia
patrzy
po prostu kobieta

Barbara Kobos-Kamińska

Ciotki - Maria Pawlikowska - Jasnorzewska

Ciotki

Ciotki nie były piękne, nie miały nic z wróżek.
Były dzielne, szczawiowe, barchanowe żony.
Nie miały złotych włosów ani cienkich nóżek,
ani oczu złowrogich o rzęsach zdziwionych.

Brały serio swe dzieci, kwiaty i owoce,
mężów trzymały krótko, perfum nie lubiły,
zasypiały spokojnie w księżycowe noce,
pełne kurzej tężyzny i jaglanej siły.

Jedynie ciocia Jola wiotka i pachnąca
przypominała wróżkę i paryską lalkę.
Chodziła w piórkach ptasich i tiulach ze słońca,
całowała, podnosząc gwiaździstą woalkę...

Wkrótce ją jakieś wichry żałosne rozwiały
wśród wiosennych błyskawic i szumów ponurych...
Zgrzebne ciotki płakały - lecz nic nie wiedziały,
jaki był smak miłości i... trutki na szczury.

Maria Pawlikowska - Jasnorzewska

Ludowa zabawa (fragment) - Konstanty Ildefons Gałczyński

Ludowa zabawa (fragment)

8
Nuda słów, nuda słów
dzika -
O, biedny stokroć poeta!
Jak u Horacjusza w "Ars Poetica"
jesienna "verborum aetas":

Słowa spadają z lir jak z drzew,
w ziemię wracają piosenki -
jest skwir, jest katolicki śpiew
w tych słowach bladziusieńkich:

ojczyzna, Bóg i walka klas,
pacyfizm raz i Lienin raz -
oowszem... ot, śnieg już sypie...
My tu, panowie, proszę was,
jesteśmy, mówiąc tak w sam raz,
"chór za pięć złotych" na stypie.

Konstanty Ildefons Gałczyński

Nieszczęście - Włodzimierz Wysocki



Nieszczęście

Gdy Nieszczęście niosłam swe
Po wiosennej kruchej krze,
Lód pode mną złamał się, po czym pękł jak szkło, -
Dusza, płacząc cały czas,
W dół runęła, niczym głaz,
A Nieszczęściu ostry lód nie dał pójść na dno.
I od tego właśnie dnia
Znów wędrówka moja trwa, -
Me Nieszczęście szuka mnie, szuka w noc i w dzień, -
Że nie wciągnął mnie nurt fal,
Wie jedynie leśna dal
I pokryty dzikim mchem zapomniany pień.
Komu z nich dziękować mam?
Jak dowiedział się mój Pan?
Ktoś na pewno zdradził mnie, ktoś mnie wydał mu, -
I Nieszczęście z biegiem lat
Odnalazło jego ślad,
Gdy po świecie szukał mnie do utraty tchu.
Wreszcie siodło z konia zdjął,
Objął mnie, na ręce wziął,
I Nieszczęście jego łzom przyglądało się...
Krótko ze mną zostać mógł,
Znów przemierza setki dróg,
A Nieszczęście odtąd już nie opuszcza mnie.

Włodzimierz Wysocki
tłum. Marlena Zimna

Pisane nocą - Robinson Jeffers

Pisane nocą

Jeżeli panujesz nad sobą,
Usłyszeć możesz niemal każdą rzecz. Ale człowiek musi odpocząć,
Człowiek musi spać: to jest rozluźnić kontrolę. I wszystkie chore demony
Biorą go w swoją władzę. Kto słyszał o miłym śnie?
Strach i wyrzut sumienia, przesadne, potwornieją
I strach odpowiedzialności. To wywleka nas
Z naszych rozgrzanych łóżek w gorzką, czarną noc,
Aż stąpamy po podłodze, drżymy, odzyskujemy kontrolę,
Żeby nie leżeć i nie wyć. I mógłbym niemal przysiąc,
Że teraz wielu czcigodnych kwili niby oseski.
Gryzę wargi i szukam po omacku okna,
Gdzie księżyc drąży wał chmur, wiatr dyszy jak pies i ocean
Szarpie swój brzeg, olbrzymim szarym pazurem
Rysując granit. Żywioły, chwała Bogu, są zdrowe.
To tylko człowiek zawsze musi czuwać, sterując przez piekło.

Robinson Jeffers
tłum. Cz. Miłosz

Czarnoksięstwo - Władysław Broniewski

Czarnoksięstwo

Spragniony magicznych pokus,
liryczny czarnoksiężnik,
wołałem "Hokus-pokus"
do ciebie głosem potężnym.
Przyszłaś wiosenną burzą
i tęczy cię pas otoczył,
a tego było za dużo
dla moich oczu.

I zamieniłaś się w kwiaty,
w ptaki, obłoki, drzewa,
i mnie, i całemu światu
kazałaś śpiewać.

Mnie nie zabrakło odwagi
wejść w twój zaświat czarowny,
lecz zapomniałem swej magii,
zaczarowany czarownik.

Zielonymi iskrami w oku,
włosów złotem zawiłem
odebrałaś mi sen i spokój,
nadzieję szczęścia i siłę.

Na jednym palcu, jak włosy,
umiałaś mój smutek kręcić...
Nie chcę czy brak mi głosu,
by wyszeptać inne zaklęcie?

Władysław Broniewski

Twoja paranoja... - Agnieszka Osiecka

* * *

Twoja paranoja
jest jak Goya,
maluje we fioletach, w żółciach i srebrach
coś czego nie znał Feuerbach,
coś o czym myśleć wstyd -
a nie myśleć nie sposób.
I płyną te wściekłe fiolety
sygnał wielu losów,
mnożą się strzępki, napisy, kobiety,
składa się rzeka burzliwa, drogi do wielu Mekk,
a osa wędrując po swetrze
notuje właściwy ścieg.

Agnieszka Osiecka

O szewcu zadumanym - Tadeusz Gajcy

Tadeusz Makowski - Szewc
O szewcu zadumanym

Młotek przewija ręce poplątane wstążkami żył,
miękko spada lśniący jak przędza
młotek srebrny -
jest czy się śni?

Głowa ciężka zwieszona do kolan
na pomoście nocy i brzasku,
a za nocą - jeziora wołań,
a za brzaskiem - strumienie czasu.

Okna czarna głęboka studnia,
zasypana głębokim niebem,
pomóż pokój głęboki zaludnić
twarzą moją lub moim śpiewem.

Pomóż oczy mi smutne i młode
z wnętrza smutku jak rzeki wyłowić,
o poeto - biedniejszy o młotek,
o poeto - bogatszy o słowo.

Zanurzony w nocy jak pływak
sny rozgarniam palcami na dratwie
a za snami - pustka szczęśliwa,
a za pustką - już śpiewać potrafię.

Tadeusz Gajcy

Agon - Janusz St.Pasierb

agon

jeżeli życie jest walką
to najtrudniejsza
odbywa się wewnątrz

szamotanie się
o co o kogo za dużo
co pragnie się uwolnić

ale skoro tak jest
to czy męki agonii
nie są bólami porodu

może wtedy rodzimy siebie

Janusz St.Pasierb

Potrójny głupiec - John Donne

Potrójny głupiec

Po dwakroć głupcem zwać się muszę,
Raz, że kochałem, dwa, żem swe katusze
Przelewał w wierszy łzawe słowa;
Lecz kto się, pytam, mądrzej ode mnie zachowa,
Gdy spotka go, jak mnie, odmowa?
Jako się oczyszczają z soli morskie fale,
Gdy sztorm je wtłacza w kręte korytarze ziemi,
Tak i ja chciałem bóle me i żale
Poskromić, skrępowawszy je rymy ścisłemi.
Żal, dzielony na wersy, nie tak nieprzebrany
Zda się, i cichnie, gdy go zakuć w strof kajdany.
Lecz gdym tak zrobił (po co — nie wiem),
Ktoś inny, pragnąc popisać się śpiewem,
Muzykę do mych trosk układa
I, słuchaczy radując, jego serenada
Na nowo ból mój opowiada.
Miłości i żalowi słusznie się należy
Hołd wiersza, lecz nie taki, który ucho pieści;
Taka pieśń budzi miłość i żal świeży
I rozgłasza triumfy serdecznej boleści,
A ja, com był po dwakroć głupcem, jestem trzema:
Nad tych, co niby-mądrzy, większych głupców nie ma.

John Donne
przełożył Stanisław Barańczak

Zboża zżęte, laski gołe... - Sergiusz Jesienin

* * *

Zboża zżęte, laski gołe,
z wód wilgocią i mgłą mżyło.
Za niebieskie góry kołem
ciche słońce się stoczyło.
Rozkopana droga drzemie.
Dzisiaj mi się przywidziało,
że niedługo już na zimę
siwą będzie się czekało.
Zobaczyłem sam w dzwoniącym,
mglistym gąszczu, na polanie:
ryży księżyc źróbkiem rżącym
zaprzęgał się w nasze sanie.

Sergiusz Jesienin
tłum. Tadeusz Nowak

Zamyślenie - Bolesław Leśmian

Zamyślenie

Kto wybaczy mi moją do wróżby niezdolność?
Nie wiem, co dziś pokocham - co jutro wyśpiewam?
I dłonią, jak sierść zwierza, głaszczę mimowolność
Pieśni, których warczenia w sobie się spodziewam.

Po warczeniu poznaję, że przybyły z lasów,
I oswajam je z wolna i uczę swej mowy,
Aż zamęt ich podziemnych szmerów i hałasów
Wyprzejrzyści się nagle w okrzyk lazurowy.

Gdzie jar ciemny, gdzie rozstaj - tam powiew mej duszy,
Gdzie szepty pocałunków - tam są usta moje,
Gdzie chata mrze od progu - tam mój kij pastuszy,
Gdzie plusk wioseł - tam serca wędrowne napoje.

Lubię szaty swe liche, gdy na wskroś przemokną
Deszczem, jak łzami pieśni, co szumiąc, zamiera,
A nie śpiewam, lecz jeno słowami przez okno
W świat wyglądam, choć nie wiem, kto okno otwiera.

Niech się pieśni me same ze siebie wygwarzą,
Obym ich nie dobywał, ale w sobie dożył!
A nie chcę im górować ni barwić się twarzą,
Jeno być niewidzialnym, jak ten, co mnie stworzył.

Bolesław Leśmian

Na śmierć motyla... - Konstanty Ildefons Gałczyński

Na śmierć motyla
przejechanego
przez ciężarowy samochód

Niepoważny stosunek do życia
figla ci w końcu wypłatał:
nadmiar kolorów, brak idei
zawsze się kończą wstydem
i są wekslem bez pokrycia,
mój ty Niprzypiąłniprzyłatał!

Konstanty Ildefons Gałczyński

Naucz mnie słuchać - Bronek z Obidzy Kozieński

Naucz mnie słuchać

Nie mów, że tego nie można słyszeć, co odbierają jasne źrenice,
chodź ze mną częściej w noc bez księżyca, a ja cię słuchem patrzeć nauczę,
powiodę szeptem ścieżką tajemnic, mroczne ostępy cicho przemierzysz,
gdy - krocząc w końcu ciemną doliną, usłyszysz słońce - wtenczas uwierzysz.
Zwał skalisty Białej Wody - Wojciech Gerson

Teraz słuchaj, mały

Popatrz, jak wiatr drzewami kołysze,
zmruż teraz oczy i słuchaj duszą.
Czy słyszysz w wietrze grającą ciszę?
Czy słyszysz drzewa, jak z wiatrem nucą?

Teraz - na strumień pod wodogrzmotem,
rozbity o głaz w mgiełkę srebrzystą,
tak, zrób to samo, zamknij z powrotem,
czy słyszysz z wody muzykę czystą?

Zobacz, jak jastrząb tam, nad górami
klucz dzikich gęsi pomieszał w szyku,
wiesz, co masz zrobić teraz z oczami,
aby szum skrzydeł zagrał muzyką.

Na koniec w słonko zerknij na niebie,
kiedy blask zamknie twoje oczęta,
masz jeszcze duszę, której w potrzebie,
słuchaj i zawsze o niej pamiętaj.

Bronek z Obidzy Kozieński

Powrót w Tatry - Krzysztof Kamil Baczyński

Krajobraz tatrzański - Wojciech Gerson

Powrót w Tatry

Jak dzień powitać, który smrekiem do chmur odrósł?
- Holale, halom kolędować o pułap nieb?
Gdy potokami krzyk skał ziemię przeszył,
przez upłaz! - patrzy prosto w oczy - żleb.
Regle kolumnadami - lasem koturnieją.
Horyzont niżej o niebo świat zwężył,
naokoło pejzaż przystanął.
Jeszcze jeden krok, a głową zawadzę o księżyc.

Krzysztof Kamil Baczyński

Szczyt - Władysław Broniewski

fot. Jan Sunderland - Mnich w Tatrach
Szczyt

Nieruchomy, wyniosły, zły,
w kamień zaklęty, senny,
czołem roztrąca chmury i mgły
i krzyczy krzykiem kamiennym.

W górę wypuszcza orły z gniazd,
w dół - gromy czerwone z garści.
Oczy, przebite gwoździami gwiazd,
kamieniami lecą w przepaście.

Jest wielka radość i wielki gniew
w wichurach, co niebem jęczą:
kamień z przepaścią, z wichrem śpiew
w chóry się łączą przełęczą.

Jak szczyt, wydźwigam ponad mgłą
niewidzialne i dumne piękno.
Tam - tęcza we łzie pryska jak szkło.
Tam - tęskno.

Władysław Broniewski

Tu jestem - w mrokach ziemi... - Bolesław Leśmian


***

Tu jestem - w mrokach ziemi i jestem - tam jeszcze
W szumie gwiazd, gdzie niecały w mgle bożej się mieszczę,
Gdzie powietrze, drżąc ustnie, sny mówi i gra mi,
I jestem jeszcze dalej poza tymi snami.
Zewsząd idę ku sobie; wszędzie na się czekam,
Tu się spieszę dośpiewnie, tam - docisznie zwlekam
I trwam, niby modlitwa, poza swą żałobą,
Ta, co spełnić się nie chce, bo woli być sobą.

Bolesław Leśmian

Rzuć kamień dnia dzisiejszego... - Juan Ramón Jiménez

* * *
Rzuć kamień dnia dzisiejszego,
zapomnij, uśnij. Jeśli światłem jest,
jutro go ujrzysz w jutrzence,
będzie słońcem.
Czysty przyjdę do ciebie,
jak kamień ze strumienia,
obmyty w nurcie mych łez.
Czysta czekaj na mnie,
jak gwiazda za deszczem,
za deszczem twoich łez.
Moje stopy — jak głęboko w ziemi.
Moje skrzydła — jak wysoko w niebie.
I jak boli
serce napięte.
Snycerze,
którzy wykuwacie szpady —
spójrzcie, oto
słowo.

Juan Ramón Jiménez
tłum. Jan Winczakiewicz

Wytkał wzór amarantowy zachód na jeziorze... - Sergiusz Jesienin

Wytkał wzór amarantowy zachód na jeziorze...

Wytkał wzór amarantowy zachód na jeziorze.
Grają głuszce, narzekają w ciemniejącym borze.

Wilga coraz się użala, w kępie drzew schowana.
Tylko mnie dziś nie do płaczu, w sercu światłość sama.

Wiem, że wyjdziesz przed wieczorem na rozstajne drogi,
Usiądziemy w świeżym sianie pod pobliskim stogiem.

Zacałuję, w dłoniach zemnę niby kwiat łąkowy -
Ten, kto szczęściem się odurzył, nie dba o obmowy.

Aż w pieszczocie zrzucisz sama chustkę satynową,
Aż uniosą cię pijaną do rana w dąbrowę.

I niech sobie narzekają dzwonne głuszce w borze,
Jest wesołe utęsknienie w czerwonościach zorzy.

Sergiusz Jesienin
tłum. Tadeusz Mongird

Never more - Paul Marie Verlaine

Never more

Wspomnienie! o wspomnienie! co tobie? W przestrzeni
Pławili się drozdowie, śpiewacy jesieni,
A słońce rozlewało jaśń bladych promieni
Na gaj, co złotem liści pod wiatrem się mieni.
Byliśmy sami - dwoje - i szli w cichym śnie...

Włos i myśli wiatr lotny zwiewał jej i mnie.
Nagle, zwracając ku mnie gwiazdy oczu dwie,
Rzekła: "Powiedz mi twoje najpiękniejsze dnie!"

A głos jej brzmiał anielskich pieśni srebrnym echem,
Więc dałem jej odpowiedź przyćmionym uśmiechem
I nabożniem całował cudną, białą dłoń...

- O, któż zdoła wyrazić pierwszych kwiatów woń,
I ten słodki szmer, pełen obietnic i skarg,
Pierwszego: "tak", gdy spływa z ukochanych warg.

Paul Marie Verlaine
przekład Bronisława Ostrowska

Prządka - Stanisław Korab-Brzozowski

Prządka

Na wyciągniętych deszczu strunach
Wiatr wzdycha, jęczy i łka;
Na miękkich pajęczyn całunach
Królewna tka

Jej ręka leciuchna i żywa,
Szybka jak białych lot chmur,
Układa mych tęsknot przędziwa
W przedziwny wzór

I kwiaty zabrane mej wiośnie,
Zieleń umarłych już łąk,
Znów płoną, wskrzeszone miłośnie
Czarem jej rąk.

Stanisław Korab-Brzozowski

Ślad stopy - Vicente Aleixandre

Ślad stopy

Ten ślad nie jest od pocałunku.
Nie wspomina o jęku, łzach, ani ucieczce.
Nie jest żywym świadectwem, które ktoś zostawił.
To ślad stopy: odcisk człowieka!
Stopa czy kwiat, stopa czy motyw piany, stopa czy smak
przyciągania
wszystkiego, co ma ciężar i chrzęści.
W tym odciśnięciu jest kruchość rośliny. Najsubtelniejsza
struktura wapienia,
delikatność płatków, pięć palców, które w pewnej chwili
wszystkie razem utworzyły kwiat i odleciały. Tu się
przeglądają.

Tutaj róża cielesna tętniła na piasku.
Pulsował świat — i już jest daleko.
Tu jeszcze jest naga stopa, wyciśnięta jak pocałunek
na ziemi.
Tu kształt szczupły wyrwano z chwilowym korzeniem;
zdążył jak kwiat rozwinąć się w ciało, wydać zapach
i zniknąć w powietrzu.
Zakwitł gdzieś wyżej, swą gładką chyżością...
Przeszło tędy stworzenie wymierne,
które się urodziło, wzrosło, zabłysło i pierzchło
w niepowtarzalnej chwili odciśnięcia stopy.

Vicente Aleixandre
tłum. Krystyna Rodowska

Zła nie pamiętam ani krzywdy... - Bułat Okudżawa

Zła nie pamiętam ani krzywdy...

Zła nie pamiętam ani krzywdy, ni wielkich słów, ni małych czynów...
I co zdążyłem w porę dostrzec, i co uciekło przed oczyma —
Wszystkom zapomniał, jakbym dno wysadził z beczki wieku swego...
Jam wyżył, jam się z piekła wymknął, nie zostawiając tam niczego.

I teraz żyję gdzieś pośrodku, pomiędzy wojną a zaciszem,
Grzechami obarczyłem Boga, a cnoty na jej konto piszę,
Nie zostawiłem ni popiołów, ni nawet bólu na jej lądzie
I tylko wzrok mój gdzieś tam niczym robaczek świętojański błądzi.

W jego zielonej aureoli, w świetlistych i magicznych kołach
Majaczą mi szczęśliwi ślepcy o wielkich pustych oczodołach,
Brzmi słodki chór na wysokości, grzmi huk na wszystkie świata strony
I sierżant Pietrow w kabłąk zgięty leży jak nowo narodzony.

Bułat Okudżawa
tłum. Andrzej Mandalian

Pamiątka - Cyprian Kamil Norwid

Pamiątka

Jeżeli kiedy płatne serca dzwonów
Leniwo zadrżą, echo porwie jęki
I do wesołych rzuci je salonów
Ty westchnij! smutek uzalotnia wdzięki.

*
A jeśli karta będzie pogrzebowa
Po rogach ulic czernić się, z nazwiskiem
Ty odwróć oczy; wraz podąży nowa
Oczekiwanym ciesząc w i d o w i s k i e m...

*
A jeśli w cmentarz się zapuścisz głuchy,
Ku ziemi czoło chyląc zamyślone,
I zerwiesz listek niźli będzie suchy,
Pamiętaj, proszę, przegrać go w z i e l o n e.

*
Kto wygra niech ci te powtórzy słowa,
Dla jakich miałem nieprzyjaciół wielu:
"Nie szukaj świata, kochaj, i... bądź zdrowa.
A za umarłych módl się po weselu".

Pisałem we Florencji 1844 r.

Cyprian Kamil Norwid

Romans I - Białe noce - Jonasz Kofta

Romans I - Białe noce

Iskrą szronu płoną pomniki
Zórz goreją splątane tęcze
Byłeś nikim, zostaniesz nikim
Świat jest większy niż serca wnętrze

Ukojenie nie dla bezsennych
Dla nich życia wesoły czyściec
Znów zamilkli, a a wiatr jesienny
Z ust ich strąca słowa jak liście

Szron to popiół, a świat to klęska
Zorza zwija krwawy proporzec
Tylko noc jest zwycięska
Bez narodzin nikt umrzeć nie może

Jonasz Kofta

Z Tobą bez Ciebie - Jacek Bierezin

Z Tobą bez Ciebie

Paryż, Paryż bez Ciebie
jest tylko jeszcze jednym, smutnym,
wyludnionym, wschodnioeuropejskim miastem,
jak Wieluń, Warszawa czy Władywostok.
To nie będzie wiersz, to list,
wyznanie, wyzwanie, wołanie, włóczęga,
walka, wyjście na ring -
jednym słowem wszystko na "w";
jak Weda, jak wielkość, jak wielki brak,
jak vestibulum vaginae, woda, wino, wódka
i wygnanie z kolejnej ojczyzny
wykolejeńców wtopionych w widnokrąg,
w wielki pejzaż, wschód i zachód
tego miasta wytatuowanego na skórze
(na imię zawsze będziesz miała Wschód),
jak wyścig z czasem, jak wola
wygranej, a nie ma wrogów
wartych...

Jak wyjść z Ciebie: opuścić jakieś miejsce,
zwykle udając się dokądś, w jakimś celu.
Wyjść z domu. Wyjść na spacer. Wyjść po zakupy.
Wyjść do miasta. Wyjść naprzeciw kogoś.
Wyjść na wolność i widzieć Ciebie.
I nie móc wyjść z podziwu, z osłupienia,
ze zdumienia, nie móc się nadziwić
Twojej miłości. Twojej skórze, włosom,
rzęsom, oczom, piersiom, udom, zapachowi
podróży do Ciebie i w Ciebie.
I coś wychodzi na jaw, na światło dzienne,
przestaje być tajemnicą, staje się znane,
zostaje ujawnione, wychodzi obronną ręką,
krzykiem, bez szwanku, bez skazy, piękne
jak Twoja bliskość i Twoje oddalenie.
Jak wyjść z Ciebie, zacząć grę, rozgrywkę,
kładąc najważniejszą kartę; wyjść w damę karo,

wziąć początek, wywieść się skądś,
robić dla Ciebie wszystko, ale
żebyś nie była wszystkim.
I jak wyjść z Ciebie nie wychodząc nigdy,
być zawsze w Tobie i zawsze odchodzić.

Jacek Bierezin

Alkohol - Julian Tuwim

Alkohol

Te banalne walce kawiarniane
Urastają w tragiczne psalmodie!
Myśli moje, tańczące, pijane,
Ciebie w smętne wplatają melodie.

O, jak wyją te straszne walczyki,
Jak szarpią, wplecioną w męczarnię!
Oczy moje, jak ostre okrzyki,
Przeszywają gorącą kawiarnię!

Pięścią walę! Kurcz ściska mi palce.
Spazm tęsknoty ( - o, przyjdź!) w gardle duszę!
I te głupie kawiarniane walce
Rozpinają mi na krzyżu duszę!

Potem konam przy Tobie, kochance,
Co z tortury walców mnie wzywa,
Aż nas wreszcie, przy którejś-tam szklance,
Czarny sen, czarny wicher porywa.

Julian Tuwim

W leśniczówce - Konstanty Ildefons Gałczyński

W leśniczówce

Tu, gdzie się gwiazdy zbiegły
w taką kapelę dużą,
domek z czerwonej cegły
rumieni się na wzgórzu:
to leśniczówka Pranie,
nasze jesienne mieszkanie.

Chmiel na rogach jelenich
usechł już i się sypie;
w szybach tyle jesieni,
w jesieni tyle skrzypiec,
a w skrzypcach, byle tknięte,
lament gada z lamentem.

Za oknem las i pole,
las - rozmowa sosnowa;
minął dzień i na stole
stoi lampa naftowa,
gadatliwa, promienna,
jak ze stołu Szopena.

W nocy tu tyle nuceń
i śpiewań, aż do rana.
Księżyc w srebrnej peruce
gra jak Bach na organach
i płynie koncert wielki
przez dęby i przez świerki -
to leśniczówka Pranie:
nocne koncertowanie.

Chodzi wiatr nad jeziorem,
trąca dęby i graby;
i znów wieczorem, wieczorem
znów zaświecamy lampy;
o, leśniczówko Pranie:
lamp lśnienie, migotanie.

Sunie dorożka nocy
w skos, dziecinnym rysunkiem;
dorożkarz zamknął oczy,
konik stąpa z frasunkiem,
cień od ściany do ściany:
wehikuł posrebrzany;
o, leśniczówko Pranie,
nocne podróżowanie.

Gwiazdy jak śnieg się sypią,
do leśniczówki wchodzą
każdą okienną szybą,
każdą wrześniową nocą;
w twoim małym lusterku
noc świeci gwiazdą wielką.

Konstanty Ildefons Gałczyński

Pożegnanie - Henryk Cyganik

pożegnanie

nie musisz mnie prosić do stołu
ani pytać czy mam pracę
chleb
książkę
i okruszek nadziei
daruj sobie numer mojego telefonu
i nocny rozrzewniony kieliszek
wakacje w górach
i ognisko nad Skawą
nie ma mostu
nie ma śladu
nie ma sprawy

wyświadcz mi tylko jedną przysługę
gdy ktoś cię zapyta
czy chrapię przez sen
po prostu milcz

Henryk Cyganik

Jeszcze - Agnieszka Osiecka

Jeszcze

Jeszcze powietrze tobą pachnie,
jeszcze się suszą łzy na sznurze,
ptak się w gęstwinie czasem żachnie
i chmurna sowa się rozchmurzy.

Jeszcze się czasem młody kretyn
utopi w morskiej toni
i gaśnie z wolna mórz seledyn
i pusto w mojej dłoni.

Wcześnie kawiarnia nasza ziewa,
sen ją zimowy wkrótce zmorzy
i chłodny wiatr poraża drzewa
i serce
tak się czegoś trwoży.

Agnieszka Osiecka

Nokturn - Juan Ramón Jiménez

Nokturn

Ja nie wrócę. I w nocy
ciepłej i łagodnej
uśnie świat w promieniach
samotnego księżyca.
Mego ciała tam nie będzie,
kiedy przez otwarte okno
wpadnie zimny wiatr od morza,
pytając o moją duszę.
Nie wiem, czy po tylu latach
będzie mnie kto oczekiwał.
Lub całował me wspomnienie
między łzami i pieszczotą.
Ale będą gwiazdy, kwiaty,
i westchnienia, i nadzieje,
będzie miłość w tych alejach
ocienionych gałęziami.
I zadźwięczy to pianino,
jak i teraz, cichą nocą,
lecz go nikt nie będzie słuchał,
w moim oknie, zadumany.

Juan Ramón Jiménez
przekład Jan Winczakiewicz

W jesieni - Kazimierz Przerwa Tetmajer

W jesieni

O cicha, mglista, o smutna jesieni!
Już w duszę czar twój dziwny, senny spływa,
Przychodzą chmary zapomianych cieni,
Tęskonta wiedzie je smutna i tkliwa.
Ileż miłości, ileż kochania
Umarła przeszłość z naszych serc wygania,

Zamykam oczy blade i ciche,
Sunę się w liści posępnym szeleście.
O dni umarłe! O dni, gdzie jesteście?

Co pozostało po was? Ach, daleko,
Daleko kędyś będziecie toczyć się, jak cienie,
rzeką szarą i smętną w głąb puszcz i w milczenie...

Kazimierz Przerwa Tetmajer

Śmieszne - Anna Kamieńska

Śmieszne

Jak to jest być człowiekiem
spytał ptak ....

Sama nie wiem
być więźniem swojej skóry
a sięgać nieskończoności
być jeńcem drobiny czasu
a dotykać wieczności
być beznadziejnie niepewnym
i szaleńcem nadziei
być igłą szronu
i garścią upału
wdychać powietrze
dusić się bez słowa
płonąć
i gniazdo mieć z popiołu
jeść chleb
lecz głodem się nasycać
umierać bez miłości
a kochać przez śmierć

To śmieszne odrzekł ptak
wzlatując w przestrzeń lekko

Anna Kamieńska

Dolegliwości małżeństwa - Denise Levertov

Dolegliwości małżeństwa

Dolegliwości małżeństwa:
udo i język, kochany,
są ciężkie od nich,
drżą od nich zęby

Szukamy komunii wspólnoty
i nie odnajdujemy, ukochany,
żadne z nas

Jest to lewiatan, a my
w jego brzuchu
szukający radości, odrobiny szczęścia
którego nie ma na zewnątrz
dwa razy dwa w arce
bólu tych dolegliwości

Denise Levertov
przełożył Jan Leszcza

Le Sappey - Konstanty Ildefons Gałczyński

Le Sappey

...a ostatnie godziny są jak most nad przepaścią,
a tyle zerwanych przęseł,
a miłość jest na moście, a przepaść pod miłością,
a księżyc jak lustro wklęsłe.

Patrzę w lustro i w most, w lustrze widzę twą twarz,
chciałbym jeszcze szybko winogradu
liści dodać twym uszom, a winograd ty znasz
i wołanie po nocy: Poratuj.

Bo winograd miał chłopak: Bacchus, Dioniz, Lycaeus
(różny dźwięk o tej samej urodzie),
ale most się zawalił, święty Marek go spalił,
zatonęły menady w wodzie.

Ale niech tam. Przez chwilę niechaj będzie winograd
i ten most, bo muzyczny, i ta noc, bo tak modra
jak bluzka z błękitnych pereł.

W Sykstynie Michał Anioł
rzucił się nad otchłanią,
bluzkę rozdarł. I ujrzał śmierć.

Konstanty Ildefons Gałczyński

Piosenka księżyca - Krzysztof Kamil Baczyński

Piosenka księżyca
Motto: La lune blanche...
(Verlaine)
W skośny stół z matowej czerni
księżyc wylał płytką rzeką
szumią ciszą w szklany werniks
gwiazdy spadłe niedaleko
w gęstej nocy jak w akwarium
płyną długie, śliskie ryby
uliczkami gęstych podwórz
szyby szorstką łuską wybić
gładzi zwilgłe srebrem ściany
płynnych łysków miękki natłok
i na stole rozślizganym
czarny piesek gryzie światło.

Krzysztof Kamil Baczyński

Jasno wiedzieć - Jalu Kurek

Jasno wiedzieć

Nie ma powrotu, ale jest nadzieja,
matka głupich, diament mądrości.
Stoję na brzegu zdziwienia, statek mój odpływa.
Doktorzy w piśmie! Nie wypełniło się jeszcze,
co ma się stać. Podnoszę pięść na wysokość marzeń,
podnoszę śpiew na wysokość cierpienia,
ja - niepokonany, ja - nieprzekonany,
mąż umęczonej wyobraźni zwolniony z milczenia.

Mówią mi: oto zakręt, tam już ból ustaje.
W ostrej walce nadciąga opóźnione szczęście.
Miłość to przypadkowe rozmieszczenie atomów.
Mówią mi: ani porządek matematyczny,
ani bicie serca nie byłyby możliwe,
gdyby Bóg nie istniał. Więc mogę spać jak dawniej.
Młynie niestrudzony, olśniewające drzewo wiadomości,
myślcie za mnie, jestem znów spokojny.

Niech tylko wiersze spalę, niech ukryję
wstydliwe piętno żądzy, chustę Weroniki.
Nie myślę, więc nie jestem. Zstąpmy na dno studni.
Co słychać w ciszy? Mordercy nas oskarżąją.
Co widać? Huśtawkę księżyca, zagubione klucze czasu.
Trudny jest świat, trudniejszy dla poety
niźli dla filozofa. Jakaż nam nagroda?
Cały dobytek z popiołów uniesiony w czaszce.

Jalu Kurek

Wiersz - Juan Ramón Jiménez

Wiersz

Wyrywam z korzeniem nać,
jeszcze pełną rannej rosy.
Oh, jak tryska ziemia
mokra i pachnąca,
oślepienie, deszcz gwiazd
na moje czoło, na oczy!

Wolny —
skazany wszędzie
na ból samotności.

Juan Ramón Jiménez
przekład Jan Winczakiewicz

Brwi - Tomasz Jastrun

Brwi

Dotknąłem
Pękniętą wargą
Jej ust
I nic się nie stało
Nie uderzyła mnie w twarz
Jej oczy nie zmieniły koloru
Tylko brwi
Uniosły się jak skrzydła ptaka
Który nie wie
Zostać
Czy odlecieć

Tomasz Jastrun

Wierzę tylko w twoich ramion... - Marian Ośniałowski

* * *

Wierzę tylko w twoich ramion
aksamitny, ciepły krąg.
I w brązowość twoich oczu
I w dotknięcia twoich rąk.

Dzień się znowu w przepaść stoczył,
to jesienny, pozłacany liśćmi mrok.
To tęsknoty horyzontów,
które spłoszyłby twój krok.

Drogi idą w pustkę, w mgłę.
Po cóż iść mam którąś z dróg.
Przecież nic nie znajdę.....
tam nie ma śladów twoich nóg.

Marian Ośniałowski

Do ciebie żywej - Vicente Aleixandre

Do ciebie żywej
Dotknąć ciała ludzkiego
to dotknąć nieba

Novalis
Gdy wpatruję się w płynną linię twego ciała,
jak w rzekę, która nigdy nie ustanie w biegu,
jak w lustro jasne, gdzie śpiewają ptaki,
gdzie rozkoszą jest odczuć, że świt się przybliża,
Gdy patrzę w twoje oczy, bezdenna jest śmierć,
lub stamtąd dopiero wezwało mnie życie,
śpiew głębin, które zaledwie przeczuwam.
Gdy widzę twoją postać, twe pogodne czoło,
świetlisty kamień, z którego krzeszę pocałunki,
on jest jak skały, od których odbija się słońce, lecz w nich
nie zatonie.

Gdy wargami oswajam tę kruchą muzykę,
te odgłosy czegoś, co zawsze jest młode,
upał ziemi, co śpiewa wśród zieleni,
ciało, które wilgotne, musi się rozprysnąć
jak szczęśliwa miłość, grająca w chowanego, by się znów
ujawnić,

Czuję jak świat wiruje pod mymi stopami
z właściwym sobie darem bycia gwiazdą,
radośnie szczodrobliwą gwiazdą o poranku,
co nawet morza nie chce, by w nim się podwoić.
Wszystko jest niespodzianką. Świat cały w rozbłyskach,
czuję, że morze nagle drży z zimna nagości,
że jego chciwe wnętrze już drąży gorączka
i błaga bodaj o muśnięcie światła.

Stwarzanie iskry miota. Błogość wyjednana
przesila się jak rozkosz, co nigdy nie sięgnie spełnienia,
jak nieoczekiwane wzburzenie miłości,
której wiatr się zaciska na czołach najbardziej bezbronnych.

Patrzeć na twoje ciało i w jego blasku nie zapalać światła,
być blisko tej muzyki, co współbrzmi z ptakami,
z czystością wód, z lasami, z tym cielesnym pulsem
pełni, której smak teraz poznałem na wargach.

Vicente Aleixandre
przekład Krystyna Rodowska

Mojej duszy - Juan Ramón Jiménez

Mojej duszy

Gałązkę zawsze masz przygotowaną
dla sprawiedliwej róży; u ciała drzwi uchem
ciepłym przylgnąwszy, czujnym zawsze słuchem
łowisz, uważna, strzałę niespodzianą.

Fala nie będzie nigdy falą żadną,
nim nie zabierze z twego rozwartego cienia
lepszego światła. Nocą trwasz bezsenna
wewnątrz swej gwiazdy, by żyć jawą własną.

Na rzeczach stawiasz znak swój nieomylny.
Później, gdy szczęście na nowo się ziści,
Odżyjesz w tym, na czym twój znak zostanie.

Twoja róża miarą będzie różom innym,
twój słuch harmonii miarą, twoje myśli
miarą żaru, gwiazd miarą — twe czuwanie.

Juan Ramón Jiménez
przekład Zofia Szleyen

Ballada o wiecznym cudzie - Max Jacob

Ballada o wiecznym cudzie

To, że jest Bóg, to nie do wiary,
I to przejście do nas, ludzi stworzonych, do nas od 2000 lat,
To nie do wiary,
Że zwierzę żyje i że roślina żyje,
Że Bóg nie umiera, to nie do wiary,
I klatka próżni,
Którą się stanie kość.
Tutaj przerywam, bo nie mogę
Wznieść się do duszy. Ach, nie mogę... To nie do wiary.
Ta chwila próżni! I Bóg powróci.
Można to nazwać, jak kto zechce,
Agonią, próżnią, kryzysem,
Przemianą, śmiercią - to nie do wiary -
Zaskakujące życie! Straszliwe zaprzeczenie Boga,
Gdy mój duch, moja próżnia woła: Boże, Boże jedyny!
To nie do wiary.
Przywołuję geniusze czterech punktów przestrzeni,
Pomóżcie mi, kapłani czarodzieje.
Przywołuję białą żmiję mgławicy, ja - czarodziej.
Niech przyjdzie olbrzym, który ma dziewięć matek,
I uczyni trzy próby, aby spętać wilka na wybrzeżach świata.
To zaskakujące, że Bóg ma czoło, usta, ma grotę, matkę!
Jest siedem grot i cztery wiązanki,
Biała żmija mgławicy
I cztery żywe gęsi, aby czcić mój obłęd,
To nie do wiary,
To że jest Bóg, to nie do wiary!

Max Jacob
przeł. Adam Ważyk

Zakochana - Paul Éluard

Zakochana

Ona stanęła w mych źrenicach
Włosy jej splotły się z moimi
Ona ma kształt moich dłoni
Ona ma kolor moich oczu
Ona zatraca się w mym cieniu
Jak kamień pochłonięty niebem

Ona źrenice ma otwarte
I nigdy nie daje mi zasnąć
Od snów jej w pełnym dziennym świetle
Wyparowują całe słońca
I muszę śmiać się płakać mówić
Nie mając nic do powiedzenia

Paul Éluard
przełożył Jan Kott

Na brzegu stała kobieta - Pavel Bunčák

Na brzegu stała kobieta

Jestem gdzieś chyba tuż przy samej ziemi,
na czworakach i zwinięty w kłębek,
niemal boleśnie.

Ona stoi i czeka na kamieniu
spieniona już cała
i cierpliwa jak kamień na kamieniu
i piękna jak skała
od stóp do głowy w słońcu
wyprostowana.

Czeka i nigdy się mnie nie doczeka,
bo tymczasem już od dawna,
od urodzin cały w niej jestem,
ale ona mnie nie zna,
budzi się ze snu kamienny posąg,
miłość zraniona ściera z siebie pianę,
a morze z głębi śle echo nieznane
za kobietą kamienną,
pod wodą czeka na nią ze mną.

Pavel Bunčák
przełożył Andrzej Czcibor-Piotrowski

Zły księżyc - Agnieszka Osiecka

Zły księżyc

Bój się, księżycu, bój,
bój się tej nocy tak samo jak ja,
płyńmy bezsenni po kocich łbach,
po czarnym asfalcie przestrzeni...
Będziemy się kolebali,
bardzo będziemy się bali,
coś obejrzymy, coś wypijemy,
może dotrwamy do rana, które się w końcu rozbieli,
jeżeli, jeżeli, jeżeli...
A jeżeli nie, a jeżeli nie,
to trudno, to bęc,
do widzenia,
żegnajcie miastka i wioski,
żegnajcie kochanki, i żony, i piękne wspomnienia,
a także - wolne wnioski.
Bój się, księżycu, bój,
bój się tej nocy tak samo jak ja,
Pan Bóg wymyślił nas w ciemnych snach,
po czarnym koncercie jesieni...
Musimy płynąć wciąż dalej,
w pętlach wąwozów i alej,
coś zaśpiewamy, coś przemilczymy,
może dotrwamy do jutra,
które się w końcu rozbieli,
jeżeli, jeżeli, jeżeli..

Agnieszka Osiecka

A gdybyś przybyć jesienią miał - Emily Dickinson

***

A gdybyś przybyć jesienią miał
strzepnęłabym lato na bok
jak muszkę, z uśmiechem na pół,
na pół ze wzgardą.

Gdybym cię mogła zobaczyć za rok,
kładłabym do osobnych szufladek
miesiąców kłębki szare,
zanim by czas ich miał nadejść.

Gdyby zwlekały tylko stulecia,
liczyłabym je na palcach szybko
odejmując, aż ręka w dół poleci
ku van Diemeńskiej Wyspie.

A gdyby pewność, że na końcu
wszelkiego życia nasze dwa pozostaną,
rzuciłabym już dziś swoje precz jak łupinkę,
by zakosztować wieczności nieznanej.

Lecz teraz, kiedy skrzydło czasu
bije nierównym rytmem,
to wieczność dźga mnie tylko żądłem
nieimiennym i nieuchwytnym.

Emily Dickinson
przekład Kazimiera Iłłakowiczówna