Marzeniami chwytałem w pierzchające zachody - Konstanty Balmont

* * *

Marzeniami chwytałem w pierzchające zachody,
W pierzchające zachody cienie gaśnień i widm,
I na wieżę wchodziłem, i pod stopą mą schody,
I pod stopą ma schody wybijały mi rytm.

I im wyżej, tym ostrzej odróżniałem kontury,
Odróżniałem kontury tajnej dali i miast,
I przedziwnie mi brzmiały niby pieśni i chóry,
Niby pieśni i chóry głosy ziemi i gwiazd.

I im wyżej, tym góry lśniły czystszą pozłotą,
Lśniły czystszą pozłotą przez noc głuchą i mrok,
I swym blaskiem żegnania niby tkliwą pieszczotą,
Niby tkliwą pieszczotą całowały mi wzrok.

A na dole pode mną czarna noc już nastała,
Czarna noc już nastała, ucichł hałas i gwar,
Ale dla mnie z oddali światłość słońca jaśniała,
Światłość słońca jaśniała i dopalał się żar.

Nauczyłem się chwytać w pierzchające zachody,
W pierzchające zachody cienie gaśnień i widm,
I wciąż wyżej wchodziłem, i pod stopą mą schody,
I pod stopą mą schody wybijały mi rytm.

Konstanty Balmont
przełożył Julian Tuwim

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz