Koncert zimowy - Kazimierz Wierzyński

Koncert zimowy
Maryli Bychowskiej
1
Pierwsza płyta: Scarlatti,
Scarlatti, jak dzień dobry,
Śmieszny ze szczęścia,
Nieprawdopodobny
W tym śniegu, mrozie i zimie.
Scarlatti! Samo to imię!

Sonaty. Rozarium. Plastry. Miód.
Zbierały go wartkie pszczoły nut
I ponad Rzymem, nad Madrytem
Lepiły złoto-różowym świtem
Aż go zamknęły w szklanym słoju:
Horowitz z niego wytrząsa dziś deszcze
Włoskie, hiszpańskie, Bóg wie jakie jeszcze
Na nas, w Ameryce,
W zamkniętym pokoju.
Sonaty. Rozarium. Deszcz i miód.
A może pod szkłem grudeczka radu,
Kryształek, promień, magiczny kruszec,
Cały ogromny świat pod kloszem
Na wsi, tu, w Massachusetts.

Sonaty. Rozarium. Kryształy. Świat.
Nie wiem już co. Mistyka. Żart.
Czerwone jabłka na cienkiej nóżce,
Na cienkiej nóżce niebieskiego powoju
Tańczą przy złotej, poważnej gruszce
I obijają się po pokoju.

2
Bach. Święty pająk.
Tka w złotej tkalni,
Jak Bóg sam obłoki tkał.
Pochylony w pokorze
Wzór wyszywa po wzorze
Na podobieństwo boże,
Aż otwiera się niebo,
Szeleści mszał.

Dalekie i niedościgłe
Światło nawleka na igłę,
Spokojnie prowadzi ścieg.
Zaszliśmy w obłok, zakonne bractwo,
Idziemy biali przez senne opactwo,
Zbieramy w ręce sypkie bogactwo,
Wysiewający się śnieg.

Idziemy skrzydłami okryci,
Po korytarzach powłóczą się nici
I peleryny z białych piór,
A w pracowitej tkalni
Coraz to triumfalniej
Aniołowie parafialni
Podnoszą śpiew swój
I śpiewa chór.

A najpiękniej śpiewają najbielsi.
Gloria in Excelsis.

3
Rubinstein gra w Valdemosa.

Z trzeciego Scherza
Dzwonami oktaw
Tłucze się groza,
Rebelia Prometeusza.
Śpiewie kościelny,
Zbaw nas tej zimy,
Zmarzniętą wargą
Przy szybie prosimy,
Śnieg sypie, śnieg sypie
I wszystko zaprósza.

Z wyspy mu trzeba
Przelecieć pół nieba,
By dotrzeć daleko na Północ.
Spieszcie się. Spieszcie z pomocą,
Bo czarne ptaki nad nim łopocą
I czarne czeka czółno.

Bo kto mu w ten wieczór widmowy
Sępy odgoni znad głowy,
Gdy w górach szamota się, biedzi?
Kto po klasztornej, obmarzłej ścianie
Na ratunek się przedostanie?
Chyba Orion i Syriusz zimowy,
Najbliżsi sąsiedzi.

Patrzymy z dołu po murach, po oknach,
Bije z nich Północ. I krzyk nowych oktaw.

4
Jeszcze Preludia, prawie Plejady,
Maczek srebrzysty gołębiej gromady
Zasypie nas i zamroczy.
Płyniemy, błądzimy już bez pamięci,
Po niebie, po morzu, w pokoju zamknięci,
Śnieg chłodną rzęsą pokrywa nam oczy.

I słychać szepty, czyjeś pociechy,
I czyjąś miłość, dziewczęce śmiechy,
I jakaś rozpacz wybucha płaczem,
I jakaś cisza zapada gasnąca,
Płyniemy dalej, płyniemy bez końca,
Tylko nie pytajcie mnie za czem.

Kazimierz Wierzyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz