Pora śmierci choinek - Marcin Świetlicki

Pora śmierci choinek

Styczeń, pora śmierci choinek. Trupy rozebrane
z łańcuchów i ozdóbek. Mnóstwo bohaterów
porzuconych w śniegu. Zapomniana gwiazda
pozostawiona, zaplątana między
łysiejące gałązki. Bez blasku.
Trzej królowie już w drodze powrotnej
i nic ich nie prowadzi. Wracają do swoich
rzezi. Dziś ostatni
okruch ze świątecznego ciasta dostał się pod nogi
i dzioby ptaków. To olbrzymie zwierzę, które wchodzi w takich
momentach rycząc: ZAMYKAMY!
KONIEC! KONIEC! być może jest podłe
i godne nienawiści, ale przecież kiedyś,
gdy będziemy zmęczeni zachodami - wschodami,
lewą i prawą ręką, kocham cię - nie kocham,
będziemy je przyzywać - i gdy wreszcie przyjdzie
- przyjmiemy je z wdzięcznością.

Marcin Świetlicki

3 komentarze:

  1. To właśnie lubię u Świetlickiego - bezpośredniość.
    W opisie rzeczywistości i w sądzeniu. W pokazywaniu własnej oceny rzeczywistości, która po prostu jest mi bliska. Wiersz o śmierci, tym olbrzymim zwierzęciu, jako konsekwencja przemijania Bożego, zresztą, narodzenia. Tak Marcinie zgadzam sie z Tobą, gdy będziemy zmęczeni przyjmiemy je z wdzięcznością, albo w tej akurat chwili tak mi się wydaje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba Ci się wydaje... Od kilku tygodni codziennie oglądam w szpitalu niesamowitą wolę życia u starego człowieka. Nie ma zgody na śmierć - jest wielka miłość do tego a nie tamtego świata.
    Może dlatego, że nie jest choinką?;)
    Ale wiersz rewelacyjny! Co dla poezji Świetlickiego jest zresztą normą.
    Cieszę się, że zwróciłeś uwagę właśnie na ten wiersz. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A może chodzi tu o to, że życie opiera się na chwili?
    A chwile jak wiadomo bywają różne.

    OdpowiedzUsuń