Spóźniona - Tomasz Jastrun

Carrie Vielle
Spóźniona

Długo czekałem - zmieniałem koszule
I twarz w nieprzychylnym lustrze
W końcu przyszła
Punktualnie spóźniona
Chciałem zajrzeć jej w oczy - umknęły
Byłem tak blisko
Że słyszałem jej serce
I szelest włosów
Spojrzała z lękiem gdy nieostrożny
Złamałem milczenie
Słowa się potoczyły kamieniem
I nagle - sam nie wiem kiedy
Schwytałem motyla który drgnął
Pięcioma chłodnymi palcami

Tomasz Jastrun

Przez tyle długich lat... - Leszek Elektorowicz

***
Marii
Przez tyle długich lat trwa w nas pierwsza chwila
trwożnego spotkania młodych ciał
których skórę gładką i gorącą
chronimy w sobie
Patrzę w twoje wielkie źrenice
z tamtego wieczoru wonnych warg
I zasłoniętych okien kiedy
na ulicy gasło echo strzału
Trwają w nas pożary niewole
I wspólnie przeżyte zgony
W twych latach wielu trosk i małych szczęść
które prześwietla słońce ranne
w młodym lasku brzozowym
jasnym od twego ciała
Czy to wspomnienie czy obraz trwa żywy
jak ujrzany razem czarny morski jeż
W szkle Adriatyku
jak wspięte drapacze Manhattanu
jak źródlany szmer Delf
we wspólnym zapatrzeniu
w czas nieodgadniony wtedy
odgadnięty dziś
w nocy
bez gwiazd

Leszek Elektorowicz

Uwiesiłem się stopami lampy... - Michał Zabłocki

Tomasz Sętowski - Inkubacja
Uwiesiłem się stopami lampy...

Uwiesiłem się stopami lampy i zwisam głową w dół
Czarny płaszcz okręciłem wokół głowy i drzemię
Mój kolor jest najbardziej złoty w samym środku
Błyszczy sam dla siebie a nawet fosforyzuje w ciemności
Kiedy wejdę w siebie widzę złoto porozrzucane wszędzie
Poukładane na półkach poustawiane rzędami na podłodze
Sięgające sufitu wyrastające pod samo sklepienie
Zasłaniam zazdrośnie moje piękne wnętrze
I wyprawiam się nocą na krwiożercze łowy
Z apetytem przełknięta krew ulega przemianie
Szkarłat jest kolorem równie przecież królewskim
To co tam czerwone tutaj wygląda na złote
To są katakumby raczej przecież niż skarbiec
Czaszki świecą diamentami w wewnętrznych tunelach

Michał Zabłocki

Stoliki się budzą - Edward Pasewicz

Jarosław Jaśnikowski - Piękny umysł narodu polskiego opróżniony z gry Wojskiego
Stoliki się budzą

Stolarska. Ambasada Śledzia. Pani
w nerwowej fryzurze pięknie się dławi powietrzem.
Przed amerykańskim konsulatem
kolejka staruszków – wiem, że się wybierają
do nieba i cali są porośnięci niebem.
Trzecia kawa smakuje najbardziej.
Jest taneczna i lekka i ma spojrzenie
brunecika, który szybuje nad laptopem
i groźnie patrzy w tabelki i cyfry,
o tak, myślę sobie, bądź jak groźne ptaszysko
przelicz mi rzeczywistość.
Nie jestem spokojny, palę zachłannie
jednego za drugim, jednego za drugim.
Siedzę za drutem kolczastym
z samych niedomówień.

Edward Pasewicz

Sokka - Wojciech Brzoska

Gustav Klimt - Wąż wodny - 1904-07
sokka

pochodzę z południowego
plemienia wody.

jak meteoryt.

jak miecz, który tnie
światło pod ławką.

wycina szklane znaki miłości
dla brata i siostry.

w deszczu
świecisz słonecznym światłem.

jak twoja ławka.

bumerang jest tratwą.

opakuj mi serce
w co można najpiękniej.

jak ciało niebieskie.

Wojciech Brzoska

Złamanie zamknięte - Wojciech Brzoska

Jurgen Gorg
złamanie zamknięte

z nici porozumienia ponownie nici, gwałtowne cięcia
rodzą chore milczenie, rozgrzane telewizory
wychodzą naprzeciw chłodnym abonentom ersatzu.

zbyt późne powroty do własnych cudzych domów
czasami kończą się nieoczekiwanym spięciem,
w jednej chwili cisza zostaje porzucona
wraz z upragnionym snem. walczymy w środku nocy
jak rozwścieczone niedźwiedzie na środku klepiska
kuchennych kafli, odłamki słów zostają głębiej niż
szkło tłuczonych bezmyślnie drzwi. zaraz jednak
opatrujemy się nawzajem, kostkami lodu z zamrażalnika
tamujemy rodzinną krew, drobne rany przemywamy w potoku
szeptanych zdań.

nić porozumienia zostaje sklejona,
gwałtowne spięcie tym razem przerywa
chore milczenie.

Wojciech Brzoska

annie leibovitz fotografuje niebo dla susan sontag - Wojciech Brzoska

fot. Annie Leibovitz - Lennon Ono December 1980
annie leibovitz fotografuje niebo dla susan sontag

umierasz w moim locie.
nie zdążę pokazać ci chmur,
które właśnie dla ciebie robię
jak watę cukrową.

odfruwasz, kiedy ja ląduję.

twoja twarz jest wąwozem,
w którym chciałabym się schronić
jak w potrzasku migawki.

jak w stopklatce.

Wojciech Brzoska

Walentynki (fragmenty) - Tadeusz Różewicz

Walentynki
(fragmenty)


I
w dniu Świętego Walentego
roku pańskiego 1994
słuchałem ćwierkania
pani redaktorki "radia bzdet"
z czarnej skrzynki
promieniował ciepły głos
cip cip cip cipki
- tak wabiły gospodynie
w przedpotopowych czasach
drób - kurki i koguciki
kikiriki
cip cip cip dziewczynki
życzymy wszystkiego naj naj naj
wszystkim zakochanym
bo to dzisiaj ich święto
cip cip cip
szaleństwo w wielkich domach
towarowych
Amerykanie kupują Amerykankom
biżuterię bieliznę słodycze
wszystko w kształcie
czerwonego serduszka
epidemia "ejds" sprawiła
że obyczajem stało się
wręczanie zakochanym prezerwatyw
ozdobionych serduszkami
wisiorki w kształcie serduszka
bombonierki
21-letni chłopak (w kształcie serduszka?)
zamordował czteroletniego synka
na pytanie dlaczego to zrobił
młody ojciec odpowiedział
"tak długo i głośno płakał
aż mnie zdenerwował"
jego 16-letnia żona
powiedziała płacząc
"wiem że źle zrobił
ale ja go kocham"

II
w dniu Świętego Walentego
roku pańskiego 1995
w czarnej skrzynce nawija damski głos
kochajmy się bezpiecznie
(…) homo sapiens
potrafi inną istotę
doścignąć zabić
obedrzeć ze skóry
i zjeść
ludzie i małpy
są trawożerne
mięsożerne owadożerne
i owocożerne
człowiek nie jest
drapieżnikiem
ale
miałem nieprzyjemność
bycia w rzeźni
(…) luka w życiu rodzinnym
chłopiec chciałby mieć tatusia
który mieszkałby w domu
zawarliśmy z synkiem pakt
że kiedy jakiś tatuś zamieszka
w domu
będziemy go lubić
będziemy lubić takiego tatusia
który będzie spełniał
wszystkie warunki (…)

Tadeusz Różewicz

Od rana - Krystyna Miłobędzka

Jan Saudek - Świat według św. Jana 13 maja 1935
od rana

od rana męczę się nad celnością słów
nie pamiętam kogo miały zabić

Krystyna Miłobędzka

Życie, epopeja! - Miłosz Biedrzycki

życie, epopeja!
Wojtek Siudmak


życie, epopeja rozkładu ciała!
już myślałbyś, że wszystko wskakuje
na wspaniałe tory, a tu – w lustrze
wyszczerza się drugi podbródek. ojciec
twierdzi, że koło trzydziestki powinienem
przestać pisać, inaczej stanę się

„takim dupkiem jak Herbert”. ale jak nie
tworzyć urojonych piękności, kiedy każdym
nerwem czujesz flaczenie tej podstawowej.
dwadzieścia pięć przesikanych, przesmarkanych
i cielęcych lat jako preludium, przez
kontrast podkreślające to, co dzieje się

potem. a mowa dopiero o stadium rozkładu
cynicznie nazwanym „wiekiem dojrzałym”!
nie wyobrażam sobie, żeby ktoś był w stanie
wyobrazić sobie starość, zanim tam się nie
znajdzie, unieruchomiony za stołem, krzyczący
„kelner! ja tego nie zamawiałem!”

Miłosz Biedrzycki

Kapusta w krokiecie - Miłosz Biedrzycki

Rafał Olbński
Kapusta w krokiecie

oczywiście, oczywiście
jeden z tych dni
kiedy świat się obraca
wokół osi Grodzka–Floriańska

bardzo uważnie
opuszczam nogi z chmury gdzie jestem
za każdym razem staram się
trafić w maciupeńki kwadrat Rynku

znajomi w milczeniu
przepływają o dwadzieścia centymetrów obok
zajęci własnymi
pulsującymi wzorami na szkle

fioletowy zmierzch kryje
pomarańczowe polewaczki
krańce olbrzymiej płaskiej przestrzeni
zaginają się i podnoszą

Miłosz Biedrzycki

Dobry wieczór - Miłosz Biedrzycki

dobry wieczór

Dobry wieczór, nazywam się Mickiewicz, jestem
Juliusz Kossak - Adam Mickiewicz z Sadykiem Paszą w Turcji - 1890
Białorusinem. pierwszy w Polsce pisałem jak O'Hara
potem wszystko mi się poprzestawiało, do żony
zacząłem się zwracać per mebel. przez chwilę
myślałem o staniu się jednym
z tłumem prymitywów zadeptujących Place de la Concorde
adidasami „Podhale”. moja pycha zdradziła mnie i wyśmiała.
przez chwilę myślałem o staniu się jednym
z kosmicznym tonem Wszechświata, duchowym czynem,
świętością urzeczywistnioną. zostałem mistycznym kapralem
nawiedzonych paranoików zarywających
noce nad plastikowymi flaszkami wina za sześć franków
przed wyjściem do roboty na szóstą na czarno na budowie

właściwie przestałem pisać, czasami opowiadam klechdy
o Polsce, wzruszam publiczność, biorę za to pieniądze
właściwie przestałem pisać. coś wisi w powietrzu,
jakieś oczekiwanie, kiedy przymknę powieki
widzę przez drgające w upale powietrze czerwoną
spękaną skorupę ziemi, pokryte kurzem woły
ciągną wóz o wielkich drewnianych kołach,
przebiegam chłodne ścieżki Manali z ładunkiem
haszyszu na plecach, dżip przeciążony bronią z przemytu
mozolnie wspina się na porośniętą parującą dżunglą górę
odprowadzany obojętnym spojrzeniem Malgaszów, tych czarno-
skórych Chińczyków.

w nocy budzi mnie bicie bębnów i jazgot tureckich piszczałek
w ciszy wpatruję się w sufit, jakbym miał dokądś jechać,
jakbym miał złapać hiva i umrzeć, jakbym dawniej latał cały
teraz tylko jako sadza.

Miłosz Biedrzycki

Dom - Marcin Świetlicki

Fernando De Jesus Oliviera (Ferjo)
Dom

Gdy skończą się przyprawy, sól i pieprz,
kiedy wszelkie wysiądą urządzenia
i prąd wyłączą ostatecznie, kiedy
pająk mi dotyka gardła pajęczyną,
wtedy dom już nie będzie domem,
klucz się zagubi w odmęcie na zewnątrz.

A gdziekolwiek się pójdzie, zawsze
droga powrotna to będzie.

Świat nie ma ramion, nie ma ciepłego oddechu,
świat nie śpi, nie śni. Cokolwiek snem było,

było domem.

Marcin Świetlicki

Konwalie, bzy albo pet - Jan Nowicki



Konwalie, bzy albo pet

Daty, daty, kolejne daty, jakby nie można inaczej.
Czas w brzuchu martwego konia, puchnąc mruczy coś
Ziemia! Ziemia!!! - wrzeszczy pijany grabarz.
Ziemia! Ziemia!!!
I zasypuje nią gniazdo bocianie,
Z Tobą w środku.
Ziemia! Ziemia!!!
Ale głupcy mimo to czekają,
Na ten czerwiec i także następny.

Wpadnij Pan choć na pół papierosa.
Na uśmiech, słowo, brzęknięcie, szept.
My tu żyjemy proszę Pana
Jak te konwalie, jak bzy albo - pet.

Na Błoniach mlecze, raz żółte, raz białe
Taki majowy szmonces.

W Niebie bezzębne anioły - wiem -
Mielą żarnami dziąseł,
Przetrawioną wcześniej na Ziemi,
Rzadką papkę. Rzadką papkę - ludzkich miłości.

Wpadnij Pan nocą, wieczorem z rana,
Na najkrótszy z krótkich milczący szept.
Bo my umieramy trochę bez Pana.
Jak te konwalie, jak bzy, albo - pet.

Halo! Halo
Wpadnij Pan choć na pół papierosa.
Na uśmiech, słowo, brzęknięcie, szept.
My tu żyjemy proszę Pana
Jak te konwalie, jak bzy albo - pet.

Halo! Halo! Halo!
Wpadnij Pan choć na pół papierosa.
Na uśmiech, słowo, brzęknięcie, szept.
My tu żyjemy proszę Pana
Jak te konwalie, jak bzy albo - pet.

Jan Nowicki

Mam ciało, co więc z nim właściwie czynić - Osip Mandelsztam

Paul Cezanne - Piramida z czaszek - 1901
* * *

Mam ciało, co więc z nim właściwie czynić,
Takim wyłącznym i moim jedynie?
Za cichą radość, że oddycham, żyję,
Komu, powiedzcie, wdzięczność swą odkryję?
Jam i ogrodnik, jam i kwiat szczepiony,
W ciemnicy-m świata nieosamotniony.
Na szkle wieczności już zostały cienie
Mojego ciepła i mojego tchnienia.
Już się na szkle tym utrwalają wzory
Niepoznawane od niedawnej pory.
Cóż, niech ściekają męty chwil i wrażeń -
Tych miłych wzorów nic już nie wymaże!

Osip Mandelsztam
przełożył Kazimierz Andrzej Jaworski

Burza - Władysław Chodasiewicz

Burza
Rembrandt - Burza na jeziorze galilejskim - 1633


Burzo! Pędzisz ty armady
skroś huczących gniewnie mórz,
maszty gniesz wśród kanonady,
ku niebiosom wznosisz kurz.

Groźny pont na bój wyzywasz,
rzekom płynąć każesz w krąg
i staruszce złej wyrywasz
grat-parasol z drżących rąk.

Długowieczne gaje kosisz,
gradem wieścisz zbożu kres,
tylko mądrym nie przynosisz
ni radości, ani łez.

Mądry spojrzy w świat daleki
przez okienko w grozie tucz
i przymyka swe powieki
nad przesytem gorzkim ócz.

Władysław Chodasiewicz
przekład Kazimierz Andrzej Jaworski

Nie kochasz, grasz mi na nerwach? (2 przekład) - Anna Achmatowa

Gabriel Bonmati
***

Nie kochasz, grasz mi na nerwach?
O, jakżeś piękny, potworze!
I ja nie mogę się zerwać,
a wszak latałam jak orzeł.

W oczy płyn wgryza się słony,
na świat, na ludzi mi kapie,
i tylko goździk czerwony,
czerwony goździk w twej klapie.

Anna Achmatowa
przekład Kazimierz Andrzej Jaworski

Niech świat porzucę - Nikołaj Dobroliubow

Ilja Repin - Portret Lwa Tołstoja - 1891
***

Niech świat porzucę - smutku mało;
jedno mnie tylko niepokoi,
aby śmierć czasem nie spłatała
figla nad biednym ciałem moim.

Lęk zbiera, by nad maską trupią
ktoś łzą gorącą ócz nie zrosił,
by przez gorliwość jakąś głupią
na trumnę kwiatów nie naznosił.

By się od druhów nie roiło
na drodze mej do śmierci włości,
abym się nie stał pod mogiłą
przedmiotem zbędnej już miłości.

By wszystko, czegom pragnął chciwie
ale na próżno na tym świecie,
nie uśmiechnęło się życzliwie,
kiedy mnie ziemia już przygniecie.

Nikołaj Dobroliubow
przekład Kazimierz Andrzej Jaworski

Obłoki wschodnie - Mirra Łochwicka

Jan Stanisławski - Obłoki nad Dnieprem -1903
Obłoki wschodnie

Wędrują w górze wciąż obłoki niebne.
Kurz dymu wzbija się z błękitnych skarp.
Perłowych łez błyszczące juki srebrne
wysoko dźwiga każdy biały garb.

W wieczorny czas przez nikły róż pustynny
za sobą kreśląc niewidzialny szlak
do gwiezdnej Mekki, szklącej się Medyny
mkną szybko w dal, bo los zapragnął tak.

Stopnieją dni jak rannych mgieł tumany.
O, płaczcie, płaczcie! Przyjdzie wreszcie kres.
Lecz lekkie te powietrzne karawany
do skarbca Boga zwiozą perły łez.

Mirra Łochwicka
przekład Kazimierz Andrzej Jaworski

Chanson à boire - Aleksiej Apuchtin

Chanson à boire

Jeśli kochanka cię niecnie zdradziła,
jeśli wciąż tęsknisz i kochasz we łzach,
jeśli wśród walki wyczerpie się siła,
jeśli w niedoli szamocesz się kłach,

Kal Gajoum
rwie się twe serce,
pierś gniecie głaz,
pij, gdyś w rozterce,
pij, póki czas!

Pijesz - już siłą się iskrzą twe oczy,
fraszką ci nędza, znój walki i burz,
gorycz ran starych i ciężar, co tłoczy,
spłynie przy winie to wszystko - i już.

Pomknie twe życie
już w pełni kras...
Pij w sił rozkwicie,
pij, póki czas!

Gdy zaś kochany rozmarzysz się chwilę,
rychło przeminie beztroski tej czar,
w ziemi wilgotnej, ponurej mogile
zamrą uczucia i myśli twych żar.

Przemknie twe życie,
jak biczem trzasł...
Pij w sił rozkwicie,
pij, póki czas!

Co nam z radości i co z upojenia?
Krótko ich żywot na świecie tym trwa!
Daj zapomnienia, o daj zapomnienia!
Wino! Niech oczy przesłoni nam mgła!

Śmieje się serce,
pierś gniecie głaz, -
w szczęściu, w rozterce
pij, póki czas!

Aleksiej Apuchtin
przekład Kazimierz Andrzej Jaworski

Ja przyszedłem zbudzić ciebie - Afanasij Fet

Auguste Rodin - Wieczna Wiosna - 1894
* * *

Ja przyszedłem zbudzić ciebie,
przynieść wieść, że słońce wstało,
że rozlało się po niebie
i po liściach w krąg zadrżało.

Wieść, że las się ocknął ze snu
każdym listkiem na konarach,
każdą ptaka piosnką wczesną,
i w wiosennych tonie czarach.

Wieść, żem przyszedł tu jak wczoraj,
że znów żar w mym sercu gości
i że dusza wciąż jest skora
służyć tobie i miłości.

Wieść, że radość mieszka wszędzie,
że się cały kąpię w wiośnie,
że choć nie wiem, oo to będzie,
ale pieśń już rośnie, rośnie.

Afanasij Fet
przekład Kazimierz Andrzej Jaworski

Przy kominku - Nikołaj Gumiłow

Przy kominku

Spływał nocy cień... Drwa się dopalały.
Z gorzkich jego ust słowa mu spływały.
Ali Akbar Sadeghi

Nieruchomy wzrok utkwił w ciemnej dali
i nad sobą sam tak się smutno żalił:

”Przeniknąłem w głąb nieznajomych lądów,
osiemdziesiąt dni sunął tren wielbłądów.
Łańcuch groźnych gór, las, rozlane wody
i w dalekiej mgle czyjeś dziwne grody.

Nieraz stamtąd w noc pod namiotów krycie
dolatało nas tajemnicze wycie.

Las rąbaliśmy, rowyśmy kopali,
podchodziły lwy, myśmy się nie bali.

Żaden bowiem tchórz pośród nas nie kroczył,
trafiał celny strzał między ich złe oczy.

Odkopaliśmy z piasku tam świątynię,
jedna z tamtych rzek mym imieniem słynie.

I w krainie wód zza jeziornej strony
wielkich plemion pięć biło mi pokłony.

Teraz zbyłem sił, jestem jakby we śnie,
chora dusza ma ciężko i boleśnie.

I poznałem strach po raz pierwszy w życiu
pogrzebany tu, w czterech ścian ukryciu.

Nawet strzelby błysk, nawet cios obucha
nie są w stanie już zerwać mi łańcucha''.

A kobieta zła w pysze swego ciała
wparta w ciemny kąt jego słów słuchała.

Nikołaj Gumiłow
przekład Kazimierz Andrzej Jaworski

Konie narowiste - Włodzimierz Wysocki



Konie narowiste

Nad urwiskiem nad przepaścią śnieżną zamieć przeganiając
Na złamanie karku gnam nahajką konie poganiając
Już brakuje mi powietrza, wiatr i mgłę łapczywie piję
I z zachwytem dzikim wołam: nie przeżyję, nie przeżyję...

Trochę wolniej, wolniej konie, dokąd rwiecie cwałem
Co tam wam czarne wodze i bat
Takie mam konie narowiste jakie sam wybrałem
Życia mi trochę żal, pieśni żal, co za świat

Koniom woda i sól
Pieśniom miłość i ból
Ile czasu los da
Może dzień, może dwa...

Mogę zginąć, wicher zmiecie mnie z otwartej życia dłoni
Kiedy sanie mnie poniosą mroźnym świtem wśród śnieżycy
Każde kopyt uderzenie oszalałych w biegu koni
Jednak zbliża mnie do celu, do ostatniej już granicy...

Ja zdążyłem, bo do Boga każdy kiedyś zdąży w gości
Czemu chór anielski ochrypł, czy z zazdrości czy z miłości?
Czy to dzwonek ciągle dzwoni aż zanosi się od łkania
Czy to ja daremnie wołam, własny los ścigając w saniach...

Włodzimierz Wysocki
w tłumaczeniu Romana Kołakowskiego

Koniec święta - fragment XIII - Pablo Neruda

Łukasz Mierzwa - Korytarz
Koniec święta
(fragment XIII z tomu Cantos Ceremoniales)

XIII
Cóż mógłbym powiedzieć, nie dotknąwszy ziemi?
Do kogo bym się zwrócił, gdybym nie znał deszczu?
Dlatego nigdy nie byłem tam, gdzie byłem
i żeglowałem tylko po to, aby wracać.
Z tylu katedr zwiedzanych nie zachowałem
obrazka ani włosów, starałem się tylko
osadzić mocną ręką mój fundament,
bezrozumnie, rozumnie, obłędnie,
z pasją i w poczuciu równowagi: o każdej godzinie
zapuszczałem się na terytorium lwa,
poznawałem niespokojne wieże pszczoły,
toteż gdy zobaczyłem to, co zobaczyłem,
dotknąłem gruntu i błota, kamieni moich i piany,
istot, które rozpoznają moje kroki i słowa,
kędzierzawych roślin, które całują mnie w usta,
powiedziałem: : tutaj, stąd jestem i stanąłem nagi pod światło,
zanurzyłem dłonie w morskiej wodzie
i gdy wszystko już stało się przeźroczyste,
ułożyłem się spokojnie pod ziemią.

Pablo Neruda
przełożyła Krystyna Rodowska

Koniec święta - fragment X - Pablo Neruda

Koniec święta
Elżbieta Brożek - Letnie popołudnie nad morzem
(fragment; z tomu Cantos Ceremoniales)

X
Noc podobna do wody obmywa niebo,
wchodzi w sny przenikliwym strumieniem
noc
uparta, urywana, gwiaździsta,
sama
wymiata resztki
każdego martwego dnia,
tam w górze insygnia
jej śnieżystego szczepu,
a w dole,
pośród nas,
sieć jej sznurów i snów i cieni.

Z wody, ze snu, z nagiej prawdy,
z kamienia i z cienia
jesteśmy i będziemy
przynależni nocy żyjemy bez światła,
pijemy noc czystą,
przydzielono nam kamień
pieca, lecz gdy chcieliśmy
wyjąć z niego chleb,
wyjęliśmy cień
i ruszyliśmy przez życie
podzieleni;
przełamała nas noc
na połówki
i tak szliśmy
bez wytchnienia, przeszyci
światłem gwiazd.

Pablo Neruda
przełożyła Krystyna Rodowska

Koniec święta - fragment IV - Pablo Neruda

Joanna Sierko-Filipowska - Zapach wieczoru dla Veermera
Koniec święta
(fragment; z tomu Cantos Ceremoniales)


IV.
Niezamieszkałe wiersze, między niebem a jesienią,
wyludnione, bez opłaty za bilet;
przez chwilę nie chcę nikogo w mych wierszach,
nie chcę widzieć na piasku odcisku człowieka,
śladów stóp, martwych papierów, stygmatów
przechodnia, teraz tylko
zawiesina mgły, kolor marca, delirium
ptaków morskich, albatrosów, pelikanów, gołębi
barwy soli, nieskończoność
lodowatego powietrza,
raz jeszcze nim odetchnąć,
pomedytować i zasnąć,
posłużyć się czasem i rozpostrzeć go w nocy,
tym razem w samotności morskiej,
usta w usta z wilgotną porą i agonią
brudnego lata, widzieć jak rośnie kryształ,
jak wspina się kamień w swoje nieodwołalne milczenie,
jak się przelewa ocean, nic nie tracąc ze swojej energii.

Pablo Neruda
przełożyła Krystyna Rodowska

Spadanie czyli o elementach wertykalnych i horyzontalnych w życiu współczesnego człowieka (fragmenty poematu) - Tadeusz Różewicz

Spadanie czyli o elementach wertykalnych i horyzontalnych
w życiu współczesnego człowieka – fragmenty poematu

Dawniej
bardzo bardzo dawno
bywało solidne dno
William Blake - Antaeus Setting Down Dante and Vergil - 1826
na które mógł się stoczyć
człowiek
człowieka który się znalazł na dnie
dzięki swej lekkomyślności
lub dzięki pomocy bliźnich
oglądano z przerażeniem
zainteresowaniem
nienawiścią
radością
wskazywano na niego
a on czasem dźwigał się
podnosił
splamiony ociekał
Było to solidne dno
można powiedzieć
dno mieszczańskie
[…]
spadając uprawiamy nasze ogrody
spadając wychowujemy dzieci
spadając czytamy klasyków
spadając skreślamy przymiotniki
słowo spadnie nie jest
słowem właściwym
nie objaśnia tego ruchu
ciała i duszy
w którym przemija
człowiek współczesny
zbuntowani ludzie
potępione anioły
spadały w dół
człowiek współczesny
spada we wszystkich kierunkach
równocześnie
w dół w górę na boki
na kształt róży wiatrów
dawniej spadano
i wznoszono się
pionowo
obecnie
spada się
poziomo

Tadeusz Różewicz

Do Mecenasa - Horacy

Charles-Francois Jalabert - Horace, Virgil, and Varius at the House of  Maecenas - 1894-99
Do Mecenasa

Niezwykłe mając i niekruche skrzydła
wzlecę poeta z dwóch natur złożony
w przejrzysty eter nie będę już dłużej
mieszkał na ziemi i wyższy nad zawiść

wzgardzę miastami ja co z ubogiego
rodu wyszedłem a goszczę u ciebie
ja Mecenasie mój drogi nie umrę
nie będę więźniem za wodami Styksu

Tuż tuż chropawa mi skóra golenie
ściska przemieniam się w ptaka o białym
łbie a u ramion i zewsząd u palców
jakież mi gładkie wyrastają pióra

Szybszy niż Ikar już oglądam w locie
huczącą w dole cieśninę Bosforu
Syrty Getulów śpiewający łabędź
hyperborejskie nawiedzam równiny

Mnie pozna Dak i mieszkaniec Kolchidy
Gelon siedzący aż na kńcu świata
mnie uzna moje będzie chwytał pieśni
Hiszpan obyty i Gal znad Rodanu

Niechaj nie będzie nenii na zbytecznym
pogrzebie ani szkaradnych narzekań
i żalów zabroń uderzać w lamenty
i niepotrzebnych oszczędź mi honorów

Horacy
w przekładzie Adama Ważyka

E rebus humanis excessus (II, 5) - Maciej Kazimierz Sarbiewski

Anonimowy portret Macieja Kazimierza Sarbiewskiego - XVII w.
E rebus humanis excessus (II, 5)

Porzucam ziemię: w przestwory mię nieście
Chmury i wichry. Już w dole, z daleka
Majaczą góry. Przy wichru szeleście
Państwa i ludy już sina obleka [śreżoga]
[ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ]
Na błędnych ludzkich rzesz znikome lenna
Spoglądam z góry. O losie człowieczy,
Niepewny zawsze i łzawy! O zmienna
Igraszko rodu i zgonu wszechrzeczy!
[ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ]
O morze Bóstwa, o wyspo, w śreżogę

Wieczności skryta, gdzie tętni wciąż życie!
O toni, której nie więżą wybrzeża,
Wchłoń Sarbiewskiego i pogrąż w zachwycie,
Co ból tęsknoty na zawsze uśmierza!

Maciej Kazimierz Sarbiewski

Ogromna noc - Rainer Maria Rilke

Ogromna noc
Wincenty Trojanowski - Plac Maksymiliana w Monachium nocą - 1890

Długo cię podziwiałem, stałem u okna zyskanego wczoraj,
stałem i podziwiałem ciebie. Jeszcze mi było to nowe
miasto jakby wzbronione, a nieprzekonany krajobraz
mroczył się w dal, jakby mnie nie było. Nie zadawały sobie
najbliższe rzeczy trudu, bym je rozumiał. Koło latarni
uliczka przeciskała się w górę: widziałem, była obca.
Naprzeciw – pokój, współodczuty, rozjaśniony lampą –
i już uczestniczyłem; oni to zwęszyli, zamykali sklepy.
Stałem. I potem zapłakało dziecko. Wiedziałem o matkach
w domach dokoła, co mogą zrobić – i wiedziałem
zarazem o nieukojonych przyczynach każdego płaczu.
A może to śpiewał jakiś głos i wychylał się trochę dalej
ze swojego oczekiwania, albo kaszlał gdzieś na dole
jakiś starzec z wyrzutem, czy jego ciało ma prawo istnieć
przeciw łagodniejszemu światu. Potem wybiła godzina –
ale zacząłem liczyć za późno, minęła mnie i opadła. –
Jak chłopiec, obcy, kiedy się go wreszcie dopuści,
ale nie umie złapać piłki i nie zna żadnej z gier,
w które inni tak beztrosko ze sobą się bawią,
stanie i patrzy gdzieś – dokąd –?: stanąłem, i nagle
poczułem, że cię obchodzę, bawisz się ze mną, dorosła
noc, i podziwiałem ciebie. Tam gdzie wieże
wznosiły się gniewnie, gdzie odwróconym losem
obwiodło mnie miasto i góry nieodgadnione
trwały przeciw mnie, a w zbliżonym kręgu
głodna obcość otoczyła przypadkowe migotanie
moich uczuć – : i to nie było, o Wzniosła,
hańbą dla ciebie, żeś mnie poznała. Twój oddech
szedł przeze mnie; twój podzielony na dalekie powagi
uśmiech wstąpił we mnie.

Rainer Maria Rilke
przełożył Andrzej Lam

Fotografia - Krzysztof Ćwikliński

Fotografia

Na skosie ściany, w nią wczepieni,
Ja wzięty z czerni, ty z zieleni,

Już nie Ci sami, już minieni,
Dalecy sobie, rozłączeni,

Na wieczność w chwili zatrzaśnięci,
W drewno oprawni, w szkle zamknięci

Stoimy razem, przytuleni,
Jak para dawno znikłych cieni...

Krzysztof Ćwikliński

Puste miejsca - Krzysztof Ćwikliński

Salvadore Dali
Puste miejsca

Puste miejsce po tobie, puste miejsce po mnie,
Dwa małe, puste miejsca po małych istnieniach,
Tak bardzo zapomniane, jak tylko zapomnieć,
Można dwa puste miejsca całkiem bez znaczenia...

Już prawie niewidoczne, zagubione w próżni
Dwa małe, puste miejsca obojętne sobie,
Lecz podobne do siebie tak, że nie odróżnisz,
Które miejsce jest po mnie, a które po tobie...

Krzysztof Ćwikliński

Gwiazdy - Krzysztof Ćwikliński

Inga Nielsen
Gwiazdy

To czego już nie będzie, to, co się nie zdarzy,
Lśni blaskiem martwej gwiazdy na tym, co jest teraz.
Zamyka to, co było, ale nie otwiera,
Tego, co być mogło. Jednak wciąż się żarzy.

Żywa gwiazda przyszłości i pył zapomnienia
Sypie niepostrzeżenie... zanim to się stanie,
Długo będzie, jak było. Potem pozostanie
Tylko niepewny zarys twojego imienia...

Krzysztof Ćwikliński

Tak bardzo pozostali sami - Wisława Szymborska

Tak bardzo pozostali sami

Vladimir Kush
Tak bardzo pozostali sami,
tak bardzo bez jednego słowa
i w takiej niemiłości, że cudu są godni?
gromu z wysokiej chmury, obrócenia w kamień.

Dwa miliony nakładu greckiej mitologii,
ale nie ma ratunku dla niego i dla niej.

Gdyby ktoś chociaż stanął w drzwiach,
cokolwiek, choć na chwilę, zjawiło się i znikło,?
pocieszne, smutne, zewsząd i znikąd,
budzące śmiech albo strach.

Ale nic się nie zdarzy. Żadne, samo z siebie,
nieprawdopodobieństwo.
Jak w mieszczańskiej dramie
będzie to prawidłowe do końca rozstanie,
nie uświetnione nawet dziurą w niebie.

Na ściany niezachwianym tle,
żałośni jedno dla drugiego,
stoją naprzeciw lustra, gdzie
nic prócz odbicia dorzecznego.

Nic prócz odbicia dwojga osób.
Materia ma się na baczności.
Jak długa i szeroka i wysoka,
na ziemi i na niebie i po bokach
pilnuje przyrodzonych losów
- jak gdyby sarenki nagłej w tym pokoju
musiało runąć Uniwersum.

Wisława Szymborska

Strofy - Rainer Maria Rilke

Wojciech Siudmak - Materia
Strofy

Jest ktoś, kto bierze wszystkich w swoje dłonie,
by mu przez palce płynęli jak piasek.
Ten najpiękniejsze wybiera królowe
i każe wykuć je w białym marmurze,
w melodii płaszcza spokojnie leżące;
i królów też dołącza do małżonek,
z tego samego kamienia wykutych.

Jest ktoś, kto bierze wszystkich w swoje dłonie,
jak marną klingę, aby się złamała.
On nie jest obcy, bo mieszka we krwi,
co naszym życiem, w nas szumi i drży.
Nie mogę wierzyć, że czyni niegodnie;
lecz wielu, słyszę, źle o nim powiada.

Rainer Maria Rilke
przełożył Andrzej Lam

Zegar - Charles Baudelaire

Jarosław Jaśnikowski
Zegar

Zegar! Bóstwo złowróżbne, okropne, szydercze,
Co mówi nam Pamiętaj! i wskazuje palcem:
Wkrótce Ból wibrujący celnie, niby w tarczę,
Ugodzi w twoje pełne przerażenia serce.

Ulotna zniknie Rozkosz za horyzontami
Jak tańcząca sylfida za wygasłą sceną;
Każda chwila część bierze słodkim upojeniem,
Na całą już nam porę istnienia przyznanym.

W godzinę trzy tysiące sześćset razy mija
Sekunda szybka mówiąc Pamiętaj! - swym szeptem
Insekta; mówi Teraz: "Oto jestem Przedtem
I trąbą niszczycielską życie twoje spijam."

Pamiętaj, śmiertelny! Remember! Esto memor!
(Ma krtań metaliczna włada każdym z języków.)
Minuty to są złoża kruszcu, rozrzutniku;
Nie rzuca się ich, zanim złotą błysną ziemią!

Pamiętaj! czas jest graczem namiętnym, co wygra
Bez szachrajstw każdą partię: to reguła święta.
Dzień się zmniejsza i noc się powiększa; pamiętaj!
Wciąż głodna jest otchłań; opróżnia się klepsydra.

Wnet wybije godzina, kiedy boskie Losy,
Kiedy Cnota dostojna, małżonka twa krucha,
Kiedy nawet (ach, zajazd to ostatni!) Skrucha,
Powie: "Kończ, stary tchórzu, nażyłeś się dosyć!"

Charles Baudelaire
przekład Artur Międzyrzecki

Sad, styczeń - Jerzy Harasymowicz

Edward Okuń - W cytrynowym sadzie - 1923
Sad, styczeń

Oto zimą jabłonie,
oto gil w pąsie tonie.
Gil ma jak pestka serduszko.
Gil - zimowe jabłuszko.

Na korę jabłonek głupiutkie zajączki
sieczkami nakładają ślubne obrączki.
Jest nieruchomo i cicho dokoła,
czasem tylko gawron jak marszałek coś zawoła.

A w nocy znów błękitne pokłony
sad bije pełen lęku
nocy zimowej, wielkiej, białej sowie,
co siada na księżyca sęku.

Jerzy Harasymowicz

Nie, na początku była cisza - R.S. Thomas

Mikalojus Konstantinas
***

Nie, na początku była cisza,
która została przerwana słowami
zakazującymi jej przerywania.

Cisza: odgłos ptaka lądującego
na wodzie; odgłos myśli
na brzegu czasu, ćwicz prajęzyk

pierwszych ludzi. Echo
poczętego stwierdzenia w umyśle Boga.

R.S. Thomas
tłum. Katarzyna Idec, Agnieszka
Lewandowska, Natalia Sarbinowska

Sprzeciw - R.S. Thomas

Jean-Claude Desplanques
Sprzeciw

Potem czas na komentarz
zegara, potok prozy –
prąd głębinowy wszystkiej poezji.
Wsłuchujemy się w niego jak
rozbitek na bezludnej wyspie
wsłuchuje się w poszum
własnej krwi w muszelce.

To weź mnie za rękę,
kość z kości wyspy,
i patrząc mi w oczy,
powiedz, która to godzina
na tarczy miłości, bo
jesteśmy tu po to, by
obalać pewniki zegara.

R.S. Thomas
przełożył Andrzej Szuba

Wrzosowisko - R.S. Thomas

Rex Preston - Sunshine
Wrzosowisko

Jest piękne i milczące;
powietrze rozrzedzone
jak wnętrze katedry

oczekujące jakiejś obecności. To
również tutaj, z nicości,
wyłania się jastrząb, miękki jak

śnieg, o szponach z ognia,
ćwiartujący nagą ziemię,
by dopaść pierzchającej ofiary;

krążący nad zalążkiem krzyku,
obecny, potem nieobecny,
jak moja wiara w Boga.

R.S. Thomas
przełożył Andrzej Szuba

Widzenie na Placu Szczepańskim - Edward Pasewicz

Justyna Kopania

Widzenie na Placu Szczepańskim

Ja jestem dodatkiem do ciebie – to już
pewne i zatwierdzone, pani co przybijała
pieczątkę pod drukiem – miała białe usta.

Obawiałem się ran i blizn, ale ich nie ma
jest tabelka i segregator i ja – płomyk
opatrzony cyframi niebieskawy zawijas.

Bezpiecznie każdym nerwem podpięty
do nerwów tych co wraz ze mną tu wiszą,
w nich, w tobie, w niej – powszechny białkopis.

Edward Pasewicz

Dekabrysta - Osip Mandelsztam

Kondratij Fiodorowicz Rylejew
Dekabrysta
"Pogański senat świadczy o tem, że
nie umierają sprawy one"
W szlafroku z fajką przygląda się grze
W szachy, w izdebce zadymionej.
Ambitny sen zamienił on na mróz
Sybiru, na syczące złe zamiecie
I na cybuch, przywarty do trujących ust,
Co rzekły prawdę na tym gorzkim świecie.
Szumiał germański gałęzisty dąb,
Łkała Europa wędzidłem ściągnięta;
Kwadrygi czarne w triumfalną głąb
Placów pędziły dudniąc na zakrętach.
Bywało - w szklankach lśnił błękitny poncz
I z samowaru szumem rozmawiała
Kochanka reńska - brzdąkająca wciąż
Gitara, która wolność pokochała.
Jeszcze faluje głosów żywa ciecz
Obywatelskiej słodyczą wolności,
Ale nie chce ofiary ślepe niebo, lecz
Chce pracy i stałości.

Wszystko się gmatwa i słów takich brak,
Aby spodniowo zapadając w letarg,
Powtarzać słodko i namiętnie tak:
Rosja, Lorelei, Leta.

Osip Mandelsztam
przekład: Włodzimierz Słobodnik

Księgi wtóre - Pieśń XXIV - Jan Kochanowski

Matejko, fragm. z J. Kochanowskim, X obraz "Złoty wiek literatury"
Księgi wtóre - Pieśń XXIV

Niezwykłym i nie leda piórem opatrzony
Polecę precz, poeta, ze dwojej złożony
Natury: ani ja już przebywać na ziemi
Więcej będę; a więtszy nad zazdrość, ludnemi

Miasty wzgardzę. On, w równym szczęściu urodzony,
On ja, jako mię zowiesz, wielce ulubiony
Mój Myszkowski, nie umrę ani mię czarnymi
Styks niewesoła zamknie odnogami swymi.

Już mi skóra chropawa padnie na goleni,
Już mi w ptaka białego wierzch się głowy mieni;
Po palcach wszędy nowe piórka się puszczają,
A z ramion sążeniste skrzydła wyrastają.

Terazże, nad Ikara prędszy przeważnego,
Puste brzegi nawiedzę Bosfora hucznego
I Syrty Cyrynejskie, Muzom poświęcony
Ptak, i pola zabiegłe za zimne Tryjony.

O mnie Moskwa i będą wiedzieć Tatarowie,
I róznego mieszkańcy świata Anglikowie;
Mnie Niemiec i waleczny Hiszpan, mnie poznają,
Którzy głęboki strumień Tybrowy pijają.

Niech przy próżnym pogrzebie żadne narzekanie,
Żaden lament nie będzie ani uskarżanie:
Świec i dzwonów zaniechaj, i mar drogo słanych,
I głosem żałobliwym żołtarzów śpiewanych!

Jan Kochanowski

Poezja - Borys Pasternak

Władimir Tarasenko
Poezja

Poezjo, będę się zaklinał
Tobą i skończę chrypiąc gniewem:
Nie krasomówcy butną miną,
Tyś lato na bocznych szynach,
Przedmieściem jesteś nie przyśpiewem.
Tyś duszna, jak ulica w maju,
Reduta nocna na Szewardina,
Gdzie chmury trwożny jęk wydają,
W rozsypce rozproszone płyną.
I w powikłaniu szyn się dwojąc,
Przedmieście tylko, a nie przedśpiew -

Ze stacyj pełzną w drogę swoją
Nie z pieśnią, lecz się wlokąc ledwie.
Ulewy kiełki grzęzną w grzędach
I długo, długo aż do świtu

Akrostych z dachów kapią rzędem,
Puszczając bąble w rymy przy tem.
Poezjo, gdy pod kranem truizm
Pusty, jak wiadra cynk dźwięczący,
To nawet wtedy w pędzie strugi
Zeszyt otwarty – strugo, sącz się!

Borys Pasternak
przełożył Seweryn Pollak

Exegi monumentum - Julian Tuwim

Thomas Couture - Rzymska dekadencja - 1847

Exegi monumentum

Smutek mnie obrósł kamieniem
I trwam, wspaniale żałobny.
Kto ja jestem? Kamień nadgrobny
Z wyrytym Twoim imieniem.

Julian Tuwim

Introdukcja - Stanisław Grochowiak

Jacek Malczewski - Introdukcja - 1890
Introdukcja

Nie cały minę Choć zostanie owo
Kochanie ziemi w bajorku i w oście
I przeświadczenie że śledź bywa w poście
Zarówno piękny jak pod jesień owoc

Bo kochać umiem kobietę i z rana
Gdy leży cicha z odklejoną rzęsą
A jak jest moja to jest całowana
W puder i w słońce W zachwyt i w mięso

Tak mnie ugadzam bo nie tylko z niebem
Ale z odbiciem nieba w całej nafcie
A teraz weźcie teraz wy potrafcie
Tyle zachwytu połączyć z pogrzebem

Słabi powiedzą tyle że to smutno
Mężni że słabych zatrzymuję w drodze
A ja zbierałem tylko te owoce
Co - że są krwawe - zbiera się przez płótno

Stanisław Grochowiak

Exegi monumentum aere perennius (III, 30) - 2-gi przekład - Horacy

Melpomena z Muzeów Watykańskich - artysta nieznany
Exegi monumentum ( III, 30)
2-gi przekład

Stawiłem sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu.
Od królewskich piramid sięgający wyżej;
Ani go deszcz trawiący, ani Akwilony
Nie pożyją bezsilne, ni lat niezliczony
Szereg, ni czas lecący w wieczności otchłanie.
Nie wszystek umrę, wiele ze mnie tu zostanie
Poza grobem. Potomną sławą zawsze młody,
Róść ja dopóty będę, dopóki na schody
Kapitolu z westalką cichą kapłan kroczy.
Gdzie z szumem się Aufidus rozhukany toczy,
Gdzie Daunus w suchym kraju rządził polne ludy,
Tam o mnie mówić będą, że ja, niski wprzódy,
Na wyżyny się wzbiłem i żem przeniósł pierwszy
Do narodu Italów rytm eolskich wierszy.
Melpomeno, weź chlubę, co z zasługi rośnie,
I delfickim wawrzynem wieńcz mi skroń radośnie.

Horacy
w przekładzie Lucjana Rydla

Wizyta pana Franciszka Grzymały - Adam Mickiewicz

Wizyta pana Franciszka Grzymały
Filippino Lippi - fragment fresku - Adam - 1502

Świeci się pomnik mój nad szklany Puław dach,
Przetrwa Kościuszki grób i Paców w Wilnie gmach.
Ni go łotr Wirtemberg bombami mocen zbić,
Ani świnia Austryjak niemiecką sztuką zryć.

Bo od Ponarskich gór i bliźnich Kowna wód
Szerzę się sławą mą aż za Prypeci bród.
Mnie w Nowogródku, mnie w Mińsku czytuje młodź
I nie leniwa jest przepisać wiele-kroć.

W folwarkach łaskę mam u ochmistrzyni cór.
A w braku lepszych pism czyta mię nawet dwór!
Stąd mimo carskich gróźb, na złość strażnikom ceł,
Przemyca w Litwę Żyd tomiki moich dzieł.

Adam Mickiewicz

Exegi monumentum aere perennius (III, 30) - 1-szy przekład - Horacy

Oktawian August jako Pontifex Maximus
Exegi monumentum aere perennius (III, 30)
(1-szy przekład)

Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu
strzelający nad ogrom królewskich piramid
nie naruszą go deszcze gryzące nie zburzy
oszalały Akwilon oszczędzi go nawet

łańcuch lat niezliczonych i mijanie wieków
Nie wszystek umrę wiem że uniknie pogrzebu
cząstka nie byle jaka i rosnący w sławę
potąd będę wciąż młody pokąd na Kapitol

ma wstępować z milczącą westalką pontifex
I niech mówią że stamtąd gdzie Aufidus huczy
z tego kraju gdzie gruntom brak wody gdzie Daunus
rządził ludem rubasznym ja z nizin wyrosły

pierwszy doprowadziłem nurt eolskiej pieśni
do Italów przebiwszy najpewniejszą drogę
Bądź dumna z moich zasług i delfickim laurem
Melpomeno łaskawie opleć moje włosy

Horacy
tłumaczenie Adama Ważyka

W teatrze - Aleksiej Purin

Francisco Goya - Piesze wycieczki. Komicy - 1793
W teatrze

Melpomena to trup, ale stypie nie braknie zadęcia:
jest i jesiotr w bufecie, i szampan, i góry kawioru.
Baletnica z Bizeta mignęła muletą do zdjęcia...
Niepotrzebne są tutaj krzykliwe popisy aktorów.

Trzeba tylko dozłocić bluszcz stiuków, z balkonów sterczących,
trochę doaksamitnić, w tłoczących się lożach, plusz obić...
Architekcie, to plagiat – bo tworząc wdzięk zniewalający
Szyfonierki swej, plastry pasieki musiałeś podrobićl

O, puszysty, wykwintny grobowcu egipski flakonu,
futerale od Diora, gdzie sieć zastawiono na zwinny,
krótkowzroczny narybek, gotowy wyskoczyć z balkonu
wprost na parter bezbronny – by wisiał już, siedząc, kto inny!

Tak nas wszystkich wszak korci: wyskoczyć stąd wreszcie... lub plunąć.
Lepiej spojrzeć na sufit, jak wabi golizną paradnie.
Lepiej słuchać, nie patrząc, do obicia się blisko przysunąć
I na włoski, na kurz mocno dmuchnąć - coś zawsze opadnie.

Aleksiej Purin
przełożył Tadeusz Lubelski

Pamięć ukryła tyle zła (2-gi przekład) - Warłam Szałamow

fot. Elena Dudina
Pamięć ukryła tyle zła (2-gi przekład)

Pamięć ukryła tyle zła,
Wiele, co niemiara.
Całe życie łgała, łgała.
Nie dam jej już wiary.

Może zniknęły grody
I sady zielone,
Kwitną z lodów ogrody,
Morza powstają słone.

Może wszędzie panuje mróz,
Sunie gwiezdna droga.
Świat chyba tajgą zarósł,
Na życzenie Boga.

Warłam Szałamow
przełożyła Izabella Migal

Na urwisku (1-szy przekład) - Warłam Szałamow

Rafał Malczewski - Wspinaczka - 1930
Na urwisku

Skała – i ani kroku naprzód.
Ostre krawędzie, gołe, śliskie.
I drzewo jest jak drzewce flagi
W skalistej pięści nad urwiskiem.

Tuman obejmie mi kolana,
Oczy zasłoni biały dym,
Wszystkie światełka ludzkich istnień
Okryją się całunem mgły.

Wytrzymać – póki widzę w górze
Znak żywy, co się nie dał mgle.
Samotna flaga wśród kamieni
Jak jasny rozkaz wzywa mnie.

Warłam Szałamow
przełożyła Anastazja Tymińska