List do kobiety - Sergiusz Jesienin

List do kobiety

Pani pamięta —
tak, na pewno pani pamięta,
jak stałem milcząc,
O ścianę oparty,
pani wzburzona była i przejęta,
i słów mi nie szczędziła
złych i twardych.

Pani mówiła,
że rozstać się musimy,
że dosyć ma już
udręk tych i szaleństw,
że jej pisane zająć się czymś innym,
rozsądnym,
mnie zaś —
w dół się toczyć dalej.

Kochana!
Nie kochała mnie już pani.
I nie wiedziała, że w przechodniów tłoku
byłem jak szkapa zagoniona w pianie,
z ostrogą jeźdźca bezwzględnego w boku.

I nie wiedziała,
że w tę kurzawicę,
fot. Sergieja Jesienina z 1922 r.
w tę burzę chybocącą światłem,
dlatego tak się dręczę, że nie widzę,
dokąd nas pędzi zdarzeń fatum

Nie dojrzysz przecie twarzy
twarzą w twarz.
Wielkie — z dystansu się dostrzega.
Gdy huczy fala, trzaska maszt,
oglądać się za ocaleniem trzeba.

Ziemia — to statek!
Lecz ktoś raptem
po nowe życie, nową chwałę
odważnie posterował statkiem
wprost w oko burzy rozszalałej.

Któż z nas na deskach roztańczonych
nie padał, nie miał mdłości, nie złorzeczył?
Rzadko się trafiał doświadczony,
który zawrotu głowy nie czuł.

Wtedy,
wśród wrzawy i zamętu,
od miotającej się hołoty
uciekłem na sam dół okrętu,
żeby nie patrzeć na wymioty.

A był ten dół
rosyjską knajpą,
gdzie jam, nad szklanką nachylony,
chciał na dno iść nie z całą łajbą,
lecz sam,
pijany,
wyzwolony.

Kochana!
wiem, dręczyłem panią,
widziałem w oczach
żal i melancholię,
że trwonię się na zgrywę tanią
skandale oraz alkohole.

Lecz nie widziałaś,
że w tę kurzawicę,
w tę burzę chybocącą światłem,
dlatego tak się dręczę, że nie widzę,
dokąd nas pędzi zdarzeń fatum...

Czas mija.
Nie jesteśmy tacy młodzi.
Inaczej czuję i nie to mam głowie.
Wołam w płynącej gładszym nurtem łodzi:
Chwała i sława sternikowi!

Czułe uczucie
dzisiaj w sercu pieszczę.
Pamiętam pani smutek i znużenie...
więc teraz oto
zawiadomić spieszę,jak ze mną było
i co wyszło ze mnie.

Kochana!
Móc to donieść jakżem rad:
upadek minął mnie, nie błądzę więcej.
Obecnie jestem w kraju rad
najzagorzalszym sprzymierzeńcem.

Jam nie ten sam, co niegdyś.
Już nie sprawił
bym pani tylu niepotrzebnych zmartwień.
Pod sztandarami
wielkiej sprawy
pół świata mogę przejść forsownym
marszem.

Proszę wybaczyć...
przecież wiem: i pani
też nie ta sama —
mąż, rodzina, dom...
I dość ma pani dawnych szamotanin,
i nic jej po mnie ani do mnie.

Cóż, życzę przeto
aury najłaskawszej,
niech dobra gwiazda życie opromieni
pani,
którą pamiętać będzie zawsze
znajomy z dawnych lat

Sergiusz Jesienin

tłum. Wiktor Woroszylski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz