Koniec świata - Zuzanna Ginczanka

Koniec świata

Przekraśne wiśnie, czerwone jabłka rubinowe, pachnące serca
w zgięciach gałęzi toczą dojrzałość pocięte w słodkim spóźnieniu czerwca -
przebieram ręką kity badyli i czeszę dłonią chwaściastą zieleń -
łagodna dobroć z milczącą ciszą w oddali we mgle siwej się ściele...

Czekam bezwładnie, czekam na wieczór,
który mi zalśni w księżyca mieczu -
czekam bezwolnie, czekam bezsennie
aż dni i ranki przymkną promiennie
a gdy się spełnia moje czekanie,
wiem, że nie na nie czekam
nie na nie -
W snu rzadkich przerwach,
w napiętych nerwach
w chaos cierpienia
cisza się zmienia...
w skupieniu szarym
stoją zegary --
lecz w bzów alejach
kwitnie nadzieja --
z kwiatami,
z bzami,
z godziną
płynął -
bzów kiście
w świście
zerwał
i zginął --
wiatr
O czterolistnych
kwiatach koniczyn,
smukłych strzelistych
liliach dziewiczych
i bzowych kwiatkach
i pięciu płatkach
o łzie najczystszej -
synkopie ciszy
opowiem:

Były raz żółte, miedziane gwiazdy,
upadły z brzękiem w pokrzywne chwasty -
na płaskim liściu głucha i krzywa
dźwiga je jedna smutna pokrzywa -
i był raz księżyc, co się przeplatał,
aż się zamienił w okrągły talar -
upadł z dzwonieniem na wierzby wierzchoł
i tam zasypia sobie o zmierzchu -

Została tylko jedna dziewczyna biała, samotna, cicha i blada
chodzi po świecie, chodzi po świecie i szepce, szepce: już koniec świata? -
chodzi po świecie, chodzi po świecie, po wyszarzałym, zgasłym popiele --
łagodna dobroć z milczącą ciszą w oddali we mgle się ściele...

Zuzanna Ginczanka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz