Jedno drzewo - Julian Przyboś

Jedno drzewo

Tak, to po liściach dotykalnej wiśni,
tej oto, domyślnie
kryjącej tamtą przed- czy poza-wiśnię
w sadzie wyciętym, w listkach przed półwieczem
opadłych, lecz odzieleniałych,
pluszcze deszcz,
ciąg dalszy
przerwisty,
powtarzany wiernie...
Od owoców ujrzanych wtedy najsoczyściej
odrywa się ich czerwień i z dwóch wiśni ciecze
pąsowymi kroplami za kroplami... pada
na trawę podnoszącą tym zieleńszą zieleń.
Dotykam pnia obiema rękami... to ledwo
jedno
drzewo.
Lecz nie znika ta sama, mokra, twarda
kora
okrywająca próżnię po dawnym... stoi
pień bez twardzieli,
trwają w liściach liście;
deszcz najdalszy je rosi.

I uchodzi w korzenie jedynego drzewa
rozwinięty ze słojów dwuczas ocalały
w szumie tak czystym, że śpiewa
o twoim płaczu z radości
nie mojej.
I sikora na cierniu poćwierkując cierpnie
dawno zmarła i modra.

Julian Przyboś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz