Jesień sprawiedliwa - Zbigniew Herbert

Jesień sprawiedliwa

Tej jesieni drzewa nareszcie mają spokój. Stoją cały czas w twardej nieco pogardliwej zieleni ani cienia żółci, ani ziarna czerwieni w liściach. Trawa jest gęsta, mocno wbita w skórę ziemi i niczym nie przypomina sierści starych zwierząt. Nietknięte róże toczą swoje rozgrzane planety wokół nieruchomych i chudych jak księżyce owadów.
Tylko pomniki przeżywają jesień tym tragiczniejszą, że już ostatnią. Spróchniałe cokoły ukazują nietrwałość budowniczych imperium. Sypią się skrzydła aniołów i pióropusze admirałów. Pęknięte czoło filozofa odstawia przeraźliwą pustkę rozbitych naczyń. Tam gdzie był palec wskazujący proroka płynie teraz mały pajączek uczepiony babiego lata.
Siwi zakochani idą pod wiecznymi drzewami ścieżką zasypaną chrupkimi paluszkami bogów i cezarów.

Zbigniew Herbert

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz