Palenie w piecu - Mieczysław Czychowski

Palenie w piecu

Pozbierałem rozrzucone:
rozrzuciłem obumarłe.
Ile trzeba się natrudzić,
żeby zlepić z prochów - garnek.

Garnek w domu - rzecz potrzebna,
na miód pszczeli i gorczycę.
Siedzę teraz. W piecu palę.
I u ręki palce liczę.

Liczyć palce - rzecz okrutna.
Łatwa. I ogromnie smutna.

Napisałem list do matki -
Jakbym z kwiatu otrząsł jabłoń.
W głowie mi zakotłowało -
tak wysoko i bezdomnie.
I upadłem twarzą na dno.
Żółty mnie podziobał dzwoniec.

Upaść na dno - rzecz okrutna.
Łatwa. I ogromnie smutna.

Drogi mi się zagubiły,
jakby wszystkie z wiatru były.
Obróciłem się na wiatr:
Jakie drogi - taki świat.

Nie mieć drogi - rzecz okrutna.
Ludzka.
I ogromnie smutna.

Mieczysław Czychowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz