Strumień - Oskar Loerke

Strumień

Suniesz jak czas melodyjny, aż czasem prąd mnie oddali.
Widmowe śpią moje dłonie, rozrzucone na płask,
A dusza rośnie w otchłanie, cieniem spływa po fali,
Niesie się, sączy, — i oto w strugi przemienia się blask.
Piaskiem szarawym przemyka, srebrne topiele muska,
Lekko się chwieje głębiną, wznosząc przeźroczość pian,
Wybrzeża, co w nią wglądają, w zwarte całują ją usta,
I nie wie, czy to w niej widnej mijany odbija się łan.

We mnie olchy z zieloną twarzą
Ku wichurom strzępią włosy,
Bydlęta na łęgach się parzą,
Ptaki gnają przez pokosy,
A nad łąką zrudziałą o wczesnej jesieni
Dygoce wysokość przestrzeni.

Ryby, szczury wodne, trytony
Mącą ją falującym snem —
I tak szumię przez ciepłe wygony,
I że jestem, prawie już wiem.
O, jak mierzę, nie mierząc, poloty gołębi.
Głęboko lot połyska, jak wysoko drży!
Wszystko jest wiarą ku prądom głębi
Czystą i silną, a ja jestem ty.
Wreszcie się we mnie chmurna głębina
Dźwignie jak wieżą, uwieńczy skroń.
Przeczuwam, wieczność się rozpoczyna:
Ma soli posmak i wiatru woń.

Oskar Loerke
przełożył Stefan Napierski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz