Burza - Kazimierz Wierzyński

Burza
We are such stuff
As dreams are made on; and our little life
Is rounded with a sleep.
Nie gubcie tego świata,
Szkoda Szekspira,
Włoch i hiszpańskich piaskowców.
W rozbitych katedrach niedziela
Jest krzykiem świerszczy,
Nic więcej.
Pytałem Ariela:
Różdżka Prospera, powiedział,
Nie kwitnie wśród dzikich jałowców
I cmentarnych pajęczyn.

Nie gubcie tego świata,
Bo przy wieczornych kurantach
Komu wyszeptać,
W jakim półcieniu
I tajemnicy
To wszystko, co się odzywa,
Jak światło
Pogrążone w milczeniu?
Raz jeszcze wyśmiać,
Potrącać na ulicy
Rembrandta?

Ach, i ta aureola,
Smuga girland i bukietów,
Gdy się w powietrzu opisze
Znad skrzypiec zaczarowanych i fletów
I muska klawisze -
Ileż jest warta?
Nie gubcie tego świata,
Pytałem Eola:
W czas burzy
Do wspólnego grobu
Rzucono Mozarta.

A jeśli ciemnym idziecie dnem,
Gdzie żaden z naszych cudów się nie stanie
I tylko zguba, jak echo kroków dolata
I kusi was niszczycielska i dręczy:
Kalibanie,
Nie zapominaj,
Wszyscy jesteśmy snem
Tego samego świata.

Nic więcej, nic więcej.

Kazimierz Wierzyński

Motto - Kazimierz Wierzyński

fot. Ravi Vora
Motto

Mój Boże, co dzień to samo dokoła,
Myśli te same, w tym samym szeregu,
Jak akermańskie echo: „nikt nie woła”,
(Pióro drży w ręku) jak „sto mil od brzegu”.

Odbiegły mewy (według nich: rybitwy),
Pusto na wodach. Wielki Wóz nie świeci.
Zostały słowa, rym wszedł do modlitwy,
Bo tak się za nas modlili poeci.

Tyle naszego. Tym jednym cytatem
Wiek nakryć można i łączyć go z wiekiem;
Jak polskie motto zapisać nad światem
I czytać w nocy na niebie dalekiem.

Kazimierz Wierzyński

Strofa o człowieku - Kazimierz Wierzyński

Strofa o człowieku

W ciemnej, bezbożnej puszczy narodów i świata,
Gdzieśmy stracili głos nasz, sumienie człowieka,
Nikt nam dróg nie objawi i nic nas nie zbrata
I z wszystkich złych przeznaczeń najgorsze nas czeka;
Pomyleni szukamy – ach, jakże na próżno –
Gusła co świat czaruje, a ludzi nie zmienia,
Zamiast zmówić modlitwę podróżną:
Boże, pozwól nam wrócić do twego stworzenia.

Kazimierz Wierzyński

Po co piszę - Kazimierz Wierzyński

Jean-Baptiste Camille Corot
Po co piszę

Aby coś okazało się piękne,
Stało się faktem i nie dało się cofnąć,
Aby odtąd trwało niedosięgłe dla nikczemności,
Aby przy nim bezsilna była nienawiść i przemoc,
Aby choć taka wolność miała gdzieś swoje azylum,
A wszechpotęga zła choć taki opór przeciwko sobie –
Po to piszę i gdybym nie był pewny, że mam rację,
Nie wiedziałbym, po co istnieję.

Kazimierz Wierzyński

Elegia - Mieczysław Jastrun

fot. Marina Stenko
Elegia
Pamięci Walentyny Chocimskiej
Teatr tej małej planety:
Nasz dzień, nasz sen, nasze serce.
My dostajemy bilety
Na jeden seans, nie więcej.

Lecz widowisko to godne,
By się zmieniały obrazy
Miłości, kary i zbrodni
Miliardy miliardów razy.

Mieczysław Jastrun

Medytacja - Mieczysław Jastrun

Medytacja

Nie jestem tym, za kogo mnie podają, jestem
Kimś, kto przystanął w ulicy przejęty drzewa szelestem,
Kimś, kto wzruszony słucha klaskania kół po bruku
Nade dniem, kto budzi się w nocy i podpatruje trwanie
Przedmiotów, co wyzbyły się wagi, lecz nie są w stanie
Ruszyć z miejsca, gdyż boją się własnego stuku…
Dlatego stąpam cicho, by ich nie obudzić -
A jednak mówię tylko to, co jest wśród ludzi,
To, czym żyją, nie zawsze wiedząc, z czego żyją.
Jestem tylko z tego czasu,
Chcę poznać ręce, które ludzki los mój szyją,
Nożyce, które go przetną jak kawał atlasu.

Mieczysław Jastrun

Pozdrowienie - Mieczysław Jastrun


Pozdrowienie

Nawet na śniegu może uwić gniazdo radość,
Co przyjmie absurd, jak się dzień przyjmuje,
W częstotliwości drgań nie będzie szukać śladów
Stóp zagubionych i przegranych królestw.

Innym zwycięstwom dzisiaj, innym klęskom służy
Czas, który tylko pozornie jest wrogiem;
Kłębek nici podrzuci w labiryncie róży,
Deszcz wzbije w drzewo, w światło zmieni ogień.

Mieczysław Jastrun

Więc świat wasz znów jest czysty... - Aleksander Wat

***
            Przyjaciołom - "odwilżowcom"
Więc świat wasz znów jest czysty jak pierś młodej matki?
starte zostały znaki zdrady, krwi i trwogi?
Stoję przed nim nieśmiały, dotykam kołatki,
i nie śmiem zakołatać. Jestem jak gość ubogi –
jego tu zaproszono odcieniać wspaniałość domu,
a on już nie poznaje nikogo, sam już nie znany nikomu?

Ogród zapłonął w słońcu jak w pierwsze dni Stworzenia
i także ja u tej furty jestem – jak upiór – bez cienia

Aleksander Wat

Ogród zaniedbany - Jerzy Harasymowicz

Ogród zaniedbany
Ogrodowi przy ulicy Kolberga 10 w Krakowie
Wokół Ateny nasze czynszowe i krzywe
A ogród jest zapuszczony w kącie pieklą się pokrzywy
Pochylone płoty jak oprą się zimie
Śniegu niedźwiedziom i wiatrom krzykliwym

Delille załamałyby tu ręce widząc
Pauperyzację różyczek ścieżek ruinę wielką
Widząc jak grządka nosa czerwonego marchwiowego z traw nie wystawia
Jak chrzan klasyczności wygraża olbrzymią zieloną pięścią

Ten ogród przypomina nam Leszku życie własne
Nigdy w grządki nie ujęte nigdy nie uporządkowane
Cóż nie nadajemy się na zawodowych gloryfikatorów i girlandzistów
I nie zrobimy kariery pudrowanej.

Jerzy Harasymowicz

Wernyhora - Andrzej Bursa

Jan Matejko - Wernyhora
Wernyhora

Czekałem kilka lat
aż wreszcie przyszedł Wernyhora
zanudzał mnie przez całą noc
wypalił mi wszystkie papierosy
nic nie rozumiałem unieruchomiony na krześle
bolała mnie prawa noga krzesła
nie czułem swojej ręki
ścierpła mi lewa noga krzesła
policzyłem wszystkie jego guziki
i wszystkie paski jego swetra
nad ranem poszedł

teraz znów czekam

Andrzej Bursa

Z listu (III) - Ewa Lipska

Stanisław Dębicki - Czytająca gazetę
Z listu (III)

Panie oni chcą kupić
dwadzieścia kilo wolności.
I przejść przez nią. Zachorować z niej.
Z tej wolności zrobić kotlety i polędwicę
i pewnie kawior też.
Panie oni własnymi samochodami chcą myśleć.
Wpadać nimi w sam środek biblioteki
i przejeżdżać się po tych grzbietach.
Półmiski czcionek wywracać.
Oni chcą od samego początku Panie.
Więc ogłosili konkurs na Chrystusa.
Zgłosiło się trzynaście tysięcy Chrystusów.
I każdy Panie – Chrystus!
Apostołów umieścili na razie w domach
wypoczynkowych.
Pierwszych zastępców apostołów
w sanatoriach.
Swoje struny głosowe przerobili
na stereofonię.
Jeden panie przemawia
a dookoła słychać.

W naszym Domu Ostatecznego Spoczynku
spokój.
Wczoraj był u nas dyrektor.
Dostaliśmy piątkę z plusem
z porządków.

Ewa Lipska

Modlitwa o bezpieczeństwo - Wiktor Woroszylski

Modlitwa o bezpieczeństwo

Przed miłością której nie mogę już odwzajemnić
Przed nienawiścią której odwzajemnienie łatwiejsze niż oddech
Przed obojętnością w którą zapadam jak południem na wspólnej sali w bagnisty sen
Przed nicią którą zaszywam się w kąt mojej osobnej nudy i trwogi
Przed księżycowym torem mojej ucieczki
Przed kredowym kołem
Przed znakiem kredą lub węglem na moim domu
Przed zaklęciem w kamień węgielny
Przed zaklęciem w kamień na kamieniu
Przed zaklęciem w osła wieprza lub krokodyla
Przed martwymi substancjami gotującymi się przeciwko mnie
Przed martwą falą martwą literą martwą ręką chwytającą żywego
Przed wykręcaniem rąk do tyłu kiedy biją po twarzy
Przed jedynym światłem w ciemnościach: reflektorem w oczy
Przed mokrą ścierką w ustach
Przed mokrą ścierką w mojej skórze
Przed rzeczywistością skrawającą mnie dzień po dniu i chwila po chwili nożem pogodzenia.

Wiktor Woroszylski

Komunikat - Adam Zagajewski

Komunikat

Jeśli żyjesz w państwie deficytowym,
w którym wielka ilość przemówień
równoważy wszystkie niedomówienia,
w którym ogrody botaniczne i zielniki
są wzorem poprawności językowej
a ulubioną potrawą ludności
są gołąbki pokoju, jeśli mieszkasz w kraju,
w którym płoną róże, ulice są coraz szybsze,
miasto pochyla się jak słonecznik
i jednomyślnie rosną lasy,
gdzie każdy nosi przy sobie swoją fotografię
i imiona zmarłych, gdzie wyznaje się
ironiczną religię wspomnień i podwójnej wiary,
napisz do mnie; zbieram widokówki,
interesuję się muzyką, malarstwem,
filatelistyką, sportem i poezją.

Adam Zagajewski

Filozofowie - Adam Zagajewski

Charles Demuth, 1921
Filozofowie

Przestańcie nas oszukiwać filozofowie
praca nie jest radością człowiek nie najwyższym celem
praca jest potem śmiertelnym Boże kiedy wracam do domu
chciałbym spać lecz sen jest tylko pasem transmisyjnym
który podaje mnie następnemu dniu a słońce to fałszywa
moneta rano rozdziera moje powieki zrośnięte jak przed
narodzinami moje ręce to dwoje gastarbeiterów i nawet
łzy nie należą do mnie biorą udział w życiu publicznym
jak mówcy ze spierzchniętymi wargami i sercem które
zrosło się z mózgiem
Praca nie jest radością lecz bólem nieuleczalnym
jak choroba otwartego sumienia jak nowe osiedla
przez które w wysokich skórzanych butach
przechodzi obywatel wiatr

Adam Zagajewski

Dziecięctwo - Arthur Rimbaud

Dziecięctwo

                   Jam święty w modłach na tarasie, podczas gdy zwierzęta domowe pasą się aż do morza palestyńskiego.
                   Jam uczony w ciemnym fotelu; gałęzie i deszcz biją w okna biblioteki.
                   Jam wędrowiec na wielkiej drodze przez lasy karłowate; szum szluz głuszy moje kroki. Widzę długo melancholijne złote chusty na zachodzie.
                   Mógłbym być dzieckiem opuszczonym na grobli wybiegającej ku pełnemu morzu, małym pazikiem idącym aleją, której strop tyka niebios.
                    Ścieżki są przykre. Wzgórki okrywają się janowcami. Powietrze znieruchomiało. Jakże daleko gdzieś ptaki i źródła! To będzie z pewnością koniec świata, jeśli posunąć się dalej.

Arthur Rimbaud
przełożył Miriam

Do Polski 1831 - Alfred de Musset

Horacy Vernet - Polski Prometeusz - 1831
Do Polski
1831

Póki nie targniesz światem, o Polsko rycerzy,
Jakąś klęską straszliwszą niźli greckie klęski,
Jakimś okropnym hordy tryumfem ciemięskiéj,
Cokolwiek byś czyniła, nikt ci nie uwierzy.
Bijcie się, mrzyjcie, dzielni. – Beznadziejne nieba.
Walczcie; spóźnione zawsze współczucie Europy;
Zbudzą ją chyba żrących fermentów ukropy.
Walczcie, mrzyjcie, nam dzisiaj ostrych przypraw trzeba.

Alfred de Musset
przełożył Miriam

Fantazja - Gérard de Nerval

Donna Cornice
Fantazja

Jest melodia, za którą zawsze oddam chętnie
Całego Rossiniego, Mozarta, Webera,
Melodia bardzo stara, smętna w każdym tętnie,
Która na mnie jednego dziwny czar wywiera.

Ilekroć ją posłyszę, dusza się odmładza
O lat dwieście… Tak… tak jest… to Ludwik trzynasty…
I zda mi się, że widzę (taka czaru władza!)
Stok zielony, od blasków zachodu graniasty.

Widzę zamek ceglany, o węgłach z kamienia,
O malowanych witrażach, co krwawo się palą,
W okolu wielkich parków. Stopy mu opienia
Rzeka, co pośród kwiatów szmerną płynie falą.

Widzę, w oknie wysokim panią czarnooką,
Jasnowłosą, w szat dawnych barwistej ozdobie,
Którą w jakimś przedżyciu, w przeszłości głęboko,
Jużem widział!... i którą przypominam sobie.

Gérard de Nerval
przełożył Miriam

Piosnka - Maurice Maeterlinck

Alfons Mucha
Piosnka

Ostrzeżono mnie
             (Dziecię, jak mi strach!),
Ostrzeżono mnie,
             Że w świat jechać chce...

Z lampą w ręku szłam
            (Dziecię, jak mi strach!),
Z lampą w ręku szłam
            Tam, gdzie on był sam...

A u pierwszych drzwi
            (Dziecię, jak mi strach!),
A u pierwszych drzwi
            Płomień dziwnie drgnął...

A u drugich drzwi
             (Dziecię, jak mi strach!),
A u drugich drzwi
              Płomień mówić jął...

A u trzecich drzwi
              (Dziecię, jak mi strach),
A u trzecich drzwi
               Światło zgasło mi...

Maurice Maeterlinck
przełożył Miriam

Roślinność serca - Maurice Maeterlinck

Stanisław Wyspiański - Portret podwójny Elizy Pareńskiej - 1905
Roślinność serca

Pod kryształowym modrym dzwonem
Mej melancholii i znużenia
Drzemią niejasne me cierpienia,
Śpią w sercu mym znieruchomionem.

Symbolów samych to roślinność,
Rozkoszy smętne nenufary,
Palmy, żądz moich blade mary,
Mchów chłód, omdlała lian bezczynność.

I tylko lilia wznosi w górę,
Blada, surowa, wątła, cicha,
Nieruchomego kształt kielicha
Ponad rośliny te ponure.

A w blaskach, które wokół sieje
Jak miesiąc pełny - ku kryształom
Błękitnym, marą lekką, białą,
Mistyczna jej modlitwa wieje.

Maurice Maeterlinck
przełożył Miriam

Słowacki - Jaroslav Vrchlický

Tytus Byczkowski - Portret Juliusza Słowackiego - 1831
Słowacki

Szmer muszli, którą przyłożysz do ucha,
Pył, co skrzydełka motyla pokrywa,
Powieści Wschodu różnobarwna niwa,
Gdzie raj stracony znów pociąga ducha –

Twórcze gwiazd drżenie, wulkan, co wybucha,
Skarga anioła na swe szczęście tkliwa,
Sen błogi, co się w perły łez rozpływa,
Pieśń dawna, której serce mile słucha:

Wszystko to w dźwiękach twojej lutni słyszę!
A ukołysan jej rzewną muzyką,
Rad bym na wieki zamknął swe źrenice;

Lecz żar, co w tobie pod popiołem dysze,
Nagle ku niebu tryśnie strofką dziką,
I znów, jakbyś skrę tchnął w popielnicę.

Jaroslav Vrchlický
przełożył Miriam

Rondo - Zenon Przesmycki

Rondo
Jarosławowi Vrchlickiemu
Piszę rondo, gdy w duszy głębinie,
Jako struga srebrzysta w dolinie,
Tylko w mchach skryta i traw aksamitach,
To w słonecznych znów pluszcząc odświtach,
Miękka, śpiewna melodia się winie.

Jako świegot ptaszęcy w gęstwinie,
Refren płynie, i rwie się, i ginie,
Kiedy, w marzeń żeglując błękitach,
Piszę rondo.
I sam nie wiem, dlaczego to czynię,
Lecz w powitań, czy żegnań godzinie,
Na gór szczytach, przy gwiazd chryzolitach,
Na samotnych grobowcach i płytach,
Lub gdy z ócz Jej blask tęskny mi skinie,
Piszę rondo.
Zenon Przesmycki

Metafizyka - Zenon Przesmycki

Teodor Axentowicz - Złoty anioł - ok. 1900
Metafizyka

Poza okręgi przyrodzone świata,
Poza rozum i zmysłów granice,
Chcąc przeczuwalną zbadać tajemnicę,
Ludzka myśl wiecznie z niepokojem lata.

I kłamie, mówiąc: „Dość mi, gdym bogata
W doświadczeń wiedzę, dość mi, gdy pochwycę
Najbliższe przyczyn, skutków krzyżownice;
Gdzieś dalej sięgać – próżna czasu strata!”

Otchłanie otchłań pociąga. Obszarom
Bezkreśnym trzeba tęsknotom bez końca.
Choć wiecznie głodna dusz żądza paląca,

Choć śród zwątpienia wciąż błądzim oparów,
Świat coraz nowszych ogląda Ikarów,
Duch rwie się w bezmiar, choć los w proch go strąca.

Zenon Przesmycki

Minionym dniom (Kantylena) - Zenon Przesmycki

Minionym dniom
Kantylena
Stanisław Wyspiański - Caritas, 1904,


Młodości, czarodziejski, balsamiczny kwiecie
Raz tylko przebywanych wesela ogrodów!
Jakże niezręcznie ręka naiwności rwie cię,
Jak niedbale twój kielich wonnych spełnia miodów,
Młodości, czarodziejski, balsamiczny kwiecie
Raz tylko przebywanych wesela ogrodów!

Młodości, niepowrotnie porzucony stepie,
Kędy szały hasały jak źrebców tabuny,
Kędy życie bujało i w zgniłym czerepie!
Gdzież twe pędy wichrowe, orkany, pioruny,
Młodości , niepowrotnie porzucony stepie,
Kędy szały hasały jak źrebców tabuny!

Młodości, rzadko w słońcu tocząca szafiry
Pośród zieleniejących radośnie wybrzeży!
Jak wesoło łódź życia przez twe pląsa wiry,
Jak strzałą – dokąd? dokąd? – śród fal szmernych bieży,
Młodości, rzeko w słońcu tocząca szafiry
Pośród zieleniejących radośnie wybrzeży!

Wonie róż i tymianu, borów aromaty,
Słońc wschody i zachody, pocałunki, śmiechy
Śpiewały w twojej pieśni namiętnej, bogatej.
O, gdzież twe pełną piersią wciągane oddechy,
Wonie róż i tymianu, borów aromaty,
Słońc wschody i zachody, pocałunki, śmiechy?

Jak monstrancja promienna w przyćmionym kościele,
Lśnią mi twe niepowrotne, słoneczne obrazy
W duszy, gdzie mrok się z wolna coraz gęstszy ściele…
Młodości, błysku krótki szczęścia i ekstazy,
Jak monstrancja promienna w przyćmionym kościele,
Lśnią mi twe niepowrotne, słoneczne obrazy.

Zenon Przesmycki

Noc w lesie - Zenon Przesmycki

Noc w lesie

Kopuła niebios błękitna, milcząca,
Noc swój gwiaździsty rozświeca diadem.
Chmurki żeglują w dal srebrzystym stadem,
Zza boru tarcza wypływa miesiąca.

Światłość się leje rzeką, wodospadem,
Śród ciemnych liści cicho się roztrąca
I spada ku mnie jasna, zimna, drżąca,
Snów, arabesek i mar świetlnym gradem.

I wyobraźnia wnet rozwija skrzydła:
Las cały żyje, mgły jakieś, mamidła,
Widma i czary, podaniowe cuda…

Zda mi się, widzę bajeczny wiek złoty,
Gdzie miłość, szczęście – bez żalu, tęsknoty…
Wiatr powiał… Czemuż, o czemuż to złuda?

Zenon Przesmycki

Pieśń wiosenna - Zenon Przesmycki

Pieśń wiosenna

Przy huku lodów, przy szumie wód,
Co w dal ku morzu niosą swe fale,
Niechaj się spełni wiosenny cud,
Niech pierzchną bóle, smutki i żale,
Przy huku lodów, przy szumie wód,
Co w dal ku morzu niosą swe fale.

Gdy stopi śniegi słoneczny żar,
Odżywia ziemię wewnętrzne ciepło.
Możnaż powiedzieć, że ten już zmarł,
W kim jeszcze serce w piersi nie skrzepło?
Ono śnieg stopi jak słońca żar,
Rozleje wszędy żywiące ciepło.

Dokoła pieśni, życie i ruch,
W ziemi nasionka kiełkują, rosną.
Żyje, w kim jeszcze nie zastygł duch,
I świat zadziwi kiedyś swą wiosną.
Zabrzmią znów pieśni, życie i ruch,
Dawne nasionka puszczą kły, wzrosną.

Dopóki ziemia we wnętrzu wre,
Świat przetrwać może najtęższe zimy.
O, strzeżmy ognia na serca dnie,
A jeszcze puchar życia spełnimy,
Bo póki w głębi łona coś wre,
Przetrwać możemy najtęższe zimy.

Więc z hukiem lodów i szumem wód,
Co w dal ku morzu niosą swe fale,
Niechaj się spełni wiosenny cud,
Niech pierzchną smutki, zwątpienia, żale.
Jako te lody, ten nadmiar wód,
Co w dal ku morzu niesie swe fale.

Zenon Przesmycki

Lorelei - Janko Jesenský

Lorelei

Już padły stare ideały
w przeszłości oniemiały skraj.
Czego chce jeszcze ze swej skały
z tą lirą piękna Lorelei?

Pot pracy cieknie poprzez skronie.
Jej pieśń zagłuszył młotów huk.
Ze strun już wymotała dłonie,
patrzy w daleki nieba łuk.

Wychynął miesiąc w niebo blady.
Gdzie rybak? Czółno jego gdzie?
W jej oku jasnym znać łez ślady,
gdy w nieme fale patrzy się.

Nie ma rycerza, co w granitu
pierś w zrywie swym uderzyłby.
Zemdlona pada już ze szczytu
w zapomnień morze poprzez łzy.

Janko Jesenský
przełożył Witold Zechenter

Czuwanie - Ian Hamilton

Czuwanie

Te stare lampy, niknące z każdym dniem
Nie zaznają nigdy ciemnych światów, o które proszą.
Te rany,
Choć karmiliśmy je od lat,
Będą jutro najświeższe ze wszystkich
Słodkich łez. I zagubione nie odnajdzie się.

Ian Hamilton
przełożył Piotr Sommer

Sztorm - Ian Hamilton

Sztorm

O mile stąd sztorm się zrywa. Wlewa się do pokoju.
Patrzysz w to światło tak, że chwyta jedną stronę
Twojej twarzy, twe zaciśnięte usta, przestraszone oko.
Odwracasz się, a kiedy wołam, podchodzisz
I klękasz przy mnie, chcąc żebym ujął
Twoją głowę w dłonie, jakby to było
Kruche naczynie, które sztorm mógłby zgnieść.
Chcesz, żebym dostał się pomiędzy ciebie a tę dziką burzę.
Lecz gdy dotykam cię, moje potężne ręce drżą,
Tętnią, a po chwili, wciąż myśląc jak to zrobić, ściskają mocniej.
Sztorm toczy się przeze mnie, kiedy otwierasz usta.

Ian Hamilton
przełożył Piotr Sommer

Gwiazda i morze - William Peskett

Gwiazda i morze

Ta gwiazda, którą widzę teraz
wmieszaną w jasny telegraf nocy,
dawno się wypaliła
i wybuchła.
Powolna wędrówka oparów jej światła
przez przestrzeń pozwala
na moment zajrzeć w przeszłość.
Radosny podróżnik w czasie
zapominam, co dzieli mnie od prawdy.

Chłodna woda z południa
wytapia się mrocznie
z połyskliwej czapy.
Siedem lat minie, zanim prądy
płynące z wolna na północ ochłodzą mnie,
dosięgną swoim pradawnym osadem
z dna oceanu: dość czasu
by zmieniło się morze i skóra;
nowy człowiek czytający stare informacje.

William Peskett
przełożył Jarosław Anders

Astronauta spogląda w dół - William Peskett

Ken Shotwel
Astronauta spogląda w dół

Tam właśnie żyjemy,
gdzie pośród niewidocznych gwiazd
krzyżują się wszystkie nasze ścieżki,
gdzie wirująca masa
przyciąga wszystkie nasze rekwizyty,
przyciąga naszą krew.
To pod tym twardym sklepieniem próbujemy przetrwać.

Jak srebro ryby przytwierdzonej do połaci oceanu
jesteśmy zniewoleni i wolni;
kiedy nadchodzi noc
bierzemy w zęby diament za diamentem
i miażdżymy niebo.
Cali nieważcy
rozrywamy orbitę ku domowi.

William Peskett
przełożył Jarosław Anders

Les Globes - Paul Celan

Les Globes

W straconych oczach - czytaj w nich:

orbity słońc, serc,
szumiąco-piękne słowo daremnie.
Śmierci i wszystko
co z nich zrodzone. –
Łańcuch pokoleń,
który leży tu pogrzebany i
który jeszcze tu wisi, w eterze,
okalając przepaści. Pismo
wszystkich twarzy, w które świszcząc
wwiercał się piasek słów – mała wieczność,
sylaby.

Wszystko
nawet najcięższe, było
jak piórko, nic
nie chciało zatrzymać.

Paul Celan
przełożył Ryszard Krynicki

Ciotka Helena - T.S. Eliot

Ciotka Helena

Panna Helena Slingsby, moja niezamężna ciotka,
Mieszkała w małym domku obok szykownego placu,
Czworo służby miało ją w swej pieczy.
Teraz, kiedy umarła, zamilkło niebo,
Uciszyły się na ulicy sąsiednie domy.
Zsunięto żaluzje i wytarł nogi pogrzebowy przedsiębiorca; był świadomy,
Że i przedtem zdarzały się podobne rzeczy.
Psom zapewniono wikt więcej niż dostateczny,
Ale papuga zdechła zaraz potem.
Na kominku drezdeński zegar tykał dalej miarowo
I lokaj zasiadł na dużym stole
Trzymając na kolanach drugą pokojową –
Tak zawsze akuratną, gdy żyła jej pani.

T.S. Eliot
przełożył Artur Międzyrzecki

Izydora Duncan - Zbigniew Herbert

Izydora Duncan

Nie była piękna trochę kaczy nos
resztę powłoki cielesnej znawcy cenili wysoko
trzeba im wierzyć lecz teraz już nikt
nie odtworzy jej tańca nie wskrzesi Izydory
pozostanie zagadką w tiulach tajemnicą
jak pismo Mayów jak uśmiech Giocondy

http://www.lively-arts.com/kathryne-cassis
To czemu zawdzięczała niebotyczną sławę
może było w złym guście jak wiersze Nerona
sceniczne jęki boskiej Sary ryki Hallidaya
morderczą władzę sprawuje Zeitgeist
to znaczy diabeł mody diabeł przemijania
zegar epoki staje - bogowie idą na dno

Greków znała na tyle na ile znać może
przeciętna dziewczyna ze stanu Ohio
opętana wizją urojonej Hellady
Bourdelle ją rzeźbił w postaci bakchantki

Lekkomyślnie zdradziła sekrety serca i alkowy
w godnej nagany książce pod tytułem „My life”

Odtąd wiemy dokładnie jak aktor Beregy
odkrył przed nią świat zmysłów jak szalał
Gordon Craig Konstanty Stanisławski
hordy muzyków nababów pisarzy
a Parys Singer rzucił jej do stóp
wszystko co miał - imperium
niezawodnych maszyn do szycia et caetera

Ach gdyby żył podówczas Eurypides
pewnie by ją pokochał albo znienawidził
i dał rolę w tragedii już na całą wieczność

Im bardziej gasł jej talent tym goręcej
wierzyła że tylko taniec może uratować świat
od nędzy i udręki ta mistyczna wiara
pchnęła ją na trybuny więc agitowała
fluidy szły od niej jak z wielkiego pieca
a nędza i udręka stały w miejscu jak słup
zapomniała widocznie że sztuka hélas nie ocala
Apollo Muzagetes niech wybaczy błąd
Krótko ale namiętnie jak wszystko co robiła
pokochała młodziutki Kraj Rad i Lenina
Gwiazda zawisła na szyi Maszynisty Dziejów 
Niestety żadna z tego nie wynikła iskra
Izydora nudziła jeszcze Ciężki Przemysł i Rolnictwo
rewolucja w lekkich pląsach jest i była snem 
Biedaczce pomieszała się utopia z prawdą
passons skoro potem tłumy poszły za nią
luminarzy nauki pastorów i Sartrów 
Kraj Nadziei musiała pożegnać niestety
na pocieszenie wzięła kosztownego poetę
nieprzytomny Jesienin sobaczył kochał wył
Zaprawdę finał sztuki godny był dramatu
po życiu pełnym wzlotów i upadków
narzędziem śmierci stał się kaszmirowy szal 
zbyt długi pewnie jak ogon komety
wplątany w szprychy auta kaszmirowy szal
zadusił jak oszalały z zazdrości Otello
A ona jeszcze tańczy ma przeszło sto lat
siwa staruszka blada prawie niewidoczna
między wielkością a śmiesznością tańczy
już nie tak ekstatycznie jak dawniej przed laty
z rozwagą przeoryszy dojrzałym namysłem
stawia swe bose stopy nad przepaścią

Zbigniew Herbert

Przedwiośnie - Rainer M. Rilke

Marek Langowski - Przedwiośnie
Przedwiośnie

Mróz gdzieś przepadł. Nagle ustępliwość
kładzie się na pustą szarość łąk.
Małe strużki melodyjniej płyną.
Miękkość jakaś, w skok,

Sięga ziemi z napowietrznych sfer.
Drogi po ugorach w dal się biorą.
Niespodzianie widzisz swego wzrostu
Wyraz pośród nagich drzew.

Rainer M. Rilke
przełożył Andrzej Lam
PS. Dziękuję:)

Licytacja - Tadeusz Borowski

Tomek Sętowski
Licytacja

Bimber, szaber, kraj, opatrzność,
wszystko na stragany wnoście!
Kto przed budą, przed jarmarczną,
zardzewiałe gwoździe, gwoździe!

Tu - publika, nie ma grandy,
jak dasz - dobrze, nie chcesz - nie dasz!
Byle obrót, byle handel,
świat na sprzedaż, świat na sprzedaż!

Kto pół ziemi! Wprost z gwarancji,
nie oclonej i bez granic?
Do nas, do nas, kombatanci,
tu najtaniej, prawie za nic!

Tutaj atomowa bomba
sprzedaje się z licytacji.
Otwieramy nowy lombard:
wszechświatowej demokracji!

Tadeusz Borowski

Wybierzmy króla - Carl Sandburg

Fernando Chamarelli
Wybierzmy króla

Wybierzmy króla,
który będzie żył wiecznie -
orzechowy król, ziemniaczany król,
uszczelkowy król, spiżowo-gwoździany król
tapetowy król w tapetowej koronie,
z tapetową królową w tapetowej biżuterii.

Wybierzmy króla
tak bystrego, tak szybkiego, tak twardego,
że będzie trwał wiecznie -
już wszyscy potakiwacze podsuwają piłki
mówiąc królowi: "Tak, szefie, będziesz trwał wiecznie!"
             i potem ktoś
mówi to cebulowemu królowi, leszczynowemu królowi,
eklerowemu królowi albo królowi gumy do żucia,
i każdy król zjednoczonego mocnego syndykatu
słucha tych potakiwaczy prawiących,
że żył będzie wiecznie, że jest taki bystry,
             taki szybki, taki twardy,
tak jest - szef, który nigdy nie będzie gryźć ziemi,
nie zejdzie w dół i nie będzie kanapką dla robaków
             tak jak my - klienci,
             jak my - klienci.

Carl Sandburg
tłumaczenie Krzysztof Mętrak

Edyp i zagadka - Jorge Louis Borges

Edyp i zagadka

Czworonóg o świcie, postawny w pełnym świetle dnia
i błądzący na trzech nogach
po daremnym obwodzie wieczoru, oto jak
widział wieczysty Sfinks człowieka obraz,
swego zmiennego brata; aż o zmroku przyszedł
człowiek i w przerażeniu odgadł
w zwierciadle straszliwego oka
odbicie swego upadku i losu odbicie.
Jesteśmy Edypem i w jakiś sposób wieczny
długotrwałą i potrójną bestią jesteśmy,
wszystkim tym, czym będziemy i byliśmy dawniej.
Unicestwiłoby nas móc zobaczyć; Bóg łaskawy
asygnuje nam dziedzictwo i niepamięć.

Jorge Louis Borges
tłum. Edward Stachura

Tu pracuję - Ewa Lipska

Salvador Dali - Dziewczyna widziana od tyłu
Tu pracuję

Tu pracuję. Na wschodzie Europy.
W otoczeniu psów. Małych i niezgrabnych.
Ludzi smutnych albo pijanych.
Albo tragicznych jak u Augusta Strindberga.
Na biurku konserwa wiersza.
Rękawiczka. listy. W oknie atrament.
Na środku pokoju fotel
z grobu Tutenchamona.
Oddycha jeszcze papier
ale ciężko. Z nitrogliceryną.
Mój czas. moje ciało. Moje życie.
Wszystko do jednorazowego użycia
tak jak suknia z papieru albo serwetka.
Pewny jest jedynie cień w rogu pokoju.
Powiększająca się od lat
czarna taksówka.

Ewa Lipska

Paradoksy i oksymorony - John Ashbery

Paradoksy i oksymorony

Ten wiersz zajmuje się językiem na bardzo prostym poziomie.
Patrz, jak do ciebie mówi. Wyglądasz przez okno
Lub udajesz niepokój. Masz go, ale i nie masz
Tracisz go, on traci ciebie. Tracicie siebie nawzajem.

Wiersz jest smutny, bo chce być twój, a nie może.
Co to jest prosty poziom? To jest to i inne rzeczy.
Wciągnięcie ich systemu do gry. Gry?
No, właściwie, tak, lecz uważam grę

Za głębszą, zewnętrzną sprawę, wyśniony wzorzec ról,
Jak przy podziale łaski w te długie sierpniowe dni
Bez dowodu. Z otwartym zakończeniem. I zanim się obejrzysz,
Gubi się w parze i trajkotaniu maszyn do pisania.

Jeszcze raz zagrano. Myślę, że istniejesz tylko,
Żeby prowokować mnie do grania, na twoim poziomie, a wtedy ciebie nie ma tam
Lub zdążyłeś już przyjąć inną postawę. A wiersz
Ułożył mnie miękko przy tobie. Wiersz jest tobą.

John Ashbery
przeł. Agata Preis-Smith

Epitafium dla tyrana - W.H. Auden

Zdzisław Beksiński
Epitafium dla tyrana
(2-gi przekład)

Doskonałości, tak to nazwę, łaknął,
Poetów stworzył, których wszyscy rozumieli,
Szaleństwo ludzkie badał jak linie na dłoni,
A przeto dbał, by armiom niczego nie brakło.
Gdy śmiał się — senatorzy czcigodni się śmieli.
Gdy krzyczał — małe dzieci padały w agonii.

W.H. Auden
przełożył J. M. Rymkiewicz

Cudy - Walt Whitman

Cudy

Kogo obchodzą, tak naprawdę, cudy?
Co do mnie, znam tylko i jedynie cudy.
Czy idę ulicami Manhattanu,
Czy nad dachami domów rzucam wzrok ku niebu,
Czy boso brodzę wzdłuż plaży samym skrajem wody,
Albo stoję pod drzewami w lasach,
Czy w dzień rozmawiam z kimś kogo kocham,
Albo nocą śpię w łóżku z kimś, kogo kocham,
Czy siedzę przy stole i jem obiad z innymi,
Czy patrzę na nieznajomych naprzeciwko mnie w dyliżansie
Albo przyglądam się pszczołom krzątającym się koło ula letnim popołudniem,
Albo zwierzętom pasącym się na łąkach,
Albo ptakom albo dziwom owadów w powietrzu,
Albo dziwom zachodów słońca, albo gwiazdom świecącym tak cicho i jasno,
Albo ślicznemu, delikatnemu sierpowi nowego księżyca na wiosnę -
To, razem z resztą i z osobna, jest dla mnie cudem.
Każda rzecz odsyła do innych, ale jest wyraźna i na swoim miejscu.
Każda godzina światła i mroku jest dla mnie cudem,
Każdy cal kubiczny przestrzeni jest cudem,
Każdy jard kwadratowy powierzchni ziemskiej tak samo,
Każda stopa we wnętrzu ziemi tak samo.
Dla mnie morze jest bezustannym cudem,
Ryby tam pływające, skały, ruch fal, okręty przewożące ludzi.
Jakież cudy bardziej potrafią zadziwić?

Walt Whitman
przekład: Czesław Miłosz

Ostatnia wieczerza - Osip Mandelsztam

Ostatnia wieczerza

Niebo wieczerzy wtuliło się w ścianę –
Blask rys i pęknięć bólem ją rozjarzył –
I rozjaśnione, gdzieś w niej zapodziane,
Przeobraziło się w trzynaście twarzy.

Więc to jest niebo, niebo mojej nocy –
Stoję tu przed nim jak dziecko posłuszny,
Po plecach biegnie dreszcz i bolą oczy,
I słyszę głuchy grzmot, co mury kruszy.

Pod każdym ciosem twardego tarana
Ze ściany sypią się gwiazdy bezokie –
I trwa wieczerza w gęstniejących ranach,
Nie dokończony fresk syci się mrokiem.

Osip Mandelsztam
przełożył Stanisław Barańczak

Żeby w kwestii tej nocy była pełna jasność - Stanisław Barańczak

Żeby w kwestii tej nocy była pełna jasność

Ponieważ nigdy nie wiadomo,
czy oczy również jutro z rana
otworzą się, czy bielą stromą
rozwidni się jak co dzień ściana
na wprost; ponieważ wysypana
żwirem alejka szepcze z chrzęstem
czyjś późny powrót i swój banał
dźwięczy gdzieś świerszcz; ponieważ jestem

- jak na sennego - dość świadomy
własnego niezasługiwania
na miejsce w punkcie, gdzie atomy
się zbiegły, i w niezbieżnych planach
planet; ponieważ prócz tykania
sekund przez fosforyczną przestrzeń
tarczy budzika nic nie wzbrania
wdzięcznym być w śnie; ponieważ jestem

- jak na blask gwiazd - dość niewidomy,
aby mi z łaski była dana
zdolność sięgania po kryjomu,
na oślep, w zaczajony na nas
mrok, umiejętność popełniania
wykroczeń poza siebie, przestępstw
przez kordon czaszki, zbrodni trwania
większych niż śmierć; ponieważ jestem

- jak na śmierć - dość żywego zdania
o krwi, tętniącej w skroń rejestrem
łask, nie myśl, że nie jestem w stanie
wierzyć, żeś jest. W to nie wierz: jestem.

Stanisław Barańczak

Powieść historyczna - Adam Zagajewski

Powieść historyczna

Na przedmieściu spotykają się spiskowcy,
Zwycięstwo będzie nasze, wykrzykuje Judasz.
W pałacu drzemie stary książę. Biją zegary.
Pachnie mąka. Czeladnik piekarski ziewa szeroko.

Poeta sięga po gęsie pióro. Jeszcze nie wie,
czy będzie dziś czuły czy zbuntowany.
W teatrze Otello zapomina kwestię
i może Desdemona ocaleje.

Uczony ślęczy nad mosiężnym mikroskopem.
Biskup wzdycha: tak dużo się wydarza.
Drukarz składa nekrolog do jutrzejszej gazety.

Rodzi się dziecko z niejasnym horoskopem.
Służąca zrywa kartkę z kalendarza.
Potwory śpią. Rozum śpi. Niestety.

Adam Zagajewski

Moja miłość, gra kościana - László Nagy

Moja miłość, gra kościana

Nasze oczy wygwieżdżone
wypaliły się straszliwie.
Mówią cicho i bezczynnie
patrząc w cztery ściany siwe.
A my grzeczni do przesady:
nocy się lękamy wiecznej,
tej ojczyzny ostatecznej,
gdzie mieszkają czerwie żywe.

Obok głowy skołatanej
stoi wazon, kwiat się kłania
i pęsetą czarodziejską
sięga w głąb, gdzie udręk rana.
Teraz wezwij kwiat, lekarza,
zwierz się, zbóju, zwierz, poeto,
jeśliś strzelał z pistoletu
dla zabawy w różę samą!

Tam wciąż mysia bieganina,
tu do łóżka przygwożdżeni
zakładamy republikę
schorowanych ludzkich cieni.
Twój szum wzrasta, niepewności,
gdy gorączka nas pokryje
i w koszuli aż po szyję
zamajaczy ciała drżenie.

Z waty zimy, z jej koronek
strasznych, kiedyż się wyrwiemy?
Jakież każe przeznaczenie
leżeć nam, wciąż leżeć niemo?
Czy to kara, czy też próba?
Nożem wbitym po rękojeść
badam mego ciała boleść
pojednany z gwiazdą, z ziemią.

I daremnie. Serce bije
skute stalą zapytania.
I tętnimy, i ty, życie,
opuszczone się odsłaniasz
na pagórkach rozżarzonych,
i od świerszczy, od gorączki,
od spódniczek szeleszczących
w tej pokorze wojowania.

I nie liczcie, przyjaciele,
wypalonych moich krwinek,
jeśli chcecie mnie powitać,
byczym mnie napójcie winem.
We mnie, na zasłonie dzikiej
tańczy śnieg – fatamorgana:
życie, gra twoja kościana:
jakże wciąż o tobie śnimy.

László Nagy
przełożył Tadeusz Nowak

Dno - Światopełk Karpiński

Dno

Zatopione fregaty o masztach strzaskanych
leżą w kwaśnym kwitnieniu roślinności płynnej.
Lecz omijamy owe nastrojów altany
i mkniemy miękkim gąszczem – dna nas chłoną inne

Przez pokolenia zwierząt, co karlo się drzewią,
niby przez krzewy wzrosłe na łysym piaskowcu,
wyjdziemy na równiny przeciwne zasiewom –
wyjdziemy na podmorskie zamarłe manowce,
na te skalne sklepienia bez gwiazd ponad domem,
co w rozkolebach ciszy mają morskie leże.

A potem słone łąki, pochmurnie ruchome,
ostrą chłostą traw bliskie wskażą nam podbrzeże.
I teraz kraj odpadków pogrążonych iłem,
drzew wysłużonych trupio, butelek i beczek.
…Oto stęchlą zieli portowej się spiłem
i rozbryzgiem butelki stopy pokaleczę.

Złym alkoholem dymi gęste legowisko.
Rośliny fermentują rybim jadem: śnicą.
Śliskie spody okrętów płyną tedy nisko,
jak na kleiste tarło leniwą ławicą.
…Oddech zapuchły w płucach pęka i rozbłyska,
niby nad kłębem wiosny obłok rwący w nicość.

Na dnie przedmieścia leżą jak kępa na stawie.
Już nie ma gwiazd na niebie ni wiatru w kurzawie…
Jak latarnia zaułków zapłonęła zorza.
Ze świtu płyną domy niby barki z morza –
Stają szare nade mną – arki i fregaty –
niosą śpiący ładunek i zamarłe kwiaty.

Budzi się ludzkie ptactwo. Wstaje błotne życie.
Nie odkrzyknę z moczarów – w trupim gardle grząsko.
Pod ścianą, zanurzoną w wilgoci rozkwicie,
idzie ślepa dziewczyna z kwitnącą gałązką…

Światopełk Karpiński

Groteska o grajku i wiolonczeli - Światopełk Karpiński

Groteska o grajku i wiolonczeli

Gdzieś na ulicy nienazwanej.
gdzie trzeźwi trafić już nie mogą,
żegluje nocą szynk pijany
ze śpiewającą w nim załogą.

Bezzębne usta z butli piją,
ochlaj podają tu anieli.
A w kłębach dymu gra nam trio
i płacze łzami wiolonczeli.

Nieboszczyk niski i zielony,
gładzi ją smyczkiem po podbrzuszu.
W butelce pustej toną tony
i oto usta płakać muszą.

Gra tu tak rok i gra dwa lata.
nad wiolonczelą wciąż się karli.
Dawno za drzwiami nie ma świata.
dawno już wszyscy trzeźwi zmarli.

Lecz raz jak zawsze łzawy grajek,
po wiolonczeli smyczkiem pisze,
a ona nagle łkać przestaje,
ze strun wylewa wielką ciszę.

Knajpa nie widzi, knajpa pije,
smyczek milczenie gładzi pięknie,
a wiolonczela w oczach tyje
i co utyje - to pojęknie.

Dziwnie się oto plecie bajka:
kiedy na ciszę już spojrzeli,
ujrzeli płaczącego grajka,
przy grubiejącej wiolonczeli.

Zanim podano watę, szczypce,
ona zrobiła się pękata
i z wnętrza jej wypadły skrzypce
maleńkie i krzyczące "tata".

A gdy podrosły i po trosze
nabrały wdzięku, oraz linii,
od trupa kupił je za grosze,
jakiś pijacki Paganini.

Światopełk Karpiński

Dylemat - Jerzy Harasymowicz

Dylemat

Niemiła jest starość i niemiła pieśń
Z żupana wyłazi wiernopoddańcza wata
Czy do swoich z chorągwią wierszy przejść
Czy nadal cwałować pod proporcem Lacha

Wygwizdany i bosy na tej służbie dom
Lecz przed nikim nie pochylą się buńczuki moje
Darujcie kozackie konie stepem do rąk
Darujcie na wieki w trawie leżący druhowie!

Jerzy Harasymowicz

Nad Kaukazem - Stanisław Piętak

Nad Kaukazem

Samolot wzbił się skokiem nad ostatnie góry
i naraz ugrzązł w słońcu, jakby nie czuł
wirów, na chmurze usiadł jak ptak złotopióry.
Lecz od tej niespodzianej chwili jakież zmiany.
Góry, kry i drzewa, to błękitne przepaści.
Obłok złoty śpi, lecz gna czarny i gna szklany
i błądzi becząc jagniątko czerwonej maści.

Przeorały pola pędzące kry jak pługi –
i wtedy dopiero spostrzegłem błyskawicę
zastygłą we mgle – i masyw chmur czarny i długi –
i jodłę uniesioną przez gromu iglicę…
Samolot runął aż w lej błękitnej przestrzeni,
ale ciągle jeszcze nie widać było ziemi.
Pełzały mgły jak stali cieknące strumienie
ogarnięte raz parą, raz ogniem płomieni.
Ileż radości niosła już następna chwila.
Pod niebem czystym co raz jawiły się wzgórza,
domki muskające czas jak skrzydło motyla,
morze łagodne, przejrzyste u wsi podnóża.
Zieleń po schodach światła pięła się ku niebu,
lecz nagle cofały, rozpadały się góry
i splamione próchnicą i zerwaną glebą
pędziły rzeki w morze, splątane jak sznury.

Dotknąłem nieznanej ziemi zdobywczą stopą,
by upaść na twarz, przed wciąż żywą Europą.

Stanisław Piętak

Wega - Janina Brzostowska

Wega

Wega
Gwiazda w konstelacji Lutni.
Powiedziałam: to moja gwiazda…
Miałam wtedy szesnaście lat.

Wega
świeci latem
u szczytu nocy.
A ja stoję na dnie otchłani.
Na dnie smutku.
Na dnie zwątpienia.

Dobroć ludzka? - bańka mydlana.
Mądrość ludzka? – nie opieraj się na niej.
I być może zawiedzie wszystko –
kwiat jedynie,
i drzewo,
i noc pełna gwiazd
zostanie.

Janina Brzostowska