Sieroty żyjących rodziców - Vojtech Mihálik

Sieroty żyjących rodziców
Ania Tomicka

Dalekie oczy, co rozumieją wszystko,
mają sieroty żyjących rodziców.
Patrzyły na nieme, zagniewane twarze,
z których zniknął blask miłości nietrwałej,
ich wątłe myśli tłamsił egoizm,
niewiara przy nich dopinała sobie guziki,
widziały również obnażony ból istnienia.
Sieroty żyjących rodziców
nie mówią: byliśmy w teatrze,
tatuś przyniósł rybę.
Powiedzą: tatuś u nas już nie mieszka,
mama wychodzi za mąż,
jak tylko otrzyma rozwód.
W ich oczach dojrzałych
zmieści się lalka i frywolny grymas.
Trzęsą się, drżą
w przypływie histerii,
a odtrącone, zranione serce tych,
co nie zdołają sami unieść krzywdy,
brudną sypialnię przed nimi otwiera
uczy zawiści.
Sieroty żyjących rodziców
są zapomnianą, zamarzniętą łzą
w ogrodzie wiosennym.
Kiedy powracasz z wycieczki,
uwieńczona ptaszęcym gwarem swoich córek,
i dla nich zerwij uśmiech albo kwiat,
dla nich,
przedwcześnie mądrych i smutnych
sierot żyjących rodziców.

Vojtech Mihálik
przełożył Jerzy Pleśniarowicz

Otchłań - Seamus Heaney

Beatriz Martin
Otchłań

Rybacy z Ballyshannon
Razem z łososiami
Złowili zeszłej nocy niemowlę.
Nieślubne nasienie,

Malec na powrót oddany
Wodom. Lecz jestem pewien
Że kiedy stała na płyciźnie
Zanurzając go czule,

Aż zziębnięte kostki przegubów
Zmartwiały jak żwir,
Był płotką i hakiem
Rozdzierającym ją na wskroś.

Brnęła przez wodę pod
Znakiem swego krzyża.
Jego wyciągnięto z rybami.
Odtąd otchłań będzie

Zimnym odblaskiem dusz
Spod dalekiego pasma morza.
Nawet nie zagojone dłonie Chrystusa
Pieką i nie mogą tam łowić.

Seamus Heaney
przełożył Piotr Sommer

Zbyteczne dziecko - Seamus Heaney

Zbyteczne dziecko
Znaleziono go w kurniku, gdzie
go więziła. Nie potrafił powiedzieć nic.
Kiedy paliła się lampa,
Żółtko światła
W tylnej części domu,
Dziecko w komórce
Przystawiało oko do szpary -

Mały chłopcze z kurnika,
O rysach ostrych jak zapamiętany
Nów księżyca, twoje zdjęcie
Wciąż przebiega jak szczur
Po podłodze mojego umysłu,

Księżycowy człowieczku,
Chowany w budzie
Na końcu podwórka, i wierny,
Twoja krucha postać, jaśniejąca,
Nieważka, podnosi pajęczyny,

Kurz, zaschnięte odchody kur
Leżące pod grzędami
I mdłe zapachy resztek
które wsuwała ci przez drzwiczki
Rano i wieczorem.

Odgłosy tamtych kroków, cisza;
Czuwanie, samotność, posty,
Niechrzczone łzy
I zagadkowa miłość do tego światła,
Lecz teraz mówisz w końcu

Jakimś nieznanym gestem
O czymś poza wytrzymałością,
Swym rozdziawionym niemym świadectwem
Lunarnych przestrzeni
Przebytych poza punkt miłości.

Seamus Heaney
przełożył Piotr Sommer

Lalka - Mary Jo Bang

Lalka

We śnie były kłopoty –
fala przypływu na pokładzie, a gdzieś indziej
trzeba było zabrać kota i znów zostawić

na farmie otoczonej małymi
domkami. Splątana masa syknęła i zbudziliśmy się,
a później poszliśmy dalej, znaleźliśmy telefon,

i zadzwoniliśmy na stację meteo. Zaciekawiło nas,
co jest na lunch. Przechył na sterburtę sprawił, że jeszcze
jedno nas zaciekawiło: czy mieliśmy w ogóle rację.

Wszedłem, by uciąć sobie drzemkę
i ujrzałem na łóżku okutaną kocem lalkę.
Jej siatkowe pończochy przypominały mi Kabaret –

film, nie sztukę.
Leżałem tam, gdy dzień rozpuszczał się, aż
uformował się kolejny, świeży,

i zbudziłem się, widząc przed sobą wzgórze.
Wzgórze wspinało się na szczyt
góry. Ku strzępom skał i księżycowemu krajobrazowi.

Kobieta, która odczytywała przeznaczenie, powiedziała: To
jest Twa jaźń i wskazała na część
odkrojoną z większego kawałka. A to – wskazała

na olbrzymią resztę – jest cierpliwość, gra, w którą grasz.
Mały zombie wewnętrznego oka.
Mały dreszcz przerażonego umysłu.

Krajobraz tworzyła syberyjska brzoza, biała kora
na tle błękitu. Jego fragment w oknie, jak zawsze,
był niepełny i doskonały,

jak tylko może być to, co niekompletne.
To tutaj chciałem jej powiedzieć,
że ją kocham,

ale nie mogłem. To tutaj ja i lalka na kocu,
w łóżku obok ściany, z widokiem na górę-przesłanie,
doznaliśmy tego, co niektórzy nazywają chwilą rozkoszy.

Mary Jo Bang
przeł. Paweł Marcinkiewicz

Wieczny student rzeźbę - Włodzimierz Holsztyński

Alfred Boucher
* * *

wieczny student rzeźbę
rzucił niedokończoną
zapomniał

więc żyła
nikłość jej uśmiechu
brano za mądrość
jej powolny i słaby puls
nadawał urok każdej chwili

zasmakowała w życiu
lecz nie dla rzeźby nadchodząca wiosna
ciepłe noce zsuwają się z drzew
a ona zastyga

Włodzimierz Holsztyński

Cicha obserwacja - Włodzimierz Holsztyński

Lucia Coghetto
cicha obserwacja

gdy w ostatniej filmowej klatce kieliszka
pozostały tylko resztki lodu i nieświeża cytryna
jakże w końcu zrozumiały jest Bóg i Los i Chaos
ich odwieczna sprzeczność

szczęście to mgła owijająca przyszłość
znieczulającym bandażem

Włodzimierz Holsztyński

W liście z daleka - Vojtech Mihálik

Dorian Vallejo
W liście z daleka

O tej godzinie już zasnęłaś. Cała
Skrzydlona w oddech, co opływa ręce
I usta we śnie tym bardziej dziecięce,
I lok – jak anioł nad kapliczką ciała

Tobie zapewne księżyc też przygrzewa,
Lecz ty bezwiednie przemywasz nim usta
Jak mym westchnieniem. A noc stoi pusta,
A tylko zegar drąży słoje drzewa.

Sen po niedzieli. Jeszcze z twoich sukien
Paruje srebrny zapach kwiatów, ziela,
Lecz w kalendarzu już zgasła niedziela –
Sen twój pozostał, me czuwanie długie.

Nad niemym miastem nocną ciszę piję,
Z okna schylony nad Wisły sen cichy.
I w śpiącej rzece zakreślam dystychy
Tylko dla ciebie – więc teraz niczyje.

Vojtech Mihálik
przeł. S. Grochowiak i W. Rutkiewicz

Noc sierpniowa - Jarosław Iwaszkiewicz

Mariusz Zawadzki
Noc sierpniowa

Takiej drugiej nocy
nie będziesz już miał

takiej łaski bogów
nie będziesz już miał

gwiazdy i planety
stańcie na chwilę

na jedną chwilę
której powiem
trwaj

ale gwiazdy i planety
wirują w przestrzeni

ale ciało
przemija jak noc

Ale usta
pełne plastrów miodu zamykają się

a szczęście nie trwa
ani godziny

ale było było

Takiej drugiej chwili
nie będziesz już miał

Jarosław Iwaszkiewicz

Nic, noc - Ryszard Krynicki

Nic, noc

Nic, noc zza szyby
patrzy na mnie niczyim spojrzeniem
chłopca, którym byłem, nie

jestem, nie będę.

Ryszard Krynicki

Purgatorium - Ryszard Krynicki

Purgatorium

Nocą w pustym przedziale. Niczego
nie pragnę, nikogo się nie obawiam. W oddali
pełgają ogniki czyśćca: mojego miasta.

Ryszard Krynicki

Ogród w Milanówku, w okamgnieniu - Jarosław Marek Rymkiewicz

Ogród w Milanówku,
w okamgnieniu

Wszystko znika w okamgnieniu w osłupieniu
Listki bluszczu tam pod płotem na kamieniu

Jeże krety oraz wróble wszystko znika
Co za walczyk! planetarna to muzyka

Wszystko znika bluszcz i wróble jeże krety
Nawet Bartok jego skrzypce i klarnety

I sikorki ich błękitne fatałaszki
Także inne zimujące w chruście ptaszki

Siwe pliszki albo zięby i czyżyki
Jak obroty planetarnej harmoniki

Wszystko znika w zadziwieniu w okamgnieniu
Jeże krety listki bluszczu i w milczeniu

Stoją sosna i daglezja - wszystko znika
Szostakowicz! niech on zagra nam walczyka!

I demony - nieobecni nasi goście
Nawet gnicie - które gnije tam w kompoście!

Nawet kompost - tam w kompoście się rozkłada!
I gadanie - które nie wie kto je gada!

To co było tylko przyszło do nas w gości
I nie miało w sobie żadnej obecności

I gadanie - aforyzmy nietzscheańskie
O sikorki o wróbelki o bezpańskie

Nieobecność - nawet ona się ulatnia
Jakaś wartość ale wartość już ostatnia

Szostakowicz - jego polki i galopy!
I demony - kosmos rzucą nam pod stopy!

Obecności jaka tutaj twoja władza?
Nieobecność nieobecnie się przechadza

Nieobecność mówi do nas po imieniu
Wszystko znika w okamgnieniu w nieistnieniu

I demony - nieobecne ich czuwanie!
Tu nad nami ich płakanie żałowanie

Jarosław Marek Rymkiewicz

Róża - Ian Hamilton

Róża

W miękko okrytym kirem sercu
Tej białej róży, cierpliwe oko,
Oko miłości,
Kim jestem wie, i gdzie bywałem
Dzisiejszej nocy, i co chciałem zrobić.

Przyglądam się tej białej róży
Godzinami, wyobrażając sobie
Że każde drgnienie każdego płatka jest jak oddech
Co koi i ucisza.
Spójrz na nią, rzekłbym
Gdybyś tutaj była: jest znakiem
Tego, co nietrwałe, samotne
I oddane.
Ale cię nie ma, więc powiem, że to mądre:
Cierpliwy oddech, oko, róża
Która otwiera się zbyt łatwo, i umiera.

Ian Hamilton
przełożył Piotr Sommer

Zaczyna się deszcz - Mateusz Hildebrandt

Zaczyna się deszcz
Helena Georgiou

zaczyna się deszcz
i granie w okienkach

nastały chwile
bardziej rozległe
wlewające się
między rzeczy człowieka
czy smutne sprawy fortepianu

od tak dawna
marzenie jest słabością
która każe nam opuszczać dom
by szukać po chodnikach
skromnego grosza

trzeba się pospieszyć
ponad wszelki
bezsens i ostrożność
istnieć wreszcie

Mateusz Hildebrandt

Opuszczeni w przemijaniu - Mateusz Hildebrandt

Jarosław Jaśnikowski - Sen Paganiniego
Opuszczeni w przemijaniu

opuszczeni w przemijaniu
wprost w przepaście nieba
skaczą nocą jak koty

opuszczeni w przemijaniu
ukrywają ciche skargi
podksiężycowe profanacje życia

opuszczeni w przemijaniu
pomalutku cichym nokturnem
żegnają przypadkowy unikat ciała

opuszczeni w przemijaniu
już poza strunami swojej pamięci
zapatrzeni w oddalenie

opuszczeni w przemijaniu
majaczący przebudzenia
oglądają orficką twarz sufitu

opuszczeni w przemijaniu
nieprzystosowani do umierania
w siebie samych wracający

Mateusz Hildebrandt

Kołysanka - Zbigniew Herbert

Kołysanka

Lata krótsze i krótsze
kapłani świątyni Ammona
odkryli że Wieczna Lampa co roku spala mniej oliwy
to znaczy świat się kurczy przestrzeń czas i ludzie

Obserwację kapłanów przekazał Plutarch zapewne
wzbudziła gniewny pomruk w kołach filozofów
bo zrozpaczeni zmiennością człowieka
chcą aby kosmos świecił nam przykładem

A jednak dowód z lampy pozornie niedorzeczny
zgadza się z doświadczeniem tych którzy opuścili
zajazdy dworce domy przeszli potok złudy
i teraz łagodnym stokiem idą tam gdzie wszyscy idą

Oni wiedzą
- ubywa dnia

- róża zerwana o świcie w popłochu roni płatki
wieczorem jest już tylko spalony zagajnik słupków
między ziewnięciem w grudniu a sierpniową drzemką mija zaledwie chwila bez zdarzeń i tęsknoty

- coraz mniej listów podróży zdziwienia

- świeca smukła jak igła w drżących palcach wskazuje drogę od ściany do ściany
zamarzłe lustra odmawiają pociechy
- drodzy marli mnodzy jak ławice piasku podobni do piasku
nasze kwatery pamięci nie przyjmują nikogo
w pustych pokojach kurz zasiadł i pisze pamiętniki 
gaśnie rodzinne miasto i nawet Ca dOro
- nie świeci już a wszystkie miejsca któreśmy kochali
na nietrwałych lagunach zapadają w morze

Co roku Wieczna Lampa spala mniej oliwy

Tak zacny wszechświat układa nas do snu

Zbigniew Herbert

Kartka - Jarosław Marek Rymkiewicz

Kartka

Wtedy czytać mnie będziecie
Kiedy zamkną mi powieki
I na oślep po omacku
a w minione pójdę wieki

Przeczytacie moje łokcie
Książkę czaszki i śledzionę
Wszystkie kartki mego życia
Zamazane pokreślone

Bóg na półce to postawi:
Dzieje czaszki dwa kolana
Ale jedna biała kartka
Ta co nie jest zapisana

Ale jedna biała kartka
Ta co z książki jest wydarta
Tę kto by przeczytać umiał
Ten dopiero by się zdumiał

Jarosław Marek Rymkiewicz

Pan Elliot Tischler - Stanisław Barańczak

Pan Elliot Tischler

Pan Elliot Tischler ciągle otrzymuje listy,
choć pięć lat temu umarł. W przedostatniej chwili
sprzedał dom genetyczce, żonie mediewisty,
który w tych stronach nie mógł na żadnej posadzie
zaczepić się na stałe, więc dom opylili
z kolei nam i teraz uczą gdzieś w Nevadzie.
Pan Tischler choć też znikł, jest bardziej rzeczywisty:

„Time” proponuje, że mu wznowi abonament,
komitet szkolny liczy na jego głos w przyszłych
wyborach, instytuty zajęte badaniem
przyczyn dystrofii mięśni proszą go o datek,
Lawn Shark Company marzy o tym, by mu przystrzyc
trawnik, i wciąż tym samym zamierzchłym mandatem,
o którym najwidoczniej zapomniał na amen,
nęka go Biuro Grzywien w Milford, gdzie – Bóg raczy
wiedzieć, po co – parkował w miejscu nielegalnym.
Nie cały umarł. Prawda, wiemy o nim raczej
mało: ściany malował na żółto; dla żony-
inwalidki (zmarł po niej) zrobił zjazd z sypialni
do ogrodu, z masywnych desek przegwożdżonych
na fest, na wieczność, miałem potępieńczą pracę

rozbierając to wszystko. Co jeszcze? Nic. Tyle
co nic: odciski palców na kuchennym blacie,
którego się kurczowo trzymał w ostatniej chwili,
kiedy, sam wśród gotowych do transportu gratów
i pudeł, mieszał cukier w ostatniej herbacie
i czuł, że wszystko na nic, że zniknie bez śladu.
Te odciski już starte. A zresztą się mylił.

Stanisław Barańczak

Wyznanie - Czesław Miłosz

Wyznanie

Panie Boże, lubiłem dżem truskawkowy
I ciemną słodycz kobiecego ciała.
Jak też wódkę mrożoną, śledzie w oliwie,
Zapachy: cynamonu i goździków.
Jakiż więc ze mnie prorok? Skąd by duch
Miał nawiedzać takiego? Tylu innych
Słusznie było wybranych, wiarygodnych.
A mnie kto by uwierzył? Bo widzieli,
Jak rzucam się na jadło, opróżniam szklanice
I łakomie patrzę na szyję kelnerki.
Z defektem i świadomy tego. Pragnący wielkości,
Umiejący ją rozpoznać gdziekolwiek jest,
A jednak niezupełnie jasnego widzenia,
Wiedziałem, co zostaje dla mniejszych, jak ja:
Festyn krótkich nadziei, zgromadzenie pysznych,
Turniej garbusów, literatura.

Czesław Miłosz

Rzeczywistość wymaga - Wisława Szymborska

Rzeczywistość wymaga

Rzeczywistość wymaga,
żeby i o tym powiedzieć:
życie toczy się dalej.
Robi to pod Kannami i pod Borodino
i na Kosowym Polu i w Guernice.

Jest stacja benzynowa
na małym placu w Jerycho,
są świeżo malowane
pod Białą Górą ławeczki.
Kursują listy
z Pearl Harbour do Hastings,
przejeżdża wóz meblowy
pod okiem lwa z Cheronei,
a do rozkwitłych sadów w pobliżu Verdun
nadciąga tylko front atmosferyczny.

Tak wiele jest Wszystkiego,
że Nic jest całkiem nieźle zasłonięte.
Z jachtów pod Akcjum
dochodzi muzyka
i na pokładach w słońcu pary tańczą.

Tyle ciągle się dzieje,
że musi dziać się wszędzie.
Gdzie kamień na kamieniu,
tam wózek z lodami
oblężony przez dzieci.

Gdzie Hiroszima
tam znów Hiroszima
i wyrób wielu rzeczy
do codziennego użytku.

Nie bez powabów jest ten straszny świat,
nie bez poranków,
dla których warto się zbudzić.

Na polach Maciejowic
trawa jest zielona
a w trawie, jak to w trawie,
przezroczysta rosa.

Może nie miejsc innych jak pobojowiska,
te jeszcze pamiętane,
te już zapomniane,
lasy brzozowe i lasy cedrowe,
śniegi i piaski, tęczujące bagna
i jary czarnej klęski,
gdzie w nagłej potrzebie
kuca się dziś pod krzaczkiem.

Jaki stąd płynie morał - chyba żaden.
To, co naprawdę płynie, to krew szybko schnąca
i zawsze jakieś rzeki, jakieś chmury.
Na tragicznych przełęczach
wiatr zrywa z głów kapelusze
i nie ma na to rady -
śmieszy nas ten widok.

Wisława Szymborska

Kiedy w moim kraju umiera wielki poeta - Ewa Lipska

Kiedy w moim kraju umiera wielki poeta

Kiedy w moim kraju
umiera
wielki
poeta
zrywa się osierocony patrol pielgrzymów.

Na niebie dystych.
Rękopis zachodzącego słońca.

Poeta tropiony jest przez łapczywych krytyków. Podejrzliwych patriotów. Starannie
skrojonych kochanków.

Legenda
którą widziano krążącą po okolicy nie ma już nic do dodania.

Do tego bezbożny upał i zdesperowany czas.

Nie wyjaśniona metafora w księgach metrykalnych.

Ewa Lipska

Mistyk - David Herbert Lawrence

Mistyk

Wszelkie doznanie zmysłowe jest dla nich mistyczne, kiedy mowa o samym
doznaniu.

Więc jabłko będzie mistyczne, kiedy smakuję w nim lato i śniegi i dzikie
falowanie ziemi i upór słońca.

Na pewno te wszystkie rzeczy znajduję w dobrym jabłku,
choć niektóre jabłka, wodniste i kwaśne, mają smak wody,
a inne, gorzkawo-słodkie, mają za wiele słońca
jak woda laguny zanadto nagrzana.

Kiedy mówię, że smakuję to wszystko w jabłku, nazywają mnie mistykiem, to
znaczy kłamcą.

Jedyny sposób jedzenia jabłka
to pożreć je jak wieprz
i nie czuć nic,
to jest realne.

Ale ja, kiedy jem jabłko, chcę mieć obudzone wszystkie zmysły. Pożreć je jak
wieprz to karmić nieżywych.

David Herbert Lawrence
przełożył Czesław Miłosz

Rozwiązanie - Bertolt Brecht

Rozwiązanie

Po wybuchu powstania 17 czerwca
sekretarz Związku Pisarzy
kazał rozdać w Alei Stalina ulotki,
w których można było przeczytać, że naród
stracił zaufanie rządu
i mógłby je odzyskać
jedynie przez zdwojoną pracę. Czy nie
byłoby wszak prościej, gdyby rząd
rozwiązał naród i
wybrał inny?

Bertolt Brecht
tł. Czesław Miłosz

Do Pawła B. - Aleksander Rymkiewicz

Do Pawła B.

W ciemnościach leżę, Pawle przyjacielu,
dwa księżyce strzegą mojej głowy,
aby świeciła, jak nocny kwiat,
aby milczała tysiącom lat,
zwalonym martwo w głuche parowy.

W ciemnościach leżę, Pawle przyjacielu,
i tylko cicho u mojej nogi
płacze najmniejsza z czerwonych gwiazd,
abym nie deptał ruiny miast,
abym nie palił śladów ubogich.

W ciemnościach leżę, Pawle przyjacielu,
a moją rękę srebro ozdobi,
abym to światło na dłoni niósł
cieniom zabitych, potokom róż,
ptakom na krzyżach płaczącym, i sobie.

Aleksander Rymkiewicz

O konieczności cenzury - Reiner Kunze

O konieczności cenzury

Wyretuszować da się
wszystko

oprócz
negatywu
w nas

Reiner Kunze
tł. Ryszard Krynicki

Kołysanka - Adam Zagajewski

Kołysanka

Whistler - Nokturn w czerni i złocie (Fajerwerki) 1874
Nie zaśniesz dzisiaj. Tyle blasku w oknie.
Sztuczne ognie rosną nad miastem.
Nie zaśniesz, za dużo się zdarzyło.
Książki czuwają nad tobą, ustawione w rzędy.
Będziesz długo myślał o tym, co się stało
i czego nie było. Nie zaśniesz dzisiaj.
Zbuntują się twoje różowe powieki,
będziesz miał oczy czerwone, piekące,
i serce spuchnięte od wspomnień.
Nie zaśniesz. Otworzy się encyklopedia
i wyjdą z niej dawni poeci, starannie ubrani,
osłonięci przed chłodem. Otworzy się pamięć,
jak spadochron, w nagłym syku powietrza.
Otworzy się pamięć i nie zaśniesz wcale,
będziesz się kołysać między chmurami,
cel ruchomy i jasny w świetle fajerwerków.
Nie zaśniesz już nigdy, zbyt wiele ci
opowiedziano, za dużo się zdarzyło.
Przecież każda kropla krwi mogłaby
napisać swoją szkarłatną Iliadę.
Każdy świt mógłby się stać autorem
ciemnych wspomnień. Nie zaśniesz
pod grubą kołdrą dachów, strychów i kominów,
które rzucają w górę garść popiołu.
Białe noce płyną cicho po niebie
i wiosła szeleszczą, jedwabne pończochy.
Wyjdziesz do parku i gałęzie
będą cię przyjaźnie uderzały po ramionach,
bierzmując cię jeszcze raz, jakby nie były
pewne twojej wierności. Nie zaśniesz.
Będziesz biegł przez pusty park, staniesz się
cieniem i spotkasz inne cienie. Będziesz
myślał o kimś, kogo już nie ma i o kimś,
kto żyje tak bardzo, że to życie na brzegach
zamienia się w miłość. Coraz więcej światła
gromadzi się w pokoju. Nie zaśniesz dzisiaj.

Adam Zagajewski

Świt - Julian Przyboś

Świt

Pulsuje źródło twojej głowy - szczęśliwej.

Z linii piersi spływam do gęstwiny tulących się linij,
do łona,
które miękki puch, jak wieczór śród oazy, ściemnia
i rozwarte biodra- biodrom pragnącym wyściela
na opuszczony sen ud.

Płynnymi dłońmi rozsnuwam twoją nagość
na moim obnażonym ciele.

I nim
świt
odsłoni twe nogi -

Od kolan ciało jak delta odpływa
do stóp uwieńczonych Ziemią.

Julian Przyboś

Do Safony - Paweł Hertz

Jacques-Louis David - Saffo e Faone (1809)
Do Safony

Kiedy miłości pragnę, jakie dasz mi inne
pokarmy i napoje, bym nasycił głody,
o Safo, ty błękity wiążesz w sny dziecinne,
z popiołów posąg stawiasz a z marmurów ody.

Jeśli nade mną greckie nie zamkną się wody,
jak nad tobą, by szaty podawać mi płynne,
zima obłoki dymu da i moszcze winne,
chłodną położy pościel na pastwiska trzody.

Umieram pod tym niebem, gdzie lazur tak rzadko
wilgotnej barwy swojej zrzuca wstążki,
panno grecka, o muzo, pięknej lutni matko!

Dlatego lampę palę, w twoje patrzę książki
i pod wspomnieniem kładę jak pod krajobrazem
maszynę do pisania i lutnię zarazem.

Paweł Hertz

Oto mi z oczu spływa kraina... - Maria Komornicka

***

Oto mi z oczu spływa kraina, w której zjawiłeś się majem -
Oto w zakręcie żegna mnie dom,
W którym się zrodził i umarł nasz świat -
Oto mi z nóg ucieka ląd,
Skąd, dzieci nieme, patrzyliśmy w dal -
Na zawsze odpływam stąd -
Prądem znaczonym wśród fal wzrokiem dzieci -
Ach, w bezmiar wiedzie ten prąd!
I nie wiem, gdzie znaleźć w bezmiarze
Ten kraj, ten dom, ten ląd -
W które mi zstąpisz majem.

Maria Komornicka

Boję się, że jak Hafiz, Dżalaladdin-Rumi - Jarosław Iwaszkiewicz

***

Boję się, że jak Hafiz, Dżalaladdin-Rumi,
Zacznę mówić, że Pan Bóg ma mieszkanie w tobie,
I zachwiany przez miłość w niepewnym rozumie,
Boga rozpocznę sławić w twej ludzkiej osobie.

George w naszych czasach to samo uczynił
I w Maksyminie ujrzał bóstwa znak wcielony;
Mądrość składa się w słowa, potem z wodą płynie,
Może powstać gorszyciel niewytłumaczony.

Nie, ja wiem przecie dobrze, jesteś chłopcem tylko,
I Bóg nie mieszka w tobie; masz ułomne ciało,
Jesteś piękny jak człowiek i kłamiesz co chwilka,
I chcę, aby po tobie nic nie pozostało.

Jarosław Iwaszkiewicz

Beams - Paul Verlaine

Wojtek Siudmak
Beams

Stąpać pragnęła poprzez morskie fale,
A że podmuch łaskawy nawiał ciszę senną,
Chętnie karku ugięliśmy w obłędne lenno,
Oto gościńcem gorzkim kroczymy wspaniale.
Słońce w niebie wysokim, wielce lśniące, pała:
W jej splotach jasnych drgają pozłoty promienie,
Szliśmy śladem spokojnym, o, wielkie olśnienie,
Jak toczenie się nurtów i jak piana biała!
Kołysały się ptaki wokoło siwawe,
I żagle w dali białe w ukośnym kołysie,
Niekiedy wodorosty, jak piana na misie,
Przez które się ślizgały stopy w fal kurzawę.
Odwróciła się, niemal ukojona, płowe
Oczy spojrzały ledwo, czy idziem spokojni?
Nas, radosnych wybrańców, ujrzała i wolniej
Szła przodem, poblask złocił jej wyniosłą głowę.

Paul Verlaine
przeł. Stefan Napierski