Bezcenna piątka
Bądź cierpliwy, mój nosie,
Służ w przygarbionej pozie
Prozie dzisiejszej chwili,
Choćbyśmy chamowaty
Jej odór mniej lubili
Niż przeszłe aromaty;
Ów gaj, cichy, zaklęty,
Gdzie byłeś, stercząc w centrum,
Zagadką i wyrocznią,
Zmianom uległ widocznym,
Bo czasy są burzliwe;
Stąd twoja nowa rola:
Mostu od ust do czoła,
Asymetrycznej krzywej,
Która się z twarzy, pomnej
Biegu czasu, w ogromne
Rwie przestrzenie – gdzie, w pustce
Niepokojącej, mózg chce
Ratować twarz konceptem,
Aby było jak przedtem;
Ty – myśl o swym honorze:
Wskazuj szlak, co nad ziemią
Łączy pamięć z nadzieją,
Choć sam nim pójść nie możesz.
Bądź skromna, paro uszu,
Rozpieszczonych primadonn
Scen – gdzie brawa sens głuszą –
Tak się podoba wszystko,
Byle pisk, byle wyskok,
Paranoicznym duszom
W tej rozrywkowej erze;
Oklaskujące stado
Wiarę w sobie tak bladą
Ma – że nawet nie pragnie
Fikcji – woli półprawdę;
Nim złapiecie zarazę,
Czyńcie swój słuch zarazem
Grą i systemem – bierzcie
Się do ćwiczeń, aż wreszcie
W najsłabszym szepcie, szmerze,
Dowolnym dźwięku, który
W wasze wnętrze się włamał,
Zabrzmi wam głos natury,
Nie wymysł ani banał;
Wtedy – przez całe życie
Bawcie się w chowanego
Z losem; choć szmeru jego
Kroków nie pochwycicie.
Zachowujcie się, ręce;
Choć czytać nie umiecie,
Każde wasze zajęcie,
Gest albo trick, w afekcie
Zadane uderzenie
Lub sadystyczny raz –
Wszystko czyjeś spojrzenie
Wyczyta kiedyś z was;
Oddajcie cześć przegubom
Włochatym, sławcie grubość
Pięści, grożących obcym,
Żłobiących prawa w skale –
Wielkich Rąk: dziś pod kopcem
Kość z nich została, ale
To, co zaszło, jest faktem;
Dłoń artretycznie słaba
Lub kluchowata graba,
Gdy się dzisiaj podniosą
Na chwałę tym herosom,
Są bluźnierczym nietaktem:
Wam, rękom, trzeba życie
Namacalniejsze wieść,
Znosić dary na cześć
Rąk, których nie ujrzycie.
Bądźcie otwarte, oczy,
Na wszystkie napotkane
Spojrzenia – ale cudze;
Bo tête-à-tête lustrzane,
To skrzyżowanie złudzeń
(Poznany – poznający)
Pokrzyżuje wam plany;
Miejcie wgląd wszystko jedno
W co – byle w coś na zewnątrz;
Porównujcie przeciętne
Oczy, w których zmieszany
Wstyd z hucpą, wszystko mętne
Od wewnętrznej martwoty,
Z okiem żywej istoty,
Które, jak u Petrarki,
Wgląd w serca zakamarki
Daje na kształt żaluzji,
Nie szyb – z wnętrzem grę tocząc
Wzajemnych deziluzji;
Zobaczyć to uwierzyć –
Że świat jest; oczy, w świecie
Widzialnym niech się przejrzy
Wasz wzrok – w imię tych oczu,
Którymi nie będziecie.
Głoś, języku mój, sławę
Ziemskiej Muzy, w dowolnym
Stylu, choćby ułomnym,
Bo i tęgie i słabe
Hołdy godne jej łaski;
Chwal jej status niestały
(To kuchta, to królowa),
Jej rozumy i szały,
Genialne wynalazki
Takie jak obrotowa
Scena pór roku oraz
Naszego apetytu;
Chwal – w imię tego stwora,
Tego Innego Bytu,
Którym cię, nieboraku,
Czyni trunek lub danie –
W imię Zwierzęcia Smaku,
Co bliźniaczego brata
Ma w tym dzikim bałwanie
Piętro niżej, pod talią;
Choćbyś hymn jąkał, chwal ją,
Muzę Ziemskiego Świata,
Choć się nigdy jej prawda
Twoją prawdą nie stanie.
Bądź szczęśliwa, bezcenna,
Piątko – dopóki życia;
Pamiętaj, że jest w błędzie,
Kto chce uzasadnienia;
Miłość? alkohol? złoto?
Tak, lecz nie chodzi o to;
A o co? – tajemnica.
Łatwiej niż ty i prędzej
Umiem znaleźć powody,
Aby rzucić w twarz niebu
Ryk rozpaczy i gniewu
Na wszystko, co się dzieje,
Pytać, jak ma na imię
Ten, kto jest temu winien;
Niebu byłoby dosyć
Poczekać, aż dostanę
Zadyszki, i wygłosić,
Jakbym nie istniał wcale,
To samo przykazanie,
Dla mnie niezrozumiałe:
Chwal, co jest – bo istnieje;
I chwalę – mam nadzieję –
Jak trzeba, mimo całej
Zgody albo niezgody.
W.H. Auden
przełożył Stanisław Barańczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz