Everness - Jorge Luis Borges

Everness

Jednej tylko rzeczy nie ma. To zapomnienie.
Bóg który ocala metal, ocala i żużel
i w swojej proroczej pamięci sumuje
księżyce przeszłe jako też księżyce zeszłe.
Wszystko już jest. Tysięczne odblaski,
które pomiędzy dnia jasnościami dwiema
twoja twarz w zwierciadłach pozostawia
i te, które będzie pozostawiać jeszcze.
I wszystko różnorodnego kryształu pamięci
jest częścią składową, wszechświat wielki;
bez końca są jej krętych korytarzów włości,
a drzwi zamykają się przed twoim krokiem;
jedynie po zachodu drugiej stronie
dojrzysz Archetypy oraz Jaskrawości.

Jorge Louis Borges
przekład Edward Stachura

Nocą - Urszula Kozioł

Junko Kitano
Nocą

nocą nasuwa się na myśl zdanie otwarte
i zawieszone na przecinku jak na klamce
u sekretnych drzwi

czy da się je otworzyć czy
prowadzą dokądkolwiek czy
tuż za nimi czeka blask
czy przeciwnie dziura
niekoniecznie zaraz czarna czy
szara
bura czy
taka owaka i jeszcze inna

tak bujać się na otwartym
zdaniu w środku
bezsennej nocy
tak zawiesić się na przecinku
jak na ziewnięciu w samym środku
otwartego zdania
któremu wcale nie pilno do kropki
niekoniecznie zaraz czarnej
czy szarej
zależy od stopni
snu
którymi zstępujesz nisko
niżej
ociężałymi myślami
zakreślając otwartymi ustami literę
o
będącą pierwszą literą słowa
osłupienie
i literą ostatnią słówka
dno

Urszula Kozioł

Ella w niebie - Wisława Szymborska



Ella w niebie

Modliła się do Boga,
modliła gorąco,
żeby z niej zrobił
białą szczęśliwą dziewczynę.

A jeśli już za późno na takie przemiany,
to chociaż, Panie Boże, spójrz ile ja ważę
i odejmij mi z tego przynajmniej połowę.

Ale łaskawy Bóg powiedział Nie.
Położył tylko rękę na jej sercu,
zajrzał do gardła, pogłaskał po głowie.

A kiedy będzie już po wszystkim - dodał -
sprawisz mi radość przybywając do mnie,
pociecho moja czarna, rozśpiewana kłodo.

Wisława Szymborska

Pan chce przede mną odkryć wnętrze - Jeremi Przybora

Pan chce przede mną odkryć wnętrze

Pan chce przede mną odkryć wnętrze,
lecz ja za siebie nie zaręczę;
nie ceniąc zewnątrz mężczyzn wręcz -
mam słabość do ich pięknych wnętrz.

Gdy zajrzę nagle w takie wnętrze
przez witraż oczu jak przez tęczę -
może mi zachwyt ścisnąć krtań,
co już udławił parę pań.

Dlatego sprzeciw w sobie piętrzę,
by poznać pana razem z wnętrzem -
ten instynktowny czując lęk,
że mnie zniewoli jego wdzięk.

Porwana czarem twego wnętrza
skąd wezmę siły, by pójść wtenczas -
gdy mi do zrozumienia dasz,
że się pobytu skończył czas?

Pan tak bezpieczny jest zewnętrznie,
że można pana dotknąć ręcznie
i nie wyniknie z tego prąd,
co mnie przeniknie dotąd - stąd.

Lecz przed nieznanym pana wnętrzem
ja drżę i cofam się wewnętrznie -
więc wolę w porę cało zbiec,
niż u stóp duszy twojej lec.

Jeremi Przybora

Kot - Krzysztof Kamil Baczyński

Kot

Bożek wschodu, gdzie z twarzy wschodzą bez wyrazu
dwie krople oceanu — dojrzałe owoce wody,
zastyga przy kominkach i trójkątną twarzą
prowadzi sny puszyste w wilgotne ogrody.
Przez kasztanowy zapach i jesienną wilgoć
kołysze noc wysmukłą jakby widmo łowów
i długo śpiewa pieśni nad zabitą wilgą
wywołując upiory krążące nad głową.
A potem ogień ciągnie złotych iskier struny,
bulgocą oczy, to woda, zenitalne deszcze,
i wieje duszny samum sypkim piaskiem dreszczy,
gdy otworzą się oczy jak martwe pioruny.
Wtedy nagle urosną miękkie łapy kota
i ogromnym tygrysem wyfrunie przez okno
do wygiętej w księżycu samicy ze złota,
Zostanę ja i ogień, i moja samotność.

Krzysztof Kamil Baczyński

Świat (poema naiwne) - Czesław Miłosz

Wiara


Wiara jest wtedy, kiedy ktoś zobaczy
Listek na wodzie albo kroplę rosy
I wie, że one są - bo są konieczne.
Choćby się oczy zamknęło, marzyło,
Na świecie będzie tylko to, co było,
A liść uniosą dalej wody rzeczne.

Wiara jest także, jeżeli ktoś zrani
Nogę kamieniem i wie, że kamienie
Są po to, żeby nogi nam raniły.
Patrzcie, jak drzewo rzuca długie cienie,
I nasz, i kwiatów cień pada na ziemię:
Co nie ma cienia, istnieć nie ma siły.

Nadzieja

Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy,
Że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem,
I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie.
A wszystkie rzeczy, które tutaj znałem,
Są niby ogród, kiedy stoisz w bramie.

Wejść tam nie można. Ale jest na pewno.
Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli,
Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną
W ogrodzie świata byśmy zobaczyli.

Niektórzy mówią, że nas oko łudzi
I że nic nie ma, tylko się wydaje,
Ale ci właśnie nie mają nadziei.
Myślą, że kiedy człowiek się odwróci,
Cały świat za nim zaraz być przestaje,
Jakby porwały go ręce złodziei.

Miłość

Miłość to znaczy popatrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.
Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć,
Żeby stanęły w wypełnienia łunie.
To nic, że czasem nie wie, czemu służyć:
Nie ten najlepiej służy, kto rozumie.

Czesław Miłosz

Historia prawdy - Wystan Hugh Auden

Historia prawdy

Wtedy gdy być znaczyło wierzyć,
Prawda była najważniejszą z rzeczy do uwierzenia,
Bardziej podstawową i powszechną niż lew o skrzydłach nietoperza,
Pies z rybim ogonem lub orlogłowa ryba,
Te bowiem podawała w wątpliwość jako śmiertelne śmierć.

Prawda stanowiła wzór, gdy trudzono się, by zbudować
Świat rzeczy trwałych, aby móc w nie wierzyć,
Nie troszcząc się o prawdziwość lub nieprawdę
Glinianych skorup legendy, portalów czy pieśni:
Prawda bowiem wystarcza sama, aby być prawdziwa.

Dziś gdy praktyczną jak papierowy talerz
Prawdę przeliczyć można na kilowaty,
Naszą ostatnią zabawką jest antymodel,
Jakaś nieprawda, w którą każdy wkłada swoje kłamstwo,
Nic, w które nikt nie musi wierzyć, jest przed nami.

Wystan Hugh Auden
przełożył Jan Prokop

Przemijanie (śpiew Dinków) - Wojciech Bellon

Michał Anioł - Stworzenie Adama
Przemijanie

Kiedy w szarości pradawnego czasu Bóg czynił rzeczy
Stworzył słońce:
I słońce przychodzi i odchodzi i znowu wraca.
Stworzył księżyc:
I księżyc przychodzi i odchodzi i znowu wraca.
Stworzył człowieka:

I człowiek przychodzi i odchodzi i nie wraca nigdy.

Wojciech Bellon

Nie opuszczaj mnie - Jacques Brel


Nie opuszczaj mnie
Każda moja łza
Szepcze, że co złe
Się zapomnieć da
Zapomnijmy ten
Utracony czas
Co oddalał nas
Co zabijał nas
I pytanie złe
I natrętnie tak
Jak? Dlaczego? Jak?
Zapomnijmy je

Nie opuszczaj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie opuszczaj mnie

Ja deszczowym dniem
Ci przyniosę z ziem
Gdzie nie pada deszcz
Pereł deszczu sznur
Jeśli umrę
Z chmur spłynie do Twych rąk
Światła złoty krąg
I to będę ja
W świecie ziemskich spraw
Miłowanie Twe
Będzie pierwszym z praw
Królem staniesz się
A królową ja

Nie opuszczaj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie opuszczaj mnie

Nie opuszczaj mnie
Ja wymyślę Ci
Słowa, których sens
Pojmiesz tylko Ty
Z nich ułożę baśń
Jak się serca dwa pokochały
Na przekór ludziom złym
Z nich ułożę baśń
O królewnie co
Zmarła z żalu bo
Nie poznała Cię

Nie opuszczaj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie opuszczaj mnie

Przecież zdarza się
Że największy żar
Ciska wulkan co
Niby dawno zmarł
Pól spalonych skraj
Więcej zrodzi zbóż
Niż zielony maj
W czas wiosennych burz
Gdy księżyca cierń
Lśni na nieba tle
I z czerwienią czerń
Nie chcą rozstać się

Nie opuszczaj mnie
Nie opuszczaj mnie
Nie opuszczaj mnie

Nie opuszczaj mnie
Już nie będzie łez
Dobrze jest jak jest
Tylko taki kąt
Mały kąt mi wskaż
Gdzie Twój słychać śmiech
Widać Twoją twarz
Chcę, gdy Słońca krąg wzejdzie
Być co dnia
Cieniem Twoich rąk
Cieniem Twego psa

Nie opuszczaj mnie
Nie opuszczaj mnie

Jacques Brel
przekład Wojciech Młynarski

On - ten którego zapomniałam - Dorota Chróścielewska

Elżbieta Brożek
On - ten którego zapomniałam

On — ten którego zapomniałam
ale o którym nie zapomnę
Ten który mnie zostawił kiedyś
za siódmą górą w siódmym niebie
wrócił Słuchajcie Wrócił do mnie

Jak mi się cieszył tapczan stół
Ze śmiechu mi ogłuchły ściany
Gdy wszedł to się na cztery spusty
drzwi wierne zatrzasnęły za nim

Gdzieżeś to było moje ciało
Gdzieście się podziewały wargi
Wrócił a mi furkoczą u ramion
w niegdysiejszych warkoczach kokardy

Niech nam się spełni niespełnione
I popatrz jestem w cierniach cała
Tylko zapomnij że o tobie
wciąż pamiętając zapomniałam

Dorota Chróścielewska

Renoir - Jonasz Kofta

Renoir
Na imię mi Gabriela
Jestem troszeczkę za duża
Pan mówi, gdy mnie rozbiera
Że jestem jesienna róża
Pan jest zepsuty
Pan jest artysta
Pana nic we mnie
Nie onieśmieli
Lecz Gabriela na tym skorzysta
August Renoir - Gabriela z różą
Wejdzie do grona anielic

Będę dla pana dobra
Kochany monsieur Renoir
Podoba się panu linia
Moich dolinek i wzgórków

Pan mówi, że jestem brzoskwinia
A pan ma oczy, jak turkus
Gdyby nie tyle ciepła
Co każe być pana bliżej
Pewnie bym i uciekła
Bo odrobinę się wstydzę

A pan ma taki czar
Kochany monsieur Renoir

Milczę i patrzę na pana
A pan mnie nie zauważa
Zamienił się pan w tyrana
Albo w wielkiego malarza

Cień jest błękitny
A dzień jest złoty
Kolor mi pana
Znowu zabiera

Czy pan w tej chwili
Pamięta o tym
Na imię mi Gabriela

To będzie piękny obraz
Kochany monsieur Renoir
Pan lubi moje biodra
Kochany monsieur Renoir

Musiał pan kiedyś przeżyć
Chłodne, samotne piekła
Więc teraz pana cieszy
Że jestem duża i ciepła

I taka już pozostanę
W tych pana słynnych półtonach
Na wieki trochę zaspana
Na wieki trochę znudzona

Jonasz Kofta

Bliscy - Ernest Bryll

Claude Théberge
Bliscy

Bądźmy dla siebie bliscy bo nas rozdzielają
I co chwila nam ziemia pęka pod stopami
A te okrawki
Kraju na którym stoimy
Z hukiem od siebie w ciemność odpływają

Bądźmy dla siebie bliscy kiedy się boimy
Gdy byle kamyk może poruszyć lawiny
Bądźmy dla siebie bliscy kiedy ciemne góry
Odpychają nas nagle swoim ciałem zimnym

Bądźmy dla siebie wierni kiedy rosną mury
Bo tyle w nas jest siebie ile ciepła tego
Które weźmiemy od kogoś drugiego
A drugi od nas weźmie i w sobie zatai

Ernest Bryll

Świadectwo i Jawny sekret - Denise Levertov

Świadectwo

Niekiedy góra
Chowa przede mną
zasłona chmur, niekiedy
ja chowam się przed nią
za zasłoną nieuwagi, apatii, zmęczenia,
kiedy zapominam albo nie chcę
zejść na brzeg, czy zrobić kilka kroków
po drodze, w pogodny dzień,
żeby potwierdzić obecność,
która niesie świadectwo.

Jawny sekret

Może kiedyś sobie pozwolę
zaznajomić się z górą -
słuchać strumieni, które muszą tam płynąć,
leżeć na łące kwitnącej i nawet
dotknąć ręką jej śniegu.
A może nie.
Wcale do tego nie tęsknię.
Zwiedziłam inne górskie wyżyny,
ta nie powinna być - myślę - poznana
namacalnie, dotknięciem stopy albo ręki,
albo całą długością ciała, ani być swojska,
ani kusić nas wiedzą o swojej genealogii
czy drogach, którymi ludzie poryli jej boki.
Potęga góry tkwi w jawnym sekrecie jej dalekiego
zjawiania się, w srebrnym wykroju,
który wstaje i znika jak księżyc nad horyzontem,
bardziej wzniosły, samotny niż cokolwiek, co pamiętam.

Denise Levertov
przekład: Czesław Miłosz

Ech muzyka, muzyka - Konstanty Ildefons Gałczyński

Andrew Atroshenko
Ech muzyka, muzyka

O, dajcie mi te małe skrzypce
Może na skrzypcach wygram
Wiatr i pochyłą ulicę
I noc, co taka niezwykła

Ech, muzyka, muzyka, muzyka
Spod smyka zielony kurz
Lecą gwiazdy zielone spod smyka
Damy karo, bukiety róż.

Uwzględnijcie mizerne granie
I nie bijcie, gdy wezmę źle
Jakiś ton na strunie baraniej
Na g, d, a, czy e.

Prowadzi muzyka za smykiem
Drzewa w niemej podzięce,
Oczami za smykiem suną
Zgrabiałe duże ręce

Na moście stoją. Przez liście
Światło na smyk sypie
Słuchajcie - to dziecko nuci
W czarodziejskim pudełku skrzypiec

Konstanty Ildefons Gałczyński

Stara skarga a próżna - Jan Kochanowski



Stara skarga a próżna

Stara skarga a próżna - na śmierć się żałować
Bowiem ona nikomu nie zwykła folgować
Bierze stare i młode, kto się jej nawinie
Ten pierwej, a ów później, przedsię nikt nie minie

Bo czas nie da trwać żadnej rzeczy w jednej tylko mierze
A jako wszystko niesie, tak zaś wszystko bierze
Widziałem ja po ranu piękny kwiat przyjemny
A widziałem zaś wieczór zwiędły i nikczemny

I drzewa, które teraz odziały się w liście
Złupi z tego ubioru mroźnej zimy przyszcie
W tymże prawie i człowiek, a gorszym, bo kwiaty
Odradzają się rok w rok wetując swej straty

Snać by lepiej jeno nie czuć żalu swego
Twardą skałą gdzie stanąć śrzód morza hucznego
O którą by się morskie fale rozbijały
I wiecznie nieokrutne wiatry uderzały

Jan Kochanowski

Kiedyś powrócisz do kraju... - Josif Brodski

Marc Chagall - Samotność
* * *

Kiedyś powrócisz do kraju - no właśnie
Zobacz, czy jesteś tu potrzebny komuś,
czy ktoś się może z tobą zaprzyjaźnić.
Kup na kolację wracając do domu

byle jakiego czerwonego wina,
usiądź przy oknie, zastanów się chwilę:
wszystko to twoja, tylko twoja wina -
i chwała Bogu, świetnie - tylko tyle.

Dobrze, że nigdy w czas mrocznej zamieci
nie prowadziła cię ręka pomocna
i jak to dobrze samemu na świecie
wędrować pieszo z szumiącego dworca.

Dobrze, że nie masz tu kogo obwiniać,
dobrze, że z nikim nie masz żadnych więzi,
że nie ma kogoś, kto ciebie jedynie
musiałby kochać aż do samej śmierci.

Kiedyś powrócisz do kraju... no właśnie
Zobacz czy jesteś tu potrzebny komu
Czy ktoś się może z tobą zaprzyjaźnić
Kup na kolację, wracając do domu
Byle jakiego czerwonego wina
Usiądź przy oknie, zastanów się chwilę
Wszystko to twoja, tylko twoja wina
I chwała Bogu
Świetnie
Tylko tyle
Wszystko to twoja, tylko twoja wina
I chwała Bogu
Świetnie
Tylko tyle

Josif Brodski
przekład: Katarzyna Krzyżewska

Prawda - Adam Zagajewski

Prawda

Wstań otwórz drzwi rozwiąż te sznury
wyplącz się z sieci nerwów
jesteś Jonaszem który trawi wieloryba
Odmów podania ręki temu człowiekowi
wyprostuj się osusz tampon języka
wyjdź z tego kokonu rozgarnij te błony
zaczerpnij najgłębsze warstwy powietrza
i powoli pamiętając o regułach składni
powiedz prawdę do tego służysz w lewej ręce
trzymasz miłość a w prawej nienawiść

Adam Zagajewski

Wiersz księżycowy - Bolesław Leśmian



Wiersz księżycowy

W księżycowy wniknąć chłód,
Wejść w to piękno na wskroś złote,
W niezawiły śmierci cud
I w zawiłą beztęsknotę!
Był tam niegdyś czar i śmiech,
Tłumy bogów w snów obłędzie -
Było dwóch i było trzech -
Lecz żadnego już nie będzie!
Został po nich - rozpęd wzwyż,
I ta oddal bez przyczyny,
I ten złoty nadmiar cisz -
I te srebrne szumowiny...
Tam bym spotkać ciebie chciał!
Tam się przyjrzeć twemu licu!
Właśnie dwojga naszych ciał
Brak mi teraz na księżycu!
Noc oddycha naszą krwią,
Krew podziemną płynie miedzą...
Nasze ciała teraz śpią -
Nasze ciała nic nie wiedzą...

Bolesław Leśmian

Czym są lata? - Marianne Moore

Czym są lata?

Czym jest nasza niewinność
i czym nasza wina? Wszyscy są nadzy,
nikt nie jest bezpieczny.
Skąd płynie męstwo: rzecz bez odpowiedzi,
harda wątpliwość -
co niema krzyczy, głucha nasłuchuje
i sprawia, że na przekór nieszczęściu i śmierci
rośnie odwaga i we własnej klęsce
duch krzepnie. Widzi
do głębi i szczęśliwy ten,
kto przystał na śmiertelność
i w więzieniu własnym
wznosi się ponad siebie
jak morze, co szamocąc się w otchłani,
aby być wolne, choć nim być nie może,
w swoich porażkach
odnajduje ciągłość.

Tak postępuje ten,
kto czuje mocno. Nawet ptak
gdy śpiewa, rośnie,
prostuje swój kształt. Chociaż uwięziony,
mocnym śpiewem głosi,
że sytym być to rzecz pozioma,
czysta jest radość.
To jest śmiertelność.
To wieczność.

Marianne Moore
przeł. Julia Hartwig

Pieśń profana - Marcin Świetlicki

Pieśń profana

telefonu, żetonów i brata bliźniaka,
ojca i matki, bezpretensjonalnej
oraz ślicznej i mądrej żony, łóżka i kościoła,
dzieci, kuchni, wakacji, wanny i przeszłości,
przyszłości oraz wyrzutów sumienia
- miłość nie ma.

Marcin Świetlicki

Aleksandria, 641 A.D. - Jorge Luis Borges

Aleksandria, 641 A.D.

Od pierwszego Adama, który ujrzał noc,
I dzień, i kształt swojej dłoni,
Ludzie snuli opowieści i utrwalali
W kamieniu, w metalu czy na pergaminie
To wszystko, co zawiera ziemia czy co tworzy sen.
Oto ich dzieło: Biblioteka.
Powiadają, że liczba jej woluminów
Przekracza liczbę ciał niebieskich
Czy ziaren piasku na pustyni. Człowiek,
Co chce ją wyczerpać,
Traci rozum i zuchwałe oczy.
Zawarta jest tu rozległa pamięć wieków
Minionych, miecze i bohaterowie,
Lakoniczne symbole algebry,
Wiedza, co sonduje planety
Rządzące przeznaczeniem,
Moce ziół i talizmanów ze słoniowej kości,
Wiersz, w którym trwa pieszczota,
Nauka, co rozszyfrowuje samotny
Labirynt Boga - teologia,
Alchemia, która w błocie szuka złota,
I formy wyobrażeń bałwochwalcy.
Niewierni twierdzą, że gdyby spłonęła,
Spłonęłaby historia. Lecz się mylą.
Te nieskończone księgi zostały spłodzone
Przez ludzką bezsenność. Jeśliby z nich wszystkich
Nie ocalała ani jedna, bezsenność
Spłodzi na nowo każdy wers i każdą kartę,
Wszystkie prace i każdą miłość Heraklesa,
Każdą lekcję każdego manuskryptu.
Teraz, w pierwszym stuleciu Hidżry,
Ja, ów Omar, co ujarzmił Persów
I narzuca Islam kuli ziemskiej,
Rozkazuję żołnierzom, by zniszczyli ogniem
Rozległą Bibliotekę,
Co nie zginie. Niech będzie pochwalony
Bóg, który nie śpi, i Muhammad,
Prorok.

Jorge Luis Borges
przekład: (?)

Tenebrae - Paul Celan

Mikolajus Ciurlionis - Stworzenie świata
Tenebrae

Blisko jesteśmy, Panie,
blisko i pod ręką.
Schwytani już, Panie,
sczepieni z sobą, jak gdyby
ciało każdego z nas
twoim ciałem było już, Panie.
Módl się, Panie,
módl się do nas,
jesteśmy blisko.

Poszliśmy, schyleni, pod wiatr,
poszliśmy, by się pochylić
nad przełęczą i maarem.
Do wodopoju poszliśmy, Panie.
To była krew, to była,
którą przelałeś, Panie.
Lśniła.
Twój obraz w oczy rzuciła nam, Panie.
Oczy i usta tak są otwarte i puste, Panie.
Piliśmy, Panie,
Tę krew, i obraz we krwi, Panie.
Módl się, Panie.
Jesteśmy blisko.

Paul Celan
przekład Ryszard Krynicki

Via Condotti - Julia Hartwig

Via Condotti

Siedzieli obaj tu
w kawiarni El Greco
Turowicz i Miłosz
Turowicz znał wiersze Miłosza na pamięć
A Miłosz wiedział: Taki nigdy nie będę
Na ścianie kawiarni wisi zdjęcie poety
Kto to jest? pytają amatorzy kawy.
A my wiemy że byli tu obaj
opisani w wierszu „Kawiarnia El Greco”
Bywali tu przed nimi spiskowcy i poeci
Norwid Casanova Stendhal Byron Goethe
Wracali z Forum Romanum
i z rozedrganej upałem Ostii
Żebyś siedział tu nie wiem jak długo
nie wymyślisz jak to upamiętnić
Wypij swoją kawę zapłać
i wróć na via Condotti

Julia Hartwig

Colloquium niedzielne na ulicy - Julian Tuwim

Colloquium niedzielne na ulicy

"Pani ma bardzo ładne czerwone usta
Ale zdaje mi się, że są troszeczkę pomalowane.
Co za dziw? Wiadomo, że kobieta - to istota pusta...
Puchu marny, jak mówi poeta... To przecież znane.

Ale, proszę pani, czy to przeszkadza prawdziwej miłości?
Pani pozwoli, że ją do domu odprowadzę...
Co? Pani nie zawiera na ulicy znajomości?
Nie rozumiem... Ja przecież pani nie zawadzę...

Skąd znam panią? To dobre!
Widziałem, jak z kinematografu
Wychodziła pani zeszłą razą w towarzystwie gości...
Szukałem panią! Jak babcię kocham! A tu trzeba trafu,
Że znowu panią widzę... Co za zbieg okoliczności!

Pani wybaczy, że ja tak mówiłem na pani usta...
Ale, moja pani, w dzisiejszych czasach...
Bo tak - to mi się pani podoba...
Nie lubię, gdy niewiasta jest niesubtelna... Są guściki i gusta,
A pani to w sam raz... Przepraszam, po kim ta żałoba?

Szanowny tatuś pani powiększył grono aniołków!
Co za nieszczęście! Proszę pani, a kto wspomaga matkę?
Stryjo? No, no... Może pani przyjmie ten bukiecik fiołków?
Może wstąpimy razem na herbatkę?"

Julian Tuwim

Sonet XXII (Alchemia) - Adam Kawa

Sonet XXII

Jak puch dmuchawca na wietrze ulotna
lub babie lato w mglistym września blasku,
drzwi do miłości, miła, nie zatrzaskuj,
kiedy mnie spotkasz.

Przychodzisz wśród snu tak ulegle wiotka,
brzózka w sukience z czerwcowych poranków,
drzwi do czułości, miła, nie zatrzaskuj,
kiedy mnie spotkasz.

Jak spadającej gwiazdy błysk ulotna,
w suknie odziana z kosmicznego wiatru,
drzwi do poezji, miła, nie zatrzaskuj,
kiedy mnie spotkasz.

Już od pół wieku błądzę tak za tobą.
Z poezji jesteś? Raczej tylko obłok.

Adam Kawa

Odchodzimy sobie pomalutku - Sergiusz Jesienin

Małgorzata Kruk - Wiosenne brzozy
Odchodzimy sobie pomalutku

Odchodzimy sobie pomalutku
W tę krainę, gdzie cisza i błogość.
Może czas już i mnie zbywszy smutku
Zbierać marny dobytek - i w drogę!
Ukochane brzozowe zagaje!
Ziemio ty! I wy, równinne piachy,
Wobec tych, co idą w wieczne kraje,
Trudno smutek skryć uśmiechem błahym
Nazbyt mocno kochałem na świecie
Wszystko to, co duszę w ciało stroi.
Pokój wam, osiki, co szepczecie
Liść rozplótłszy nad odbiciem swoim.
Wiele myśli przemyślałem w ciszy,
Wiele pieśni o sobie złożyłem.
Na tej ziemi, co jęk zewsząd słyszy,
Jam szczęśliwy po prostu, że żyłem.
Że kobiece całowałem piersi,
Gniotłem kwiaty i trawy w parowie,
I że zwierząt, braci naszych mniejszych,
Nigdy pałką nie biłem po głowie.
Wiem, że tam nie rozkwitają gaje,
Że nie dzwoni kłos łabędzią szyją,
Więc przed tłumem idącym w te kraje
Zawsze czuję dreszcz, nim w mrok się skryją.
Wiem, że w kraju tym wiatr nie obudzi
Pól stojących w złotej mgle promieni.
To dlatego ukochałem ludzi,
Którzy żyją tu ze mną na ziemi.

Sergiusz Jesienin
przekład: Anna Kamieńska

Umiem być ciszą - Rafał Wojaczek

Umiem być ciszą

Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie

Ostatnie echo jest ciszą
to miejsce
gdzie kończy się twoje spojrzenie

Sen mnie oślepia, rozjarzona
iskra serca
Kończę się w twoim sercu

Przez sen, przez ciebie
donoszę siebie
do twojej śmierci

Rafał Wojaczek

Śniło mi się... - Maryla Wolska

Śniło mi się...

Śniło mi się, co nigdy wyśnić się nie może,
Przyszło do mnie snu cieniem, co prawdą nie było,
Szczęście mi się wiosenne pod jesień przyśniło
Jak ostatni, słoneczny połysk na ugorze.

Śniło mi się, że młodzi jesteśmy oboje,
Że Maj stoi nad nami w białych drzew rozkwicie,
Że wciąż jeszcze cię kocham na Śmierć i na Życie,
Śniły mi się na ustach chłodne usta twoje...

Kwiat opadał z czeremszyn, śliw, jabłoni, wiśni,
Padał cicho i śnieżnym osnuwał nas puchem;
Śniło mi się, żeś znowu czystym, wolnym duchem —
Śniło mi się, co nigdy w życiu się nie wyśni.

Jak ów mrący, ostatni promień na ugorze
Zgasło wszystko... Naokół dzienna jasność biała.
Śmierć mnie przez sen chłodnymi usty całowała —
Śniło mi się, co nigdy wyśnić się nie może...

Maryla Wolska

Przykazania - Józef Baran


Przykazania

Będziesz chodził jak kot
własnymi ścieżkami
na bosaka
raniąc stopy o ostre kamienie
aby tym dotkliwiej
odczuć osobność swojego istnienia

nigdy nie wystarczą ci
gotowe biblie
ani żadne cudze pisma święte
podczas przydrożnych postojów
spisywał będziesz
w pocie wyobraźni
prywatną Ewangelię Życia (...)

Józef Baran

Sen o bogini - Li Bo

Sen o bogini

Na zachodzie, nad Górą Lotosu
Bardzo daleko, Jaśniejąca Gwiazda!
W jej białym ręku hibiskus zakwita.
Stąpa powietrznie w Wielką Czystość.
Jej suknia koloru tęczy wlecze za sobą szarfę,
Płynąc dotyka niebiańskich tarasów
I zaprasza mnie na Obłoczną Wyżynę,
Gdzie spotyka mnie nieśmiertelny Wei-Shu-ch’ing.
W porywie, w zachwyceniu, biegnę za nią.
Lecę na łabędziu ku Purpurowej Bramie,
I nagle widzę stamtąd wody Loyang:
Morze barbarzyńskich żołnierzy w marszu,
Świeżą krwią zbryzgane trawy pustkowi,
Wilki, w czapkach, jak u ludzi, na głowach.

Li Bo
przełożył Czesław Miłosz

Pieśń o Bogu ukrytym - Karol Wojtyła

Pieśń o Bogu ukrytym

Zabierz mnie , Mistrzu, do Efrem, i pozwól tam z sobą pozostać,
gdzie ciszy dalekie wybrzeża opadają na skrzydłach ptaków,
jak zieleń, jak fala bujna, nie zmącona dotknięciem wiosła,
jak koło szerokie na wodzie, nie spłoszone cieniem przestrachu.

Dzięki, żeś miejsce duszy tak daleko odsunął od zgiełku
i w nim przebywasz przyjaźnie otoczony dziwnym ubóstwem,
Niezmierny, ledwo celkę zajmujesz maleńką,
kochasz miejsca bezludne i puste.

Bo jesteś samą Ciszą, wielkim Milczeniem,
uwolnij mnie już od głosu,
a przejmij tylko dreszczem Twojego Istnienia,
dreszczem wiatru w dojrzałych kłosach.

Karol Wojtyła

W upadku - Ana Blandiana

W upadku

Najpierw zrzucam z siebie
Jedno po drugim
Słowa;
Zręcznie upuszczane,
Kojarzą się w upadku.
Potem zrzucam lata,
W równych odstępach,
Z subtelnym wyczuciem gradacji.
Zaczynam się potem śpieszyć,
Zrzucać jak na tonącym okręcie
Wszystko, co jest balastem,
Co mnie ciągnie na dno:
Wspomnienia, tęsknoty, namiętności,
Wreszcie samą miłość.
A gdy już nic nie zostaje
Do zrzucenia,
Żadna suknia, choćby najcieńsza,
Zrzucam zmiętą skórę
I drętwe ciało okrywające kości.
Oto wielki strip-tease,
Robię go niemal
Z własnej woli.

Ana Blandiana
przekład Irena Harasimowicz-Zarzecka

Drogi kąciku porad - Stanisław Barańczak

Drogi kąciku porad

1.
Drogi kąciku porad, choć z natury
spokojny, wpadam wciąż w depresję, widząc
krew. Późny wieczór, włączam telewizor:
znów akt terroru, trupy dzieci. (KTÓRY
Z NAS, TELEWIDZÓW, NIE ZNA TAKICH ZGRYZOT!/)
Snu! (LECZ NIE NASZĄ JEST WINĄ PONURY
I KRWAWY/ BIEG SPRAW ŚWIATA.) Po raz wtóry:
Chcę spać! (WYSTARCZY SPOKÓJ, KILKA WIZYT /
U TERAPEUTY.) Wieczna bieganina
sanitariuszy, dym z ruin, kobiety
załamujące ręce: czy świat zapomina
o nas, niewinnych, których nie ciekawi
zło? W rezultacie dręczy mnie, niestety,
bezsenność. (WIĘCEJ SPACERÓW, MNIEJ KAWY.)

2.
Drogi słowniku doktryn filozofów,
proszę o pomoc, bo tracę apetyt,
Gdy przy śniadaniu w twarz skacze z gazety
kościsty głód. (I ZNOWU CZŁOWIEK, ZNOWU
Z PROBLEMEM!) Wynajdź mi system. (KONKRETY /
CZYICHŚ TRYWIALNYCH POTRZEB TO NIE POWÓD,
ABY / PRZYMNAŻAĆ WIAR WŁASNEGO CHOWU.)
Kto mi przywróci spokój? (Z DAWNYCH ETYK - /
STOICYZM.) Jak mam przełknąć bezsens nieszczęść?
Nie mogę jeść, gdy znów na zdjęciu człowiek
irracjonalnie zdycha. Zdrowie jeszcze
stracę, jeżeli nie znajdę zasady
w tej miazdze. Odsłoń mi więcej, choć słowem,
mów. (NA COŚ WIĘCEJ CZŁOWIEK JEST ZA SŁABY.)

3.
Drogie niebiosa, nie śmiem pytać. (PYTAJ
I NIE MIEJ OBAW.) Jak spytać pustkowie
o własną pustkę? (NA WSZYSTKO ODPOWIEM,/
CHOĆ NIE USŁYSZYSZ ANI SŁOWA.) Ty tam
w górze, jakkolwiek mam Cię zwać, jakkolwiek
uprościć, pozwól, niech z czegoś odczytam
znak. (TYLKO STUK / WŁASNEGO SERCA.) Rytmem
serca więc, tchu i mrugających powiek
mów mi, co chwilę, że jestem, że jesteś.
(JESTEM.) Nie słyszę. (NIE MA MNIE PRZY TOBIE,/
BO JESTEM WSZĘDZIE.) I przez całą przestrzeń
swoich galaktyk, wirów, mlecznych smug
śledzisz ten okruch snu, wprawiony w obieg,
sam? (BÓG JEST TAKŻE SAM.) Bóg też? (TAK, BÓG.)

Stanisław Barańczak

Kot - Zbigniew Herbert

Kot

Jest cały czarny, lecz ogon ma elektryczny.
Gdy śpi na słońcu, jest najczarniejszą rzeczą, jaką sobie można
wyobrazić. Nawet we śnie łapie przerażone myszki. Poznać
to po pazurkach, które wyrastają mu z łapek. Jest strasznie
miły i niedobry. Zrywa z drzew ptaszki, zanim dojrzeją.

Zbigniew Herbert

Babuni - Marina Cwietajewa

Babuni

Twarzy pociągły i twardy owal,
Czarna suknia do kostek...
Młoda babuniu! A kto całował
Usta twoje wyniosłe?

Ręce, w pałacu od świateł złotym,
Grały Szopena sonaty...
I włosy spięte w spiralne sploty
Wokół twarzy twej lodowatej.

Twe ciemne oczy patrzą tak władczo,
jakbyś bronić się była gotowa.
Młode kobiety tak wcale nie patrzą,
Kim jesteś, babuniu młoda?

Ile uniosłaś ze sobą nadziei
(Jaki żar duszę prześwietlał?)
W nienasycone otchłanie ziemi,
Polko dwudziestoletnia!

Dzień był łagodny, wiatr wiał od gór.
Zgasły gwiazdy ciemne i srogie.
- Babuniu! - Czy ten okrutny bunt
W sercu mym - nie po tobie?...

Marina Cwietajewa
przekład Joanna Salamon

Najpiękniejsze są miłości - Jonasz Kofta

Teodor Axentowicz - Rudowłosa
Najpiękniejsze są miłości

Najpiękniejsze są miłości, których nie ma
Które jutro może przyjdą albo nie
Najpiękniejsze są miłości, których nie ma
Światło z nieba nie wiadomo jak i gdzie

Najpiękniejsze są miłości niewiadome
Nie wiadomo kiedy, gdzie, dlaczego, jak
Niewiadome może wyjść zza rogu domu
Więc się nie zdziw, kiedy ciebie porwie wiatr

I jak długo jeszcze będziesz na nią czekał
może tydzień, może miesiąc, może więcej
Wszystko jedno co się stanie, najpiękniejsze jest czekanie
Uwierz w prawdę wyśpiewaną w tej piosence

Tylko kiedyś, może jutro, może dalej
Coś się zmieni, może ci przybędzie lat
I obejrzysz się przez ramię, powiesz że piosenka kłamie
Mówi pamięć, że nieprawda że jest tak

Najpiękniejsze są miłości, które były
Są jak stare wino kiedy płynie czas
Najpiękniejsze są miłości, które były
Taka chwila przyjdzie na każdego z nas

Najpiękniejsze są miłości przedawnione
Dnia któregoś stwierdzisz taki prosty fakt
Może trochę brak Ci siły, może świat nie taki miły
I już nie chcesz by cie porwał wiatr

Jonasz Kofta

Nokturn na pożegnanie - Ryszard Mierzejewski

Nokturn na pożegnanie

Płynę
płynę przed siebie
jestem już daleko od brzegu
zaczyna brakować sił
aby płynąć dalej
lub zawrócić.

Nie ma celu
i sensu dalsza droga
przede mną
szare grzbiety sunące w milczeniu
pode mną ciemna otchłań
wabi na dno.

A wokół cisza
słychać jak wiatr głaszcze
fale po plecach
a one prężą się pod jego miękką ręką
i nucą
pożegnalną pieśń smutną
lecz piękną.

Ryszard Mierzejewski

Gwiezdny blues - Adam Ziemianin

Gwiezdny blues

Gwiazdy skaczą jak polne koniki
Niebo radosne nad nami
Nie stracić z oczu tej szachownicy
Bóg z ręki swe gwiazdy karmi

Czasem wygładzi im ramiona
By łatwiej wpadać w nie nam było
Czasem przypomni w środku nocy
Ślady dzieciństwa - pierwszą miłość

A może gwiazdy te są nasze
I Bóg zapomniał o nich całkiem
Więc tylko czekać nam uparcie
Że wkrótce gwiezdny grad się zacznie

I będzie spadać nam do stóp
A my zaczniemy po nich chodzić
Warto doczekać takiej chwili
Po gwiezdnym polu wiecznie gonić

I tarzać się w tym gwiezdnym pyle
I zbierać wszystkie do koszyka
I nie oszaleć od tych gwiazd
Lecz tylko wszystkie jej przywitać

Adam Ziemianin

Nic - Jan Twardowski

Nic

Jakie to dziwne
tak bolało
nie chciało się żyć
a teraz takie nieważne
niemądre
jak nic.

Jan Twardowski

Nie uratowała mnie powódź - Ewa Lipska

Tamara Łempicka - Autoportret
Nie uratowała mnie powódź

Nie uratowała mnie powódź
mimo że leżałam już na dnie.

Nie uratował mnie pożar
mimo że paliłam się przez wiele lat.

Nie uratowały mnie katastrofy
mimo że przejeżdżały mnie pociągi i samochody.

Nie uratowały mnie samoloty
które eksplodowały ze mną w powietrzu.

Waliły się na mnie
mury wielkich miast.

Nie uratowały mnie grzyby trujące.
Ani celne strzały plutonów egzekucyjnych.

Nie uratował mnie koniec świata
ponieważ nie miał na to czasu.

Nic mnie nie uratowało.

ŻYJĘ

Ewa Lipska

Za późno... - Jan Długosz

Henri Matisse - Ikar
***

Za późno...
To tylko błysk,
To tylko szmer,
To tylko ćwierć sekundy!
A już krzyk
I haka dźwięk,
Koniec ostatniej rundy.
Myśl? na nic.
Myśl? po co?
Za późno.
Szkoda, że
Promień zgasł.
A potem już ciemność...
Może blask...
Czy tak?

Jan Długosz

Wieczór - Leopold Staff

Wieczór

Leżę na łodzi
W wieczornej ciszy.
Gwiazdy nade mną,
Gwiazdy pode mną
I gwiazdy we mnie.

Leopold Staff

Dwadzieścia poematów o miłości i jedna pieśń rozpaczy - 14 - Pablo Neruda

Dwadzieścia poematów o miłości i jedna pieśń rozpaczy - 14

Bawisz się dzień za dniem światłem wszechświata,
Przychodząc w odwiedziny, delikatna, zjawiasz się w kwiecie i w wodzie.
Jesteś czymś więcej niż tą białą główką, którą
jak winne grono biorę codziennie w dłonie.

Nie jesteś do nikogo podobna, od kiedy cię kocham.
Pozwól, bym cię położył między wieńcami z żółtych kwiatów.
Kto pisze twoje imię literami z dymu wśród gwiazd Południa?
Ach, pozwól, bym cię wspominał, jaką byłaś wtedy, kiedy nie istniałaś jeszcze.
Nagle wiatr wyje i tłucze w moje okno zamknięte.
Niebo jest siecią wypełnioną mrocznymi rybami.
Tu idzie uderzenie wszystkich, wszystkich wiatrów.
Rozbiera się deszcz.

Lecą uciekając ptaki.
Wiatr. Wiatr.
Mogę walczyć tylko przeciw ludzkim siłom.
Burza zgarnia ciemne liście
I zrywa wszystkie łodzie, które wieczorem przycumowano do nieba.

Ty tu jesteś. O, ty nie uciekasz.
Będziesz mi odpowiadać aż po ostatnie wołanie.
Zwiń się w kłębek przy mnie, jakbyś się lękała.
Kiedyś jednak przebiegł tajemniczy cień przez twoje oczy.

Teraz, także teraz, moja mała, niesiesz mi wiciokrzewy
i nawet piersi masz pachnące.
Podczas kiedy wiatr smutny galopuje zabijając motyle,
kocham cię, a moja miłość gryzie twoje śliwkowe usta.

Jakże cię musiało boleć twoje przyzwyczajenie do mnie,
do mojej duszy samotnej i dzikiej, do mojego imienia, które wszyscy odpędzają.
Widzieliśmy tyle razy płonącą jutrzenkę całującą nasze oczy
i nad naszymi głowami zmierzchy rozwijające się w ruchome wachlarze.

Moje słowa spływały na ciebie pieszczotą jak deszcz.
Kochałem od dawna twoje ciało ze słonecznej masy perłowej.
Myślę nawet, że jesteś władczynią wszechświata.
Przyniosę ci z gór radosne kwiaty, copihues,
ciemne orzechy laskowe i dzikie kosze pocałunków.
Chcę zrobić z tobą
to, co wiosna robi z czereśniami.

Pablo Neruda
przekład: Jan Zych(?)

My i wrogowie - Tadeusz Śliwiak

My i wrogowie

Nasi wrogowie
są podobni do nas
więc abyśmy mogli ich odróżnić
noszą inne mundury
Na granicy która nas dzieli
znajduje się łaźnia parowa
kiedy spotykamy się tam razem
nie wiemy czy jesteśmy naszymi wrogami
czy wrogami wrogów?
Jak jest naprawdę
wie tylko sam Pan Szatniarz

Tadeusz Śliwiak

Amsterdam - Jacques Brel


Amsterdam

Jest port wielki jak świat, co się zwie Amsterdam,
Marynarze od lat pieśni swe nucą tam,
Jest jak świat wielki port, marynarze w nim śpią
Jak daleki śpi fiord nim szum fal zbudzi go,
Jest port wielki jak świat, marynarze w nim mrą,
Umierają co świt pijąc piwo i klnąc,
Jest port wielki jak świat, co się zwie Amsterdam,
Marynarze od lat nowi rodzą się tam...

Marynarze od lat złażą tam ze swych łajb,
Obrus wielki jak świat czeka ich w każdej z knajp,
Obnażają swe kły skłonne wgryźć się w tę noc,
W tłuste podbrzusza ryb, w spasły księżyc i w los,
Do łapczywych ich łap wszystko wpada na żer,
Tłuszcz skapuje kap, kap z rybich wątrób i serc,
Potem pijani w sztok w mrok odchodzą spod wiech,
A z bebechów ich w krąg płynie czkawka i śmiech...

Jest port wielki jak świat, co się zwie Amsterdam,
Marynarze od lat tańce swe tańczą tam,
Lubią to bez dwóch zdań, lubią to bez zdań dwóch,
Gdy o brzuchy swych pań ocierają swój brzuch.
Potem buch kogoś w łeb aż na dwoje mu pękł,
Bo wybrzydzał się kiep na harmonii mdły jęk.
Akordeon też już wydał ostatni dech
I znów obrus i tłuszcz, i znów czkawka i śmiech...

Jest port wielki jak świat, co się zwie Amsterdam,
Marynarze od lat zdrowie pań piją tam,
Pań tych zdrowie co noc, piją - grudzień czy maj,
Które za złota trzos otwierają im raj.
A dżin, wódka i grog, a grog, wódka i dżin
Rozpalają im wzrok, skrzydeł przydają im,
Żeby na skrzydłach tych mogli wzlecieć hen tam,
Skąd się smarka na świat i na port Amsterdam.

Jacques Brel
przekład: Wojciech Młynarski

Czekam - Afanasij Fet

* * *

Czekam. Od rzeki błyszczącej
Echem w prześwistach słowiki.
Trawa w brylantach księżyca.
Na ziołach płoną świetliki.

Czekam. Na nieba granacie
Gwiazd wielkich i drobnych migot.
Słyszę, jak serce mi bije.
W rękach i nogach dygot.

Czekam. Zawiało z południa.
Ciepło – czy stoję, czy biegnę,
Gwiazda się w zachód stoczyła.
Żegnaj, złocista, żegnaj.

Afanasij Fet
przełożył Julian Tuwim

Z dna - Tadeusz Gajcy

Z dna

Jeszcze sny
rozwinięte pieniły się na masztach
i w kościołach wilgotne dzwonki
wspinały się do ramion słonych
po wysmukłych łodygach naw.
Niebo zmarszczone pękło jak kasztan
i zatrzymali się głosem zdziwionym
w pośrodku codziennych spraw.

Jak witraże
oczu klęczące zorze
w pryzmatach światła wysokich.

W habitach ciszy brodzili bezradni w wieczorze
nie wiedząc co począć z prawdą cięższą od grzechu.
Trójkąty płonących miast mieściły się w dłoniach
zacisznych jak łupinach orzechów.

Ten czas
wieścili już prorocy o brodach rozwianych szałem,
łamali słowa jak świece w twardych wersetach psalmów,
w krzakach płonących usta na grozę wołały,
że przyjdzie, że przyjdzie ten dzień w łunach upalnych.

Poeta, biały chłopiec o dłoniach kruchych jak pióro
wiedział już dawno o tym, kiedy w literach wierszy
wróżba pisała się sama i kształtem pochmurnym
wiodła sprawy ku światłu uwięzionemu w śmierci.

Wróżbici posępni jak zmrok widzieli w wnętrznościach zwierząt.

Z lotu ptaków poznali, z kadzideł wełnistych słupów,
że przyjdzie ten dzień, o który swą władzę poszerzą
i ziemię w palcach rozkruszą jak perłę z wyśnionych łupów.

Jeszcze sny
rozwinięte falowały na masztach,
niedziele były palmowe, dni rozsuwały się w kwiatach,
gdy ten dzień gniewnie opadł, w modlitwy uderzył jak kasztan,
perspektywy ulic podpalił wichrem husarskich skrzydeł,
tętentem kopyt wybuchnął oddzwaniającym w zaświatach.

Tadeusz Gajcy

Spleen II - Charles Baudelaire

Zdzisław Beksiński
Spleen II

Kiedy niebo, jak ciężka z ołowiu pokrywa,
Miażdży umysł złej nudzie wydany na łup,
Gdy spoza chmur zasłony szare światło spływa,
Światło dnia smutniejszego niźli nocy grób;
Kiedy ziemia w wilgotne zmienia się więzienie,
Skąd ucieka nadzieje, ten płochliwy stwór,
Jak nietoperz, gdy głowa tłukąc o sklepienie,
Rozbija się bezradnie o spleśniały mur;
Gdy deszcz robi ze świata olbrzymi kryminał
I kraty naśladuje gęstwa wodnych smug,
I w mym mózgu swe lepkie sieci porozpinał
Lud oślizgłych pająków - najwstrętniejszy wróg;
Dzwony nagle z wściekłością dziką się rozdzwonią,
Śląc do nieba rozpaczą szalejący głos,
Jak duchy potępieńców, co od światła stronią,
I nocami się skarżą na swój straszny los
A w duszy mej pogrzeby bez orkiestr się wloką,
W martwej ciszy - nadziei tylko słychać jęk,
Na łbie zaś mym schylonym, w triumfie, wysoko,
Czarny sztandar zatyka groźny tyran - Lęk.

Charles Baudelaire
tłum. Bolesław Wieniawa-Długoszowski

Święty Józef - Andrzej Bursa

Fryderyk Pautsch - Święty Józef - 1911
Święty Józef

Ze wszystkich świętych katolickich
najbardziej lubię świętego Józefa
bo to nie był żaden masochista
ani inny zboczeniec
tylko fachowiec
zawsze z tą siekierą
bez siekiery chyba się czuł
jakby miał ramię kalekie
i chociaż ciężko mu było
wychowywał Dzieciaka
o którym wiedział
że nie był jego synem
tylko Boga
albo kogo innego
a jak uciekali przed policją
nocą
w sztafażu nieludzkiej architektury Ramzesów
(stąd chyba policjantów nazywają faraonami)
niósł Dziecko
i najcięższy koszyk.

Andrzej Bursa

Powroty - Wisława Szymborska

Jack Vettriano
Powroty

Wrócił. Nic nie powiedział.
Było jednak jasne, że spotkała go przykrość.
Położył się w ubraniu.
Schował głowę pod kocem.
Podkurczył kolana.
Ma około czterdziestki, ale nie w tej chwili.
Jest - ale tylko tyle, ile w brzuchu matki
za siedmioma skórami, w obronnej ciemności.
Jutro wygłosi odczyt o homeostazie
w kosmonautyce metagalaktycznej.
Na razie zwinął się, zasnął.

Wisława Szymborska

Przyśpiewki błazna z Króla Leara - William Szekspir

Przyśpiewki błazna z Króla Leara

Mniej pokazuj, niż posiadasz,
Więcej wiedz, niż wypowiadasz,
Mniej pożyczaj, niż odkładasz,
Więcej gromadź, niż przejadasz,
Mniej konkluduj, niż zakładasz,
Więcej zyskaj, niż postradasz,

Wyglądasz jak zero bez cyfry.
Kto chce lepszego często dobre traci.

(I,5)

Nie śmiejcie się dziewice płoche,
Bo takie zmyślne mam narzędzie,
Że gdy nim pomajstruję trochę,
Zaraz mniej dziewic na świecie będzie.

Płyń do mnie, Basieńko, przez rzeczkę -
Choć szparę masz w łódce,
Ja zatkam ją wkrótce,
Więc nie bój się ani troszeczkę.

(III, 7)
Brak jednego oka
Twarz mu oszpeca. Zatem, dla symetrii...

William Szekspir
przekład: Stanisław Barańczak

Ciało me wklęte w korowód istnienia - Bolesław Leśmian

Vladimir Kush
Ciało me wklęte w korowód istnienia

Ciało me, wklęte w korowód istnienia,
Wzruszone słońcem od stóp aż do głów,
Zna ruchy dziwne i znieruchomienia,
Które zeń w śpiewie przechodzą do słów.

Zna pląsy gwiezdne, wszechświatów taneczność
I wir i turkot rozszalałych jazd -
Pieśnią jest życie i pieśnią jest wieczność
W takt mego serca i nie moich gwiazd!

Gdy wieczór na noc do snu się układa,
Zmierzchami tłumiąc purpurowy żal,
Bóg, niby z nieba strącona kaskada,
W pierś mą uderza i rozdzwania w dal ...

I drgają w piersi rozdzwonione losy,
Bije do głowy rozśpiewana krew,
I pieśnią całe ogarniam niebiosy,
I ziemię całą widzę poprzez śpiew!

Ciało me, wklęte w korowód istnienia,
Wzruszone słońcem od stóp aż do głów,
Zna ruchy dziwne i znieruchomienia,
Które zeń w śpiewie przechodzą do słów.

Bolesław Leśmian

Sztuka Makowskiego - Jerzy Harasymowicz

Tadeusz Makowski - Dziad i baba
Sztuka Makowskiego

My jesteśmy dzieci z jednego podwórka.
A my mamy bęben, którego boki
wyglądają jak niebo, kiedy je wschód rozpali,
na które naklejone szczyty śnieżne gór wysokich.

A na głowach hełmy,
piramidy Cheopsa,
ubieramy w nie czasem
naszego mopsa.

I mamy nóżki, złe na siebie, obrócone na piętkach haczyki.
A potem jeszcze, proszę,
jesteśmy pięknie zapięci na czerwone guziki,
z których najwyższy jest nasz nosek.

A co wy od nas chcecie, my nie wiemy.
My mamy pełno lalków i słoniów,
My jedziemy zdobywać we czterech śmietnik
na jednym drewnianym koniu.

Tam chcemy zatknąć pełno swoich chorągwiów.
Ale co to, jakiś ruch, czy to pani stróżka nie leci jak kwoka?
Zeskakujemy z konia, stajemy szeregiem przestraszonych kurczątków
patrząc, czy gdzieś tam wyplatana bólem trzepaczka nie leci z wysoka.

Ale nie: To przyszedł nas malować pan Makowski
Klawo! Da czekoladki, a Felek mysz taką, że ciarki idą, do kieszeni mu wpląta.
Porzucona halabarda leży, brama naszego dzieciństwa jest otwarta na oścież
i wpływa na papier, na kółkach oczu, flota admiralskich trójkątów.

Jerzy Harasymowicz

Odwaga - Anna Świrszczyńska

Odwaga

Nie będę niewolnicą żadnej miłości.
Nikomu nie oddam celu swego życia,
swego prawa do nieustającego rośnięcia
aż po ostatni oddech.
Spętana ciemnym instynktem macierzyństwa,
spragniona czułości jak astmatyk powietrza,
z jakim mozołem buduję w sobie
swój piękny człowieczy egoizm,
zastrzeżony od wieków
dla mężczyzny.
Przeciw mnie
są wszystkie cywilizacje świata,
wszystkie święte księgi ludzkości
pisane przez mistycznych aniołów
wymownym piórem z błyskawicy.
Dziesięciu Mahometów
w dziesięciu wytwornie omszałych językach
grozi mi potępieniem
na ziemi i w wiecznym niebie.
Przeciw mnie
jest moje własne serce.
Tresowane przez tysiąclecia
w okrutnej cnocie ofiary.

Anna Świrszczyńska