Rene Magritte The Liberator - 1947 |
Już we mnie Bóg się rodzi,
przepełnia piersi chłodem
i światłem mnie unicestwia, powoli
przemienia duszę. Pewny dniu, witam cię!
Horyzont się w przestworza rozsuwa,
ciemnieje ziemia jak gwiazdka w oddali,
a moja głowa słońcem napełniona
już przedśmiertne radości przeczuwa.
Przychylności, chwilo błogosławiona!
samospalenie raptowne — na wieczność
ponownie do ciała. Przemijania
i wejścia nagle, znienacka w sto światów,
gdzie każdy niedorosły. Bo nie żyję
w żadnym. Przebywam tylko jak w gościnie.
Popatrzeć — marność: nie będzie powrotów
nigdy więcej. Chyba pamięć przeminie:
zdzierali tutaj skórę żywcem ze mnie.
Pamięć. Tylko tyle. Błogosław mnie
mój pewny dniu! Błogosław, abym mógł
rozpocząć tam, gdzieś właśnie zakończył się
zakończyć tam, gdzie na zawsze
zamknięto ci szlaki-dróg.
Pobłogosław mi — niemiłosierny dniu!
Wasyl Stus
przełożyła Agnieszka Korniejenko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz