My – bezwiedni – na wielkie problemy
Wyrokiem złym
Anonimowych losów,
My – bezbarwni – bezładnie płyniemy
Stadami
Szarzejącymi
Jak dym
Z papierosów.
Jątrzymy
Własne dusze, gdy widzimy w smugach
Księżycowej ułudy, za portierą skryci,
Przez jedno tylko mgnienie – (A noc długa – Długa!) –
Przez jedno tylko mgnienie:
Jaśniejące życie.
Cichy cień czarną myślą wychodzi
Zza węgła,
Uwodzi,
Wszystko wyjaśnić mi gotów,
Rodzi
Szmery, stukoty...
I mgła się zalęgła
Wśród bezładnie, pokotem
Leżących przedmiotów.
Z niszy spogląda na mnie szafa: niemy oszust.
Krzywi szyderczą gębę mdłymi grymasami…
Lecz wszędzie czas osiada obojętną rosą.
Wszystko, co różne – jest już tym samym, tym samym.
I wciąż przede mną stoją, i pilnują mnie
Jak czujne strażnika oczy
Moje
Bezdennie
Zamącone
Dnie,
Moje
Bezsennie
Zamęczone
Noce...
Andrzej Bieły
tłum. Stanisław Barańczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz