Ballada o zejściu do sklepu
Najpierw zeszedłem na ulicę
schodami,
ach, wyobraźcie sobie,
schodami.
Potem znajomi nieznajomych
mnie mijali, a ja ich.
Żałujcie,
żeście nie widzieli,
jak ludzie chodzą,
żałujcie!
Wstąpiłem do zupełnego sklepu;
paliły się lampy ze szkła,
widziałem kogoś - kto usiadł,
i co słyszałem?... co słyszałem?
szum toreb i ludzkie mówienie.
No naprawdę
naprawdę
wróciłem.
Miron Białoszewski
Po przeczytaniu wiersza Lieberta o jarzębinie przed domem, "przyszedłem" od razu tutaj, do Białoszewskiego, by sprawdzić, czy zamieściłaś wiersz o zejściu do sklepu. Moja analogia jest taka, że te dwa wiersze, Lieberta i Białoszewskiego, mówią o podobnym odczuciu... Zachwycie nad chwilą, wdzięczność z tego powodu, że się jest, a w przypadku Lieberta - zważywszy na to, że pisał już pod koniec życia - że jeszcze się jest.
OdpowiedzUsuńNie ceni się życia, gdy 'jeszcze się jest'. Dziś na wieczornym spacerze z psem modliłam się, by móc oddać życie za życie. Na moim mi nie zależy. Ale moi rodzice bardzo się kochają. A ja? A mnie na moim życiu nie zależy.
UsuńPS. Fakt, tylko psiak by umarł z tęsknoty za mną - dlatego żyję.
Oby, pomimo wszystko, było jak najwięcej takich dni, kiedy fascynujące jest nawet schodzenie po schodach, szum toreb i... wieczorny spacer.
OdpowiedzUsuńOby było!
UsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie i dziękuję, że tu jesteś:)
Dzięki !
OdpowiedzUsuńPoznałem ten wiersz w szkole, parę ładnych lat temu...(10?) Nie pamiętałem ani autora ani słów a jedynie sens i wymowę. Często idąc przez miasto miałem podobne odczucia co autor. Jedynie wydawało mi się że była w tym utworze wzmianka o tramwaju... No nic. I bez tramwaju jest wspaniały !
Pozdrawiam!
Pozdrawiam:)
Usuń