Obrazy snu
W przejrzystych oczach powietrza stać trzeba i patrzeć w twarz
chmurom zwiniętym z oddali i krajobrazom nieba
zmiennym jak migot fal, ujęty w kamienne brzegi.
Horyzont rzucony w krąg, brzeg nasycony sino,
rysuje koło ziemi, granicę ludzkim stopom
złudną, kłamiącą spojrzeniu, bo skraj ostateczny nieba
tu oczom spływa na ziemię jak wbity w skałę fundament,
tam innym się oczom podnosi, nad czołem wisi sklepieniem
i inny zakreśla krąg. Każdy nasz krok i ruch
łamie okręgi nieba, kolumny wsparte o ziemię,
i mąci bezkarnie oczy powietrza, zmrużone badawczo.
A może to wszystko jest złudą, snem jeszcze nie przebudzonym,
w którym dziwadła i kształty, jak wiatrem na brzeg przygnane,
uchodzą w głąb oczu i straszą, a potem z falą snu
spływają. Ujęci w brzegi ciała budzimy się nagle
i tylko noc, noc naokół. I wiatr okiennice rwie...
Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końca
i sen za życie wziąć, obrazom utkanym z mgły
wierzyć, jak gdyby były wykute z kamienia i brązu,
za rzeczywiste brać kształt i ułamek kształtu,
niedokończenie ruchu, czyjś wpół urwany głos
wiszący w powietrzu krok, współprzechylenie piersi,
fragmenty imion i nazw, szczątki roztkanych form,
i trzeba po ścieżkach iść, choćby powietrzem wiodły,
ufając obrazom kamieni, jakby naprawdę były
ciosanym z piaskowca brukiem, wbitym w powierzchnię ulic.
Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końca
i śnionym powietrzem oddychać, i miłość i śmierć znać ze snu,
i śnioną orać ziemię, budować nazwy na mgle,
domy, drapacze chmur, nie patrząc, że lada podmuch
rozkłębi i rozrzuci obrazy nierzeczywiste.
Ostrożnie trzeba iść, by stopą nie zdeptać kształtu,
ręką nie przebić muru, ulic podmuchem nie skłębić
i napowietrznej budowli nie zwalić silnym oddechem.
Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końca,
choć coraz cięższy sen, gdy formy nierealne
kłębi od spodu dmący wiatr i rozwiewa w chmury,
a śnione powietrze uchodzi i staje się coraz bledsze,
i barwy miękną, ciepleją, płowieją jak akwarele,
i coraz trudniej iść, i być aktorem snu.
A kiedy wyrwany jęk ust lub ręki ruch niecierpliwy
rozwieje w połowie sen i dekorację zburzy -
więc to jest przebudzenie? Oczom spojrzenia niezwykłym
ziemia porosła rośliną i wyłożona kamieniem
i szare domy czynszowe, jakby sklejone z tektury,
i księżyc wycięty z papieru na sztucznym schyleniu nieba -
wszystko wyda się snem lub z płótna zdjętym obrazem.
Ale już walki nie trzeba i bohaterstwa, i wiary
w ziemię, w powietrze i w kamień i można oddychać szeroko.
Kłamane znów horyzonty, ślad niewidzialny na ziemi
kreślą okręgi nieba i fundamenty z mgły
półkolem chwytają sklepienie, które nie wisi nigdzie.
Bezkarnie stopa przekracza kręgi wyryte na ziemi,
przez oczy powietrza brnie, które nie patrzą nigdzie
i są tylko kurzem i pyłem wplątanym w ostre szczeliny,
w których się łamie słońce i nie trzepocze źrenica...
Gdziekolwiek ziemia jest snem nie przebudzonym jeszcze,
uwierzyć trzeba w kształt i kochać senny pozór,
na wietrze budować mgłę i wpół nie urwać snu.
Gdziekolwiek ziemia jest snem, tam trzeba dośnić do końca.
Tadeusz Borowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz