Piosenka zamorska
W jednym z mniej znanych afrykańskich narzeczy
Powstało moje dzieło.
Nawet Boska komedia, i ta tylko śmieszy,
Jeżeli plemię zniknęło.
W cywilizację porwany na lądach plamistych,
Między łuski morskiego smoka,
Siebie też oglądałem jak chmury i wyspy,
Z daleka, tudzież z wysoka.
Spełnia się co ma spełnić, choć i niezupełnie.
Innych może chciał zasług ten uczeń wileński.
Kto mało zyskał, temu się odejmie.
Nieważny będzie triumf i niegłośne klęski.
Lepsi ode mnie dobyć próbowali głosu.
Ich imię trawy oplotły
Sam zostałem filtrując porządek z chaosu
Bo umysł miałem przewrotny.
Nade mną co dzień orły późnego cesarstwa.
Prowincja pali się, planeta ginie.
Dla nieszczęśników blask ten, wulkaniczna warstwa
Na niewiadomej przyczynie.
Kto mnie potępi, jeżeli ojczyzny
I tu, i nigdzie szukałem,
Myląc dialekty, prowincjonalizmy,
Z oceanowym chorałem?
Ten przezroczysty kamyk na dłoni,
My w nim i dzwonki z kapelą,
I pieśni, i goście w taneczku dostojni
Wiecznie nas odtąd weselą.
Czesław Miłosz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz