Darmodziej - Jaromír Nohavica



Darmodziej
Karelowi Šiktancowi
Słyszałem jego krok wzdłuż mojej kamienicy
Utkwiłem chciwy wzrok, gdy kroczył po ulicy
Chorałem flet mu brzmiał donośnie - niczym dzwon
I był w tym cały żal i czerń tysiąca wron
I wtedy zrozumiałem nagle - że to on
Na boso zbiegłem w dół wyszedłem mu naprzeciw
W podwórzu głodny szczur buszował w stercie śmieci
Przy bokach ciepłych żon gdzie chuć z miłością śpi
wtuleni w kołdry schron rodzinny grali film
A ja tak chciałem znać odpowiedź - dokąd iść
Po bruku gnałem w dół, żeby mu zabiec drogę
Miał płaszcz z wężowych skór i wokół wiało chłodem
Obrócił ku mnie twarz swe oczy pełne wron
A blizny dawny blask skrywały niby szron
I wtedy zrozumiałem nagle, kim był on
Ze strachu ledwo szedł i słaniał się jak kloszard
Do ust przykładał flet od Hieronima Boscha
W niebie się księżyc tlił jak lampa w ciemną noc
jak mój sumienia krzyk, gdy rzyga schlane w sztok
I że to jest Darmodziej czułem że to właśnie on
Mój Darmodziej, miłość gra, wierny naszym losom
Bard, który zna wszystkie sny i przemyka nocą
Mój Darmodziej, słodki grzech z jadem pod językiem,
Gdy sprzedać chce to co ma - igły ze słownikiem.
Przez miasto wczoraj szedł ot - zwykły domokrążca,
A drogi jego kres znaczyła krwawa wstążka
Flet jego wziąłem ja, a brzmiał mi niczym dzwon
i był w nim cały żal i czerń tysiąca wron
I wtedy już wiedziałem, że ja to on
Wasz Darmodziej, miłość gram, wiernym waszym losom
Bard który zna wszystkie sny i przemyka nocą
Wasz Darmodziej, słodki grzech, z jadem pod językiem
Gdy sprzedać chcę to co mam - igły ze słownikiem.

Jaromir Nohavica
przeł. Antoni Muracki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz