L'émigrant de Landor Road
Wszedł z kapeluszem w ręku do modnego krawca
Który samego króla był nawet dostawcą
Ten kupiec właśnie odciął głowy manekinom
Co w najnowszych ubraniach stały za witryną
Tłum we wszystkie się strony po ulicach kłębił
Łącząc plącząc po ziemi bezmiłosne cienie
I ręce czasem w górę w nieb jeziorne lśnienie
Wzlatywały jak pary srebrzystych gołębi
Mój okręt jutro będzie pruł fale wysokie
Ku lądom Ameryki skąd nie wrócę więcej
By wśród drogich mi ulic włóczyć cień bezoki
Z worem zdobytych w preriach lirycznych pieniędzy
Bo dobry dla żołnierza jest powrót z Bombaju
Wszystkie złote ordery sprzedałem giełdziarzom
I modnie wystrojony chciałbym spać pod strażą
Drzew pełnych małp i papug gdzieś w zamorskim kraju
Już manekin dla niego zdejmuje ubranie
Już przymierza je na nim i z kurzu wyciera
Zmarły lord je zamówił nie zapłacił za nie
I ze zniżką ubrano go jak milionera
A lata za witryną
Patrzyły na wystawę
Na biedne manekiny
I dalej szły niemrawe
Wtrącone w roku bieg ach były dni to wdowie
Piątki zbroczone krwią wlokące się bez siły
Pogrzeby białych czarnych pod złych chmur ołowiem
Kiedy gacha swojego diablica obiła
Potem w porcie jesiennym gdzie wiatr liśćmi kręcił
Gdy tłumu ręce również liśćmi zdały mu się
Postawił swą walizkę na jakimś okręcie
I usiadł
Oceaniczny wicher groźby nad nim jęczał
Kładąc na włosach jego pocałunki słone
Wychodźcy na pokładzie płakali na klęczkach
I z łzami wyciągali ręce w portu stronę
Długo patrzył na ziemię konającą w dali
Zabawkowe okręty drżały pod chmur cieniem
Mały bukiet rzucony przez kogoś na fali
Kołysząc się okrywał morze w krąg kwitnieniem
On by chciał ten bukiecik wieźć z sobą jak chwałę
Na innych mórz roztocza gdzie gonią delfiny
I w pamięci wciąż myśli mu tkały
Uporczywie wzorzystą tkaninę
Przeszłości jego całej
Lecz by utopić te myśli zdradzieckie
Owe prządki co wątki swe tkały boleśnie
Zaślubił morze jak doża wenecki
Przy syren niezamężnych uwodzącej pieśni
Ach puchnij w noc o morze złych rekinów stado
Do świtu czatowało na swój krwawy połów
Na trupy dni przez gwiazdy pogryzione blade
Wśród szumu fal i szeptu pożegnalnych modłów
Guillaume Apollinaire
przełożył Kazimierz Andrzej Jaworski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz