Jean Antoine Watteau |
Waszmoście, ależ z was bałwany!
Za sprawą miłosnego licha,
Z początku każdy zestrachany,
Potrafi jeno łzawo wzdychać.
Wyznaje wreszcie, co go nęka,
Ona się dąsa, on wciąż swoje,
Jakaż to nuda, co za męka,
Owe sercowe niepokoje!
Wreszcie wzajemność - i tym gorzej,
Teraz dopiero ambarasy,
Bo pani często nie w humorze,
Z rodzinką też niejakie kwasy...
Aha, wszak pozostaje honor,
Honor - radości przeciwieństwo,
I spory - kogo zwyciężono,
Kto komu przyznać ma zwycięstwo!
Zjawia się rywal - znowu bieda,
Wnet popłoch w sercu załomoce,
I zazdrość kąsa, zasnąć nie da,
I niespokojne dni i noce.
Zmoże oboje gra i zwada,
Chcą pocałunku, w nim ucieczki,
Lecz żar zgasł, niesmak się zakrada –
Czyliż gra cała warta świeczki?
Voltaire
przełożyła Jadwiga Dackiewicz