Światło łagodne - Tadeusz Nowak

Światło łagodne

Wnętrze gotyckie - średniowiecze
jest moim wnętrzem, psalmem moim.
Kto z mojej twarzy pot obetrze,
kto mnie przed śmiercią uspokoi?

Jestem łagodny jak ów pasterz,
Igor Mitoraj
który owieczkę uniósł z cierni.
Ludzie jak chmury są pierzaste,
przemijająco miłosierni.

Ale jest krew na mojej skórze,
w powietrzu krzyk zabitych trwa,
a ja tajemnie niebu służę,
gdzie zamiast światła dudni kra.

Pochwalić chcecie mnie - pochwalcie,
ale nie za to, że jak gil
przez całe życie w jednym palcie
strząsałem śnieg, ścierałem pył.

Chciałbym, by nikt się nie odważył
narzucić palta na me ciało.
Oby na zawsze w mojej twarzy
łagodne światło skamieniało.

Tadeusz Nowak

Jechała moja miłość a cała w zieleni - Edward Estlin Cummings

Jechała moja miłość a cała w zieleni

Jechała moja miłość a cała w zieleni
na wielkim złotym koniu
przez poranek srebrny.

Cztery chude psy biegły uśmiechnięte
wesoły jeleń przed nimi.

Lotniejsze niźli jabłkowite sny
szybki słodki jeleń
czerwony cenny jeleń.

Cztery czerwone kozły u wód białych
okrutna trąbka śpiewała przed nimi.

Z rogiem u biodra biorąc w biegu echo
jechała moja miłość
przez poranek srebrny.

Cztery chude psy biegły uśmiechnięte
płaskie łąki przed nimi.

A łagodniejsze niż szumiący sen
giętki gładki jeleń
lotny lekki jeleń.

Cztery lotne łanie w złocistej dolinie
głodna strzała śpiewała przed nimi.

Z łukiem u pasa biorąc w biegu góry
jechała moja miłość
przez poranek srebrny.

Cztery chude psy biegły uśmiechnięte
strome szczyty przed nimi.

A bledsze niż straszydło śmierć
wątły wiotki jeleń
rosły rwący jeleń.

Cztery rosłe rogacze na zielonych wzgórzach
szczęśliwy łowca śpiewał przed nimi.

Jechała moja miłość a cała w zieleni
na wielkim złotym koniu
przez poranek srebrny.

Cztery chude psy biegły uśmiechnięte
me zmarłe serce upadło przed nimi.

ee cummings
przełożył Jarosław Marek Rymkiewicz

Świat jako medytacja - Wallace Stevens

Świat jako medytacja

Czy to Ulisses zbliża się ze wschodu,
Awanturnik wytrwały? Drzewa ożywiono
I zima spływa. Ktoś powoli kroczy

Tam, ponad horyzontem, i ogień zagraża
Kretonom Penelopy. I wystarczy ta dzika obecność,
By ze snu zbudzić świat, w którym mieszkała.

Tak długo życie swoje tkała, by powitać
Życie, wierne jej życiu. Wyobrażała sobie
Tę parę, połączoną, w głębokim schronieniu.

Drzewa znów ożywiono, co było ćwiczeniem
W medytacji nieludzkiej. To ją przerastało.
Nocą już jej nie strzegły psom podobne wiatry.

Teraz pragnęła tylko, by wrócił jej siebie.
Nie pragnęła podarków. To jego ramiona
Byłyby naszyjnikiem, pasem, spełnieniem.

Lecz czy to był Ulisses? Czy to było tylko ciepło
Słońca na jej poduszce? Ta myśl biła w niej jak serce.
Myśl biła razem z sercem. To był tylko dzień. To był

Ulisses, i to nie był on. Jednak się spotkali,
To życie z życiem i planety śmiałość.
Ta barbarzyńska siła już w niej nie zgaśnie.

Będzie mówić do siebie, rozczesując włosy,
I powtórzy cierpliwe sylaby imienia;
Tego, który się zbliżał, nigdy nie zapomni.

Wallace Stevens
przełożył Jarosław Marek Rymkiewicz

Preludium XLII - Conrad Aiken

Preludium XLII

Zachowaj w sercu kodeks natury;
Niech giętki liść nasturcji pokryją już szrony;
Zważ, aby gałąź głogu była rzeźbą w lodzie
I aby ślimak zaznał smutku w porę;
Na szybie zaznacz zimę i wpuść blade słońce
Przez pajęczyny minionej jesieni;
Wspomnij o lecie, gdy nie brzęczą muchy;
Wspomnij o wiośnie, gdy śpi chłodny pająk.

Zapisz w diariuszu: serce uderzyło
Dwa lub trzy razy, data, bez powodu;
To tylko przyjaciele umarli przed czasem;
Mądrość przyszła zbyt późno, ta mądrość zbyteczna.
Zapisz: „dłoń, która wita”, „oko, które szkli się”,
„Krok, tak niepewny, stąd dotąd lub stąd”,
Przestrzegaj, aby głogi płonęły najjaśniej,
Gdy słońce Biegun Północny porzuca.

Zauważ: tu jest księżyc, tak zimny jak zawsze,
Na jego twarzy wieki i lody, i śnieg;
Ten chłód umysł zmrożony, tylko on, znać może,
Gdy miłość i nienawiść są drżeniem gałązek.
W postscriptum dodaj, że deszcz przestał padać,
Wiatr z południo-zachodu lub z południa wieje,
Klęski są zapomniane, rany wybaczone;
Gwiazda Północna zawsze, przemieniona, świeci.

Powiedz: byłem częścią projektu natury;
Znałem jej chłodne serce, będąc świadomością,
Niegdyś nienawidziłem. Potem błogosławiąc,
Wierzyłem jej; wątpiłem; i znowu wierzyłem.
Kochałem zielsko, jedne są korzenie;
Płatek śniegu mym ojcem. A teraz powracam,
Po interwale zapytań i wiary,
Tam, skąd wyszedłem, ku sercu natury.

Conrad Aiken
przełożył Jarosław Marek Rymkiewicz

Preludium XXVIII - Conrad Aiken

Preludium XXVIII

Czas nadszedł, zegar mówi, że czas wciąż nadchodzi,
Zatrzymuję się tutaj, na pustyni życia;
Połowa drogi. W mej dłoni godzina,
Serce jest rupieciarnią. Zegary bez końca
Wystukują swe jamby, serce swe spondeje,
Czas przyszedł, czas zawsze przychodzi, by odejść,
Zima cło już pobrała, lato wzięło zbiory,
Wiosna złudzenie niosła. By zabrać złudzenie.

Czym jest czas, zegar mówi, czym jest czas;
Nie jest nigdy przeszłością i nigdy przyszłością,
On zawsze teraz. Czym czas ziarno mówi:
Pod ostrzem pługa czas jest urodzajem.

Godzina dodawana do ciszy istnienia,
Ziarno do minuty, świat do płatków róży;
Łzy spływały w serce, aż serce przegniło,
Dłonie dłoń spotykały i tak dłoń stwardniała.
Widziałem wszystko, nie widziałem nic.
Grzebałem gwiazdy i gwiazdy wskrzeszałem,
Słyszałem krzyk, jedną zgłoskę grobu,
Patrzyłem jak po ścianie przesuwa się cień.

Czym jest czas, ścieg powiada, czym jest czas;
On zawsze jest przyszłością, a nigdy przeszłością,
On nigdy teraz. Tylko ścieg zna przyszłość,
Lecz i ścieg wreszcie spotka ostrze pługa.

Wstań, zrzuć ubranie, czas ci je pożyczył;
Zegarek i trzewiki, chustkę i monety,
Także i duszę. Duszę owiń w myśl.
Na parapecie między kwiatami geranium,
Rozłóż rupiecie, strzępy i skorupy,
Tydzień miniony i tydzień zaprzeszły;
Śmieszna kronika, zapach, dotyk, smak.

Czy jest czas, serce mówi, czym jest czas,
Serce wybija chwile i serce powiada;
Nic, nic nie jest przyszłością, wszystko jest przeszłością.
Serce powiada: serce zawsze będzie biło.

Conrad Aiken
przełożył Jarosław Marek Rymkiewicz

Preludium LVI (2-gi przekład) - Conrad Aiken

Aleksander Gierymski - Luwr w nocy (fragment) - 1891
Preludium LVI (2-gi przekład)

Rimbaud i Verlaine, drogocenna para,
Geniusz w nich mieszka (czym jest geniusz?), grają
W szachy na marmurowym stoliku w gospodzie,
A w jasne piwo, na poetów włosy,
Na laufra i na wieżę kwiat kasztanu pada;
Na szachownicy słoneczne kwadraty,
Na niebie obłok, muzyka piskliwa
Wieje od krytej skórą bramy St. Sulpice.

Między ruchami dyskutują spondej,
Anakoluton, jamb, otwartą głoskę,
Bóg, mówią, to paw wielki, anioły to pawie,
A jasne gwiazdy to pawie niższych rang.
Mówią o losie; jak Plato go kochał;
Albo Sofokles; bał się i podziwiał;
Albo Sokrates; wielbił, ubawiony.

Verlaine swój pionek na liściu postawił,
Przymyka oczy wąskie, oczy nieuczciwe
I mówi: „Zróbmy rzecz jedną, Rimbaud;
Trzeba wziąć retorykę, ukręcić jej kark!”
Rimbaud myśli poważnie, przesuwa królową
I do Timbuktu bez zwłoki pośpiesza.

I Verlaine umarł, z nim zmarły fiolety,
I w Marsylii, z wizjami, umierał Rimbaud,
Nogę amputowano po wycięciu serca;
To wszystko opowiedział we właściwym czasie
Lokaj. Miał cnotę: spóźniał się przykładnie.

Opiszmy wieczór: to wiemy, że jest;
Gwiazdy na niebie; to wiemy, że są.
Verlaine i Szekspir, gdzie gnić winni, gniją;
Tu wspomnijmy Rimbauda; tak szybko przeminął.

Ład w każdej rzeczy i logika w mroku,
Czas w sercu, układ w atomie i w iskrze,
W mózgu następstwo przyczyny i skutku –

Ogłupiły Verlaine’a, zabiły Rimbauda.
A gdy czas przyjdzie, za kark wziąwszy bóstwo,
Zdławmy je. A z nim retorykę.

Conrad Aiken
przełożył Jarosław Marek Rymkiewicz

Preludium LVI (1-szy przekład) - Conrad Aiken

Preludium LVI (1-szy przekład)

Rimbaud i Verlaine, dwaj cenni poeci,
Geniusz w nich obu (czym jest geniusz?), grają
W szachy oparci o stolik w gospodzie.
A kwiat kasztanów prószy w jasne piwo,
Spada na włosy, na laufra i wieżę.
Verlaine i Rimbaud - scena z filmu "Całkowite zaćmienie" Agnieszki Holland
Słońce kwadraty tnie na szachownicy,
Cirrus na niebie, kwiczenie muzyki
Z obitych skórą odrzwi St. Sulpice.

Między ruchami kłócą się o spondej,
Anakoluton, jamb i samogłoskę,
O Bogo-pawia i anioły-pawie,
I jego służbę, pawie lśniących gwiazd.
O losie, Plato jak go lubił, mówią,
Jak mu Sofokles dawał gniew i podziw,
Jak nim się bawił, kochając, Sokrates.
Verlaine postawił figurę na liściu,
Zamyka oczy, oczy nieuczciwe,
Powiada: „Jedno jest ważne, Rimbaud,
Weźmy retorykę i skręćmy jej kark!”
Rimbaud rozważa, przesuwa królową
I wycofuje się sam do Timbuktu.
I Verlaine umarł - czerń, liliowość na nic.
I Rimbaud umarł, w Marsylii, z wizjami.
Nogę odcięto, jak raz przedtem serce.
To wszystko kiedyś opowiedział lokaj,
którego cnotą jest spóźnienie w czasie.

Opiszmy wieczór tak tylko jak jest,
Gwiazdy na niebie tak tylko jak są.
Verlaine i Szekspir, niech gdzie leżą, gniją.
Pamięć Rimbauda jest sprawą niczyją.

Ład mieszka w rzeczach i logika w mroku,
Układ w atomie i w iskrze, i w oku,
Czas w sercu, w głowie kolejność codzienna -

Zgniotła Rimbauda, zbłaźniła Verlaine’a.
A wtedy boskość weźmiemy za gardło,
Zdusimy ją, a z nią retorykę.

Conrad Aiken
przełożył Czesław Miłosz

Gerontion - Thomas Stearns Eliot

Gerontion
Młodości nie masz ty ani starości,
To jakby tylko w drzemce poobiedniej
Śniły się one tobie.

Szekspir: Miarka za miarkę
Oto ja, stary człowiek w miesiącu posuchy
Słucham jak czyta mi chłopiec i czekam na deszcz.
Ja nie broniłem palących wąwozów
Ani do bitwy szedłem w ciepły deszcz,
Ni, po kolana w słonym bagnie, z kordelasem,
Cięty przez muchy, nie walczyłem.
Moim domem jest rozpadający się dom.
W kącie okna przykucnął Żyd-właściciel
Spłodzony w jakimś barze obskurnym Antwerpii,
Owrzodziały w Brukseli, podłatany, złuszczony w Londynie.
Koza kaszle nocami na polu nad głową.
Kamienie, perz, porosty, rdza i ekskrementy.
Kobieta prowadzi kuchnię, przyrządza herbatę,
Kicha wieczorem, przepychając zatkany zlew.
                                                              Jestem stary człowiek,
Tępa głowa u wietrznych przestrzeni.

Każdy znak jest cudowny. „Chcemy widzieć znak!”
Słowo, co wewnątrz słowa, niezdolne wyrzec słowa,
Spowinięte w ciemność. Na ponowie roku
Przyszedł tygrys Chrystus

W zdeprawowanym maju – dereń, kasztan, buczyna –
Aby jedli i dzielili, aby pili
Odzywając się szeptem: i Mister Silvero
Z pieszczotliwymi rękami, w Limoges,
Który całą noc chodził po pokoju obok;
I Hakagawa, ugrzeczniony, pod obrazami Tycjana;
I Madame de Tornquist, przesuwająca świece
W ciemnym pokoju; Fräulein von Kulp,
Która odwróciła się, z ręką na drzwiach. Puste czółenka
Tkają wiatr. Tu nie ma duchów.
Stary człowiek w domu z przeciągami
Pod wietrznym pagórkiem.
Po takiej wiedzy, jakie przebaczenie? Myśl o tym,
Że historia ma wiele skrytych przejść, wiele tajemnych
Korytarzy i progów, że nas oszukuje
Szeptem ambicji, uwodzi próżnością. Myśl o tym,
Że daje, kiedy już się nie zwraca uwagi,
A co daje, daje w tak wielkim zamęcie,
Że zgłodniałych dręczy ten dar. Daje za późno,
To, w co już nie wierzymy czy jeszcze wierzymy
Wspominając pasję minioną. Daje za wcześnie
Bezsilnym rękom, co im niepotrzebne,
Frederik Hart - Gerontion - 1978
Aż do chwili, kiedy z odmowy rośnie strach. Więc pomyśl,
Ni strach, ani odwaga nie zbawią nas. Potworne winy
Są dziećmi naszego heroizmu. Cnoty
Są na nas wymuszone przez haniebne zbrodnie.
Drzewo gniewu otrząsnąć, stamtąd są te łzy.

W Nowy Rok skacze tygrys. Nas pożera. Zrozum,
Nie wyciągnęliśmy wniosku, cóż, że ja
Drętwieję w wynajętym domu. Zrozum wreszcie,
To nie jest z mojej strony bezcelowy popis.
Nie dopatruj się tu żadnej sprawki
Zacofanych diabłów.
Chciałbym być z tobą szczery co do tego.
Piękno straciłem w grozie, grozę w dociekaniu.
Znikła moja namiętność; czemuż bym jej strzegł,
Jeśli to, co nasze, musi być skażone?
Straciłem wzrok i dotyk, słuch, smak, powonienie.
Jakże mi więc ich użyć do zbliżenia z tobą?

Także i tysiąc innych malutkich rozważań
Zysk przedłużyć chcą swego zimnego delirium,
Drażnią błonę śluzową, która już wyziębła,
Palącymi sosami i mnożą aspekty
W dzikich gąszczach luster. A co zrobi pająk?
Czy przerwie swoją pracę, czy wołek zbożowy
Będzie zwlekać? De Bailhache, pani Cammel, Fresca,
Wyrzuceni za tory zmarłej Niedźwiedzicy
Miazgą atomów. Mewa mknie pod wiatr
Nad wietrzne cieśniny Belle Isle czy steruje
Na Horn, z bielą piór w śniegu, swoich wzywa Golfsztrom,
A tutaj starca pchają stałe wiatry
W jego senny kąt.
                                  Lokatorzy domu,
Myśli suchego mózgu w czas posuchy.

T. S. Eliot
przełożył Czesław Miłosz

Szopka - Tadeusz Nowak

Tadeusz Makowski - Dzieci z turoniem - 1929
Szopka

Stoją przy drodze klony.
Pod nimi chłopcy niosą
berło, szpaka i świeczkę
jasełkowym niebiosom.

Chłopcy śpiewają pieśni,
nad nimi berło błyska.
Malowana jest w pawie
ich i boska kołyska.

Jeszcze świeczka się pali,
ale szpak już nie śpiewa.
Chłopcy wracają do wsi,
cień powraca w rdzeń drzewa.

Tylko jeden, najmniejszy,
niesie szopkę kaleką.
Idąc w sobie zasłania
dziką bestię powieką.

Tadeusz Nowak

Zima - Tadeusz Nowak

Ferdynand Ruszczyc - Młyn zimą - 1897
Zima

Tej wiosny nikt z nas nie doczeka.
Sypie się próchno z krzyku sów
i potajemnie ostrzy rzeka
na kole piachu dziki nów.

Barani kożuch nosi zima,
piżmem jej lisi cuchnie ślad.
Jedynie noc za skrzydło trzyma
uciekający w zamieć sad.

Siostra, przez lufcik patrząc w oknie,
tłucze w moździerzu mak i wróży.
Nasz dach w rozlanej zorzy moknie
i mróz się iskrzy w wiatru róży.

Ojciec rozmawia tylko z psem,
bo w psich źrenicach prócz pokory
wilgotna zieleń pachnie snem
i mchem porosłe dymią bory.

A ja od okna odwrócony
czuję na karku nowiu ostrze
i gdy w brzeg biją lodu dzwony,
z gąsiora piję wino gorzkie.

Tadeusz Nowak

Don - Aleksander Puszkin

Don

Z Homerem długoś wiódł biesiady górne sam.
Dłużył się czas oczekiwania
I kiedyś jasny zszedł z tajemnych wyżyn, nam
Przyniosłeś swoje przykazania.

I cóż? Ukryłeś nas w pustyni wielkiej, pod
Namiotem błędnie ucztujących —
Szeroko, dziko brzmiał lecącej pieśni grzmot
Wokół bałwana pląsających.

Zmieszałeś wtedy nas, obcych promieniom twym
I w bolesnego gniewu wiewie
Przekląłeś nas—bezmyślne dzieci—głosem złym,
Miażdżąc tablice swoje w gniewie.

Nie, tyś nie przeklął nas! Bo oprócz górskich czół
Lubisz i cień doliny niskiej,
Miłujesz niebios grom, lecz również ci i pszczół
Brzęczenie ponad różą bliskie.

Aleksander Puszkin
przełożył Włodzimierz Słobodnik

Ranek zimowy - Aleksander Puszkin

Ranek zimowy

Prześliczny ranek: mróz, słoneczko!
Ty jeszcze śpisz, przyjaciółeczko?
O, najpiękniejsza, wstań, już czas:
spędź z ócz snu słodycz bezowocną
i przed Aurorą stań północną —
północna gwiazdo w blaskach kras!

Pamiętasz, wczoraj zamieć wyła,
po mętnym niebie mgła się wiła;
księżyca w górze żółta łódź
skroś chmur płynęła zasępiona
i tyś siedziała zasmucona —
a dzisiaj... tylko okiem rzuć:

pod błękitnymi niebiosami
roziskrzonymi dywanami
rozbłysła w słońcu śnieżna błoń;
i tylko w dali las czernieje,
spod szronu jodła zielenieje
i lodem skuta szkli się toń,

A pokój bursztynowym blaskiem
zalany. Piec gorący trzaskiem
wesołość swą obwieszcza rad.
Przyjemnie marzyć przy tapczanie.
Lecz wiesz: każemy zaprząc sanie,
z kobyłką pomkniem w biały świat.

Po śniegu sunąc tak od rana
zdamy się chętnie, ukochana,
na niecierpliwy konia bieg,
i pola puste odwiedzimy,
i las we władzy mroźnej zimy,
i milszy mi nad wszystko brzeg.

Aleksander Puszkin
przełożył Kazimierz Andrzej Jaworski

Wilki - Allen Tate

Włodzimierz Kukliński - Wilk
Wilki

Wilki czekają na mnie w sąsiednim pokoju,
Spuszczają łby i osaczają mnie w ciemności,
Dyszą unicestwieniem; między nimi a mną
Są białe drzwi rozjaśnione światłem przedsionka,
Z którego chyba nigdy (tak cicho w domu!)
Nie wyszedł człowiek kierując się w stronę schodów.
Tak jest zawsze. Jakieś bestie ryją podłogę.
Często rozmyślam o aniołach i diabłach,
Lecz nikt przecież nie umiałby wytrwać w mieszkaniu
Ze stadem wilków i daję słowo mężczyzny,
Że nie rzucam słów na wiatr. Dopiero przed chwilą
Patrzyłem na wieczorne gwiazdy w zimnym oknie
I kiedy gwizdnąłem na widok Arktura,
Usłyszałem szarpaninę wilków i rzekłem:
Taki jest człowiek; a więc – czy zły to wniosek? – dzień
Nie podąży już za nocą, zaś ludzkie serce
Niewiele ma godności i mniej jest cierpliwe
Od wilczych serc; skrytsze ma odruchy i zwietrzyć
Nie umie własnej śmiertelności. (Te i inne
Medytacje bardziej przystoją innym czasom,
Gdy pies cisza zawyje nad moim nagrobkiem.)
A teraz pamiętaj o męstwie i podejdź do drzwi,
Otwórz je i sprawdź, czy nie zwinął się na łóżku
Albo przyczaił u ściany jakiś drapieżnik
O złotej może sierści i przepastnych oczach,
Jak pająk kosmaty na słonecznej podłodze.
Będzie warczał na ciebie – bo nie umiesz być sam.

Allen Tate
przełożył Artur Międzyrzecki

Wszystko za nic - Lőrinc Szabó

Wszystko za nic

To straszne, wiem, lecz tak już będzie,
              zbyt dobrze znam tę prawdę.
Na samobójstwa żyj krawędzi,
jeżeli kochasz mnie naprawdę.
Cóż mnie obchodzą praw wymogi
i obyczaju nowe drogi;
w swej duszy panem jest, kto nawet
               na zewnątrz bywa więźniem
i poza moim własnym prawem
każda ma radość prędko sczeźnie.

Karolina Sendlewska - Drzewo życia
Nie kochasz i nie jesteś moją,
                gdy się o siebie starasz.
Gdy chcesz, bym był własnością twoją,
stanowisz tylko balast.
Targ, choćby święty, też jest targiem:
ja zaś Wszystkiego za Nic pragnę!
Walką podstępną reszta cała
                dwóch egoizmów wrogich;
o więcej proszę: abyś chciała
przestąpić mego losu progi.

Zmęczony, chory, wszystkich ludzi
                 boję się, czuję trwogę;
choć wciąż me pożądanie budzisz,
choć chciałbym - wierzyć ci nie mogę.
Jeśli więc chcesz uciszyć wrzące
domysły upokarzające,
pokorą swoją ustawiczną,
                 swym dla mnie poświęceniem,
z radością dowiedź bezgraniczną,
że jesteś świata zaprzeczeniem.

Póki choć jedną chcesz mieć chwilę,
                 rzecz jedną do ukrycia,
pokąd śmiałości masz na tyle,
by żal ci twego było życia,
póki nie stałaś się powolnym
przedmiotem martwym i bezwolnym,
nie lepsza jesteś niźli inni,
                 nie znaczysz więcej,
potąd nie jestem nic ci winny,
obcą dłoń trzymam w swojej ręce.

Ten, kogo broni praw ustawa,
                 jest bliźnim mym, ty inna,
jak zwierzę wyjęte spod prawa,
abym cię kochał, stać się winnaś.
Jak lampa, którą, kiedy zechcę,
to gaszę, nie żyj, kiedy nie chcę;
nie żal się, nie płacz, nie myśl o tym,
                że wolna kiedyś byłaś;
a znajdę w sobie dość ochoty,
byś mą tyranię wybaczyła.

Lőrinc Szabó
przełożył Bohdan Zadura

Kto przeniesie miłość? - László Nagy

Kto przeniesie miłość?

Gdy los mój spełni się u wód,
kto będzie świerszczom skrzypce wiódł?
Kto dmuchnie płomień w szron gałęzi?
I kto na tęczy się rozpręży?
Kto płacząc biodra skał uściśnie,
aż w nich się poczną trawy wszystkie?
Kto będzie pieścił, pieszcząc śnił
w kamieniu włosy, źródła żył?
Kto wiarom -- popiół na popiele –
buduje kościół przy kościele?
Gdy los mój spełni się u wód,
kto przegnać sępa będzie mógł?
I kto, co w zębach jak grosz tkwiłą,
na tamten brzeg przeniesie Miłość?

László Nagy
przełożył Tadeusz Nowak

Moja mowa senna - László Nagy

Moja mowa senna

Potężna jest ta ziemia w trawach
szczęsna od deszczu który wzbiera
jakby się nigdy nic nie stało
i nie trawiło, ciała ciało
twe oczy świecą jak ocean
kłamstwem jest smutek dalekich wierzb
gdy się zieleni krnąbrne życie
perspektywą kwiatów owoc jest
nie spocznie też sieroca gałąź
jakby się nigdy nic nie stało
ni wstyd ni śmierć ani cud boży
nadzieja ssie w jedwabnej zorzy
w bąbelkach jest jej milion twarzy
żaden nie błyszczy drylu paw
fatum koronę nosi traw
obłęd się kulce mchu przydarzy
wsłuchuję się w mą senną mowę
to rozluźnienie wszystkich spraw
mówi mi zapomnij o głowie
spiesz się uładzić wszystko ciało
jakby się nigdy nie nie stało

László Nagy
przełożył Tadeusz Nowak

Zdrada - Zuzanna Ginczanka

August Malmström
Zdrada

Nie upilnuje mnie nikt.
Grzech z zamszu i nietoperzy
zawisł na strychach strachu półmysią głową w dół
O zmierzchu wymknę się z wieży, z warownej ucieknę wieży,
przez cięcie ostrych os,
przez zasiek zatrutych ziół -

Ciężko powstaną z rumowisk tłoczące turnie przykazań,
dwadzieścia piekieł Wedy,
płomienie,
wycie
i świst,
noc fanatyczna zagrozi, zakamienuje gwiazdami.
Rtęcią wyślizgnę się z palców.
Nie upilnuje mnie nic.

Ty w wilka się zmienisz, ja w pliszkę,
ty w orła, jak w kręte dziwy
nieprzeniknionym zamysłem uprzedzę każdy twój pościg.
Nie upilnuje mnie świat,
o luby - o drogi - o miły,
jeśli nie zechcę
sama
słodkiej majowej
wierności.

Zuzanna Ginczanka

Mandelsztam - Jacek Bieriezin

Mandelsztam

Zmowa ciemności. Ścisk w pociągu.
I bledną dzienne sny.
Wszystko gdzieś niknie. Mroźny blask,
Pociąg i sen i my.

Dzisiaj żółw–lira i słońce Epiru.
Czas nędzy majaki gna.
Szczęśliwe wyspy i błękit Hellady,
A jutro pot i strach.

Samowar szumi. Kipi noc wzburzona.
Wstrzymany zegarów bieg.
Czas ruszyć wzorem achajskich mężów
Po złote runo i krew.

Jest święta wyspa gdzie Jenisej huczy,
Gdzie wilk nie kona jak wilk.
Kłami chce walczyć o wolność i życie,
A wkoło pustka. I Nic.

Czas przyszedł wilkom przyjaciołom
Serdeczną podawać dłoń.
I wyrwać twarze z sieci utrudzenia,
I oczom dać złudną broń.

Noc od słów gęsta. Kobieta z obrazu
Ma uskrzydlony i lekki krok.
Otworzą jej ciało. Czapkę frygijską
Pochłonie ludzki skowyt i mrok.

Kto milczy zdaje się zezwalać.
Dzień wyrwał sen z powiekami.
A wrony ścierwo lepkie od kiwi
Darły dziobami i szponami.

Już Władywostok. I przerwa w podróży.
A pociąg toczył się dalej.
A mnie się śniły wzgórza Pierii,
Kamiennej i doskonałej.

Jacek Bieriezin

Bezsenność, jawa, sen - Jacek Bieriezin

Bezsenność, jawa, sen

Śniła mi się jawa, jawił mi się sen
Granica była do przekroczenia.
Nie było żadnych straży, prócz straży
wspólnego języka i własnego sumienia.
Przekraczałem granicę przez zieloną granicę,
na czarno, nie po raz pierwszy,
raz jeszcze
w stronę życia.

Jacek Bieriezin

Język gestów - Jacek Bieriezin

Język gestów
Kindze
Wiesz, jestem zmęczony.
Przeżyłem śmierć i narodziny
miłości. Nauczyłem się kochać
i pracować. Byłem w wielu krajach.
Miałem dużo kobiet
i kilku przyjaciół.
Widziałem trochę dobra
i wiele zła.
Bliscy mi ludzie
nie umieli milczeć.
Obcy mi ludzie
nie umieli patrzeć.
Wrogów miałem marnych.
...byłem niemal wszędzie
i wszystko to
zostawiłem za sobą.
I tam gdzie idę teraz,
idę sam.

W jakim języku
to powtórzyć.
Opowiedzieć
od nowa.
Może pozostał
już tylko
język gestów.
Ostatecznych.

Jacek Bieriezin

Czasem, kiedy umieram… (fragment) - Jacek Bieriezin

fot. Paula Grenside
Czasem, kiedy umieram…
(fragment)

I nie wiem, którą drogą pójdę,
bo wspinałem się na najpiękniejsze góry,
a jestem znużony kamieniem,
który spada z grani;
pływałem w najczystszych rzekach,
a jestem zmęczony rzeką
zmierzającą do morza,
które czai się za każdym zakrętem
i na każdym skrzyżowaniu
życia.

Jacek Bieriezin

Otwarłam okno - Zofia Beszczyńska

* * *

otwarłam okno wpuściłam
morze do pokoju: z jego
zielonymi skrzydłami jego
łuskami ze szkła. Tyloma
kamiennymi sercami. Kamyki
wędrują pod paznokcie moich stóp
zapuszczają korzenie: niezdarne
twarde ślimaki. Czy to
zaraźliwe? myślę. Czy i ja
stanę się jak one?

i kto mnie wtedy rozpozna

Zofia Beszczyńska

Noc - Zofia Beszczyńska

Isaiah Stephens
* * *

noc: ta dziwna kraina
gdzie wszystko jest odwrotnie.
Na księżycu żyją ludzie; my
w ukrytych pod wodą pałacach
nie nauczyliśmy się pływać. Wiatr
rozwija się odsłaniając wewnątrz
ciepłe jajko
czyjejś miłości i śmierci; ktoś
szybko wbiega po schodach nigdy
nie dobiegnie
rzeczywistość jest płaska jak obręcz
morza opasującego ziemię; gruby
warkocz zimy

i tylko te cienie na policzkach

Zofia Beszczyńska

Otwieranie deszczu - Zofia Beszczyńska

* * *

otwieranie deszczu: palcami
pełnymi światła; otwieranie
morza.
W powietrzu pływa wyspa; wiatr
się zagnieździł na niej ze swymi
ślimakami: wszystkie te muszle
dzwonki. Sypie
piaskiem w oczy aż
nie wiemy dokąd nas niesie

przez drzwi coraz to otwierane

Zofia Beszczyńska

Zmienia nas niedostrzegalnie - Zofia Beszczyńska

Brother Kenny - Window to Eternity
* * *

zmienia nas niedostrzegalnie: sami
nie wiemy co
się nagle rozwija w środku i że
było ziarno. Słone
pełne piasku. Coraz to rośnie
staje się kolorem. Aż nie ma
różnicy między niebem
a nami. Jednak ta kropla
wciąż tam buduje pałace
wraki okrętów; wciąż
nas pożera od wewnątrz

Zofia Beszczyńska

W księdze oberży - René Char

Stanisław Witkiewicz - Las - 1892
W księdze oberży

Zanim się ścięły szrony zimy
I nim zaśpiewał w izbie ogień,
Do karczmy błogiej przychodzimy,
By gorzko ruszyć zaraz w drogę.

Trzeba nam w leśne biegnąć strony,
Z wiatrami zmagać się bez końca,
Zawołać deszczom zapienionym:
Nuży ta gra oślepiająca!

Jedną znać chwilę pożegnalną,
Przeciętą nagłym gestem ręki,
Tę, co otwiera dal za dalą
I na policzkach lśni obrzękłych.

Jak słodka, niepochwytny ptaku,
Jest twoja gwiazda przeznaczona.
Jej promień dróg mi kreśli znaki,
Skręca w niej wiatr i człowiek kona.

Gdy wojnę kiedyś zakończymy
I zasklepione usną rany,
Do karczmy w Petersbach wrócimy
Z nowym pragnieniem nieskrywanym.

René Char
przełożył Artur Międzyrzecki

El Desdichado (2-gi przekład) - Gerard de Nerval

George Frederick Watts - Hope - 1885
El Desdichado
(2-gi przekład)

Jam jest ów chmurny, - wdowi, - mąż niepocieszony,
Jam książę Akwitanii o zniesionej wieży:
Gwiazda moja zagasła, lutnia ugwieżdżona
Za godło czarne słońce melancholii bierze.

Któryś był mi ostoją w noc nieprzeniknioną,
Wróć mi szczyt Pauzylipu. Italii wybrzeże,
Kwiat, tak upodobany sercu stęsknionemu,
I winną gałąź z różą złączone w szpalerze.

Zalim Amor czy Febus?.. Lusignan czy Biron?
Czoło jeszcze całunek królowe j rumieni,
Marzyłem w grocie skalnej, gdzie pływa syrena..

I dwukrotnym zwycięzcą przebyłem Acheron,
Z orfeuszowej liry dobywając pienia,
To krzyki czarodziejki, to święte j westchnienia.

Gerard de Nerval
przełożyła Franciszka Arnsztajnowa

Husam - Rumi

Husam

Istnieje forma intymnego umierania,
śmierć, która czyniąc z jednostki wielość,
wyzwala człowieka z samotności.

Muszka wpada w maślankę
by stać się pokarmem dla wielu.

Taka jest Twoja dusza Husamie.
Setki tysięcy wrażeń z niewidzialnego świata,
niecierpliwie czekają, by ujawnić się w Tobie.
Oszałamia mnie ich obfitość.

Gdy życie nam tak drogie, jego źródło
nas porywa, a jaka świeżość z niego.

Obdarzeni zostaliśmy darem ciągłego umierania
i zmartwychwstania, ocean wewnątrz oceanu.

Śmierć ciała jest teraz dla mnie odejściem w sen.
Bez strachu przed topielą, bo w innej jestem wodzie.
Kamienie nie rozpuszczają się w deszczu.

To koniec piątej księgi Mathnawi.
Niektórzy patrzą w górę i coś wskazują
w konstelacjach nocnego nieba.

A inni kierują się układami gwiazd:
Łuk strzelca mierzącego we wrogów.
Wodnik w którym moczy się owocowa sadzonka.
Byk uprawiający i obsiewający prawdę.
Lew drący togę ciemności aż do czerwonego atłasu.
Używaj tych słów lepiej...

Uprzejmym bądź i uczciwym a najgorsza trucizna
przemieni się w Tobie w słodycz.

*
O serce,
zapomnij o troskach przeszłości.
Na tym nieprzyjaznym świecie,
przyłącz się do nas.

Jeśli pragniesz jechać na rumaku,
płynącym na bryzie blasku,
stań się marnym kurzem
pod kopytami konia derwisza.

Rumi
przełożył Adam Szyper

Na rogu ulic Pierdas i Chile - Jorge Luis Borges

Na rogu ulic Pierdas i Chile

Przechodziłem tamtędy tyle razy,
A dziś ich nie pamiętam. Jeszcze dalej
niż Ganges jawi mi się ów poranek,
lub wieczór, w który weszły. Gdyż odmiany
losu nie grają roli. Ich tworzywem
jest ta glina uległa, moja przeszłość,
ta, co czas skreśla, a w sztuce ożywa,
i której żaden mi wieszcz nie obwieścił.
W ciemnościach może taiła się szpada,
a może róża. Światłem przeplatany
cień skrył je w swojej głębi nieprzebrany.
Tylko popiół mi został. I zagłada.
Rozgrzeszony z masek, co mną się stały,
unicestwię się w mojej śmierci cały.

Jorge Luis Borges
przełożyła Krystyna Rodowska

Café-bar "Ocean" - Konstanty Ildefons Gałczyński

Café-bar "Ocean"

I
W Brukseli, w złej dzielnicy
jest kawiarnia Ocean,
sami wykolejeńcy
przychodzą tu na żer.

Barman ma gębę trupią,
żona życie złamane,
wykolejeńcy łupią
w karty zasmarowane:
- Merde.
- Pardon?
- Coeur.

Pod sufit z aniołkami
fruwają niedopałki,
aniołki pozłacane?
pozłacane, kochanie -
o, jeden w dymie znikł.

Anegdoty plugawe,
mdłe koszałki-opałki;
żłopią piwo i kawę:
- Merda.
- Pardon?
- Pique.

Gazowe lampy płoną.
Wariat stoi przy ścianie.
Już niejeden zatonął
w tym płytkim Oceanie.

II
Tu dostaniesz rękopis
Mozarta i dynamit. Zapszczykulski handluje
kawą i dolarami.

(Pięcioro dzieci z Włoszką.
Włoch pod tramwajem zginął).
Spójrz: tam siedzi, na boczku,
gra z Murzynem w domino.

Avtandil Makharoblidze
III
O Boże, co tu dziewczyn!
więcej niż gwiazd za chmurą.
Durny telefon trzeszczy.
Barman patrzy ponuro,

jak pochylają one,
po dwie, po trzy, po cztery,
swe paznokcie czerwone
nad kuflami z porterem;

jak coś szepcą rzęsami,
kolanami, powieką.
Są takie z kolczykami
i takie bez kolczyków;

takie jak nów księżyca
i takie jak cień ptaka,
i takie jak szubienica,
i jak muzyka Bacha;

jeszcze inne - jak liście,
jak drzewa i szum drzew
i takie... a, rzeczywiście:
- Merde.
- Pardon?
- Trèfle.

IV
Zimą tu się nie błąkaj,
stracisz wszelką nadzieję.
Wiatr świszcze jak idiota
w ulicy Meyerbeer.

Zapszczykulski biedaczek
wiersze pisze i plącze:
chciałby opisać różę;
robi kleksy na głowie;
cywilizacja w górze
płynie jak torpedowiec
nad przeklętą kawiarnią Ocean,
nad utraconą wiarą,
nad nadzieją, co zatonęła.
- Pan wychodzi?
- Przepraszam.
- Karo.

Konstanty Ildefons Gałczyński

Lód dla orłów - Charles Bukowski

Lód dla orłów

wciąż pamiętam konie
w świetle księżyca
wciąż pamiętam jak karmiłem konie
cukrem
białymi prostokątami cukru
przypominającymi lód,
a miały głowy jak
orły
łyse głowy które mogły kąsać a
nie kąsały.

Konie były bardziej rzeczywiste niż
mój ojciec
bardziej rzeczywiste niż Bóg
i mogły zmiażdżyć mi
pałce a nie zmiażdżyły
mogły zrobić wiele różnych strasznych rzeczy
a nie zrobiły.

Miałem wtedy niespełna pięć lat
a do dzisiaj pamiętam:
o mój boże, te czerwone mokre języki
wystające im z dusz
jakie one były muskularne i dobre!

Charles Bukowski
przełożył Andrzej Szuba

Tygrysica - Charles Bukowski

Tygrysica

straszliwe argumenty.
ale wreszcie leżą sobie spokojnie
na jej wielkim łożu
przykrytym
czerwoną kapą w czerwone zimne kwiaty,
na brzuchu
z głową zwróconą w bok
skąpany w przyćmionym świetle
gdy tymczasem w pomieszczeniu obok
ona cichutko się kąpie,
a wszystko to, jak większość spraw,
dzieje się jakby poza mną,
słucham muzyki klasycznej płynącej z małego radia,
ona się kąpie, słyszę plusk wody.

Charles Bukowski
przełożył Andrzej Szuba

Czterdzieści tysięcy much - Charles Bukowski

Czterdzieści tysięcy much

rozdzieleni wichrem na chwilę
schodzimy się znowu

sprawdzamy czy na sufitach i ścianach
nie ma pęknięć i nieśmiertelnych pająków

ciekawe czy zdarzy się jeszcze jakaś
kobieta

teraz czterdzieści tysięcy much
biega po ramionach
mej duszy
śpiewając
poznałem dziewczynkę za milion dolarów
w sklepiku
za grosik

ramiona mej duszy?
muchy?
śpiewając?

a cóż to za
gówno?

tak łatwo być poetą
i tak trudno być
mężczyzną.

Charles Bukowski
przełożył Andrzej Szuba

A przecież widzisz miła moja - Włodzimierz Sołowjow

Andrew Atroshenko
***

A przecież widzisz, miła moja,
Że wszystkie światy, te widome –
To jeno cień i migotanie
Rzeczy przed okiem utajonej.

A przecież słyszysz, miła moja,
W powszednim zgiełku, w życia trybach –
Wielkich harmonii dostojeństwo
Zepsutym echem się odzywa.

A przecież czujesz, miła moja,
Że to jedyne, o czym wiemy –
Jedynie w dwojga serc spotkaniu
Bez słów wypowie uśmiech niemy.

Włodzimierz Sołowjow
przełożył Leszek Kołakowski

Oko wieczności - Włodzimierz Sołowjow

Rebecca Schweiger
Oko wieczności

Tylko nad białą ziemią gwiazda
Tylko się pali
I wzywa nas do długiej jazdy
Ku sobie – z dali.

Po cóż? Gdy w oku cuda znaleźć możesz
Znieruchomiałem.
Całego życia tajemnicze morze,
Niebiosa całe.

I oko to tak bliskie, tak świtanie
Bije od niego,
Że sam się, piękny i bezmierny, staniesz
Władcą wszystkiego.

Włodzimierz Sołowjow
przełożył Paweł Hertz

Biedna moja wędrówką znużona - Włodzimierz Sołowjow

Marc Chagall
***

Biedna moja! Wędrówką znużona,
Ciemny wzrok masz i wianek pomięty,
Wejdź, odpocznij, dzień długi już kona.
Zachód, moja kochana, pomętniał.

Gdzieżeś była, biedna, skąd przybywasz –
Nie zapytam cię nawet spojrzeniem.
Jeśli tylko mnie zaczniesz przyzywać,
To do serca przycisnę w milczeniu.

Śmierć i Czas ziemskie mają tu włości,
Lecz panami ty ich nie nazywaj;
Wszystko krążąc za mgłami się skrywa,
Nieruchome jest słońce miłości.

Włodzimierz Sołowjow
przełożył Seweryn Pollak

Więc jakże unieść nam zasłonę nieba ciężką - Włodzimierz Sołowjow

Michael Parkes - Leda II
***

Więc jakże unieść nam zasłonę nieba ciężką?
Nie starczy sił…
Wciąż las ten sam ponad tą samą ścieżką
Będzie się wił.

W głębi jedyne – jedyne umieścił
Pytanie Bóg.
O, gdybyś chociaż odpowiedzieć pieśnią
Łabędzią mógł!

Świat cały stoi zastygłą tęsknotą
Jak w pierwszy dzień.
Dusza samotna i przed sobą oto
Widzi swój cień.

Włodzimierz Sołowjow
przełożył Adam Ważyk

Pod mego krzyża zegnę się ciężarem - Benedykt Liwszyc

***

Pod mego krzyża zegnę się ciężarem
I w rajskie – wiedzcie – już nie wejdę bramy,
I dobrowolny więzień trzech wymiarów
Nie będę nigdy wewnątrz rzeczy samych.

Lecz nie ma w duszy dumy ni nadziei,
Choć odejść z Rzymu co dzień jest gotowa:
Na cóż mi prawda, jeśli prawda nie jest
W harmonii z ptasio śpiewającym słowem?

Wzdłuż ust ogromnych wody rzek popłyną
I wzleci ogień nad pustkowia wodne.
Niech będzie człowiek ze swą pierwszą winą,
Niech mu przekleństwo ciąży pierworodne.

W czas pogód twych, w czas błysków i łoskotu,
Kiedy twą twarz prorocy widzą w blasku,
Ja na Patmosie, ja natchniony łaską,
Zanurzam zęby w jabłko złote.

Benedykt Liwszyc
przełożył Jarosław Marek Rymkiewicz

Głos narratora niespodzianie pęka - Benedykt Liwszyc

Salome (JudytaII) - Gustav Klimt - 1909
***

Głos narratora niespodzianie pęka,
W heliotropowym migotaniu zgasła
Ostatnia prakolebki mej jutrzenka.
Pamięć zamiera. Sen. Morze Sargassa.

Falami Lety spływ – senny i wolny.
Sznur statków nad pamięcią się przesuwa.
Rachuje węzły żeglarz niespokojny
I brak mu kilku – plącze się rachuba.

I teraz, kiedy opadną powieki
I gdy Salome każe zacząć taniec,
Alga z dna duszy, uśpiona przez wieki,
Wraca do życia w nocnym oceanie.

O nimfo roztańczona sprzed potopu!
Przez chaos wiersza, dostrzegam w omdleniu
Na twych przegubach – lśnienie heliotropu
I głębinowe trzy „A” w twym imieniu.

A jeszcze potem, gdy poranek skrzy się
I gdy trytony w głąb spływają pienną,
W Platona wpółprzerwanym rękopisie
Jednej linijki brakuje mi jeno.

Benedykt Liwszyc
przełożył Leszek Kołakowski

Okropna pieśń o Mackie Majchrze - Bertold Brecht



Okropna pieśń o Mackie Majchrze

Rekiny w oceanie
mają zębów pełen pysk,
Mackie ma w kieszeni majcher,
Lecz kto widział jego błysk.

A w Tamizy toń zieloną
Wpada nagle ten i ów,
Czy to dżuma, czy cholera?
Nie, to Mackie krąży znów.

I Szmul Meier gdzieś zaginął,
I niejeden bogacz znikł,
Jego złoto schował Mackie,
Ale o tym nie wie nikt.

Jenny Towler znaleziono
Z nożem w piersi, ale cóż?
Mackie Majcher spaceruje
I nikt nie wie, czyj był nóż.

Gdzie jest Alfons Glit, woźnica,
Czy ujrzymy go, czy nie?
Mackie tego nie wie wcale,
Chociaż każdy o tym wie.

A ten wielki pożar w Soho:
Czworo dziatek, jeden dziad?
Mackie Majcher spaceruje,
Nikt nie pyta, każdy zgadł.

Kiedy rekin krwią się splami,
Krew w pamięci musi trwać...
Mackie nosi rękawiczki,
Żeby nic nie było znać.

Bertold Brecht
przełożył Władysław Broniewski

Salomon był to mądry król - Bertold Brecht

Salomon był to mądry król

Salomon był to mądry król
I o tym każdy wie,
Choć znał na wylot cały świat,
To przeklął dzień, gdy zrodził się -
Na wszystko cień zwątpienia padł.
Salomon był to mądry król.
I patrzcie, nim zapadła noc,
Świat skutki znał mądrości tej:
Król Salomon
To mądrość nań ściągnęła nieszczęść moc -
Szczęśliwy, kto nie zaznał jej.

Wszak Sokratesa znacie z cnót,
O prawdzie mówił on,
Lecz z wielkich wdzięczny nie był nikt,
Raczej zło, raczej wszystko, aż po jego zgon.
I dali mu trucizny łyk.
Rzetelny był syn ojczyzny swej!
I patrzcie, nim zapadła noc,
Świat poznał skutki cnoty tej:
Rzetelność nań ściągnęła nieszczęść moc -
Szczęśliwy, kto nie zaznał jej.

Wszak Cezar dzielnym wodzem był
I każdy o tym wie.
na tronie siedział niczym Bóg,
Przypłacił śmiercią cnoty swe.
Już wszystkie kraje zdobyć mógł,
Wykrzyknął: "Ty przeciwko mnie."
I patrzcie, nim zapadła noc,
Świat skutki znał dzielności tej:
To dzielność nieszczęść nań ściągnęła moc -
Szczęśliwy, kto nie zaznał jej.

Porządni ludzie wierzą wszak
W przykazań dziesięć swych.
To na nic dotąd było nam.
Wy, co przy piecu się grzejecie tam,
Ulżyjcie w naszych losach złych!
Porządni byliśmy już dość
I patrzcie, nim zapadła noc,
Świat widzi skutki doli złej:
To bogobojność dała cierpień moc -
Szczęśliwy, kto nie zaznał jej.

Bertold Brecht
przełożył Władysław Broniewski

Naśladowanie pieśni arabskiej - Aleksander Puszkin

Jean Léone Gérôme - Arabska noc - 1904
Naśladowanie pieśni arabskiej

Chłopcze miły, chłopcze drogi,
Nie wstydź się, na wiekiś mój,
Tenże w dwojgu ogień srogi,
Nasze życie — wspólny zdrój.

Nie obchodzi mnie uśmieszek
Kpiarzy złych, bo ja i ty
To podwójny ten orzeszek,
Co w skorupie jednej śpi.

Aleksander Puszkin
przełożył Włodzimierz Słobodnik

A na chmurach uroczyście śnieg - Jan Śpiewak

***

A na chmurach uroczyście śnieg.
Góry kroczą z wolna — łąki w bieli
I wprawione nogi w wyścig, gdzie
Łąka umykając horyzontem ścieli
Pola i me narty, wiatr i niedzielę.

Wtedy wołam Ty wiesz
Twarz twą z wyobraźni.
Kocham oczy twoje siwe.
Jasno.

I na polu biało głos z daleka,
Zając list przyniesie skocznie.
Na sosnowym pniu odpocznę.
Czekam.

Rzeka po kolana lodem brzegi ścina.
Sosna zielenieje, wystraszona zimą.
Jeśli chcesz, to przyjdziesz, wstrzyma
Ciebie uśmiech i ta chęć dziecinna
Chyba wracać zawsze, iść bez powitania.

Wtedy porwie dnia mnie rozwichrzona grzywa,
Lepiej niż samolot z ziemi niespodzianie,
Gdy do warg mych kijków wiatr przywarł
Płozy znaczą ślady ślepo.

Jan Śpiewak

Wędrówka nocą - Klabund

Wędrówka nocą

Gdy nocami wędruję,
Gwiazdą się wśród gwiazd czuję,
W ślad za moim torem
Gwiazd blaski biegną skore.

Jedna drugiej powiada,
Że koło mnie iść rada,
Znów druga innym prawi,
By biegły mnie zabawić.

I tak kroczę w orszaku
Jak gwiazda na nieb szlaku.
Śmieję się, lśnię, wędruję,
Gwiazdą się wśród gwiazd czuję.

Klabund
przełożył Zenon Waśniewski

Jam wieszczka z mroków objawienia - Mirra Łochwicka

***

Jam - wieszczka z mroków objawienia.
Ku mnie z odmętu er błysł Eden.
W cudownej klechdzie Dni Stworzenia,
W wielkiej drabinie Rozmnożenia
Zapamiętałam każdy szczebel.

Jam – wieszczka objawienia mroków,
Śledzę ogniwa dylematu
Dziwnej marszruty moich kroków,
Wolnej od brzemion lat i oków,
A wytyczonej mi przez Fatum.

Jam – mroków objawienia wieszczka.
Pustynią mi ten świat koszmaru,
Gdzie kat z ofiarą społem mieszka,
Gdzie nigdy zgroza z lic nie pierzcha
W gehennie mordu i pożaru.

Mirra Łochwicka
przełożył Tadeusz Chróścielewski

Upojeń pragnę ja gorących - Mirra Łochwicka

Ina Tsukahina
***

Upojeń pragnę ja gorących,
Gdy świece żarzą się w pomroce,
Doznań szaleńczo-przejmujących,
Dreszczów wiążących ściegiem noce.

Gorących pragnę ja upojeń,
Zazgonnych słów, nieziemskich pieszczot,
W słów sieci niepochwytnych rojeń,
Chwil, których nie tknie czasu brzeszczot.

Upojeń ja gorących pragnę,
Rajskich omamów na źrenicach.
Przyzywam, szukam, płonę, naglę…
Czas mija – a jam pustelnica.

Mirra Łochwicka
przełożył Tadeusz Chróścielewski

Parki - Dymitr Mereżkowski

Peter Rubens - Parki przędzące nić losu Marii [Medycejskiej] - 1622-25
Parki

Wszystko jedno, co tam będzie!
Przędźcie, Parki spracowane,
Nitki życia poplątane,
A ty kręć, wrzeciono, kręć się.

Trzy boginie, każda przędzie,
Zmogła je od wieków nuda:
Wszystko nicość, pył, ułuda,
A ty kręć, wrzeciono, kręć się.

Snują nitkę losu wieczną,
- Znikąd idzie, nigdzie dojdzie –
Obojętnie ciągną kądziel,
A błagania ich nie zmiękczą.

Siwą głową trzęsą Parki,
Piękno ich nie ujmie żadne;
Gorzką prawdę, samą prawdę
Mówią ich wyblakłe wargi.

My zaś – kłamców przypadł los nam;
W naszym sercu, w sercu marnym,
Spoiwem nierozerwalnym
Prawda się z oszustwem zrosła.

Ledwo słowo powiem – kłamię;
Rozciąć węzeł? – lęk mnie dławi.
Więc rozsupłać? – któż potrafi!
Poddać się? I to nie dla mnie.

Z kłamstwa – życie, z kłamstwa – wiara,
W kłamstwie źle mi, w kłamstwie ginę.
Tę okrutną plątaninę
Nitek życia, Parko stara,

Sznury strachu niewolnicze
Czy miłości – wszystko jedno –
Kiedyż wreszcie, kiedyż przetną
Jednym cięciem twe nożyce!

Dymitr Mereżkowski
przełożył Leszek Kołakowski

Dzieci nocy - Dymitr Mereżkowski

Dzieci nocy

Kierujący nasze oczy
Na wschód bladą mgłą owiany,
Dzieci smutku, dzieci nocy,
Na proroka wciąż czekamy.

Gdy o niewiadomym śnimy,
Gdy nadzieja w sercach skrzy się.
Umierając zaś – tęsknimy,
Niestworzony świat nam śni się.

Jest zuchwałość w naszych pieśniach,
Ale śmierć gwałtowna czeka
Nas, zwiastunów nazbyt wczesnych
Wiosny, która nazbyt zwleka.

Pochowanych zmartwychwstanie
I pośród głębokiej mgły
Północnego kura pianie,
I przedświtu chłód – to my.

Stopnie w otchłań prowadzące,
Dzieci mroku, słońca chcemy –
I jak cienie w świetle słońca,
Gdy ujrzymy je, umrzemy.

Dymitr Mereżkowski
przełożył Włodzimierz Słobodnik

Śpiewają "Alleluja" - Dymitr Mereżkowski

Salvador Dali - 1951
***

Śpiewają "Alleluja" w chramie;
Lecz dusza milczy... Duszy smutno;
Świat się wypełnił krwią i łzami
I hymny te przed ołtarzami
Taką obelgą brzmią okrutną.
Gdyby wśród nas był On i widział,
Co kryje wiek nasz osławiony,
Jak swego brata znienawidził
Brat, jak jest człowiek pohańbiony;
I gdyby tu w prześwietnym chramie
Usłyszał o swym zmartwychwstaniu,
Jakimi by się zalał łzami
Przed tłumem, w jakim tonął łkaniu!

Niech władców nie zna ziemia czerstwa
Ni niewolników pognębionych,
Niech zmilkną jęki i przekleństwa,
I mieczów brzęk, i oków dzwony.

Wtedy wolności hymn przecudny
Niech dźwięczy: „Chrystus nam zmartwychwstał”.
I odpowiedzą wszystkie ludy:
„Zaprawdę Chrystus nam zmartwychwstał!”

Dymitr Mereżkowski
przełożył Włodzimierz Słobodnik

Modlitwa - Teresa Ferenc

fot. Nicola-Odemann
Modlitwa

Burza narodzin i zawieja śmierci
i Ty na wyciągnięcie ręki
bierzesz w swoje ramiona wszystko co trzeba
suchy głaz żeby wybił źródłami
górę żeby się rozłupała w skrzydlasty kamień
moją godzinę by zmierzyła się z piaskiem
by złoty dół się otworzył jak serdeczna glina

Bądź pochwalony
dokopałam się siebie i mowy
ja niczyja
ja ponowna słoneczna pustynia
na którą niech nikt nie padnie prócz Twojego cienia

Teresa Ferenc

Dziesiąty pacierz diabelski - prywatny - Tadeusz Nowak

Marina Czajkowska - Bezosobowość depresji
Dziesiąty pacierz diabelski - prywatny

Nie mam już takiej wiary
i nie mam takiej mocy
żebyś mnie jak podkowę
giął w swoich rękach Panie
Daj mi odpocząć w polu
na brzegu rzeki w lesie
pozwól się wtulić w upał
lata i psiego brzucha

Powstrzymaj Panie mój
tego który codziennie
nachodzi mnie i mąci
porządek planetarny
mego ciała i myśli
lub chociaż zakryj dłonią
jego wpatrzone we mnie
doły wapienne - oczy

Nie mam już takich skrzydeł
i lotnych piór u kolan
żebym mógł w okamgnieniu
do ciebie podbiec Panie
gdy ty się jawisz nagle
i naraz w budzie psiej
w makowej główce w księdze
spisanych ptasio traw

Powstrzymaj Panie mój
tego który codziennie
wychodząc ze mnie stoi
na progu i na drodze
w lustrze i w blacie biurka
a gdy go wyjąć chcę
sypie się ze mnie szkło
i trocin siwe piórka

Tadeusz Nowak