Ballada o stajence
Matka pełna uśmiechu i chemii
dłonie zamyślała w balii
co wieczór...
a nad dłońmi tymi
trzej królowie spóźnieni płakali.
Nawet aniołki. Gipsowe i krągłe
na kolędach jak wielbłądach fruwające,
krótkie szatki haftowane ogniem
na jej ręce rzucały w locie.
Woda nie była zwykła. Ze źródeł,
gdzie kadzidło rośnie i mirra,
palma także. I w liściastej urnie
Bóg się mały w piosence obmywa.
Przychodziły do niej z pustyni lwy płowe
gasić czerwone języki,
po głosie ich, po tęsknocie ich - człowiek
zjawiał się śpiewny i zwykły.
Na sianie szemrzącym, na szmerze
obok róży i bydła
leżał. Lecz róża z cierniem
była.
Trzej królowie chłostali zwierzęta,
ramionami ku gwieździe śpiewali,
zamyśliła dłonie matka uśmiechnięta
wonne płótno na zły całun kołysała w balii.
Tadeusz Gajcy
Witaj,
OdpowiedzUsuńdziekuję za życzenia świąteczne. Rieu rzeczywiście ładny, tylko trocha, jak dla mnie komercyjny. Smutny ten wiersz Gajcego. Może dlatego tak mi się podoba. Może najbardziej podoba mi się w nim to, jak został ukryty w nim dramat. Forma jako kontrapunkt treści - tak to wiersz o Bożym Narodzeniu i niezwykłym jego znaczeniu dla nas.
Pozdrawiam
Witaj,
UsuńRieu, wg mnie, to czysta komercja, a nie tylko trochę - zbyt ładniusi - skrzyżowanie operetki z Las Vegas... Podobnie jak te święta... landrynkowo-cukierkowe. Tylko Boga w nich nie ma. Sam handel i polityka. Brrr. To nie mój świat. I nie mój Bóg. Mój jest ten od Jeszui Ha-Nocri i Wolanda.
Dlatego Gajcy nie wydaje mi się smutny, tylko szczery.
Pozdrawiam
"wonne płutno na zły całun kołysała w balii."
OdpowiedzUsuńJest taka scena o ile sobie dobrze z Mistrza przypominam jak odprowadzają Jeszuę na golotę. Padał wtedy deszcz. I jak skradają się obok przestraszeni i tacy też odchodzą. Jego bliscy.
Święta są dla mnie spotkaniem z bliskimi. To w nich jest najważniejsze i dlatego te święta są dla mnie ważne. Lecz kiedy ich zabraknie... będą to smutne święta: tak jak dla starej kobiety jedzącej w wigilię wieczorem dwa lata temu kurczaka na przystanku autobusowym i złorzeczącej innym, lub w tym roku dla w średnim wieku mężczyzny, dopakowującemu puszki po piwie w wielki worek i jedzącemu zimne uszka z tacki z supermarketu, zjadł tylko połowę.
pozdrawiam
On u Bułhakowa nie miał bliskich - był sierotą. A odprowadzał go tylko Mateusz Lewita, i to po kryjomu.
UsuńZresztą, nie o to chodzi...
Bez obaw:) Nie jest ze mną aż tak źle! Mam najbliższą rodzinę (nie mówiąc o dalszej:)) W tym roku zabrakło tylko taty.
Zaczęłam wklejać inne wiersze, bo to one mi w duszy grają - a doprowadziłam się już do takiej sytuacji, że bałam się wchodzić na swój blog, żeby nie ranić uczuć innych.
Pfff.
Toż to chore i nienormalne! Jak innych razi, to niech omijają mój blog w czasie tych świąt. Mało to blogów z poezją?!
Pozdrawiam