Aleksander Gierymski - Luwr w nocy (fragment) - 1891 |
Rimbaud i Verlaine, drogocenna para,
Geniusz w nich mieszka (czym jest geniusz?), grają
W szachy na marmurowym stoliku w gospodzie,
A w jasne piwo, na poetów włosy,
Na laufra i na wieżę kwiat kasztanu pada;
Na szachownicy słoneczne kwadraty,
Na niebie obłok, muzyka piskliwa
Wieje od krytej skórą bramy St. Sulpice.
Między ruchami dyskutują spondej,
Anakoluton, jamb, otwartą głoskę,
Bóg, mówią, to paw wielki, anioły to pawie,
A jasne gwiazdy to pawie niższych rang.
Mówią o losie; jak Plato go kochał;
Albo Sofokles; bał się i podziwiał;
Albo Sokrates; wielbił, ubawiony.
Verlaine swój pionek na liściu postawił,
Przymyka oczy wąskie, oczy nieuczciwe
I mówi: „Zróbmy rzecz jedną, Rimbaud;
Trzeba wziąć retorykę, ukręcić jej kark!”
Rimbaud myśli poważnie, przesuwa królową
I do Timbuktu bez zwłoki pośpiesza.
I Verlaine umarł, z nim zmarły fiolety,
I w Marsylii, z wizjami, umierał Rimbaud,
Nogę amputowano po wycięciu serca;
To wszystko opowiedział we właściwym czasie
Lokaj. Miał cnotę: spóźniał się przykładnie.
Opiszmy wieczór: to wiemy, że jest;
Gwiazdy na niebie; to wiemy, że są.
Verlaine i Szekspir, gdzie gnić winni, gniją;
Tu wspomnijmy Rimbauda; tak szybko przeminął.
Ład w każdej rzeczy i logika w mroku,
Czas w sercu, układ w atomie i w iskrze,
W mózgu następstwo przyczyny i skutku –
Ogłupiły Verlaine’a, zabiły Rimbauda.
A gdy czas przyjdzie, za kark wziąwszy bóstwo,
Zdławmy je. A z nim retorykę.
Conrad Aiken
przełożył Jarosław Marek Rymkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz