Lawa - Adam Zagajewski

Lawa

Cóż, pomyślałem, jeżeli jednocześnie
Heraklit i Parmenides mają rację
i tuż obok siebie istnieją dwa światy,

jeden spokojny, drugi szalony; jedna strzała
mknie bez pamięci a druga przygląda się jej
Joseph Csaky - Tête - ca 1920
z pobłażaniem; ta sama fala płynie i nie płynie.

zwierzęta rodzą się i giną w tej samej chwili,
listki brzozy bawią się wiatrem i jednocześnie
niszczeją w rdzawym, okrutnym płomieniu.

Lawa zabija i utrwala, serce uderza
i jest uderzone, była wojna, wojny nie było,

Żydzi umarli, Żydzi żyją, miasta spłonęły,
miasta stoją, miłość płowieje, wieczny pocałunek,

skrzydła jastrzębia muszą być brązowe,
ty wciąż jesteś ze mną chociaż nas już nie ma,

okręty toną, piasek śpiewa i chmury
wędrują jak strzępy weselnych welonów.

Wszystko stracone.
Tyle olśnienia. Wzgórza
niosą ostrożnie długie chorągwie lasu,

mech wchodzi na kamienną wieżę kościoła
i małymi ustami nieśmiało chwali północ.

O zmierzchu jaśminy świecą jak dzikie
lampy oszołomione własnym blaskiem.

W muzeum przed ciemnym płótnem zwężają się
czyjeś kocie źrenice.
Wszystko skończone.

Jeźdźcy pędzą na czarnych koniach, tyran układa
wyrok śmierci pełen błędów stylistycznych.

Młodość zamienia się w nicość w ciągu
jednego dnia, twarze dziewcząt zamieniają się
w medaliony, rozpacz zamienia się w zachwyt
i twarde owoce gwiazd rosną na niebie
jak winogrona i piękno trwa drżące i nieporuszone

i Bóg jest i umiera, noc wraca do nas
co wieczór a świt jest siwy od rosy.

Adam Zagajewski

Protokół - Stanisław Barańczak

Zdzisław Beksiński
Protokół

Zdając sobie sprawę
z własnej winy, ponad wszelką wątpliwość (oklaski)
udowodnionej przez przedmówców, chciałbym
oświadczyć na usprawiedliwienie, mimo (okrzyk: brawo!)
iż takie wykroczenie przeciw wszelkim normom
nie może być (oklaski) usprawiedliwione,
że urodziłem się istotnie, ale
nie z własnej woli i bez złych zamiarów;
ten postępek mi ciążył przez (śmiech, brawa) długie
lata; jak słusznie podkreślono
w dyskusji, nie potrafiłem wyciągnąć
z (oklaski) tego odpowiednich wniosków
i starałem się zatrzeć ślady swego czynu,
ale po (ironiczne sykanie) gruntownym
i szczerym przemyśleniu swej dotychczasowej
postawy, pragnę stanowczo
odciąć się od niej i poprosić o
(śmiech) danie mi jeszcze
jednej szansy (oklaski
przechodzące w owację).

Stanisław Barańczak

Oeconomia divina - Czesław Miłosz

Oeconomia divina

Nie myślałem, że żyć będę w tak osobliwej chwili.
Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów,
Bóg Zastępów, Kyrios Sabaoth,
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną,
Im pozostawiając wnioski i nie mówiąc nic.
Było to widowisko niepodobne, zaiste,
Do wiekowego cyklu królewskich tragedii.
Drogom na betonowych słupach, miastom ze szkła i żeliwa,
Lotniskom rozleglejszym niż plemienne państwa
Nagle zabrakło zasady i rozpadły się.
Nie we śnie ani na jawie, bo sobie odjęte
Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno.
Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole
Uciekła materialność i widmo ich
Okazywało się pustką, dymem na kliszy.
Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń.
Wszędzie było nigdzie i nigdzie, wszędzie.
Litery ksiąg srebrniały, chwiały się i nikły.
Ręka nie mogła nakreślić znaku palmy, znaku rzeki, ni znaku ibisa.
Wrzawą wielu języków ogłoszono śmiertelność mowy.
Zabroniona była skarga, bo skarżyła się samej sobie.
Ludzie, dotknięci niezrozumiałą udręką,
Zrzucali suknie na placach żeby sądu wzywała ich nagość.
Ale na próżno tęsknili do grozy, litości i gniewu.
Za mało uzasadnione
Były praca i odpoczynek
I twarz i włosy i biodra
I jakiekolwiek istnienie.

Czesław Miłosz

Śmierć kukły - Krzysztof Kamil Baczyński

fot. Marcin Sacha
Śmierć kukły

Zasłoń firanki, szklana madonno złudzenia!
Już nie ma nic za oknem, którym uwiądł pejzaż.
Noc, w którą tylko wieczór śmiercią wejrzał,
ciszę w bolesne kraty drzew poplątanych zamienia.
Śmierć w ciężkich ramach z ołowiu wieszam na ścianie.
Zasłoń firanki, szklana madonno złudzenia!
To obojętność spada mi w oczy jak kamień,
gorzki świt deszczu więdnie w niedochceniach.
Smutne pociągi są obojętnym pościgiem,
węszą po śladach pomiętych brudną ulicą,
i każdym świtem płacz mi się zrywa jak wybieg.
Czuję brzęczącą jak komar zgubiony - nicość.
Wieczór bezdomny umarł mi cicho na rękach...
Niebo zapina chmury na księżyc jak żeton.
Zasłoń firanki, szklana madonno złudzenia!
Patrzę: wiatr przechodzi pod rękę z umarłą gazetą.

Krzysztof Kamil Baczyński

Nigdy o tobie - Zbigniew Herbert

Nigdy o tobie

Nigdy o tobie nie ośmielam się mówić
ogromne niebo mojej dzielnicy
ani o was dachy powstrzymujące wodospad powietrza
piękne puszyste dachy włosy naszych domów
milczę także o was kominy laboratoria smutku
porzucone przez księżyc wyciągające szyje
i o was okna otwarte-zamknięte
które pękacie w poprzek gdy umieramy za morzem

Nie opiszę nawet domu
który zna wszystkie ucieczki i moje powroty
choć mały jest i nie opuszcza powieki zamkniętej
nic nie odda zapachu zielonej portiery
ani skrzypienia schodów po których wnoszą zapaloną lampę
ani liścia nad bramą

Chciałbym właściwie napisać o klamce furtki tego domu
o jej szorstkim uścisku i przyjaznym skrzypieniu
i choć wiem o niej tak wiele
powtarzam tylko okrutnie pospolitą litanię słów

Tyle uczuć mieści się między jednym uderzeniem serca a drugim
tyle przedmiotów można ująć w obie ręce

Nie dziwcie się że nie umiemy opisywać świata
tylko mówimy do rzeczy czule po imieniu

Zbigniew Herbert

Marzyciele - Tymoteusz Karpowicz

Marie-Anne Foucart
Marzyciele

Brodzimy w świetle księżyca –
poławiacze pereł napowietrznych
ciepłe ryby bez płetw

Odchodzimy coraz dalej od sensu
tam gdzie liść jest planetą
tam gdzie nagle wszystko się wie

Zawsze jednak krzywo idziemy
nas pył kwiatu
ciągle strąca z dróg –

marzycieli z czwartego wymiaru
z ziemską kulą u nóg

Tymoteusz Karpowicz

Czarodziejska góra - Tymoteusz Karpowicz

Czarodziejska góra

Mihai Criste
Nie powtórzą się:
niebo zapisane skrzydłem ptaka
drzewo z okrągłym echem w środku
cierpliwość palta i bunt iskry
pierwsza podróż płonącego łóżka
pierwsza rzeka z włosami Ofelii -
nie powtórzą się w naszym
kieszonkowym życiu
są wytrwałe w znikaniu
tak jak my w jawności

więc całujmy rzeczy znikome:
brzózki nóg białe nietoperze dłoni
bramy oczu skąd się wychodzi
z dzwonkiem w sercu lub z toporem w mózgu
lazurowe konie brodzące po wodzie
powietrzny przepływ wszystkich oczu ziemi

Mefisto nie kuś nas nieśmiertelnością
Weź ten listek do włosów i obłok do ręki -
to one są nietrwałe to one znikają
a my patrzymy na to z wielkiej srebrnej góry

Tymoteusz Karpowicz

Robi się coraz później - Julia Hartwig

Robi się coraz później

Przeszłość - jakie to przestrzenie
i przyszłość jak podminowana droga
tratowana przeczuciami
wciąż bliska
To ona a nie przeszłość
jest wciąż obecna

Julia Hartwig

Pan Cogito na zadany temat: "Przyjaciele odchodzą" - Zbigniew Herbert

Pan Cogito na zadany temat:
"Przyjaciele odchodzą"
Pamięci Władysława Walczykiewicza
1
Pan Cogito
szczycił się w młodości
niebywałym bogactwem
przyjaciół

jedni za górami
zamożni w talenty i dobra
inni
jak najwierniejszy Władysław
biedni jak mysz kościelna

ale wszyscy
co się zowie
przyjaciele

wspólne gusta
ideały
bliźniacze charaktery

i wówczas
w zamierzchłych czasach
szczęśliwej krwawej młodości
Pan Cogito
miał prawo sądzić
że list z czarną obwódką
donoszący o jego zgonie
dotknie ich
do żywego

przyjadą
z różnych stron
staromodni jak z kalendarza
ubrani
w sztywny smutek

pójdą
z nim
ścieżką
wysypaną kamieniami
pośród
cyprysów
bukszpanów
sosen

i rzucą na pryzmę
mokrego piasku
wiązankę kwiatów

2
z nieubłaganym
biegiem lat

liczba przyjaciół
topniała

odchodzili
parami
grupowo
pojedynczo

jedni bledli jak opłatek
tracili ziemskie wymiary
i gwałtownie
lub wolno
emigrowali
w błękity

inni
wybrali mapy
szybkiej nawigacji
wybrali bezpieczne porty
i odtąd
Pan Cogito
stracił ich
z pola widzenia

Pan Cogito
nie wini za to nikogo

zrozumiał że tak musi być
naturalna kolej rzeczy

(od siebie mógłby dodać
że zanik trwałych uczuć
surowa historia
konieczność jasnych wyborów
decydowały
o rozwodach przyjaźni)

Pan Cogito
nie sarka
nie narzeka
nie wini nikogo

zrobiło się trochę
pustawo

Ale za to jaśniej

3
Pan Cogito
pogodził się łatwo
z odejściem wielu przyjaciół

jakby to było
naturalne prawo
obumierania

zostało jeszcze kilkoro
sprawdzonych przez ogień i wodę

z tymi którzy odeszli
na zawsze
poza mury Cesarstwa Empirii
utrzymuje stosunki żywe
i niezmiernie dobre

stoją za jego plecami
obserwują go bacznie
bezwzględni ale życzliwi

gdyby ich zabrakło
Pan Cogito
spadłby
na dno
opuszczenia

stanowią jakby tło
i z tego żywego tła
Pan Cogito
wysuwa się o pół kroku
nie więcej niż pół kroku

w religii jest na to termin
obcowanie świętych

Pan Cogito
daleki od świętości
dotrzymuje kroku
nieruchomym

a oni są jak chór

na tle tego chóru
Pan Cogito
nuci
swoją arię
pożegnalną

Zbigniew Herbert

Daleki świecie… - Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Daleki świecie…

Daleki świecie wiecznie złocistego lata,
kędy olbrzymie rzeki toczą święte wody,
gdzie się w słońcu meczety błyszczą i pagody
i piramida szczytem pod błękit wylata;

gdzie złotą od gwiazd nocą płynie łódź skrzydlata,
wstawiając wśród brzegów milczące ogrody;
ziemio, gdzie zadumane odwieczne narody
siedzą, jak sfinks, wpatrzone w tajemnicę świata;

od dzieciństwa śnię ciebie i patrzę ku tobie!
Wędrując błędną myślą po szerokim globie,
ileż mil już przebiegłem po twoich przestrzeniach,

kąpiąc się w blasku słońca, w gwiaździstych promieniach
i w twych bezdennych puszczach, gdzie człowiek przepada
jak obłąkana gwiazda, z gwiazd odbita stada.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

W prawej pióro - Włodzimierz Holsztyński

* * *

w prawej pióro
lewa liczy
pięć spotkań pięć rozstań
już brak palców

gdzie jesteś
dworce lotniska
buczy w górze samolot
czy w niebie się błyska

autostrady pożegnań
przez kukurydzę przez stepy
a ty jesteś jedna
i jeden los ślepy

Włodzimierz Holsztyński

Nie żal - Włodzimierz Holsztyński

Nie żal

nie żal mi ziemskich podróży
wyszedłem poza podwórko
żal mi tych poza słońce
poza mleczną drogę
w bezkresną przestrzeń logiki

jest tylko tyle i nie więcej
czasu energii pieniędzy jedzenia
w sam raz na uroczą miniaturę

Włodzimierz Holsztyński

Anioły - Piotr Rogucki



Anioły

Jest kraina w której rośnie wielkie drzewo waszych snów
Wieczorami rój aniołów siada na nim i pakują sny do ust
Będą czuwać całą noc nad ukojeniem waszych głów
Będą szeptać w ciepłe uszy senne kłamstwa dobrych słów

Sekret mój, że jestem jednym z nich
Kradnę z nieba najcieplejsze sny
Nocą leżę tuż przy tobie i
Tulę twoją głowę lejąc łzy

Zaraz świt
Wstanie by
Zabrać mi jedyny sens
Gdy zbudzisz się rozpłynę się we mgle

Ponad drzewem jak parasol wzbiera dobro boskich rąk
Błękitnieją nasze oczy, myśli płyną w noc
Aniołowie piją wino by nie wzdychać, tyle trosk
Zniosą wszystko nawet kiedy nie chcesz wierzyć, że tu są

Sekret mój, że jestem jednym z nich
Kradnę z drzewa najcieplejsze sny
Nocą leżę tuż przy tobie i
Tulę twoją głowę lejąc łzy

Zaraz świt
Wstanie by
Zabrać mi jedyny sens
Gdy zbudzisz się rozpłynę się we mgle

Piotr Rogucki

Baśń - Edgar Allan Poe

Baśń

Baśń, która pieśnią coraz ciszej,
Stuliwszy skrzydła, bór kołysze
Wśród drżących liści, co w ustroni
Śpią zagubione w stawu toni -
Dla mnie, dzieciaka, kolorową
Była papuga. Leśną mową
Ona mnie słów uczyła pierwszych
I najwcześniejszych moich wierszy,
Gdym w cieniach boru i pomroczach
Śnił, chłopię o rozumnych oczach.

Dziś, gdy odwiecznych lat kondory
Wstrząsają niebo szumnym lotem
I lecąc mimo - dudnią grzmotem,
Nie mogę śnić, jak do tej pory
Śniłem, wsłuchany w nieb klangory.
Gdy sypiąc puch z lekkiego skrzydła
Cisza na chwilę mię usidla -
Nawet i wtedy śnić bym nie śmiał
O zakazanych rymach, pieśniach,
Chyba że serce me nawałą
Tonów jak harfa by zabrzmiało.

Edgar Allan Poe
przełożył Włodzimierz Lewik

Dary - R. S. Thomas

Dary

Po ojcu – mocne serce
I słaby żołądek.
Po matce – strach.

Po moim smutnym kraju – hańbę.

Dla żony – wszystko
Prócz miłości, tej nie dam,
Bo nie moja.

Synowi – głód.

R. S. Thomas
przełożył Andrzej Szuba

Do muzyki - Percy Bysshe Shelley

Do muzyki

Srebrny klucz, co zamknął strugę łez,
Z której na umór piły myśli ciemne –
Cichy grób, gdzie wszelkiej trwogi kres,
Gdzie Troska, matka jej, jak dziewczę senne
Na kwiatach sen zapada.

Percy Bysshe Shelley
przełożył Juliusz Żuławski

Niknący księżyc - Percy Bysshe Shelley

Niknący księżyc

Jak konająca szczupła pani blada,
Która w gazowym woalu się skrada,
Wyprowadzona ze swojej alkowy
Przez błędny majak biednej chorej głowy –
Księżyc bezkształtną i bezsilną bielą
Ze wschodu się wychylił .

Percy Bysshe Shelley
przełożył Czesław Jastrzębiec-Kozłowski

Czas - Percy Bysshe Shelley

Czas

O morze Czasu! Morze niezgłębione,
W którym falują lata - twoje wody
Są w swych odmętach od łez ludzkich słone!
Gdzie rytmem przypływ z odpływem się schodzi,
Granice kreślisz dla narodzin -
I tych, co chrypną od błagań bezsilnych,
Na kształt wraków wypluwasz na brzeg niegościnny!
Któż ci zaufa - złe w burzliwej porze,
Podstępne w czas pogody -
Niezgłębione morze?

Percy Bysshe Shelley
przełożył Juliusz Żuławski

Skały Beenu - Thomas Hardy

Skały Beenu

Jakie opale i wód szafir na zachodu wędrownej fali,
Jak ta kobieta na wierzchowcu włosem trzepoce jasnym w dali,
Kobieta, którąm kochał, której uczuć dla mnie nikt nie obali.

Białe wirowały u brzegu mewy, wierzch oceanu płowy
Gubił się gdzieś w podniebiach i wir bulgotał nowy,
A myśmy w radości serca śmieli się w blask marcowy.

Nagle omroczyła nas chmurka, deszcz skropił pomieszany z tęczą,
Na Atlantyku połamaną plama odbiła się obręczą
I znów się zza chmur blask przedarł, znów się purpurą fale wieńczą.

Do dziś czar przepaścisty Beenu piętrzy pod niebo swe urwisko –
Czy ona i ja nie pójdziemy znów tam teraz, gdy marzec blisko,
Cośmy mówili słodko wtedy, słowo za słowem znów rzec wszystko?

Cóż że w przepaścistym swym pięknie skały wybrzeża majaczeją –
Gdzie indziej już jest ona, włos jej się nie trzepie wichru zawieją,
Nie zna i nie dba o turń Beenu ni usta jej się tam rozśmieją.

Thomas Hardy
przełożył Stanisław Helsztyński

Zbytnio nam ciąży świat… - William Wordsworth

Zbytnio nam ciąży świat…

Zbytnio nam ciąży świat; o każdej porze,
Biorąc czy dając, tracimy coś z siebie;
Przyroda rzadko służy nam w potrzebie;
Każdy odrzuca serce jak zepsuty orzech!
Morze, co w blasku księżyca pierś chłodzi,
Wiatry, co wyją w cztery świata strony,
A teraz cichną niby kwiat uśpiony,
I to, i wszystko inne mało nas obchodzi;
I mało wzrusza. Ach! Lepiej by było
Czerpać z pogańskiej wiary w starych bogów;
Mógłbym ja wtedy, idąc łączką miłą,
Nie tak samotnym czuć się wśród rozłogów;
Bo by Proteusz zza fali wychynął,
Bo Tryton zadąłby na swoim rogu.

William Wordsworth
przełożył Juliusz Żuławski

John Anderson - Robert Burns

Ferdynand Hodler
John Anderson

John Anderson, mój stary,
Gdy nas złączył los,
Twarz twoja była smagła,
Kruczoczarny włos.
Dziś czoło twoje łyse, John,
A włosy pokrył szron,
Lecz błogosławmy siwą skroń,
John Anderson, mój John.

John Anderson, mój stary,
W góręśmy razem szli,
Przeżyliśmy ze sobą, John,
Wiele wesołych dni.
Dziś czas nam złazić na dół, John,
Zejdziemy w dłoni dłoń.
Spoczynek czeka nas u stóp,
John Anderson, mój John.

Robert Burns
przełożyła Ludmiła Marjańska

Moja śliczna Bell - Robert Burns

Moja śliczna Bell

Z uśmiechem wiosna jasna wschodzi.
Ucieka zrzędna zima w dal;
Lśni w kryształowo czystej wodzie
Błękitne niebo pośród fal.
Ranek wytrysnął nad wzgórzami
Wieczór pian morskich złoci biel,
Wszystko się cieszy promieniami,
A ja się cieszę śliczną Bell.

Wiosna za rękę lato trzyma,
A za nim żółta jesień tuż.
I znów powraca mroczna zima,
I wiosna jawi wśród wzgórz.
Tak świat się zmienia i zdarzenia,
Czas leci, choćby z bicza strzel!
Lecz nieprzerwanie, żyjąc dla niej,
Uwielbiam moją śliczną Bell.

Robert Burns
przełożyła Ludmiła Marjańska

Kołysanka rycerska - Walter Scott

William-Adolphe Bouguereau
Kołysanka rycerska

Śpij, dziecię! Twój ojciec rycerski był pan,
Twa matka matroną – z zacności ród znan;
Od zamku tych wrótni, jak spojrzeć li w krąg,
Dziedzicem ty jesteś tych lasów, tych łąk.
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!

Nie lękaj się rogu, choć głośny to róg,
On stróżów li wzywa twych snów, twoich dróg:
Naciągną swe łuki, zrumienią miecz swój,
Do twojej kolebki nie dorwie się zbój.
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!

Śpij, dziecię, niedługo nadejdzie czas ten,
Gdy surma i bęben już przerwą twój sen!
Więc śpijże, mój luby, dopóki śpisz rad,
Dzień walki cię zbudzi, gdy dojdziesz do lat.
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!

Walter Scott
przełożył Jan Kasprowicz

Pieśń ostatniego minstrela - Sir Walter Scott

Pieśń ostatniego minstrela
(Pieśń szósta XXIII – Harold)

O, posłuchajcie, piękne damy!
Nie o rycerskich czynach dzieli
Z wami się pieśń ma; śpiewać mamy
O smutnym losie Rozabelli.

„Do cum, do cum, żeglarze mili!
Ty, Pani ma, nie zwlekaj dłużej!
W «Kruczym» się «Gnieździe» schroń w tej chwili
I nie chciej dziś już kusić burzy.

Grzebienie fal już całe w bieli,
Mewy na skały mkną z rozpaczy,
Rybacy Ducha Wód słyszeli,
A to rozbicie statków znaczy.

Wróż nas ostatnią widział nocą
Zmoczone gzło na pięknej pani,
Po co dziś walczyć z fal złą mocą,
Więc do bezpiecznej idź przystani!”

„Nie że lord Lindsay o tej porze
Urządza bale sam w Roslinie,
Jeno że matka ma, nieboże,
Ze samotności w zamku ginie.

Nie że gonitwy jest godzina,
A Lindsay jeździ jak niewiela,
Jeno że ojciec nie tknie wina
Gdy mu nie poda Rozabella.”

Ponad Roslinem noc się pali:
Światłość, nad zamkiem gorejąca,
Szersza od watry w górskiej hali,
Stokroć czerwieńsza od miesiąca.

Żar nad Roslinem ponad żary
Zrumienił w okrąg leśne zręby:
Hawthorndzkie widzą go pieczary,
Drydenskiej puszczy widzą dęby.

Kościół zamkowy cały w łunie,
Roslińskich grób to jest rycerzy:
Każdy z baronów miast w całunie,
W zbroi, bez trumny tutaj leży.

Snadź wszystko pali się dokoła,
Zakrystia, ołtarz w ogniach płonie,
Kolumn liściaste płoną czoła,
Umarłych wojów płoną bronie!

Goreją blanki i wierzeje,
W rozety arkad strojne mury:
Tak się to zawsze tutaj dzieje,
Gdy ma z Saint Clairów umrzeć który.

Dwudziestu panów na Roslinie
Jest pogrzebionych w tym kościele,
Morze ma tylko w swej głębinie
Umiłowaną Rozabellę.

Gromnice, dzwony, psalmów tony
Wszyscy z Saint Clairów zmarłych mieli;
Jęk li ponury wód i wichury
To pogrzeb był lubej Rozabelli.

Sir Walter Scott
przełożył Jan Kasprowicz

Epitafium dla Mahalii Jackson - Jonasz Kofta



Epitafium dla Mahalii Jackson

Błogosławieni ubodzy duchem
Bogaci w byt
Wam samotności wnętrza głuche
Otwiera rytm
To niewolnicy serc, obuchem
Kruszą niebo bez gwiazd
Czarnego bazaltu okruchy
Spadają między nas

Omija głowy
Nut ciężkich obryw
Rytm serca
Parodiuje podryg
Wykrętny znak

Czyżbyśmy byli
Tak bezcieleśni
I nie nosili
W sobie tych pieśni
Czyżbyśmy wolni byli tak

Módlcie się wolni i biali
Do świętej, czarnej Mahalii
Módlcie się póki czas

Jonasz Kofta

Głos - Tadeusz Różewicz

Głos

Kaleczą się i dręczą
milczeniem i słowami
jakby mieli przed sobą
jeszcze jedno życie

czynią tak
jakby zapomnieli
że ich ciała
są skłonne do śmierci
że wnętrze człowieka
łatwo ulega zniszczeniu

bezwzględni dla siebie
są słabsi
od roślin i zwierząt
może ich zabić słowo
uśmiech spojrzenie

Tadeusz Różewicz

Przepis na danie mięsne - Urszula Kozioł

Przepis na danie mięsne

Trzeba mieć tylko nóż
trzeba mieć gładki kamień
ostrzem wypieścić głaz aż głaz się odwzajemni
ma wchłonąć twardą czułość i unerwienie rąk
Wszystko co potem proste
Pień deska Szczypta soli
Zieleń do smaku oczom
I listek laurowy
Wszystko co potem zwykłe
Bo cała rzecz w przyprawach
(Pamiętaj też o misie i zestawieniu barw)
O ogień dzisiaj łatwo dzięki Prometejowi.
Byle był nóż i kamień.
Oraz uległy kark.

Urszula Kozioł

Sfinks - Cyprian Kamil Norwid

Sfinks

Zastąpił mi raz Sfinks u ciemnej skały,
Gdzie jak zbójca, celnik lub człowiek biedny
"Prawd!" - wołając, wciąż prawd zgłodniały,
Nie dawa gościom tchu;
*
- "Człowiek?... jest to kapłan bez-wiedny
I niedojrzały..." -
Odpowiedziałem mu.
*
Alić - o! dziwy...
Sfinks się cofnął grzbietem do skały:
- Przemknąłem żywy!

Cyprian Kamil Norwid

Walka Jakuba z aniołem - Stanisław Grochowiak

Paul Gauguin - Wizja po kazaniu, czyli walka Jakuba z Aniołem - 1888
Walka Jakuba z aniołem
Jerzemu Gembickiemu
Ty we mnie chlebem kamieniem kościołem
Ja w Ciebie żebrem

Ty - jak w dwie tarcze - w skrzydła uzbrojony
Ja - w zmarszczki czoła

Za Tobą ogień hoplici i gryfy
A za mną - grób mój

Ty we mnie zorzą kobietą dzbanem
Ja w Ciebie grobem

Stanisław Grochowiak

Centaur - Stanisław Grochowiak

Piotr Naliwajko
Centaur

Mieć taki zad jak wypolerowana kula
Nogi co rzadko
Ominie je rzeźnik
Ciężar kanapy o stu poduchach
I duszę

Kochać tak żarcie że trzeba trzech miednic
Chucią ogarniać nawet w dębach dziuple
Jak skoczyć to skoczyć z hukiem tarabanu
I marzyć

Nad kwiatkiem śpiewać
Metafizykować
Mówić o Plaucie
Rozmyślać co wstyd

Ludzkość stworzyła ideę Centaura
W dziwnej wnikliwej o sobie zadumie

Stanisław Grochowiak

Złoty kubek - Teresa Ferenc


Złoty kubek

- Na czym stoisz
- Na strunie głosu
- Co pijesz
- Kubek blasku
- Jaki to smak
- Jak gdy zgrudziały ptak
dostaje skrzydeł
Pękają pestki w ziemi
chwieją się na cienkich nóżkach
boże dzieci
bezradne dziecko małpy
tak podobne do nas
że patrząc słowo wrasta w serce

Mądrości pijana
chodząca po ziemi
tak jak biegnie czas

Światło ziemi bądź z nami

Kubku pełen blasku
nie opuszczaj nas

Teresa Ferenc

Fałszywy alarm - Tymoteusz Karpowicz

Mike Kleimo
Fałszywy alarm

Na krzyk
zbiegli się sąsiedzi
potem milicja
karetka pogotowia

Ale ulica spływała czystym kamieniem
nikt nie miał krwi na rękach
ni ołowiu w sercu

Rozchodzono się uznano alarm za fałszywy

Jakby tylko krew i ołów
wyjawiały ludziom
ludzki ból

Tymoteusz Karpowicz

Jak to łatwo jest deptać - Jarosław Iwaszkiewicz

Zdzisław Beksiński
***

Jak to łatwo jest deptać
upadłe wielkości
czy to jest zadanie poetów
rozbijać rozbite trumny?

jakże łatwo wymyślać
obcemu
schowawszy się za mur
obrońców sprawiedliwości

Ale być sprawiedliwym
w godzinie pogardy
podnieść głos
gdy wszystkie lisy schowały się do nory
zawołać głośno
kiedy wszyscy szepcą

o jakże mało jest takich
którzy to potrafią

Jarosław Iwaszkiewicz

Historia - Włodzimierz Słobodnik

Historia

Historia się powtarza: mordy i grabieże
Wojny i wściekłe gwałty
A obok tego dobroć i strzelistość sztuki
Jej najściślejsze kształty

Chaos i ład się odwiecznie powtarza
I ze sobą się jak kwiat z mieczem splata -
Jestem człowiekiem i dźwigam na sobie
Tysiące lat ciemności, tysiące lat światła.

Włodzimierz Słobodnik

Chiński wiersz - Adam Zagajewski

Chiński wiersz

Czytałem chiński wiersz
napisany przed tysiącem lat.
Autor opowiada o deszczu
padającym przez całą noc
na bambusowy dach łodzi
i o spokoju, który nareszcie
zagościł w jego sercu.
Czy to zbieg okoliczności,
że znowu jest listopad i mgła
i ołowiany zmierzch?
Czy to przypadek,
że znowu ktoś żyje?
Poeci przywiązują wielką wagę
do sukcesów i nagród,
ale jesień po jesieni
odziera z liści dumne drzewa
i jeśli coś zostaje
to delikatny szmer deszczu
w wierszach, które nie są
ani radosne, ani smutne.
Tylko czystość jest niewidoczna
i wieczór, kiedy cień i światło
zapominają o nas na moment
zajęte tasowaniem tajemnic.

Adam Zagajewski

Godność milczenia - Anna Kamieńska

Godność milczenia

Nieufność gorsza od nienawiści
i uścisk ręki gorszy od odmowy podania ręki
i grzeczność która mogłaby być przyjaźnią
i wyniosłość obca wielkim ludziom
słowa wyszukane zamiast głosu sumienia
i przemilczenie bo straciło godność milczenia

Anna Kamieńska

Spotkania same wpadają... - Józef Baran

***

spotkania same wpadają
w oko i ucho
są proste jak elementarz
czytany po latach

ale ty ucz się rozstań
są wyższą matematyką losu
i najtrudniejszymi literami
w alfabecie przemijania

powtarzał je będziesz cierpliwie
nauczysz się ich na pamięć
nie zważaj że z początku
nic z nich nie zrozumiesz

Józef Baran

Omnia mea - Stanisław Ryszard Dobrowolski

Kazimierz Sichulski - Wiosna (fragment tryptyku)
Omnia mea
Grażynie Bacewicz
W oczach - studzienna zieleń,
pełno bezdennej zieleni:

          tataraki, rokiciny, wikliny,
          czeremchy w kwietniowej bieli,
          łąki, łęgi haftowane kaczeńcem,
          gaje, zagaje, bugaje,
          chmurne chojary Mazowsza,
          świętojańskie czary czerwcowe,
          stare wierzby - wiedźmy księżycowe,
          sadów panieńskie wieńce
          i topole, topole, topole,
          białodrzewie, murawy nad Wisłą -
          nad wodą wielką.

Uszy - pełne muzyki:

          pszczół brzęczenie upalne,
          kląskające w mroku słowiki
          szopenowskie nutki - świerszczyki
          wron krakanie,
          ciemny łoskot boru przed burzą,
          bas sosen
          - dużo muzyki, dużo.

Wszystko to wezmę z sobą.
Gdy stąd odejdę -
- poniosę.

Stanisław Ryszard Dobrowolski

Na stepie - Bolesław Leśmian

Na stepie

Noc błękitnieje w oddali,
Na widnokręgów podkowie,
Jak błysk bladego zwierciadła
W na poły mrocznej alkowie!...

Step dymi modrym płomieniem,
Wiatr to się ocknie - to zdrzemnie.
Cienie biegają po ziemi,
Niby się gonią wzajemnie!...

Ja idę - i czuję sercem,
Jak w ziemi rodzą się czary,
Ja idę - i wierzę senny,
Że step - bez końca, bez miary!...

I piję tchy nieskończenia,
I radość w piersi mi płacze,
I strach mię jeno zdejmuje,
Że koniec stepu zobacz

Bolesław Leśmian

Kamienny dom (fragment) - Marian Czuchnowski

Roman Kochanowski - Pejzaż wiejski - 1896
Kamienny dom (fragment)

Przedwiośnie rozlepiło ostrożnie zielony biuletyn.
W nagim dniu szeleściły szpaki.
Szeleściły jak brunatne złoto, rzeka i wiatr.
- «Jesteśmy świeży, szeroki krzyk ptaków, wilgi i gąszcz.» -
W Biadolinach nad rzeką miękko stał jeszcze młyn. W biały mróz.
- «Jedziemy doliną; krzycząca ostro kobieta i mąż.» -
W mrozie skrzypi srebrny wóz.
- «Kogóż tam macie, dobrzy ludzie?» -
- «Kogo wołacie wskroś, po grudzie?» -
Ziemia ocieka jaskrawą farbą słonecznej palety.
Maszerowali rano spłoszeni, w dół, jak ptaki.
Żar się ostrożnie w pola kładł.

W dole zielony martwo błyszczał dwór.
Górą zaskrzypiał rączo mróz i młyn.
Od świeżych i błękitnych gór
Rozwinął się pachnący, jaworowy dym.
I wiosna tchnęła mokrą wonią kalin.
W rzece brunatne złoto wody
Szeleści, jak szept szpaków, blask i żywość piór.
- «Jesteśmy wodni ludzie. Jedziemy z gór po chleb.
Soczysty, czarny, tłusty, pachnący jak trześniowy szczep.» -
Długo, długo w dolinę wołając, jechali.
Gdy zamulone w górach gwiazdy pękają nocą krzykiem pstrym
Wiosna rozlewa w drzewach zielony soków płyn
I białe wstążki surowej pogody.

Z białego dworu w górę nagi las.
Tak pusty, jak wygnanie ptaków.
Albo pokój kobiety samotnej, tylko czarny.
Dębom śnieg jeszcze, jak starcom siwizna, rozlał się w brodzie
Z wolna wychodził śpiew i jak chłop po pas
Rozbrodził się w mroźnym, kruchym zachodzie.
W zimnym ogrodzie gruby, złoty mur.
Za szarym murem tłusty, biały dwór
W lesie, jak brunatne złoto, cicho szeleściły liście, sina rdza i sarny
Zeschnięte wrzawą świerków jak szumem wiatraków.
- «Wyjedziemy stąd na słońce, wyjedziemy na dolinach!» -
Był młyn w górze, chleb we dworze, a głód tańczył jak zła dziewka w Biadolinach.

Marian Czuchnowski

Anty-primavera - Bogdan Czaykowski

Anty-primavera

Cała w pąkach, rozmiękła jak trup,
jesteś, wiosno, obrazem rozkładu.
O tobie śpiewa poeta i ptak,
a ja cię witam jako zimy śmierć.
Z rozkutego wynoszę sadu
zetlałe sople, stalaktytu cierń,
topniejącą koronę białogradu.

Ten spokój, który leżał
na równinach i w sadzie,
stwardniała rzeka, uciszony las,
niebo jak batysfery ochronna powłoka,
grafika czarno-białych akcentów i blask
suchy, iskrowy, chrzęszczący jak pancerz.

Twe zapowiedzi, wiosno, są fałszywą sztuką.
Jesteś jak poetycki chwyt starej natury.
Zimny krajobraz więcej ma prawdy niż pąki
i rozbełtane niebo, z krótką, gromką burzą.

W zimie czerpałem wodę z wykutej przerębli,
paliłem promień jasno, wiedziałem, co wiatr.
Jednoznacznie mijały się na śniegu ślady.
Nim przedzwoniły sanki, już znikł ślad.

Bogdan Czaykowski

Mówię, dziwię się - Rafał Wojaczek

Mówię, dziwię się

Śpiąc z kamieniem pod głową przez sen kruchy
Czuję ziarenko grochu uwiera pod językiem.
Ze starej Ziemi przemyciłem skrycie
Kamień węgielny pod nową kulturę.
I budzę się zaraz po nieskończonym polu
- słupy horyzontu stoją zawsze dalej -
Chodzę na czworakach szukam miejsca pod zasiew.
Pług i oracz, językiem żłobię bruzdę głodną
I kładę w nią ziarenko już nabrzmiałe chęcią
Rośnięcia w znakomitą kromkę przyszłej strawy.
Taki wątły że jeszcze prawie niewidzialny
Już ze wzruszonej gleby wynika mądry pręcik.
Mówię do niego lecz czemu po polsku
- chwilę się dziwię językowi głodu.

Rafał Wojaczek

Epos - Julian Tuwim

Epos
Dla Marii z Kossaków Pawlikowskiej
Może to dzwonią dziwodzwony,
Może to gonią dziwożony,
Może przez jary, przez chojary,
Gna koń straszliwy, koń szalony?

Niebo przerzyna sierp złotawy,
Szklą się w głębinach czarostawy,
Brzęczą fruwieńce, nocne cieńce,
Tańcem trącają zielne trawy.

W róg zadmie głucho ciemny strzelec,
Ozwie się cielec czarnobielec,
Wyjdzie kosmaty, trawy skrwawi,
W miesiąc rogaty ślepia wstawi.

Zawyje dziko bestia święta,
A burza wieków się rozpęta!
Hej! Ojcze Byku! Słyszę! Słyszę!
W zodiaku gwiezdne rżą zwierzęta!

Julian Tuwim

Nie budźmy ciszy - Helena Raszka

Nie budźmy ciszy

Nie budźmy ciszy,
która śpi pod drzewem
przykryta opadaniem liści.
Jutro ją zdepczą szybkie kroki
- i nie zdołamy jej osłonić
czułym spleceniem naszych dłoni.
Nie budźmy ciszy -
jej głęboki,
spokojny oddech
daje słowom
- szeptanym słowom o miłości -
dźwięczność i jasność,
jakiej nie zna
śpiew ptaków i spadanie gwiazdy.

Helena Raszka

Fuga - Melancholia - Gunnar Ekelöf

Fuga - Melancholia

Oglądam się za siebie, liczę swoje zwycięstwa
- tak ich niewiele - i swe porażki - jakże liczne...
W wyśnionym krajobrazie, gdzie wciąż jeszcze majaczy
kurz licznych marszów, i krótkich i długich zarazem,
gdzie nikt nie wydaje bitwy i nikt jej nie odmawia,
widzę je, bielejące kości tych mnogich kohort
pragnień, co były moje...
Nareszcie nad rzeką... Aby wolny od udręki
od pustynnych miraży, tryskających źródeł,
niepomny wszystkich odpowiedzi na wszystkie pytania,
niepokoju wzrastania, bojaźni usychania,
polatywać kołysząc się łagodnie na falach,
co toczą swoje szkliste sklepienia na wybrzeża,
by pianą swą obmywać leżące tam kamienie,
szare i pogrążone miękko w piasku, na granicy,
co dzieli i zespala zarazem krainy
zarówno opuszczone jak i te nie osiągnięte.
To wszystko, czego pragnę - jak te uschłe gałęzie,
jak te szczątki okrętów, co niegdyś spłonęły,
jak te ciała zwęglone i spalone ogniem...
By zostać uniesionym w dal, aż znikną brzegi.
By nie móc ni zawrócić, ani też powrócić,
By ani sprawy nie przegrać, ani jej nie wygrać.
- Wielki odwrót nareszcie został zakończony.

Gunnar Ekelöf
przełożył Zygmunt Łanowski

Cztery temperamenty - Tomas Tranströmer

Cztery temperamenty

Badawcze oko zmienia promienie słońca w policyjne pałki.
Wieczorem zgiełk przyjęcia piętro wyżej
wybucha jak sztuczny kwiat przez podłogę.
Dolina przebyta. Ciemność. Furgon pewnie ugrzązł.
Antyptak wrzasnął w gwiezdnej próżni.
Słońce albinos stało nad posiekanym, ciemnym morzem.

Człowiek jak wykorzenione drzewo z kraczącymi liśćmi
i piorun stojący na baczność dostrzegł jak pachnące dziką bestią -
słońce strzela jak płomień między trzepocącymi,
                                                               nastroszonymi skrzydłami
na świata skalistą wyspę, pędzi chorągwiami piany nocą
i dniem, gdy białe ptactwo morskie wrzeszczy
na pokładzie, a wszystko ma bilet do Chaosu.

Musisz tylko przymknąć oczy i słyszysz wyraźnie
jak mewy dzwonią na niedzielę w bezkresnej parafii oceanu.

Gitara zaczyna brzdąkać w zaroślach, obłok podąża
gnuśnie jak zielone sanki późnej wiosny
- rżące światło w zaprzęgu -
suną po lodzie.

Budzony w stukocie obcasów swej dziewczyny ze snu,
a na dworze dwie zaspy, jak zapomniane rękawiczki zimy,
podczas gdy ulotki słońca spadały na miasto.
Droga nie kończy się. Horyzont przekracza siebie.
Ptaki drżą na drzewie. Pył wiruje w kołach.
Wszystkie wirujące koła, które przeczą śmierci!

Tomas Tranströmer
przełożył Michał Sprusiński

Półstworzone niebiosa - Tomas Tranströmer

Półstworzone niebiosa

Rozpacz urywa swój bieg.
Obawa urywa swój bieg.
Sęp urywa swój lot.

Oślepiające światło wypływa -
nawet duchy piją łyk.

Nasze obrazy, czerwone malowane bestie
w lodowcowej jaskini ujrzały dzień.

Wszystko wytrzeszcza się wokoło.
Setkami kroczymy w słońcu.

Każdy jest na pół otwartymi drzwiami,
które wiodą w przestrzeń dla wszystkich.

Niezgłębiony obszar pod nami.

Woda połyskuje między drzewami.

Jezioro jest oknem ziemi.

Tomas Tranströmer
przełożył Michał Sprusiński

Wszystko będzie żywe... - Harry Martinson

Jansson
Wszystko będzie żywe...

Życie samo w sobie nie podąża za niczym.
Jest medium, które nazywamy czasem
                          decydującym o życiu i śmierci.
Jednym ponadczasowym dniem, w którym
wszystko i nic, co podąża opadłe już z sił,
mogłoby być w prezencie wielkim rajskim dniem
                            w dojrzałych jasnych latach.

Ale na przeszkodzie ponadczasowemu dniu
                            stoi czas
i wszystkie żyjące łąki zielone, letnie zielone
                            godziny
będą tutaj żywcem pogrzebane
jako że czas jest już zbyt blisko,
z nagłym nieżyczliwym rokiem.

Harry Martinson
tłum. Ryszard Mierzejewski