Skały Beenu
Jakie opale i wód szafir na zachodu wędrownej fali,
Jak ta kobieta na wierzchowcu włosem trzepoce jasnym w dali,
Kobieta, którąm kochał, której uczuć dla mnie nikt nie obali.
Białe wirowały u brzegu mewy, wierzch oceanu płowy
Gubił się gdzieś w podniebiach i wir bulgotał nowy,
A myśmy w radości serca śmieli się w blask marcowy.
Nagle omroczyła nas chmurka, deszcz skropił pomieszany z tęczą,
Na Atlantyku połamaną plama odbiła się obręczą
I znów się zza chmur blask przedarł, znów się purpurą fale wieńczą.
Do dziś czar przepaścisty Beenu piętrzy pod niebo swe urwisko –
Czy ona i ja nie pójdziemy znów tam teraz, gdy marzec blisko,
Cośmy mówili słodko wtedy, słowo za słowem znów rzec wszystko?
Cóż że w przepaścistym swym pięknie skały wybrzeża majaczeją –
Gdzie indziej już jest ona, włos jej się nie trzepie wichru zawieją,
Nie zna i nie dba o turń Beenu ni usta jej się tam rozśmieją.
Thomas Hardy
przełożył Stanisław Helsztyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz