O szczęściu - Gienrich Sapgir

O szczęściu

Wyszedłem na balkon
Spokojnie
Już przeszedłem przez poręcze
Ach
Ziemia już dotknęła czoła
Bach
A dokoła – trach, trach, trach
Z piwnic, ze śmietników
Z blaszanych garaży

– Co się stało-ał-ało-ało-ało?
– To jest krew-ew-ew-ew-ew?
– Ot, i wszystko-ystko-ystko-ystko
– Biedaczysko…
Mrówka włazi na palec
Także niedowierza
Agent wyjmuje pióro
– Jak do tego doszło?
– Państwo go znali-ali-ali-ali-ali?
– Co za potwór z tej kochanki-chanki-chanki-chanki-chanki

Dywagacje gratulacje filozoficzne racje
Oskar Rabin
Wieczorne wiadomości
I prognoza pogody

Tak! Widziałem
jak silny wiatr
Znosił mewy
nad brązowosinym morzem
Wszystkimi pustymi kośćmi
i pełnymi pióry
Ukośnie rozpostarty
Wypuszczając szpony
Krzyczałem
Krzyczałem po kociemu
Nad cefalami
Nad straszliwym Nic
Co w bryzgach i pianie
Leciało ku mnie

Tak!
Kochałem tę ziemię
Z okna samolotu
Jak inną planetę
I po prostu w lesie na łące
Twardy żółty wrotycz
Jeśli wyżąć i zdmuchnąć
Na palcach zostanie
Zapach żółty puch
Liść piołunu zerwać rozetrzeć

Nie
Nie mogę pojąć
Zapach dudni
Jak grom
Morze pachnie jak kobieta
Głosy to żółte to fioletowe
To wszystko zbyt ogromne
I głośne
Ale to nie całkowite szczęście
Drzwi nad Moskwą
Otwarte
Szczęście-wolność
UPADEK…

Co pan? O czym pan mówi?
Proszę, zostawcie mnie Jestem już  t a m
Gdzie  t a m ?
Tu
Gdzie tu?
    T a m

Gienrich Sapgir
przełożył Jerzy Czech

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz