Rozlana równina,
po niej jak łodzie białe domki płyną.
Gruda, grudy, grudy.
Mrukliwa biel obłoków
porosłe nierówności na horyzont goni.
W progach dni
ból stwardniał w kryształy
ostatnią kroplą.
I wieczorem
fosforyzuje drzewo posągów
gotycką sylwetą.
To winieta dzwoniąca historią
jak muszla morskiego wybrzeża.
To rogu leśnego głos
posmutniały,
w sobie zgubiony cały
z oddali w dal -
tęskniącą modlitwą
rozgorzał
o płonie
Vilém Závada
przeł. Antoni Brosz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz