Do Wenus i Jowisza - Kazimierz Brakoniecki

Do Wenus i Jowisza

Początek marca. Dwie planety przytulone zimnym niebem.
Ich światło łączy, dzieli, daje nadzieję, odbiera, po prostu świeci.
Jedna planeta mocniej, druga słabiej, ale razem. Transcendencja jest naszą
przestrzenią. Urywane głosy przelatujących dzikich gęsi. Wysoko.
Pomiędzy mną a kosmosem nie ma nikogo i niczego. Nie rozumiem
ani boga, ani diabła, ani historii, ani religii. Żyję i umrę.
To światło wspólne jest bezmiarem. Otwarciem i zamknięciem łaknienia.
Ta ciemność wspólna jest bezmiarem. Otwarciem i zamknięciem śmierci.
Pomiędzy mną a tobą nie ma nic, co by kochało, pamiętało, pragnęło.
Kosmos jest chiazmą, stopem żywego i martwego, co w sobie noszę.
Urywane głosy przelatujących umarłych. Nisko i wysoko. Osobno. Razem.

Kazimierz Brakoniecki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz