Sobota (9 stycznia)
Sobota. Dziwnie ciepło. Drozdy niby
na wiosnę gwiżdżą - jak w czerwcowy wieczór.
Niespodziewanie wczoraj, jakby przeczuł
ataki wiatru, głóg stukał do szyby
natrętnie (jednak ja mu okna dalej
nie otwierałem). A skrzypienia ostre
akacji, barwy chmur, chciały mnie ostrzec
przed już bliskimi przymrozkami.
Ale
wszystko minęło, nawet drozd nie krzyczy.
Od rana czeską piosenką mnie mamił.
Przyszła sąsiadka jodyny pożyczyć
i napełniła pokój perfumami.
Ten właśnie zapach, co lawinę wspomnień
nagle wywołał dziś, w samo południe,
resztę dnia całą zepsuł mi paskudnie.
Myślałem, że to już nie dotrze do mnie.
Noc. Biorę pióro, żeby o tej porze
pisać, że czuję jakąś ociężałość,
że tak spokojne rano było morze,
ale pod wieczór znów się rozszalało.
Josif Brodski
przełożyła Krystyna Krzyżewska
!
OdpowiedzUsuń