Lawa
Cóż, pomyślałem, jeżeli jednocześnie
Heraklit i Parmenides mają rację
i tuż obok siebie istnieją dwa światy,
jeden spokojny, drugi szalony; jedna strzała
mknie bez pamięci a druga przygląda się jej
z pobłażaniem; ta sama fala płynie i nie płynie.
zwierzęta rodzą się i giną w tej samej chwili,
listki brzozy bawią się wiatrem i jednocześnie
niszczeją w rdzawym, okrutnym płomieniu.
Lawa zabija i utrwala, serce uderza
i jest uderzone, była wojna, wojny nie było,
Żydzi umarli, Żydzi żyją, miasta spłonęły,
miasta stoją, miłość płowieje, wieczny pocałunek,
skrzydła jastrzębia muszą być brązowe,
ty wciąż jesteś ze mną chociaż nas już nie ma,
okręty toną, piasek śpiewa i chmury
wędrują jak strzępy weselnych welonów.
Wszystko stracone.
Tyle olśnienia. Wzgórza
niosą ostrożnie długie chorągwie lasu,
mech wchodzi na kamienną wieżę kościoła
i małymi ustami nieśmiało chwali północ.
O zmierzchu jaśminy świecą jak dzikie
lampy oszołomione własnym blaskiem.
W muzeum przed ciemnym płótnem zwężają się
czyjeś kocie źrenice.
Wszystko skończone.
Jeźdźcy pędzą na czarnych koniach, tyran układa
wyrok śmierci pełen błędów stylistycznych.
Młodość zamienia się w nicość w ciągu
jednego dnia, twarze dziewcząt zamieniają się
w medaliony, rozpacz zamienia się w zachwyt
i twarde owoce gwiazd rosną na niebie
jak winogrona i piękno trwa drżące i nieporuszone
i Bóg jest i umiera, noc wraca do nas
co wieczór a świt jest siwy od rosy.
Adam Zagajewski
Lawa - Adam Zagajewski
więcej twórczości:
Zagajewski Adam
Protokół - Stanisław Barańczak
Zdzisław Beksiński |
Zdając sobie sprawę
z własnej winy, ponad wszelką wątpliwość (oklaski)
udowodnionej przez przedmówców, chciałbym
oświadczyć na usprawiedliwienie, mimo (okrzyk: brawo!)
iż takie wykroczenie przeciw wszelkim normom
nie może być (oklaski) usprawiedliwione,
że urodziłem się istotnie, ale
nie z własnej woli i bez złych zamiarów;
ten postępek mi ciążył przez (śmiech, brawa) długie
lata; jak słusznie podkreślono
w dyskusji, nie potrafiłem wyciągnąć
z (oklaski) tego odpowiednich wniosków
i starałem się zatrzeć ślady swego czynu,
ale po (ironiczne sykanie) gruntownym
i szczerym przemyśleniu swej dotychczasowej
postawy, pragnę stanowczo
odciąć się od niej i poprosić o
(śmiech) danie mi jeszcze
jednej szansy (oklaski
przechodzące w owację).
Stanisław Barańczak
więcej twórczości:
Barańczak Stanisław
Oeconomia divina - Czesław Miłosz
Oeconomia divina
Nie myślałem, że żyć będę w tak osobliwej chwili.
Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów,
Bóg Zastępów, Kyrios Sabaoth,
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną,
Im pozostawiając wnioski i nie mówiąc nic.
Było to widowisko niepodobne, zaiste,
Do wiekowego cyklu królewskich tragedii.
Drogom na betonowych słupach, miastom ze szkła i żeliwa,
Lotniskom rozleglejszym niż plemienne państwa
Nagle zabrakło zasady i rozpadły się.
Nie we śnie ani na jawie, bo sobie odjęte
Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno.
Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole
Uciekła materialność i widmo ich
Okazywało się pustką, dymem na kliszy.
Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń.
Wszędzie było nigdzie i nigdzie, wszędzie.
Litery ksiąg srebrniały, chwiały się i nikły.
Ręka nie mogła nakreślić znaku palmy, znaku rzeki, ni znaku ibisa.
Wrzawą wielu języków ogłoszono śmiertelność mowy.
Zabroniona była skarga, bo skarżyła się samej sobie.
Ludzie, dotknięci niezrozumiałą udręką,
Zrzucali suknie na placach żeby sądu wzywała ich nagość.
Ale na próżno tęsknili do grozy, litości i gniewu.
Za mało uzasadnione
Były praca i odpoczynek
I twarz i włosy i biodra
I jakiekolwiek istnienie.
Czesław Miłosz
Nie myślałem, że żyć będę w tak osobliwej chwili.
Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów,
Bóg Zastępów, Kyrios Sabaoth,
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną,
Im pozostawiając wnioski i nie mówiąc nic.
Było to widowisko niepodobne, zaiste,
Do wiekowego cyklu królewskich tragedii.
Drogom na betonowych słupach, miastom ze szkła i żeliwa,
Lotniskom rozleglejszym niż plemienne państwa
Nagle zabrakło zasady i rozpadły się.
Nie we śnie ani na jawie, bo sobie odjęte
Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno.
Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole
Uciekła materialność i widmo ich
Okazywało się pustką, dymem na kliszy.
Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń.
Wszędzie było nigdzie i nigdzie, wszędzie.
Litery ksiąg srebrniały, chwiały się i nikły.
Ręka nie mogła nakreślić znaku palmy, znaku rzeki, ni znaku ibisa.
Wrzawą wielu języków ogłoszono śmiertelność mowy.
Zabroniona była skarga, bo skarżyła się samej sobie.
Ludzie, dotknięci niezrozumiałą udręką,
Zrzucali suknie na placach żeby sądu wzywała ich nagość.
Ale na próżno tęsknili do grozy, litości i gniewu.
Za mało uzasadnione
Były praca i odpoczynek
I twarz i włosy i biodra
I jakiekolwiek istnienie.
Czesław Miłosz
więcej twórczości:
Miłosz Czesław
Śmierć kukły - Krzysztof Kamil Baczyński
fot. Marcin Sacha |
Zasłoń firanki, szklana madonno złudzenia!
Już nie ma nic za oknem, którym uwiądł pejzaż.
Noc, w którą tylko wieczór śmiercią wejrzał,
ciszę w bolesne kraty drzew poplątanych zamienia.
Śmierć w ciężkich ramach z ołowiu wieszam na ścianie.
Zasłoń firanki, szklana madonno złudzenia!
To obojętność spada mi w oczy jak kamień,
gorzki świt deszczu więdnie w niedochceniach.
Smutne pociągi są obojętnym pościgiem,
węszą po śladach pomiętych brudną ulicą,
i każdym świtem płacz mi się zrywa jak wybieg.
Czuję brzęczącą jak komar zgubiony - nicość.
Wieczór bezdomny umarł mi cicho na rękach...
Niebo zapina chmury na księżyc jak żeton.
Zasłoń firanki, szklana madonno złudzenia!
Patrzę: wiatr przechodzi pod rękę z umarłą gazetą.
Krzysztof Kamil Baczyński
więcej twórczości:
Baczyński Krzysztof Kamil
Nigdy o tobie - Zbigniew Herbert
Nigdy o tobie
Nigdy o tobie nie ośmielam się mówić
ogromne niebo mojej dzielnicy
ani o was dachy powstrzymujące wodospad powietrza
piękne puszyste dachy włosy naszych domów
milczę także o was kominy laboratoria smutku
porzucone przez księżyc wyciągające szyje
i o was okna otwarte-zamknięte
które pękacie w poprzek gdy umieramy za morzem
Nie opiszę nawet domu
który zna wszystkie ucieczki i moje powroty
choć mały jest i nie opuszcza powieki zamkniętej
nic nie odda zapachu zielonej portiery
ani skrzypienia schodów po których wnoszą zapaloną lampę
ani liścia nad bramą
Chciałbym właściwie napisać o klamce furtki tego domu
o jej szorstkim uścisku i przyjaznym skrzypieniu
i choć wiem o niej tak wiele
powtarzam tylko okrutnie pospolitą litanię słów
Tyle uczuć mieści się między jednym uderzeniem serca a drugim
tyle przedmiotów można ująć w obie ręce
Nie dziwcie się że nie umiemy opisywać świata
tylko mówimy do rzeczy czule po imieniu
Zbigniew Herbert
Nigdy o tobie nie ośmielam się mówić
ogromne niebo mojej dzielnicy
ani o was dachy powstrzymujące wodospad powietrza
piękne puszyste dachy włosy naszych domów
milczę także o was kominy laboratoria smutku
porzucone przez księżyc wyciągające szyje
i o was okna otwarte-zamknięte
które pękacie w poprzek gdy umieramy za morzem
Nie opiszę nawet domu
który zna wszystkie ucieczki i moje powroty
choć mały jest i nie opuszcza powieki zamkniętej
nic nie odda zapachu zielonej portiery
ani skrzypienia schodów po których wnoszą zapaloną lampę
ani liścia nad bramą
Chciałbym właściwie napisać o klamce furtki tego domu
o jej szorstkim uścisku i przyjaznym skrzypieniu
i choć wiem o niej tak wiele
powtarzam tylko okrutnie pospolitą litanię słów
Tyle uczuć mieści się między jednym uderzeniem serca a drugim
tyle przedmiotów można ująć w obie ręce
Nie dziwcie się że nie umiemy opisywać świata
tylko mówimy do rzeczy czule po imieniu
Zbigniew Herbert
więcej twórczości:
Herbert Zbigniew
Marzyciele - Tymoteusz Karpowicz
Marie-Anne Foucart |
Brodzimy w świetle księżyca –
poławiacze pereł napowietrznych
ciepłe ryby bez płetw
Odchodzimy coraz dalej od sensu
tam gdzie liść jest planetą
tam gdzie nagle wszystko się wie
Zawsze jednak krzywo idziemy
nas pył kwiatu
ciągle strąca z dróg –
marzycieli z czwartego wymiaru
z ziemską kulą u nóg
Tymoteusz Karpowicz
więcej twórczości:
Karpowicz Tymoteusz
Czarodziejska góra - Tymoteusz Karpowicz
Czarodziejska góra
Nie powtórzą się:
niebo zapisane skrzydłem ptaka
drzewo z okrągłym echem w środku
cierpliwość palta i bunt iskry
pierwsza podróż płonącego łóżka
pierwsza rzeka z włosami Ofelii -
nie powtórzą się w naszym
kieszonkowym życiu
są wytrwałe w znikaniu
tak jak my w jawności
więc całujmy rzeczy znikome:
brzózki nóg białe nietoperze dłoni
bramy oczu skąd się wychodzi
z dzwonkiem w sercu lub z toporem w mózgu
lazurowe konie brodzące po wodzie
powietrzny przepływ wszystkich oczu ziemi
Mefisto nie kuś nas nieśmiertelnością
Weź ten listek do włosów i obłok do ręki -
to one są nietrwałe to one znikają
a my patrzymy na to z wielkiej srebrnej góry
Tymoteusz Karpowicz
Mihai Criste |
niebo zapisane skrzydłem ptaka
drzewo z okrągłym echem w środku
cierpliwość palta i bunt iskry
pierwsza podróż płonącego łóżka
pierwsza rzeka z włosami Ofelii -
nie powtórzą się w naszym
kieszonkowym życiu
są wytrwałe w znikaniu
tak jak my w jawności
więc całujmy rzeczy znikome:
brzózki nóg białe nietoperze dłoni
bramy oczu skąd się wychodzi
z dzwonkiem w sercu lub z toporem w mózgu
lazurowe konie brodzące po wodzie
powietrzny przepływ wszystkich oczu ziemi
Mefisto nie kuś nas nieśmiertelnością
Weź ten listek do włosów i obłok do ręki -
to one są nietrwałe to one znikają
a my patrzymy na to z wielkiej srebrnej góry
Tymoteusz Karpowicz
więcej twórczości:
Karpowicz Tymoteusz
Robi się coraz później - Julia Hartwig
Robi się coraz później
Przeszłość - jakie to przestrzenie
i przyszłość jak podminowana droga
tratowana przeczuciami
wciąż bliska
To ona a nie przeszłość
jest wciąż obecna
Julia Hartwig
Przeszłość - jakie to przestrzenie
i przyszłość jak podminowana droga
tratowana przeczuciami
wciąż bliska
To ona a nie przeszłość
jest wciąż obecna
Julia Hartwig
więcej twórczości:
Hartwig Julia
Pan Cogito na zadany temat: "Przyjaciele odchodzą" - Zbigniew Herbert
Pan Cogito na zadany temat:
"Przyjaciele odchodzą"
Pan Cogito
szczycił się w młodości
niebywałym bogactwem
przyjaciół
jedni za górami
zamożni w talenty i dobra
inni
jak najwierniejszy Władysław
biedni jak mysz kościelna
ale wszyscy
co się zowie
przyjaciele
wspólne gusta
ideały
bliźniacze charaktery
i wówczas
w zamierzchłych czasach
szczęśliwej krwawej młodości
Pan Cogito
miał prawo sądzić
że list z czarną obwódką
donoszący o jego zgonie
dotknie ich
do żywego
przyjadą
z różnych stron
staromodni jak z kalendarza
ubrani
w sztywny smutek
pójdą
z nim
ścieżką
wysypaną kamieniami
pośród
cyprysów
bukszpanów
sosen
i rzucą na pryzmę
mokrego piasku
wiązankę kwiatów
2
z nieubłaganym
biegiem lat
liczba przyjaciół
topniała
odchodzili
parami
grupowo
pojedynczo
jedni bledli jak opłatek
tracili ziemskie wymiary
i gwałtownie
lub wolno
emigrowali
w błękity
inni
wybrali mapy
szybkiej nawigacji
wybrali bezpieczne porty
i odtąd
Pan Cogito
stracił ich
z pola widzenia
Pan Cogito
nie wini za to nikogo
zrozumiał że tak musi być
naturalna kolej rzeczy
(od siebie mógłby dodać
że zanik trwałych uczuć
surowa historia
konieczność jasnych wyborów
decydowały
o rozwodach przyjaźni)
Pan Cogito
nie sarka
nie narzeka
nie wini nikogo
zrobiło się trochę
pustawo
Ale za to jaśniej
3
Pan Cogito
pogodził się łatwo
z odejściem wielu przyjaciół
jakby to było
naturalne prawo
obumierania
zostało jeszcze kilkoro
sprawdzonych przez ogień i wodę
z tymi którzy odeszli
na zawsze
poza mury Cesarstwa Empirii
utrzymuje stosunki żywe
i niezmiernie dobre
stoją za jego plecami
obserwują go bacznie
bezwzględni ale życzliwi
gdyby ich zabrakło
Pan Cogito
spadłby
na dno
opuszczenia
stanowią jakby tło
i z tego żywego tła
Pan Cogito
wysuwa się o pół kroku
nie więcej niż pół kroku
w religii jest na to termin
obcowanie świętych
Pan Cogito
daleki od świętości
dotrzymuje kroku
nieruchomym
a oni są jak chór
na tle tego chóru
Pan Cogito
nuci
swoją arię
pożegnalną
Zbigniew Herbert
"Przyjaciele odchodzą"
Pamięci Władysława Walczykiewicza1
Pan Cogito
szczycił się w młodości
niebywałym bogactwem
przyjaciół
jedni za górami
zamożni w talenty i dobra
inni
jak najwierniejszy Władysław
biedni jak mysz kościelna
ale wszyscy
co się zowie
przyjaciele
wspólne gusta
ideały
bliźniacze charaktery
i wówczas
w zamierzchłych czasach
szczęśliwej krwawej młodości
Pan Cogito
miał prawo sądzić
że list z czarną obwódką
donoszący o jego zgonie
dotknie ich
do żywego
przyjadą
z różnych stron
staromodni jak z kalendarza
ubrani
w sztywny smutek
pójdą
z nim
ścieżką
wysypaną kamieniami
pośród
cyprysów
bukszpanów
sosen
i rzucą na pryzmę
mokrego piasku
wiązankę kwiatów
2
z nieubłaganym
biegiem lat
liczba przyjaciół
topniała
odchodzili
parami
grupowo
pojedynczo
jedni bledli jak opłatek
tracili ziemskie wymiary
i gwałtownie
lub wolno
emigrowali
w błękity
inni
wybrali mapy
szybkiej nawigacji
wybrali bezpieczne porty
i odtąd
Pan Cogito
stracił ich
z pola widzenia
Pan Cogito
nie wini za to nikogo
zrozumiał że tak musi być
naturalna kolej rzeczy
(od siebie mógłby dodać
że zanik trwałych uczuć
surowa historia
konieczność jasnych wyborów
decydowały
o rozwodach przyjaźni)
Pan Cogito
nie sarka
nie narzeka
nie wini nikogo
zrobiło się trochę
pustawo
Ale za to jaśniej
3
Pan Cogito
pogodził się łatwo
z odejściem wielu przyjaciół
jakby to było
naturalne prawo
obumierania
zostało jeszcze kilkoro
sprawdzonych przez ogień i wodę
z tymi którzy odeszli
na zawsze
poza mury Cesarstwa Empirii
utrzymuje stosunki żywe
i niezmiernie dobre
stoją za jego plecami
obserwują go bacznie
bezwzględni ale życzliwi
gdyby ich zabrakło
Pan Cogito
spadłby
na dno
opuszczenia
stanowią jakby tło
i z tego żywego tła
Pan Cogito
wysuwa się o pół kroku
nie więcej niż pół kroku
w religii jest na to termin
obcowanie świętych
Pan Cogito
daleki od świętości
dotrzymuje kroku
nieruchomym
a oni są jak chór
na tle tego chóru
Pan Cogito
nuci
swoją arię
pożegnalną
Zbigniew Herbert
więcej twórczości:
Herbert Zbigniew
Daleki świecie… - Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Daleki świecie…
Daleki świecie wiecznie złocistego lata,
kędy olbrzymie rzeki toczą święte wody,
gdzie się w słońcu meczety błyszczą i pagody
i piramida szczytem pod błękit wylata;
gdzie złotą od gwiazd nocą płynie łódź skrzydlata,
wstawiając wśród brzegów milczące ogrody;
ziemio, gdzie zadumane odwieczne narody
siedzą, jak sfinks, wpatrzone w tajemnicę świata;
od dzieciństwa śnię ciebie i patrzę ku tobie!
Wędrując błędną myślą po szerokim globie,
ileż mil już przebiegłem po twoich przestrzeniach,
kąpiąc się w blasku słońca, w gwiaździstych promieniach
i w twych bezdennych puszczach, gdzie człowiek przepada
jak obłąkana gwiazda, z gwiazd odbita stada.
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Daleki świecie wiecznie złocistego lata,
kędy olbrzymie rzeki toczą święte wody,
gdzie się w słońcu meczety błyszczą i pagody
i piramida szczytem pod błękit wylata;
gdzie złotą od gwiazd nocą płynie łódź skrzydlata,
wstawiając wśród brzegów milczące ogrody;
ziemio, gdzie zadumane odwieczne narody
siedzą, jak sfinks, wpatrzone w tajemnicę świata;
od dzieciństwa śnię ciebie i patrzę ku tobie!
Wędrując błędną myślą po szerokim globie,
ileż mil już przebiegłem po twoich przestrzeniach,
kąpiąc się w blasku słońca, w gwiaździstych promieniach
i w twych bezdennych puszczach, gdzie człowiek przepada
jak obłąkana gwiazda, z gwiazd odbita stada.
Kazimierz Przerwa-Tetmajer
więcej twórczości:
Przerwa-Tetmajer Kazimierz
W prawej pióro - Włodzimierz Holsztyński
* * *
w prawej pióro
lewa liczy
pięć spotkań pięć rozstań
już brak palców
gdzie jesteś
dworce lotniska
buczy w górze samolot
czy w niebie się błyska
autostrady pożegnań
przez kukurydzę przez stepy
a ty jesteś jedna
i jeden los ślepy
Włodzimierz Holsztyński
więcej twórczości:
Holsztyński Włodzimierz
Nie żal - Włodzimierz Holsztyński
Nie żal
nie żal mi ziemskich podróży
wyszedłem poza podwórko
żal mi tych poza słońce
poza mleczną drogę
w bezkresną przestrzeń logiki
jest tylko tyle i nie więcej
czasu energii pieniędzy jedzenia
w sam raz na uroczą miniaturę
Włodzimierz Holsztyński
więcej twórczości:
Holsztyński Włodzimierz
Anioły - Piotr Rogucki
Anioły
Jest kraina w której rośnie wielkie drzewo waszych snów
Wieczorami rój aniołów siada na nim i pakują sny do ust
Będą czuwać całą noc nad ukojeniem waszych głów
Będą szeptać w ciepłe uszy senne kłamstwa dobrych słów
Sekret mój, że jestem jednym z nich
Kradnę z nieba najcieplejsze sny
Nocą leżę tuż przy tobie i
Tulę twoją głowę lejąc łzy
Zaraz świt
Wstanie by
Zabrać mi jedyny sens
Gdy zbudzisz się rozpłynę się we mgle
Ponad drzewem jak parasol wzbiera dobro boskich rąk
Błękitnieją nasze oczy, myśli płyną w noc
Aniołowie piją wino by nie wzdychać, tyle trosk
Zniosą wszystko nawet kiedy nie chcesz wierzyć, że tu są
Sekret mój, że jestem jednym z nich
Kradnę z drzewa najcieplejsze sny
Nocą leżę tuż przy tobie i
Tulę twoją głowę lejąc łzy
Zaraz świt
Wstanie by
Zabrać mi jedyny sens
Gdy zbudzisz się rozpłynę się we mgle
Piotr Rogucki
więcej twórczości:
audio,
Rogucki Piotr
Baśń - Edgar Allan Poe
Baśń
Baśń, która pieśnią coraz ciszej,
Stuliwszy skrzydła, bór kołysze
Wśród drżących liści, co w ustroni
Śpią zagubione w stawu toni -
Dla mnie, dzieciaka, kolorową
Była papuga. Leśną mową
Ona mnie słów uczyła pierwszych
I najwcześniejszych moich wierszy,
Gdym w cieniach boru i pomroczach
Śnił, chłopię o rozumnych oczach.
Dziś, gdy odwiecznych lat kondory
Wstrząsają niebo szumnym lotem
I lecąc mimo - dudnią grzmotem,
Nie mogę śnić, jak do tej pory
Śniłem, wsłuchany w nieb klangory.
Gdy sypiąc puch z lekkiego skrzydła
Cisza na chwilę mię usidla -
Nawet i wtedy śnić bym nie śmiał
O zakazanych rymach, pieśniach,
Chyba że serce me nawałą
Tonów jak harfa by zabrzmiało.
Edgar Allan Poe
przełożył Włodzimierz Lewik
Baśń, która pieśnią coraz ciszej,
Stuliwszy skrzydła, bór kołysze
Wśród drżących liści, co w ustroni
Śpią zagubione w stawu toni -
Dla mnie, dzieciaka, kolorową
Była papuga. Leśną mową
Ona mnie słów uczyła pierwszych
I najwcześniejszych moich wierszy,
Gdym w cieniach boru i pomroczach
Śnił, chłopię o rozumnych oczach.
Dziś, gdy odwiecznych lat kondory
Wstrząsają niebo szumnym lotem
I lecąc mimo - dudnią grzmotem,
Nie mogę śnić, jak do tej pory
Śniłem, wsłuchany w nieb klangory.
Gdy sypiąc puch z lekkiego skrzydła
Cisza na chwilę mię usidla -
Nawet i wtedy śnić bym nie śmiał
O zakazanych rymach, pieśniach,
Chyba że serce me nawałą
Tonów jak harfa by zabrzmiało.
Edgar Allan Poe
przełożył Włodzimierz Lewik
więcej twórczości:
Poe Edgar Allan
Dary - R. S. Thomas
Dary
Po ojcu – mocne serce
I słaby żołądek.
Po matce – strach.
Po moim smutnym kraju – hańbę.
Dla żony – wszystko
Prócz miłości, tej nie dam,
Bo nie moja.
Synowi – głód.
R. S. Thomas
przełożył Andrzej Szuba
Po ojcu – mocne serce
I słaby żołądek.
Po matce – strach.
Po moim smutnym kraju – hańbę.
Dla żony – wszystko
Prócz miłości, tej nie dam,
Bo nie moja.
Synowi – głód.
R. S. Thomas
przełożył Andrzej Szuba
więcej twórczości:
Thomas Ronald Stuart
Do muzyki - Percy Bysshe Shelley
Do muzyki
Srebrny klucz, co zamknął strugę łez,
Z której na umór piły myśli ciemne –
Cichy grób, gdzie wszelkiej trwogi kres,
Gdzie Troska, matka jej, jak dziewczę senne
Na kwiatach sen zapada.
Percy Bysshe Shelley
przełożył Juliusz Żuławski
więcej twórczości:
Shelley Percy Bysshe
Niknący księżyc - Percy Bysshe Shelley
Niknący księżyc
Jak konająca szczupła pani blada,
Która w gazowym woalu się skrada,
Wyprowadzona ze swojej alkowy
Przez błędny majak biednej chorej głowy –
Księżyc bezkształtną i bezsilną bielą
Ze wschodu się wychylił .
Percy Bysshe Shelley
przełożył Czesław Jastrzębiec-Kozłowski
Jak konająca szczupła pani blada,
Która w gazowym woalu się skrada,
Wyprowadzona ze swojej alkowy
Przez błędny majak biednej chorej głowy –
Księżyc bezkształtną i bezsilną bielą
Ze wschodu się wychylił .
Percy Bysshe Shelley
przełożył Czesław Jastrzębiec-Kozłowski
więcej twórczości:
Shelley Percy Bysshe
Czas - Percy Bysshe Shelley
Czas
O morze Czasu! Morze niezgłębione,
W którym falują lata - twoje wody
Są w swych odmętach od łez ludzkich słone!
Gdzie rytmem przypływ z odpływem się schodzi,
Granice kreślisz dla narodzin -
I tych, co chrypną od błagań bezsilnych,
Na kształt wraków wypluwasz na brzeg niegościnny!
Któż ci zaufa - złe w burzliwej porze,
Podstępne w czas pogody -
Niezgłębione morze?
Percy Bysshe Shelley
przełożył Juliusz Żuławski
O morze Czasu! Morze niezgłębione,
W którym falują lata - twoje wody
Są w swych odmętach od łez ludzkich słone!
Gdzie rytmem przypływ z odpływem się schodzi,
Granice kreślisz dla narodzin -
I tych, co chrypną od błagań bezsilnych,
Na kształt wraków wypluwasz na brzeg niegościnny!
Któż ci zaufa - złe w burzliwej porze,
Podstępne w czas pogody -
Niezgłębione morze?
Percy Bysshe Shelley
przełożył Juliusz Żuławski
więcej twórczości:
Shelley Percy Bysshe
Skały Beenu - Thomas Hardy
Skały Beenu
Jakie opale i wód szafir na zachodu wędrownej fali,
Jak ta kobieta na wierzchowcu włosem trzepoce jasnym w dali,
Kobieta, którąm kochał, której uczuć dla mnie nikt nie obali.
Białe wirowały u brzegu mewy, wierzch oceanu płowy
Gubił się gdzieś w podniebiach i wir bulgotał nowy,
A myśmy w radości serca śmieli się w blask marcowy.
Nagle omroczyła nas chmurka, deszcz skropił pomieszany z tęczą,
Na Atlantyku połamaną plama odbiła się obręczą
I znów się zza chmur blask przedarł, znów się purpurą fale wieńczą.
Do dziś czar przepaścisty Beenu piętrzy pod niebo swe urwisko –
Czy ona i ja nie pójdziemy znów tam teraz, gdy marzec blisko,
Cośmy mówili słodko wtedy, słowo za słowem znów rzec wszystko?
Cóż że w przepaścistym swym pięknie skały wybrzeża majaczeją –
Gdzie indziej już jest ona, włos jej się nie trzepie wichru zawieją,
Nie zna i nie dba o turń Beenu ni usta jej się tam rozśmieją.
Thomas Hardy
przełożył Stanisław Helsztyński
Jakie opale i wód szafir na zachodu wędrownej fali,
Jak ta kobieta na wierzchowcu włosem trzepoce jasnym w dali,
Kobieta, którąm kochał, której uczuć dla mnie nikt nie obali.
Białe wirowały u brzegu mewy, wierzch oceanu płowy
Gubił się gdzieś w podniebiach i wir bulgotał nowy,
A myśmy w radości serca śmieli się w blask marcowy.
Nagle omroczyła nas chmurka, deszcz skropił pomieszany z tęczą,
Na Atlantyku połamaną plama odbiła się obręczą
I znów się zza chmur blask przedarł, znów się purpurą fale wieńczą.
Do dziś czar przepaścisty Beenu piętrzy pod niebo swe urwisko –
Czy ona i ja nie pójdziemy znów tam teraz, gdy marzec blisko,
Cośmy mówili słodko wtedy, słowo za słowem znów rzec wszystko?
Cóż że w przepaścistym swym pięknie skały wybrzeża majaczeją –
Gdzie indziej już jest ona, włos jej się nie trzepie wichru zawieją,
Nie zna i nie dba o turń Beenu ni usta jej się tam rozśmieją.
Thomas Hardy
przełożył Stanisław Helsztyński
więcej twórczości:
Hardy Thomas
Zbytnio nam ciąży świat… - William Wordsworth
Zbytnio nam ciąży świat…
Zbytnio nam ciąży świat; o każdej porze,
Biorąc czy dając, tracimy coś z siebie;
Przyroda rzadko służy nam w potrzebie;
Każdy odrzuca serce jak zepsuty orzech!
Morze, co w blasku księżyca pierś chłodzi,
Wiatry, co wyją w cztery świata strony,
A teraz cichną niby kwiat uśpiony,
I to, i wszystko inne mało nas obchodzi;
I mało wzrusza. Ach! Lepiej by było
Czerpać z pogańskiej wiary w starych bogów;
Mógłbym ja wtedy, idąc łączką miłą,
Nie tak samotnym czuć się wśród rozłogów;
Bo by Proteusz zza fali wychynął,
Bo Tryton zadąłby na swoim rogu.
William Wordsworth
przełożył Juliusz Żuławski
Zbytnio nam ciąży świat; o każdej porze,
Biorąc czy dając, tracimy coś z siebie;
Przyroda rzadko służy nam w potrzebie;
Każdy odrzuca serce jak zepsuty orzech!
Morze, co w blasku księżyca pierś chłodzi,
Wiatry, co wyją w cztery świata strony,
A teraz cichną niby kwiat uśpiony,
I to, i wszystko inne mało nas obchodzi;
I mało wzrusza. Ach! Lepiej by było
Czerpać z pogańskiej wiary w starych bogów;
Mógłbym ja wtedy, idąc łączką miłą,
Nie tak samotnym czuć się wśród rozłogów;
Bo by Proteusz zza fali wychynął,
Bo Tryton zadąłby na swoim rogu.
William Wordsworth
przełożył Juliusz Żuławski
więcej twórczości:
Wordsworth William
John Anderson - Robert Burns
Ferdynand Hodler |
John Anderson, mój stary,
Gdy nas złączył los,
Twarz twoja była smagła,
Kruczoczarny włos.
Dziś czoło twoje łyse, John,
A włosy pokrył szron,
Lecz błogosławmy siwą skroń,
John Anderson, mój John.
John Anderson, mój stary,
W góręśmy razem szli,
Przeżyliśmy ze sobą, John,
Wiele wesołych dni.
Dziś czas nam złazić na dół, John,
Zejdziemy w dłoni dłoń.
Spoczynek czeka nas u stóp,
John Anderson, mój John.
Robert Burns
przełożyła Ludmiła Marjańska
więcej twórczości:
Burns Robert
Moja śliczna Bell - Robert Burns
Moja śliczna Bell
Z uśmiechem wiosna jasna wschodzi.
Ucieka zrzędna zima w dal;
Lśni w kryształowo czystej wodzie
Błękitne niebo pośród fal.
Ranek wytrysnął nad wzgórzami
Wieczór pian morskich złoci biel,
Wszystko się cieszy promieniami,
A ja się cieszę śliczną Bell.
Wiosna za rękę lato trzyma,
A za nim żółta jesień tuż.
I znów powraca mroczna zima,
I wiosna jawi wśród wzgórz.
Tak świat się zmienia i zdarzenia,
Czas leci, choćby z bicza strzel!
Lecz nieprzerwanie, żyjąc dla niej,
Uwielbiam moją śliczną Bell.
Robert Burns
przełożyła Ludmiła Marjańska
więcej twórczości:
Burns Robert
Kołysanka rycerska - Walter Scott
William-Adolphe Bouguereau |
Śpij, dziecię! Twój ojciec rycerski był pan,
Twa matka matroną – z zacności ród znan;
Od zamku tych wrótni, jak spojrzeć li w krąg,
Dziedzicem ty jesteś tych lasów, tych łąk.
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!
Nie lękaj się rogu, choć głośny to róg,
On stróżów li wzywa twych snów, twoich dróg:
Naciągną swe łuki, zrumienią miecz swój,
Do twojej kolebki nie dorwie się zbój.
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!
Śpij, dziecię, niedługo nadejdzie czas ten,
Gdy surma i bęben już przerwą twój sen!
Więc śpijże, mój luby, dopóki śpisz rad,
Dzień walki cię zbudzi, gdy dojdziesz do lat.
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!
O ho ro, i ri ri, kadul gu lo!
Walter Scott
przełożył Jan Kasprowicz
więcej twórczości:
Scott Walter
Pieśń ostatniego minstrela - Sir Walter Scott
Pieśń ostatniego minstrela
(Pieśń szósta XXIII – Harold)
O, posłuchajcie, piękne damy!
Nie o rycerskich czynach dzieli
Z wami się pieśń ma; śpiewać mamy
O smutnym losie Rozabelli.
„Do cum, do cum, żeglarze mili!
Ty, Pani ma, nie zwlekaj dłużej!
W «Kruczym» się «Gnieździe» schroń w tej chwili
I nie chciej dziś już kusić burzy.
Grzebienie fal już całe w bieli,
Mewy na skały mkną z rozpaczy,
Rybacy Ducha Wód słyszeli,
A to rozbicie statków znaczy.
Wróż nas ostatnią widział nocą
Zmoczone gzło na pięknej pani,
Po co dziś walczyć z fal złą mocą,
Więc do bezpiecznej idź przystani!”
„Nie że lord Lindsay o tej porze
Urządza bale sam w Roslinie,
Jeno że matka ma, nieboże,
Ze samotności w zamku ginie.
Nie że gonitwy jest godzina,
A Lindsay jeździ jak niewiela,
Jeno że ojciec nie tknie wina
Gdy mu nie poda Rozabella.”
Ponad Roslinem noc się pali:
Światłość, nad zamkiem gorejąca,
Szersza od watry w górskiej hali,
Stokroć czerwieńsza od miesiąca.
Żar nad Roslinem ponad żary
Zrumienił w okrąg leśne zręby:
Hawthorndzkie widzą go pieczary,
Drydenskiej puszczy widzą dęby.
Kościół zamkowy cały w łunie,
Roslińskich grób to jest rycerzy:
Każdy z baronów miast w całunie,
W zbroi, bez trumny tutaj leży.
Snadź wszystko pali się dokoła,
Zakrystia, ołtarz w ogniach płonie,
Kolumn liściaste płoną czoła,
Umarłych wojów płoną bronie!
Goreją blanki i wierzeje,
W rozety arkad strojne mury:
Tak się to zawsze tutaj dzieje,
Gdy ma z Saint Clairów umrzeć który.
Dwudziestu panów na Roslinie
Jest pogrzebionych w tym kościele,
Morze ma tylko w swej głębinie
Umiłowaną Rozabellę.
Gromnice, dzwony, psalmów tony
Wszyscy z Saint Clairów zmarłych mieli;
Jęk li ponury wód i wichury
To pogrzeb był lubej Rozabelli.
Sir Walter Scott
przełożył Jan Kasprowicz
(Pieśń szósta XXIII – Harold)
O, posłuchajcie, piękne damy!
Nie o rycerskich czynach dzieli
Z wami się pieśń ma; śpiewać mamy
O smutnym losie Rozabelli.
„Do cum, do cum, żeglarze mili!
Ty, Pani ma, nie zwlekaj dłużej!
W «Kruczym» się «Gnieździe» schroń w tej chwili
I nie chciej dziś już kusić burzy.
Grzebienie fal już całe w bieli,
Mewy na skały mkną z rozpaczy,
Rybacy Ducha Wód słyszeli,
A to rozbicie statków znaczy.
Wróż nas ostatnią widział nocą
Zmoczone gzło na pięknej pani,
Po co dziś walczyć z fal złą mocą,
Więc do bezpiecznej idź przystani!”
„Nie że lord Lindsay o tej porze
Urządza bale sam w Roslinie,
Jeno że matka ma, nieboże,
Ze samotności w zamku ginie.
Nie że gonitwy jest godzina,
A Lindsay jeździ jak niewiela,
Jeno że ojciec nie tknie wina
Gdy mu nie poda Rozabella.”
Ponad Roslinem noc się pali:
Światłość, nad zamkiem gorejąca,
Szersza od watry w górskiej hali,
Stokroć czerwieńsza od miesiąca.
Żar nad Roslinem ponad żary
Zrumienił w okrąg leśne zręby:
Hawthorndzkie widzą go pieczary,
Drydenskiej puszczy widzą dęby.
Kościół zamkowy cały w łunie,
Roslińskich grób to jest rycerzy:
Każdy z baronów miast w całunie,
W zbroi, bez trumny tutaj leży.
Snadź wszystko pali się dokoła,
Zakrystia, ołtarz w ogniach płonie,
Kolumn liściaste płoną czoła,
Umarłych wojów płoną bronie!
Goreją blanki i wierzeje,
W rozety arkad strojne mury:
Tak się to zawsze tutaj dzieje,
Gdy ma z Saint Clairów umrzeć który.
Dwudziestu panów na Roslinie
Jest pogrzebionych w tym kościele,
Morze ma tylko w swej głębinie
Umiłowaną Rozabellę.
Gromnice, dzwony, psalmów tony
Wszyscy z Saint Clairów zmarłych mieli;
Jęk li ponury wód i wichury
To pogrzeb był lubej Rozabelli.
Sir Walter Scott
przełożył Jan Kasprowicz
więcej twórczości:
Scott Walter
Epitafium dla Mahalii Jackson - Jonasz Kofta
Epitafium dla Mahalii Jackson
Błogosławieni ubodzy duchem
Bogaci w byt
Wam samotności wnętrza głuche
Otwiera rytm
To niewolnicy serc, obuchem
Kruszą niebo bez gwiazd
Czarnego bazaltu okruchy
Spadają między nas
Omija głowy
Nut ciężkich obryw
Rytm serca
Parodiuje podryg
Wykrętny znak
Czyżbyśmy byli
Tak bezcieleśni
I nie nosili
W sobie tych pieśni
Czyżbyśmy wolni byli tak
Módlcie się wolni i biali
Do świętej, czarnej Mahalii
Módlcie się póki czas
Jonasz Kofta
więcej twórczości:
audio,
Kofta Jonasz
Głos - Tadeusz Różewicz
Głos
Kaleczą się i dręczą
milczeniem i słowami
jakby mieli przed sobą
jeszcze jedno życie
czynią tak
jakby zapomnieli
że ich ciała
są skłonne do śmierci
że wnętrze człowieka
łatwo ulega zniszczeniu
bezwzględni dla siebie
są słabsi
od roślin i zwierząt
może ich zabić słowo
uśmiech spojrzenie
Tadeusz Różewicz
Kaleczą się i dręczą
milczeniem i słowami
jakby mieli przed sobą
jeszcze jedno życie
czynią tak
jakby zapomnieli
że ich ciała
są skłonne do śmierci
że wnętrze człowieka
łatwo ulega zniszczeniu
bezwzględni dla siebie
są słabsi
od roślin i zwierząt
może ich zabić słowo
uśmiech spojrzenie
Tadeusz Różewicz
więcej twórczości:
Różewicz Tadeusz
Przepis na danie mięsne - Urszula Kozioł
Przepis na danie mięsne
Trzeba mieć tylko nóż
trzeba mieć gładki kamień
ostrzem wypieścić głaz aż głaz się odwzajemni
ma wchłonąć twardą czułość i unerwienie rąk
Wszystko co potem proste
Pień deska Szczypta soli
Zieleń do smaku oczom
I listek laurowy
Wszystko co potem zwykłe
Bo cała rzecz w przyprawach
(Pamiętaj też o misie i zestawieniu barw)
O ogień dzisiaj łatwo dzięki Prometejowi.
Byle był nóż i kamień.
Oraz uległy kark.
Urszula Kozioł
Trzeba mieć tylko nóż
trzeba mieć gładki kamień
ostrzem wypieścić głaz aż głaz się odwzajemni
ma wchłonąć twardą czułość i unerwienie rąk
Wszystko co potem proste
Pień deska Szczypta soli
Zieleń do smaku oczom
I listek laurowy
Wszystko co potem zwykłe
Bo cała rzecz w przyprawach
(Pamiętaj też o misie i zestawieniu barw)
O ogień dzisiaj łatwo dzięki Prometejowi.
Byle był nóż i kamień.
Oraz uległy kark.
Urszula Kozioł
więcej twórczości:
Kozioł Urszula
Sfinks - Cyprian Kamil Norwid
Sfinks
Zastąpił mi raz Sfinks u ciemnej skały,
Gdzie jak zbójca, celnik lub człowiek biedny
"Prawd!" - wołając, wciąż prawd zgłodniały,
Nie dawa gościom tchu;
*
- "Człowiek?... jest to kapłan bez-wiedny
I niedojrzały..." -
Odpowiedziałem mu.
*
Alić - o! dziwy...
Sfinks się cofnął grzbietem do skały:
- Przemknąłem żywy!
Cyprian Kamil Norwid
Zastąpił mi raz Sfinks u ciemnej skały,
Gdzie jak zbójca, celnik lub człowiek biedny
"Prawd!" - wołając, wciąż prawd zgłodniały,
Nie dawa gościom tchu;
*
- "Człowiek?... jest to kapłan bez-wiedny
I niedojrzały..." -
Odpowiedziałem mu.
*
Alić - o! dziwy...
Sfinks się cofnął grzbietem do skały:
- Przemknąłem żywy!
Cyprian Kamil Norwid
więcej twórczości:
Norwid Cyprian Kamil
Walka Jakuba z aniołem - Stanisław Grochowiak
Walka Jakuba z aniołem
Paul Gauguin - Wizja po kazaniu, czyli walka Jakuba z Aniołem - 1888
Jerzemu GembickiemuTy we mnie chlebem kamieniem kościołem
Ja w Ciebie żebrem
Ty - jak w dwie tarcze - w skrzydła uzbrojony
Ja - w zmarszczki czoła
Za Tobą ogień hoplici i gryfy
A za mną - grób mój
Ty we mnie zorzą kobietą dzbanem
Ja w Ciebie grobem
Stanisław Grochowiak
więcej twórczości:
Grochowiak Stanisław
Centaur - Stanisław Grochowiak
Piotr Naliwajko |
Mieć taki zad jak wypolerowana kula
Nogi co rzadko
Ominie je rzeźnik
Ciężar kanapy o stu poduchach
I duszę
Kochać tak żarcie że trzeba trzech miednic
Chucią ogarniać nawet w dębach dziuple
Jak skoczyć to skoczyć z hukiem tarabanu
I marzyć
Nad kwiatkiem śpiewać
Metafizykować
Mówić o Plaucie
Rozmyślać co wstyd
Ludzkość stworzyła ideę Centaura
W dziwnej wnikliwej o sobie zadumie
Stanisław Grochowiak
więcej twórczości:
Grochowiak Stanisław
Złoty kubek - Teresa Ferenc
Złoty kubek
- Na czym stoisz
- Na strunie głosu
- Co pijesz
- Kubek blasku
- Jaki to smak
- Jak gdy zgrudziały ptak
dostaje skrzydeł
Pękają pestki w ziemi
chwieją się na cienkich nóżkach
boże dzieci
bezradne dziecko małpy
tak podobne do nas
że patrząc słowo wrasta w serce
Mądrości pijana
chodząca po ziemi
tak jak biegnie czas
Światło ziemi bądź z nami
Kubku pełen blasku
nie opuszczaj nas
Teresa Ferenc
więcej twórczości:
Ferenc Teresa
Fałszywy alarm - Tymoteusz Karpowicz
Mike Kleimo |
Na krzyk
zbiegli się sąsiedzi
potem milicja
karetka pogotowia
Ale ulica spływała czystym kamieniem
nikt nie miał krwi na rękach
ni ołowiu w sercu
Rozchodzono się uznano alarm za fałszywy
Jakby tylko krew i ołów
wyjawiały ludziom
ludzki ból
Tymoteusz Karpowicz
więcej twórczości:
Karpowicz Tymoteusz
Jak to łatwo jest deptać - Jarosław Iwaszkiewicz
***
Zdzisław Beksiński
Jak to łatwo jest deptać
upadłe wielkości
czy to jest zadanie poetów
rozbijać rozbite trumny?
jakże łatwo wymyślać
obcemu
schowawszy się za mur
obrońców sprawiedliwości
Ale być sprawiedliwym
w godzinie pogardy
podnieść głos
gdy wszystkie lisy schowały się do nory
zawołać głośno
kiedy wszyscy szepcą
o jakże mało jest takich
którzy to potrafią
Jarosław Iwaszkiewicz
więcej twórczości:
Iwaszkiewicz Jarosław
Historia - Włodzimierz Słobodnik
Historia
Historia się powtarza: mordy i grabieże
Wojny i wściekłe gwałty
A obok tego dobroć i strzelistość sztuki
Jej najściślejsze kształty
Chaos i ład się odwiecznie powtarza
I ze sobą się jak kwiat z mieczem splata -
Jestem człowiekiem i dźwigam na sobie
Tysiące lat ciemności, tysiące lat światła.
Włodzimierz Słobodnik
więcej twórczości:
Slobodnik Włodzimierz
Chiński wiersz - Adam Zagajewski
Chiński wiersz
Czytałem chiński wiersz
napisany przed tysiącem lat.
Autor opowiada o deszczu
padającym przez całą noc
na bambusowy dach łodzi
i o spokoju, który nareszcie
zagościł w jego sercu.
Czy to zbieg okoliczności,
że znowu jest listopad i mgła
i ołowiany zmierzch?
Czy to przypadek,
że znowu ktoś żyje?
Poeci przywiązują wielką wagę
do sukcesów i nagród,
ale jesień po jesieni
odziera z liści dumne drzewa
i jeśli coś zostaje
to delikatny szmer deszczu
w wierszach, które nie są
ani radosne, ani smutne.
Tylko czystość jest niewidoczna
i wieczór, kiedy cień i światło
zapominają o nas na moment
zajęte tasowaniem tajemnic.
Adam Zagajewski
Czytałem chiński wiersz
napisany przed tysiącem lat.
Autor opowiada o deszczu
padającym przez całą noc
na bambusowy dach łodzi
i o spokoju, który nareszcie
zagościł w jego sercu.
Czy to zbieg okoliczności,
że znowu jest listopad i mgła
i ołowiany zmierzch?
Czy to przypadek,
że znowu ktoś żyje?
Poeci przywiązują wielką wagę
do sukcesów i nagród,
ale jesień po jesieni
odziera z liści dumne drzewa
i jeśli coś zostaje
to delikatny szmer deszczu
w wierszach, które nie są
ani radosne, ani smutne.
Tylko czystość jest niewidoczna
i wieczór, kiedy cień i światło
zapominają o nas na moment
zajęte tasowaniem tajemnic.
Adam Zagajewski
więcej twórczości:
Zagajewski Adam
Godność milczenia - Anna Kamieńska
Godność milczenia
Nieufność gorsza od nienawiści
i uścisk ręki gorszy od odmowy podania ręki
i grzeczność która mogłaby być przyjaźnią
i wyniosłość obca wielkim ludziom
słowa wyszukane zamiast głosu sumienia
i przemilczenie bo straciło godność milczenia
Anna Kamieńska
Nieufność gorsza od nienawiści
i uścisk ręki gorszy od odmowy podania ręki
i grzeczność która mogłaby być przyjaźnią
i wyniosłość obca wielkim ludziom
słowa wyszukane zamiast głosu sumienia
i przemilczenie bo straciło godność milczenia
Anna Kamieńska
więcej twórczości:
Kamieńska Anna
Spotkania same wpadają... - Józef Baran
***
spotkania same wpadają
w oko i ucho
są proste jak elementarz
czytany po latach
ale ty ucz się rozstań
są wyższą matematyką losu
i najtrudniejszymi literami
w alfabecie przemijania
powtarzał je będziesz cierpliwie
nauczysz się ich na pamięć
nie zważaj że z początku
nic z nich nie zrozumiesz
Józef Baran
więcej twórczości:
Baran Józef
Omnia mea - Stanisław Ryszard Dobrowolski
Kazimierz Sichulski - Wiosna (fragment tryptyku) |
Grażynie BacewiczW oczach - studzienna zieleń,
pełno bezdennej zieleni:
tataraki, rokiciny, wikliny,
czeremchy w kwietniowej bieli,
łąki, łęgi haftowane kaczeńcem,
gaje, zagaje, bugaje,
chmurne chojary Mazowsza,
świętojańskie czary czerwcowe,
stare wierzby - wiedźmy księżycowe,
sadów panieńskie wieńce
i topole, topole, topole,
białodrzewie, murawy nad Wisłą -
nad wodą wielką.
Uszy - pełne muzyki:
pszczół brzęczenie upalne,
kląskające w mroku słowiki
szopenowskie nutki - świerszczyki
wron krakanie,
ciemny łoskot boru przed burzą,
bas sosen
- dużo muzyki, dużo.
Wszystko to wezmę z sobą.
Gdy stąd odejdę -
- poniosę.
Stanisław Ryszard Dobrowolski
więcej twórczości:
Dobrowolski Stanisław Ryszard
Na stepie - Bolesław Leśmian
Na stepie
Noc błękitnieje w oddali,
Na widnokręgów podkowie,
Jak błysk bladego zwierciadła
W na poły mrocznej alkowie!...
Step dymi modrym płomieniem,
Wiatr to się ocknie - to zdrzemnie.
Cienie biegają po ziemi,
Niby się gonią wzajemnie!...
Ja idę - i czuję sercem,
Jak w ziemi rodzą się czary,
Ja idę - i wierzę senny,
Że step - bez końca, bez miary!...
I piję tchy nieskończenia,
I radość w piersi mi płacze,
I strach mię jeno zdejmuje,
Że koniec stepu zobacz
Bolesław Leśmian
więcej twórczości:
Leśmian Bolesław
Kamienny dom (fragment) - Marian Czuchnowski
Roman Kochanowski - Pejzaż wiejski - 1896 |
Przedwiośnie rozlepiło ostrożnie zielony biuletyn.
W nagim dniu szeleściły szpaki.
Szeleściły jak brunatne złoto, rzeka i wiatr.
- «Jesteśmy świeży, szeroki krzyk ptaków, wilgi i gąszcz.» -
W Biadolinach nad rzeką miękko stał jeszcze młyn. W biały mróz.
- «Jedziemy doliną; krzycząca ostro kobieta i mąż.» -
W mrozie skrzypi srebrny wóz.
- «Kogóż tam macie, dobrzy ludzie?» -
- «Kogo wołacie wskroś, po grudzie?» -
Ziemia ocieka jaskrawą farbą słonecznej palety.
Maszerowali rano spłoszeni, w dół, jak ptaki.
Żar się ostrożnie w pola kładł.
W dole zielony martwo błyszczał dwór.
Górą zaskrzypiał rączo mróz i młyn.
Od świeżych i błękitnych gór
Rozwinął się pachnący, jaworowy dym.
I wiosna tchnęła mokrą wonią kalin.
W rzece brunatne złoto wody
Szeleści, jak szept szpaków, blask i żywość piór.
- «Jesteśmy wodni ludzie. Jedziemy z gór po chleb.
Soczysty, czarny, tłusty, pachnący jak trześniowy szczep.» -
Długo, długo w dolinę wołając, jechali.
Gdy zamulone w górach gwiazdy pękają nocą krzykiem pstrym
Wiosna rozlewa w drzewach zielony soków płyn
I białe wstążki surowej pogody.
Z białego dworu w górę nagi las.
Tak pusty, jak wygnanie ptaków.
Albo pokój kobiety samotnej, tylko czarny.
Dębom śnieg jeszcze, jak starcom siwizna, rozlał się w brodzie
Z wolna wychodził śpiew i jak chłop po pas
Rozbrodził się w mroźnym, kruchym zachodzie.
W zimnym ogrodzie gruby, złoty mur.
Za szarym murem tłusty, biały dwór
W lesie, jak brunatne złoto, cicho szeleściły liście, sina rdza i sarny
Zeschnięte wrzawą świerków jak szumem wiatraków.
- «Wyjedziemy stąd na słońce, wyjedziemy na dolinach!» -
Był młyn w górze, chleb we dworze, a głód tańczył jak zła dziewka w Biadolinach.
Marian Czuchnowski
więcej twórczości:
Czuchnowski Marian
Anty-primavera - Bogdan Czaykowski
Anty-primavera
Cała w pąkach, rozmiękła jak trup,
jesteś, wiosno, obrazem rozkładu.
O tobie śpiewa poeta i ptak,
a ja cię witam jako zimy śmierć.
Z rozkutego wynoszę sadu
zetlałe sople, stalaktytu cierń,
topniejącą koronę białogradu.
Ten spokój, który leżał
na równinach i w sadzie,
stwardniała rzeka, uciszony las,
niebo jak batysfery ochronna powłoka,
grafika czarno-białych akcentów i blask
suchy, iskrowy, chrzęszczący jak pancerz.
Twe zapowiedzi, wiosno, są fałszywą sztuką.
Jesteś jak poetycki chwyt starej natury.
Zimny krajobraz więcej ma prawdy niż pąki
i rozbełtane niebo, z krótką, gromką burzą.
W zimie czerpałem wodę z wykutej przerębli,
paliłem promień jasno, wiedziałem, co wiatr.
Jednoznacznie mijały się na śniegu ślady.
Nim przedzwoniły sanki, już znikł ślad.
Bogdan Czaykowski
Cała w pąkach, rozmiękła jak trup,
jesteś, wiosno, obrazem rozkładu.
O tobie śpiewa poeta i ptak,
a ja cię witam jako zimy śmierć.
Z rozkutego wynoszę sadu
zetlałe sople, stalaktytu cierń,
topniejącą koronę białogradu.
Ten spokój, który leżał
na równinach i w sadzie,
stwardniała rzeka, uciszony las,
niebo jak batysfery ochronna powłoka,
grafika czarno-białych akcentów i blask
suchy, iskrowy, chrzęszczący jak pancerz.
Twe zapowiedzi, wiosno, są fałszywą sztuką.
Jesteś jak poetycki chwyt starej natury.
Zimny krajobraz więcej ma prawdy niż pąki
i rozbełtane niebo, z krótką, gromką burzą.
W zimie czerpałem wodę z wykutej przerębli,
paliłem promień jasno, wiedziałem, co wiatr.
Jednoznacznie mijały się na śniegu ślady.
Nim przedzwoniły sanki, już znikł ślad.
Bogdan Czaykowski
więcej twórczości:
Czaykowski Bogdan
Mówię, dziwię się - Rafał Wojaczek
Mówię, dziwię się
Śpiąc z kamieniem pod głową przez sen kruchy
Czuję ziarenko grochu uwiera pod językiem.
Ze starej Ziemi przemyciłem skrycie
Kamień węgielny pod nową kulturę.
I budzę się zaraz po nieskończonym polu
- słupy horyzontu stoją zawsze dalej -
Chodzę na czworakach szukam miejsca pod zasiew.
Pług i oracz, językiem żłobię bruzdę głodną
I kładę w nią ziarenko już nabrzmiałe chęcią
Rośnięcia w znakomitą kromkę przyszłej strawy.
Taki wątły że jeszcze prawie niewidzialny
Już ze wzruszonej gleby wynika mądry pręcik.
Mówię do niego lecz czemu po polsku
- chwilę się dziwię językowi głodu.
Rafał Wojaczek
Śpiąc z kamieniem pod głową przez sen kruchy
Czuję ziarenko grochu uwiera pod językiem.
Ze starej Ziemi przemyciłem skrycie
Kamień węgielny pod nową kulturę.
I budzę się zaraz po nieskończonym polu
- słupy horyzontu stoją zawsze dalej -
Chodzę na czworakach szukam miejsca pod zasiew.
Pług i oracz, językiem żłobię bruzdę głodną
I kładę w nią ziarenko już nabrzmiałe chęcią
Rośnięcia w znakomitą kromkę przyszłej strawy.
Taki wątły że jeszcze prawie niewidzialny
Już ze wzruszonej gleby wynika mądry pręcik.
Mówię do niego lecz czemu po polsku
- chwilę się dziwię językowi głodu.
Rafał Wojaczek
więcej twórczości:
Wojaczek Rafał
Epos - Julian Tuwim
Epos
Dla Marii z Kossaków PawlikowskiejMoże to dzwonią dziwodzwony,
Może to gonią dziwożony,
Może przez jary, przez chojary,
Gna koń straszliwy, koń szalony?
Niebo przerzyna sierp złotawy,
Szklą się w głębinach czarostawy,
Brzęczą fruwieńce, nocne cieńce,
Tańcem trącają zielne trawy.
W róg zadmie głucho ciemny strzelec,
Ozwie się cielec czarnobielec,
Wyjdzie kosmaty, trawy skrwawi,
W miesiąc rogaty ślepia wstawi.
Zawyje dziko bestia święta,
A burza wieków się rozpęta!
Hej! Ojcze Byku! Słyszę! Słyszę!
W zodiaku gwiezdne rżą zwierzęta!
Julian Tuwim
więcej twórczości:
Tuwim Julian
Nie budźmy ciszy - Helena Raszka
Nie budźmy ciszy
Nie budźmy ciszy,
która śpi pod drzewem
przykryta opadaniem liści.
Jutro ją zdepczą szybkie kroki
- i nie zdołamy jej osłonić
czułym spleceniem naszych dłoni.
Nie budźmy ciszy -
jej głęboki,
spokojny oddech
daje słowom
- szeptanym słowom o miłości -
dźwięczność i jasność,
jakiej nie zna
śpiew ptaków i spadanie gwiazdy.
Helena Raszka
Nie budźmy ciszy,
która śpi pod drzewem
przykryta opadaniem liści.
Jutro ją zdepczą szybkie kroki
- i nie zdołamy jej osłonić
czułym spleceniem naszych dłoni.
Nie budźmy ciszy -
jej głęboki,
spokojny oddech
daje słowom
- szeptanym słowom o miłości -
dźwięczność i jasność,
jakiej nie zna
śpiew ptaków i spadanie gwiazdy.
Helena Raszka
więcej twórczości:
Raszka Helena
Fuga - Melancholia - Gunnar Ekelöf
Fuga - Melancholia
Oglądam się za siebie, liczę swoje zwycięstwa
- tak ich niewiele - i swe porażki - jakże liczne...
W wyśnionym krajobrazie, gdzie wciąż jeszcze majaczy
kurz licznych marszów, i krótkich i długich zarazem,
gdzie nikt nie wydaje bitwy i nikt jej nie odmawia,
widzę je, bielejące kości tych mnogich kohort
pragnień, co były moje...
Nareszcie nad rzeką... Aby wolny od udręki
od pustynnych miraży, tryskających źródeł,
niepomny wszystkich odpowiedzi na wszystkie pytania,
niepokoju wzrastania, bojaźni usychania,
polatywać kołysząc się łagodnie na falach,
co toczą swoje szkliste sklepienia na wybrzeża,
by pianą swą obmywać leżące tam kamienie,
szare i pogrążone miękko w piasku, na granicy,
co dzieli i zespala zarazem krainy
zarówno opuszczone jak i te nie osiągnięte.
To wszystko, czego pragnę - jak te uschłe gałęzie,
jak te szczątki okrętów, co niegdyś spłonęły,
jak te ciała zwęglone i spalone ogniem...
By zostać uniesionym w dal, aż znikną brzegi.
By nie móc ni zawrócić, ani też powrócić,
By ani sprawy nie przegrać, ani jej nie wygrać.
- Wielki odwrót nareszcie został zakończony.
Gunnar Ekelöf
przełożył Zygmunt Łanowski
Oglądam się za siebie, liczę swoje zwycięstwa
- tak ich niewiele - i swe porażki - jakże liczne...
W wyśnionym krajobrazie, gdzie wciąż jeszcze majaczy
kurz licznych marszów, i krótkich i długich zarazem,
gdzie nikt nie wydaje bitwy i nikt jej nie odmawia,
widzę je, bielejące kości tych mnogich kohort
pragnień, co były moje...
Nareszcie nad rzeką... Aby wolny od udręki
od pustynnych miraży, tryskających źródeł,
niepomny wszystkich odpowiedzi na wszystkie pytania,
niepokoju wzrastania, bojaźni usychania,
polatywać kołysząc się łagodnie na falach,
co toczą swoje szkliste sklepienia na wybrzeża,
by pianą swą obmywać leżące tam kamienie,
szare i pogrążone miękko w piasku, na granicy,
co dzieli i zespala zarazem krainy
zarówno opuszczone jak i te nie osiągnięte.
To wszystko, czego pragnę - jak te uschłe gałęzie,
jak te szczątki okrętów, co niegdyś spłonęły,
jak te ciała zwęglone i spalone ogniem...
By zostać uniesionym w dal, aż znikną brzegi.
By nie móc ni zawrócić, ani też powrócić,
By ani sprawy nie przegrać, ani jej nie wygrać.
- Wielki odwrót nareszcie został zakończony.
Gunnar Ekelöf
przełożył Zygmunt Łanowski
więcej twórczości:
Ekelöf Gunnar
Cztery temperamenty - Tomas Tranströmer
Cztery temperamenty
Badawcze oko zmienia promienie słońca w policyjne pałki.
Wieczorem zgiełk przyjęcia piętro wyżej
wybucha jak sztuczny kwiat przez podłogę.
Dolina przebyta. Ciemność. Furgon pewnie ugrzązł.
Antyptak wrzasnął w gwiezdnej próżni.
Słońce albinos stało nad posiekanym, ciemnym morzem.
Człowiek jak wykorzenione drzewo z kraczącymi liśćmi
i piorun stojący na baczność dostrzegł jak pachnące dziką bestią -
słońce strzela jak płomień między trzepocącymi,
nastroszonymi skrzydłami
na świata skalistą wyspę, pędzi chorągwiami piany nocą
i dniem, gdy białe ptactwo morskie wrzeszczy
na pokładzie, a wszystko ma bilet do Chaosu.
Musisz tylko przymknąć oczy i słyszysz wyraźnie
jak mewy dzwonią na niedzielę w bezkresnej parafii oceanu.
Gitara zaczyna brzdąkać w zaroślach, obłok podąża
gnuśnie jak zielone sanki późnej wiosny
- rżące światło w zaprzęgu -
suną po lodzie.
Budzony w stukocie obcasów swej dziewczyny ze snu,
a na dworze dwie zaspy, jak zapomniane rękawiczki zimy,
podczas gdy ulotki słońca spadały na miasto.
Droga nie kończy się. Horyzont przekracza siebie.
Ptaki drżą na drzewie. Pył wiruje w kołach.
Wszystkie wirujące koła, które przeczą śmierci!
Tomas Tranströmer
przełożył Michał Sprusiński
Badawcze oko zmienia promienie słońca w policyjne pałki.
Wieczorem zgiełk przyjęcia piętro wyżej
wybucha jak sztuczny kwiat przez podłogę.
Dolina przebyta. Ciemność. Furgon pewnie ugrzązł.
Antyptak wrzasnął w gwiezdnej próżni.
Słońce albinos stało nad posiekanym, ciemnym morzem.
Człowiek jak wykorzenione drzewo z kraczącymi liśćmi
i piorun stojący na baczność dostrzegł jak pachnące dziką bestią -
słońce strzela jak płomień między trzepocącymi,
nastroszonymi skrzydłami
na świata skalistą wyspę, pędzi chorągwiami piany nocą
i dniem, gdy białe ptactwo morskie wrzeszczy
na pokładzie, a wszystko ma bilet do Chaosu.
Musisz tylko przymknąć oczy i słyszysz wyraźnie
jak mewy dzwonią na niedzielę w bezkresnej parafii oceanu.
Gitara zaczyna brzdąkać w zaroślach, obłok podąża
gnuśnie jak zielone sanki późnej wiosny
- rżące światło w zaprzęgu -
suną po lodzie.
Budzony w stukocie obcasów swej dziewczyny ze snu,
a na dworze dwie zaspy, jak zapomniane rękawiczki zimy,
podczas gdy ulotki słońca spadały na miasto.
Droga nie kończy się. Horyzont przekracza siebie.
Ptaki drżą na drzewie. Pył wiruje w kołach.
Wszystkie wirujące koła, które przeczą śmierci!
Tomas Tranströmer
przełożył Michał Sprusiński
więcej twórczości:
Tranströmer Tomas
Półstworzone niebiosa - Tomas Tranströmer
Półstworzone niebiosa
Rozpacz urywa swój bieg.
Obawa urywa swój bieg.
Sęp urywa swój lot.
Oślepiające światło wypływa -
nawet duchy piją łyk.
Nasze obrazy, czerwone malowane bestie
w lodowcowej jaskini ujrzały dzień.
Wszystko wytrzeszcza się wokoło.
Setkami kroczymy w słońcu.
Każdy jest na pół otwartymi drzwiami,
które wiodą w przestrzeń dla wszystkich.
Niezgłębiony obszar pod nami.
Woda połyskuje między drzewami.
Jezioro jest oknem ziemi.
Tomas Tranströmer
przełożył Michał Sprusiński
Rozpacz urywa swój bieg.
Obawa urywa swój bieg.
Sęp urywa swój lot.
Oślepiające światło wypływa -
nawet duchy piją łyk.
Nasze obrazy, czerwone malowane bestie
w lodowcowej jaskini ujrzały dzień.
Wszystko wytrzeszcza się wokoło.
Setkami kroczymy w słońcu.
Każdy jest na pół otwartymi drzwiami,
które wiodą w przestrzeń dla wszystkich.
Niezgłębiony obszar pod nami.
Woda połyskuje między drzewami.
Jezioro jest oknem ziemi.
Tomas Tranströmer
przełożył Michał Sprusiński
więcej twórczości:
Tranströmer Tomas
Wszystko będzie żywe... - Harry Martinson
Jansson |
Życie samo w sobie nie podąża za niczym.
Jest medium, które nazywamy czasem
decydującym o życiu i śmierci.
Jednym ponadczasowym dniem, w którym
wszystko i nic, co podąża opadłe już z sił,
mogłoby być w prezencie wielkim rajskim dniem
w dojrzałych jasnych latach.
Ale na przeszkodzie ponadczasowemu dniu
stoi czas
i wszystkie żyjące łąki zielone, letnie zielone
godziny
będą tutaj żywcem pogrzebane
jako że czas jest już zbyt blisko,
z nagłym nieżyczliwym rokiem.
Harry Martinson
tłum. Ryszard Mierzejewski
więcej twórczości:
Martinson Harry
Subskrybuj:
Posty (Atom)