Dom musiał wtedy płonąć, jakby chciał przypomnieć
Obraz wygenerowany przez artificial intelligence 2024 |
Nocnemu niebu jego łunę o zachodzie.
Jak słupek kwiatu o opadłych płatkach,
Sam komin został w zdziczałym ogrodzie.
Stodoła naprzeciwko - która razem z domem
Byłaby znikła w kłębach jednego płomienia.
Gdyby taki był kaprys wiatru - ocalała,
Dając bezludziu prawo do imienia.
Dziś już nie otwiera wrót na przywitanie
Fur, które - w kurzu i dudnieniu kopyt
Wjeżdżając z kamienistej drogi na klepisko -
Zwalały świeżo z pola przywiezione snopy.
Gnieżdżąc się w stodole ptaki w obie strony
Przefruwały swobodnie przez wybite szyby,
A szum ich skrzydeł brzmiał jak to westchnienie,
Gdy się zbyt długo duma, co by było, gdyby.
A jednak dla nich bez wypuszczał liście
I, chociaż osmalony, stary wiąz zieleniał,
I wyschła pompa krzywo wyrzucała ramię,
I rdzewiał drut łączący słupki ogrodzenia.
Dla nich - nic w tym nie było smutnego. Lecz nawet
Widząc tę całą ptasią wokół gniazda pracę,
Trzeba się było znać na wiejskich sprawach,
Aby nie wierzyć w to, że lelek płacze.
Robert Frost
przełożył Stanisław Barańczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz