Tunel
Pytają mnie - co czułem, kiedy prawie, prawie
już bym się na niebieskiej przeciągał murawie,
lub, biorąc pod uwagę wariant mniej wesoły -
zażywałbym kąpieli w kotle pełnym smoły;
więc - na początku jeszcze istniała szczelina,
przez którą stół widziałem, chleb i szklankę wina,
słyszałem, że papuga skrzeczy, że pies skomli,
choć nie miałem pojęcia - do mnie to, czy - po mnie?
To odchodzenie - leżąc i pomimo chcenia
Ze strefy światła w strefę bezbarwnego cienia,
choć całkiem bezbolesne, nie było przyjemne,
bo się działo - nie ze mną, a jedynie - we mnie,
jakbym w siebie zaglądał i dostawał mdłości
od widoku przepastnej, pustej wysokości.
Pomyślałem: to pewnie ten tunel świetlisty,
Którym dojdę - gdzie dojdę - na byt wiekuisty,
niemałą czując ulgę, że to wreszcie koniec,
gdzie się na koniec dowiem - co jest po tej stronie...
Tyle, że świetlistości tam nie było wcale;
już raczej brudny opar, jak w miejskim kanale,
już raczej nie budząca zaufania cisza,
fałszywa, jaką każdy oszukany słyszał,
wiedząc, że wyrok zapadł, ale w stryczka cieniu
nieświadomy do końca łeb... że w zawieszeniu!
Nie mogąc tedy stwierdzić, czym w piekle, czym w niebie -
Dosłownie i w przenośni - doszedłem do siebie.
Pojąłem - w psa skomleniu i papugi wrzasku -
Że tylko tutaj szukać mi mroków i blasków,
tutaj wszystko, co piękne, wszystko, co straszliwe,
bo żyje - przeżywane przez wszystko, co - żywe...
Jacek Kaczmarski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz