Powrotność
Ścieżką z Juraty po zachodzie słońca.
Kiedy wyszedłem z lasu, kiedy – jakbym omył oczy z nitek
pajęczyny – roztoczyła się na lewo jaśnista zatoka,
na czyste potąd niebo podbiegły ku mnie niziutko
nieduże obłoki
– nigdy tak niskich obłoków nie widziałem –
jakby poufnie chciały mi dać znak,
jaki?
A dalej – na wielostopniowymi obłokami uformowaną
stronę
tak nachyliło się gorącymi kolorami – od bliskiej żółci
do najdalszej perłowej szarości i do ciepłych fioletów
przy mnie –
tak rozłożyło się i skłoniło się światło,
że…
Wrócił czas, tamten czas nad Lemanem, gdy gnał poruszony moim
uczuciem miłości bezlitosnej, niemożliwej, nadosobistej,
i widziałem je – światło? uczucie? – zagubione
i skrycie przemieszczane w chmurach.
Wiem, że jest on tylko – że czas jest powrotny.
Wraca po przestrzeni, nie tej, co mierzona nieruchomą
miarą zastygłej pamięci, ale owej, nagłym biciem
serca odwróconej na nice.
W dwujedni: w świetle-spojrzeniu tak oto dzisiaj
spostrzegłem i rozpoznałem czas jako:
przestrzeń wewnętrzno-zewnętrzną,
przewrotną, utajoną we krwiobiegu stronę odległości
(a więc: przerwistą nieskończoność? przeciwwieczność?)
Temu doznaniu towarzyszy nie radość, nie smutek, nie…
ale lęk i uśmiech.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Nie wzniosłość – humor wysoki. Jeśli patos
jest uczuciem nieosiągalnej dali, humor – to
doświadczenie niezatrzymania najbliższości: czuła wiedza
mijania-nie-mijania: pewnego wiecznego – na chwilę
najkrótszą – powrotu.
Julian Przyboś