Sylwia Kalinowska |
Przyśniło mi się, że czegoś szukałam,
gdzieś chyba schowanego albo zgubionego
pod łóżkiem, pod schodami,
pod starym adresem.
Grzebałam w szafach, pudłach i szufladach
pełnych na próżno rzeczy nie do rzeczy.
Wyciągałam z walizek
poodbywane lata i podróże.
Wytrząsałam z kieszeni
uschnięte listy i nie do mnie liście.
Przebiegałam zdyszana
przez swoje, nieswoje
niepokoje, pokoje.
Grzęzłam w tunelach śniegu
i niepamiętaniu.
Wikłałam się w kolczastych krzakach
i domysłach.
Rozgarniałam powietrze
i dziecinną trawę.
Usiłowałam zdążyć
zanim zapadnie zeszłowieczny zmierzch,
klamka i cisza.
W końcu przestałam wiedzieć
czego szukałam tak długo.
Zbudziłam się.
Spojrzałam na zegarek.
Sen trwał niecałe dwie i pół minuty.
Oto do jakich sztuczek zmuszony jest czas,
odkąd zaczął natrafiać
na uśpione głowy.
Wisława Szymborska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz