Ta sama, a przynajmniej taka sama,
tak samo samotna,
tak samo niepewna porządku
tego, co zamyka.
Tak samo gotowa przeżyć
i nie umrzeć.
fot. Josh Sim |
druga była zagrana na zerwanej strunie:
złowieszcze spiccato zbliżających się kroków.
Pierwsza była cichutka - w nadłamanym mrozie,
pod łaknącym czegoś granatowym niebem,
mroziła rtęć w żyłach termometrów.
Druga gładka i prosta. Pedantyczna.
Zachłanna. W metalicznym pobłysku
czegoś, czego nie wolno mówić ani słyszeć,
tak jakby mówienie było kaleczeniem nieba,
a z czytanych sylab uwalniały się ptaki.
Pierwsza była łagodna jak taniec krwi
pod dywanem skóry.
Druga delikatnie stąpała po lodowej scenie
Teatru Jednego Cienia,
w przeczuciu czegoś, co jest śmiercią śmierci.
Dwie śmierci - jak dwie siostry.
Dwie śmierci - jak dwie wiary w Boga.
Dwie śmierci, dwie nadzieje.
Dwie miłości, dwie śmierci.
Obydwie na swój sposób dobre.
Pierwsza - ze względu na to, co zaczęła,
druga - ze względu na to, co skończyła.
Obydwie były wybawieniem - z czegoś,
do czegoś - zaproszeniem.
Obydwie kojąco bolesne,
uspokajająco samotne.
Obydwie zaspokajające pewien rodzaj głodu.
Dwie siostry, dwie śmierci.
Marek Krystian Emanuel Baczewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz