Leśne, rośne i wonne rano.
Słońce wschodzi z gałęzi,
idę wolno, chwiejnie, polaną,
jak po lek, po dziewięćsił...
Roman Kochanowski - Las |
słucham ciszy i na przemian szumu:
co on znaczy, przeszło do szeptunów
zapomnianych, dawnych, wybyłych;
słabosilny, doszły do pół siły,
idę chwiejnie, jak po lek, polaną
i w głąb
w las,
w starodrzewny przebyt bez domu.
Czas mi nastał. Stąpam miarowo,
postukując imaginowaną
laską w dąb:
kukułką majową.
Przepowiada mi wieczność - nikomu.
Ile kroków rokrocznie wykuka,
ile lat mi o ziemię stuknie?
Już od dębu omszałego do buka
naliczyłem kilkadziesiąt; słucham,
a kukułka nie ustaje, kuka
w dębie, zaprzyszłej trumnie.
Głos odlata, dolata
i znika
nisko,
niżej
dzikiego storczyka -
Słyszę...
To Matka, Ona z głębi wytyka mi tkliwie
w wykukanym z przeszłości dzieciństwie
tak jak drzewiej - roślinkę - na nowo:
niepowtórną jedyność kwiatka.
Taję oddech, jakbym echo łapał
i odpukał je w żywym drzewie...
Mamo, czy to znak? Nieme słowo?
Równanie Świata?
Sam zapach.
Julian Przyboś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz