Drzewo na mrozie
W Berlinie, w marcowy poranek
wyszedłem z domu, i ujrzałem
młode drzewo, świeży pęd
ledwo przewyższający mnie wzrostem,
skąpo odziany kapturem ze słomy,
które ktoś okrył płaszczem.
Mróz był siarczysty i nagi pień
kurczył się pod naporem zimy,
nieznajomy opiekun
troskliwie otulił wiotkie ciało drzewa, nową popeliną
przylegała szczelnie do gładkiej skóry pnia.
Zabrałem ze sobą ten obraz
pełen wzniosłego ciepła
stygnącej ziemi, i niosłem go
przez chłód tego popołudnia, tam
gdzie ludzie przechodzili
ponad skrzydłami upadłego ptaka.
Gdzie nie zginęła jeszcze
niemodna sztuka bycia człowiekiem.
Krzysztof Karasek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz