Księżycowy jeleń
W marcu, nocą pod okna podchodzi jeleń księżycowy.
Przeciągłym niepokojem wilki w najdalszych lasach wyją.
Więc trzeba wstać i za jeleniem biec na wiosenne połowy.
Sam za jeleniem, pod niebem bez dna.
Za dworcem wschodnim mijam nasyp kolejowy,
szyny, śmietniska, stosy starych cegieł.
Na przełaj przez Olszynkę Grochowską.
Widmo jelenia przebiega koło willi podmiejskiej.
Za oszklonymi drzwiami śpi dziewczyna,
sny ma niespokojne.
W ciemnych lasach za Wawrem – pozostałość po puszczy mazowieckiej –
zanurzam się po włosy w cierpkim przedwiośniu,
w mocnej, gorzkiej woni korzeni, kory, pąków, listków
olch, brzóz,
i w mdłej woni burej ziemi, parującej biało wśród czarnej dębiny.
Bezszelestnie przeleciała sowa.
Wrzosowiska pod Rembertowem.
Wilgotne łąki.
Zapadam się po brzuch w rudych grzęzawiskach.
Nieprzytomny ze zmęczenia, pod Mińskiem upadam na kłujące sosenki.
Drzewa ociekają już ślepym świtem.
Ucieka chyba do krain Londona tam gdzie się szyny kończą
jeleń księżycowy, którego nigdy nie schwycę.
Marian Ośniałowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz