Materia nieba ma w sobie przedziwną czułość
Lazur nieba w niektóre wieczory nabiera odcieni starego złota. Pejzaż jest ikoną. Wydaje się, że o zachodzie słońca niebo, już całe w szczelinach, zdobędzie się na to, by chociaż przez chwilę uwierzyć w swój błękit. Niespodziewanie rozjaśnia się, podczas gdy noc szuka sprzymierzeńca w morzu.
Tajemnica przemieszcza się z jednego na drugi kraniec horyzontu.
Nie sposób opisać, z czego utkana jest ta chwila ani jaki ma kolor. Coś w rodzaju namawiania się szeptem światła z ciemnością, coś z gestu czy z dobrej intencji. Nieznane jest gotowe zatroszczyć się o wszystko; każdy wiedziałby, że żyjąc na tej ziemi, jest na swoim miejscu, że to miejsce jest właśnie dla niego, że nawet nieszczęście jest tutaj tylko błędem w sztuce, przeoczeniem, które wkrótce zostanie naprawione, albo że to po prostu nieokrzesane maniery szczęścia, które już się rysuje na horyzoncie i którego niebo wieczorne nie zwolni z raz danej obietnicy.
Jean-Michel Maulpoix
przekład Krystyna Rodowska
Mam wielką odwieczną słabość do zachodów słońca... Kiedyś tak napisałem o jednej z takich chwil...:
OdpowiedzUsuń"Nawet znad tak pięknych miejsc
słońce kiedyś zajść musi,
zostawiając za sobą ledwie
widoczne pasemka promieni,
wydobywające nawet najmniejsze
nierówności terenu błękitami cieni...
Tak miło i ciepło robi się na duszy,
gdy wyobraźnią wchodzi się
w taki piękny pejzaż..."
Wyobraź sobie, że kiedy przepisywałam ten wiersz, to miałam przed oczami Twoje zdjęcia z bloga. Niestety, bardzo się spieszyłam, bo już byłam spóźniona i tylko dlatego jest tutaj ta fotka zamiast Twoich autorskich cudowności:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za komentarz:*:)