Drży i faluje
Drży i faluje niepokojem
ogromna przestrzeń małych planet
która jak morze mnie pochłonie
uwięzłe w pulsach sekundniki
jak młyńskie koła w cieplej krwi
rok obracają bardzo szybki
na północ woła niema igła
nad ciemnej wody wartki prąd
pod chmur i nieba przemijanie
pochowaj w zmarszczce bliską śmierć
czołem jej drogi nie zagrodzisz
w pustynią wsiąknie myśl i krew
z atomów punktów włosów komet
budują trudną nieskończoność
pod szyderstwami Akwilonów
porty kruchemu wznoszą trwaniu
Zbigniew Herbert
Dolina obiecana - Edward Stachura
Dolina obiecana
Smutek niedźwiedzia
jest srebrną strzelbą myśliwego
schodzącego w kołysanie
obiecanej doliny
Skarga niedźwiedzia
to muzyka złotego rogu
i żałoba wielka
obiecanej doliny
Śmierć niedźwiedzia
to spadanie mojej głowy
na niewdzięczną kompozycję
obiecanej doliny
Edward Stachura
więcej twórczości:
Stachura Edward
Choć raz jeden szczery będę... - Osip Mandelsztam
Choć raz jeden szczery będę
(Ja skażu tiebie...)
Choć raz jeden szczery będę -
To już wiele:
Wszystko brednie, sherry-brandy,
Mój aniele.
Gdzie złociła greckie dzieje
Chwalba światła,
Na mnie z czarnych dołów zieje
Hańba świata.
Gdzie Helena, greckim morzem
Usypiana -
Tam mnie w usta tylko może
Chlusnąć piana!
Nicość wargi mi namaści
Słonym smakiem,
Nędza mi pokaże - naści! -
Figę z makiem.
Tak czy siak - czy nic, czy wiele -
Wszystko jedno -
Pij coctaile, mój aniele,
Żłop, królewno!
Choć raz jeden szczery będę -
To już wiele:
Wszystko brednie, cherry-brandy,
Mój aniele!
Osip Mandelsztam
tł. Stanisław Barańczak
(Ja skażu tiebie...)
Choć raz jeden szczery będę -
To już wiele:
Wszystko brednie, sherry-brandy,
Mój aniele.
Gdzie złociła greckie dzieje
Chwalba światła,
Na mnie z czarnych dołów zieje
Hańba świata.
Gdzie Helena, greckim morzem
Usypiana -
Tam mnie w usta tylko może
Chlusnąć piana!
Nicość wargi mi namaści
Słonym smakiem,
Nędza mi pokaże - naści! -
Figę z makiem.
Tak czy siak - czy nic, czy wiele -
Wszystko jedno -
Pij coctaile, mój aniele,
Żłop, królewno!
Choć raz jeden szczery będę -
To już wiele:
Wszystko brednie, cherry-brandy,
Mój aniele!
Osip Mandelsztam
tł. Stanisław Barańczak
więcej twórczości:
Mandelsztam Osip
Ars poetica - Nikos Chadzinikolau
Ars poetica
Pieśn łączy mnie z czasem
Nie znam lepszej miary
dla człowieka.
I tak wchodzę w lot Ikara
przez ból,
przeciw mieczom i kulom
na chwałę wolności.
Nikos Chadzinikolau
więcej twórczości:
Chadzinikolau Nikos
W czarnej urnie - Stanisław Staszewski
W czarnej urnie
W czarnej urnie moich wszystkich czarnych lat
Czarna błyskawica spala czarny kwiat,
Czarne słońca gasną, wschodzi czarny nów,
Spieszmy się, nim czarny dzień powróci znów.
Twoje ciało złote zwija się jak dym,
Drga i złotym potem płonie, a ja w nim,
W czerni tonąc piję złoto z Twoich ust,
Tak, jak tamtej wiosny sok z rozdartych brzóz.
Ale wciąż dokoła pełznie tamten świat -
Mych toporów krwawych, Twoich barwnych szmat,
Wciąż ciaśniejszy wokół poplątany krąg,
Coraz częściej straszy zimno naszych rąk.
Ni nam samym, ni we dwoje zostać nam,
Ni nam samym, ni bez siebie żyć.
Nie odmieni żaden spazm
Mgły co była stalą w stal znów...
Nie próbujmy jeszcze raz
skuwać się łańcuchem słów.
Tylu istnień czas jak jedna chwila zbiegł,
Jak to dawno? Może tydzień, może wiek...
Na mój barłóg czas jak deszcz jesienny mży,
Zmywa ślady moich łez i Twojej krwi.
I okrywa z wolna zapomnienia płaszcz
Noc, gdy pierwszy raz pluliśmy sobie w twarz,
Śpiewaliśmy wtedy, szczęście - ja, Ty - fart,
Jak sztylety wbici w siebie, aż do gard.
Serce pękło z żalu, dłoni zimną kiść
Ogrzej nad popiołem - już możemy iść,
Ty - w swe zamki z błota, ja - w śmierdzący szynk,
A dom pusty jak pałacyk Mayerling.
Ni nam samym, ni we dwoje zostać nam,
Ni nam samym, ni bez siebie żyć.
Słyszę Twój stłumiony głos.
Mówisz słowa gorzkie przez łzy...
Lecz już we mnie tylko złość,
Zimna wściekłość, już nie Ty.
Ni nam samym, ni we dwoje zostać nam,
Ni nam samym, ni bez siebie żyć...
Stanisław Staszewski
W czarnej urnie moich wszystkich czarnych lat
Czarna błyskawica spala czarny kwiat,
Czarne słońca gasną, wschodzi czarny nów,
Spieszmy się, nim czarny dzień powróci znów.
Twoje ciało złote zwija się jak dym,
Drga i złotym potem płonie, a ja w nim,
W czerni tonąc piję złoto z Twoich ust,
Tak, jak tamtej wiosny sok z rozdartych brzóz.
Ale wciąż dokoła pełznie tamten świat -
Mych toporów krwawych, Twoich barwnych szmat,
Wciąż ciaśniejszy wokół poplątany krąg,
Coraz częściej straszy zimno naszych rąk.
Ni nam samym, ni we dwoje zostać nam,
Ni nam samym, ni bez siebie żyć.
Nie odmieni żaden spazm
Mgły co była stalą w stal znów...
Nie próbujmy jeszcze raz
skuwać się łańcuchem słów.
Tylu istnień czas jak jedna chwila zbiegł,
Jak to dawno? Może tydzień, może wiek...
Na mój barłóg czas jak deszcz jesienny mży,
Zmywa ślady moich łez i Twojej krwi.
I okrywa z wolna zapomnienia płaszcz
Noc, gdy pierwszy raz pluliśmy sobie w twarz,
Śpiewaliśmy wtedy, szczęście - ja, Ty - fart,
Jak sztylety wbici w siebie, aż do gard.
Serce pękło z żalu, dłoni zimną kiść
Ogrzej nad popiołem - już możemy iść,
Ty - w swe zamki z błota, ja - w śmierdzący szynk,
A dom pusty jak pałacyk Mayerling.
Ni nam samym, ni we dwoje zostać nam,
Ni nam samym, ni bez siebie żyć.
Słyszę Twój stłumiony głos.
Mówisz słowa gorzkie przez łzy...
Lecz już we mnie tylko złość,
Zimna wściekłość, już nie Ty.
Ni nam samym, ni we dwoje zostać nam,
Ni nam samym, ni bez siebie żyć...
Stanisław Staszewski
więcej twórczości:
Staszewski Stanisław
W bocznej ulicy - Adam Zagajewski
W bocznej ulicy
W bocznej ulicy, która nie należy
do żadnego miasta, tylko rośnie
jak za długi rękaw i zrasta się
z podobnymi do niej ulicami
innych miast, stara kobieta karmi
dzikie koty i przemawia do nich
sennymi słowami. Jej palców dotykają
różowe języki kotów, małe orchidee.
Adam Zagajewski
W bocznej ulicy, która nie należy
do żadnego miasta, tylko rośnie
jak za długi rękaw i zrasta się
z podobnymi do niej ulicami
innych miast, stara kobieta karmi
dzikie koty i przemawia do nich
sennymi słowami. Jej palców dotykają
różowe języki kotów, małe orchidee.
Adam Zagajewski
więcej twórczości:
Zagajewski Adam
Bema Pamięci Żałobny Rapsod - Cyprian Kamil Norwid
Bema Pamięci Żałobny Rapsod
...Iusiurandum patri datum usque ad hanc diem ita servavi...* - Annibal
I
Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz,
Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan? -
Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan;
Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz.
- Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie,
Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie.
Trąby długie we łkaniu aż się zanoszą i znaki
Pokłaniają się z góry opuszczonymi skrzydłami
Jak włóczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki...
Jako wiele pomysłów, któreś dościgał włóczniami...
II
Idą panny żałobne: jedne, podnosząc ramiona
Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa,
Drugie, w konchy zbierając łzę, co się z twarzy odrywa,
Inne, drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona...
Inne, tłukąc o ziemię wielkie gliniane naczynia,
Czego klekot w pękaniu jeszcze smętności przyczynia.
III
Chłopcy biją w topory pobłękitniałe od nieba,
W tarcze rude od świateł biją pachołki służebne;
Przeogromna chorągiew, co się wśród dymów koleba,
Włóczni ostrzem o łuki, rzekłbyś, oparta pod-niebne...
IV
Wchodzą w wąwóz i toną... wychodzą w światło księżyca
I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął,
I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, prześwieca,
Chorał ucichł był nagle i znów jak fala wyplusnął...
V
Dalej -- dalej -- aż kiedyś stoczyć się przyjdzie do grobu
I czeluście zobaczym czarne, co czyha za drogą,
Które aby przesadzić, Ludzkość nie znajdzie sposobu,
Włócznią twego rumaka zeprzem jak starą ostrogą...
VI
I powleczem korowód, smęcąc ujęte snem grody,
W bramy bijąc urnami, gwizdając w szczerby toporów,
Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody,
Serca zmdlałe ocucą - pleśń z oczu zgarną narody...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dalej - dalej - -
Cyprian Kamil Norwid
*"Przysięgę ojcu złożoną aż po dziś dzień tak zachowałem" - Hannibal
więcej twórczości:
audio,
Norwid Cyprian Kamil
Myślimy - Julia Hartwig
Myślimy
Myślimy o duchach. Że mogą się nam kiedyś
pokazać.
A one już zawołały do nas tamtej mglistej,
wietrznej nocy: Hamlecie, Hamlecie!
Myślimy o truciźnie. Że będziemy musieli ją wypić.
Wypiliśmy ją już.
Myślimy, że nadejdzie chwila próby.
A tymczasem pielgrzymi, których wieźliśmy
od dawna spoczywają na dnie morza i są już nie do
rozpoznania.
Myślimy: od jutra będziemy żyli naprawdę.
A przecież to już życie i niejeden z nas jest już
martwy na dobre.
Julia Hartwig
Myślimy o duchach. Że mogą się nam kiedyś
pokazać.
A one już zawołały do nas tamtej mglistej,
wietrznej nocy: Hamlecie, Hamlecie!
Myślimy o truciźnie. Że będziemy musieli ją wypić.
Wypiliśmy ją już.
Myślimy, że nadejdzie chwila próby.
A tymczasem pielgrzymi, których wieźliśmy
od dawna spoczywają na dnie morza i są już nie do
rozpoznania.
Myślimy: od jutra będziemy żyli naprawdę.
A przecież to już życie i niejeden z nas jest już
martwy na dobre.
Julia Hartwig
więcej twórczości:
Hartwig Julia
Sześć kobiet - Anna Świrszczyńska
Sześć kobiet
1. LUDWIKA CZYLI SZCZYT WSTYDLIWOŚCI
Woda w wannie opływa moje ciało, rysuje jego kształt
dokładnie jak ołówek.
Nie odsłoniłam ci nigdy nic oprócz ciała, a odsłaniałam je,
żeby zakryć duszę. Osiągnęłam cel i teraz moja nagość czyni mnie
niewidzialną.
To jest szczyt wstydliwości.
2. AGNIESZKA CZYLI KOBIETA MORALNA
Mogłabym cię uwieść w tym małym gaiku wśród zeszłorocznych liści i wzruszonych kwiatów przylaszczek.
Ale nie zrobię tego. Bo kiedy oboje wędrujemy drogą, za nami
idzie cień, który płacze.
3. AUGUSTA CZYLI MIŁOŚĆ TRAGICZNA
Przez pięć lat żyła ze zwierzęciem, z przeraźliwym potworem.
Był naprawdę odrażający, a ona kochała go dlatego, że cierpiał. Kiedy zasypiając patrzyła na jego głowę, mówiła do siebie:
- Jest czysty jak roślina.
Pewnego razu zadusił ją z nudów i boleści.
Umierając szepnęła:
- To nie jego wina.
I rzeczywiście to nie była jego wina. Był przecież potworem.
4. AMELIA CZYLI KOBIETA Z CHARAKTEREM
Amelia lubi całować mężczyzn, których nie kocha. A więc całuje mężczyzn obcych.
Mówi:
- To właśnie jest przyjemne, bo jest nieprzyzwoite. Być
nieprzyzwoitą to potwierdzać swoją wolność.
Amelia jest w miłości intelektualistką.
5. WERONIKA CZYLI FATALIZM
Powiedział:
- Nie przyjdę do ciebie, bo bylibyśmy nieszczęśliwi.
Ale ja wiem, że przyjdzie i że będziemy nieszczęśliwi.
To jest oczywiste jak księżyc, który właśnie wschodzi.
A ja stoję w oknie i czeszę moje czarne włosy czekając.
6. IZADORA CZYLI MAŁA JASKINIA ROZKOSZY
Zstępują oboje do przytulnej małej jaskini, gdzie trwa zawsze ciepły półmrok.
Zstępują trzymając się za ręce, chociaż nie czują do siebie przyjaźni.
Leży tu dywan ze skóry białej kozy, stoi tapczan.
Obok na niskim stoliczku flakon francuskiej perfumy i trupia czaszka.
Izadora mówi do mężczyzny:
- To jest jaskinia rozkoszy.
Mężczyzna milczy, nie wypada mu potwierdzić.
Kiedy po chwili wychodzą, ona zaczyna się głośno śmiać.
- Jesteśmy ubodzy jak zakochane krety. Jakie to wszystko
niewinne, aż smutno.
Za progiem Izadora zabija się.
Anna Świrszczyńska
więcej twórczości:
Swirszczyńska Anna
Małe kotki - Agnieszka Osiecka
Małe kotki
Najgorsi są ci wrażliwi.
Co oni z nami robią -
z ludźmi o grubej skórze,
grubszym groszu,
zdrowym sercu,
żelaznej woli,
stalowych nerwach
i wiecznym śnie sprawiedliwych...
Agnieszka Osiecka
Najgorsi są ci wrażliwi.
Co oni z nami robią -
z ludźmi o grubej skórze,
grubszym groszu,
zdrowym sercu,
żelaznej woli,
stalowych nerwach
i wiecznym śnie sprawiedliwych...
Agnieszka Osiecka
więcej twórczości:
Osiecka Agnieszka
Mów spokojniej - Adam Zagajewski
Mów spokojniej
Mów spokojniej: jesteś starszy niż ten,
którym byłeś tak długo; jesteś starszy
od samego siebie - i wciąż jeszcze nie wiesz,
czym są nieobecność, poezja i złoto.
Ulicę zalała brunatna woda; krótka burza
wstrząsnęła tym płaskim, sennym miastem.
Każda burza jest pożegnaniem, setki fotografów
zdają się krążyć nad nami, utrwalając fleszem
sekundy lęku i paniki.
Wiesz, czym jest żałoba, rozpacz tak gwałtowna,
że dławi rytm serca i przyszłość.
Płakałeś wśród obcych, w nowoczesnym sklepie,
gdzie wciąż się obracał zwinny pieniądz.
Widziałeś Wenecję i Sienę i, na płótnach, na ulicy,
smutne młodziutkie Madonny, które chciały być
zwykłymi dziewczynami i tańczyć w karnawale.
Widziałeś też małe miasta, wcale nie piękne,
starych ludzi, znudzonych cierpieniem i czasem.
W średniowiecznych ikonach błyszczały oczy
śniadych świętych, płonące oczy dzikich zwierząt.
Brałeś w palce kamyki na plaży, la Galerę,
i zdarzało się, że miałeś dla nich czułość tak wielką
- dla nich i dla wiotkiej sosny, dla tych,
co byli tam z tobą i dla morza,
które jest co prawda potężne, ale bardzo samotne
- tak wielką, jakbyśmy wszyscy byli sierotami
z tego samego domu, rozłączonymi na zawsze
i zdanymi tylko na krótkie chwile widzenia
w chłodnych więzieniach współczesności.
Mów spokojniej: nie jesteś już młody,
olśnienie musi pertraktować z tygodniami postu,
musisz wybierać i rezygnować, grać na zwłokę
i rozmawiać długo z wysłannikami suchych krajów
i spierzchniętych ust, musisz czekać,
pisać listy, czytać książki o pięciuset stronicach.
Mów spokojniej. Nie rezygnuj z poezji.
Adam Zagajewski
więcej twórczości:
Zagajewski Adam
Wszystko - Wisława Szymborska
Wszystko
Wszystko -
słowo bezczelne i nadęte pychą.
Powinno być pisane w cudzysłowie.
Udaje, że niczego nie pomija,
że skupia, obejmuje, zawiera i ma.
A tymczasem jest tylko
strzępkiem zawieruchy.
Wisława Szymborska
Wszystko -
słowo bezczelne i nadęte pychą.
Powinno być pisane w cudzysłowie.
Udaje, że niczego nie pomija,
że skupia, obejmuje, zawiera i ma.
A tymczasem jest tylko
strzępkiem zawieruchy.
Wisława Szymborska
więcej twórczości:
Szymborska Wisława
Ta cisza... - Ryszard Kapuściński
* * *
Ta cisza
zdawałoby się zupełna
jak biel – absolutna
jest przecież wypełniona głosami
tu chóry śpiewają
ruchliwi dyrygenci
podrywają stada głosów do lotu
tam pasterka samotna
jej piosnka jakże tkliwa
tam trybun gromko przeklina
nieprzyjacioły
a oto oskarżony
jego słowa nie docierają do sędziów –
ich uszy wypełnione woskiem
słuch dziewczyny tak wyczulony
że z samego oddechu chłopca wyłowi
kocham cię
miłość –
pieśń odwieczna i najprostsza
Ryszard Kapuściński
Ta cisza
zdawałoby się zupełna
jak biel – absolutna
jest przecież wypełniona głosami
tu chóry śpiewają
ruchliwi dyrygenci
podrywają stada głosów do lotu
tam pasterka samotna
jej piosnka jakże tkliwa
tam trybun gromko przeklina
nieprzyjacioły
a oto oskarżony
jego słowa nie docierają do sędziów –
ich uszy wypełnione woskiem
słuch dziewczyny tak wyczulony
że z samego oddechu chłopca wyłowi
kocham cię
miłość –
pieśń odwieczna i najprostsza
Ryszard Kapuściński
więcej twórczości:
Kapuściński Ryszard
Do zakochanej nieszczęśliwie - Wisława Szymborska
Do zakochanej nieszczęśliwie
Znam ludzi, którym w sercach zgasło,
lecz mówią: ciepło nam i jasno,
i bardzo kłamią, gdy się śmieją
Wiem jak ułożyć rysy twarzy
by smutku nikt nie zauważył.
Wisława Szymborska
Znam ludzi, którym w sercach zgasło,
lecz mówią: ciepło nam i jasno,
i bardzo kłamią, gdy się śmieją
Wiem jak ułożyć rysy twarzy
by smutku nikt nie zauważył.
Wisława Szymborska
więcej twórczości:
Szymborska Wisława
Dostojewski mówił... - Tadeusz Różewicz
Wasilij Grigoriewicz Pierow - portret Fiodora Dostojewskiego - 1872 |
Dostojewski mówił
że gdyby mu kazano wybierać
między prawdą i Jezusem
wybrałby Jezusa
kończąc
zaczynam rozumieć
Dostojewskiego
narodziny życie śmierć
zmartwychwstanie Jezusa
są wielkim skandalem
we wszechświecie
bez Jezusa
nasza mała ziemia
jest pozbawiona wagi
ten Człowiek
syn boży
jeśli umarł
zmartwychwstaje
o świcie każdego dnia
w każdym
kto go naśladuje
Tadeusz Różewicz
więcej twórczości:
Różewicz Tadeusz
Kropka - Zbigniew Herbert
Kropka
Z pozoru kropla deszczu na ukochanej twarzy; żuk znieruchomiały na liściu, kiedy nadciąga burza.
Coś, co się da ożywić, zetrzeć, odwrócić. Przystanek raczej, z zielonym cieniem, niż koniec.
W istocie kropka, którą za wszelką cenę staramy się oswoić, jest kością sterczącą z piasku, zatrzaśnięciem, znakiem katastrofy.
Jest interpunkcją żywiołów. Ludzie powinni posługiwać się nią skromnie i z należytą powagą, jak zwykle, gdy wyręczają los.
Zbigniew Herbert
Z pozoru kropla deszczu na ukochanej twarzy; żuk znieruchomiały na liściu, kiedy nadciąga burza.
Coś, co się da ożywić, zetrzeć, odwrócić. Przystanek raczej, z zielonym cieniem, niż koniec.
W istocie kropka, którą za wszelką cenę staramy się oswoić, jest kością sterczącą z piasku, zatrzaśnięciem, znakiem katastrofy.
Jest interpunkcją żywiołów. Ludzie powinni posługiwać się nią skromnie i z należytą powagą, jak zwykle, gdy wyręczają los.
Zbigniew Herbert
więcej twórczości:
Herbert Zbigniew
Tao - Magda Czapińska
Tao
Przystań na chwilę, zatrzymaj świat.
Dokąd się spieszysz? Nie zdążysz i tak.
Wczoraj i jutro , nie znaczą nic.
Przestań się spieszyć i naucz się być
To TAO Cię prowadzi najprostszą z dróg.
Nie szukaj zła , ni dobra, a znajdziesz więcej,
Niż znaleźć byś mógł
Płyń z nurtem rzeki, a nie walcz z nim.
Poddaj się wodzie , weź oddech - i płyń.
Bądź niczym trawa , gdy wieje wiatr.
Słabość jest siłą , co chroni twój świat.
To TAO Cię prowadzi...
Przystań na chwilę , zatrzymaj świat.
Dokąd się spieszysz? Nie zdążysz i tak.
Wczoraj i jutro, nie znaczą nic.
Przestań się spieszyć i naucz się być.
Przystań na chwilę , zatrzymaj świat.
Dokąd się spieszysz? Nie zdążysz i tak.
Magda Czapińska
więcej twórczości:
audio,
Czapińska Magda
Część mowy (fragmenty) - Josif Brodski
Część mowy (fragmenty)
Znikąd z miłością, nastego lipcopada roku ....,
drogi szanowny kochana, zresztą to się nie liczy,
nieważne kto, bo sam diabeł, szczerze mówiąc, z mroku
nie wydobędzie już twarzy, nie twój, lecz i niczyj
wierny przyjaciel pozdrawia serdecznie z jednego
spośród pięciu kontynentów, tego co się wspiera
na kowbojach, kochałem cię bardziej niż i Samego,
więc dalej mi do ciebie niż do nich jest teraz,
dziś późną nocą, w uśpionej dolinie, na dnie,
w miasteczku, które śnieg po klamki zawiał,
w ciemnościach skręcam się na prześcieradle
(jak nie wspomniano niżej zamknąć nawias)
i za morzem bez końca nie potrafiąc usnąć,
mamroczącym zaimkiem "ty" próbuję wzruszyć
poduszkę, kiedy ciało, obłąkane lustro,
zarys postaci twojej chce powtórzyć.
****
Nie, nie dostaję bzika: po prostu zmęczyło mnie lato.
Zacznę szukać koszuli w komodzie – i już zmarnowałem niedzielę.
Niechby choć zima raz przyszła i zasypała czubato
to wszystko: miasta, ludzi, a na początek – zieleń.
Nic tylko spać w ubraniu lub czytać nie wiedzieć czemu
od środka cudzą książkę – aż reszta roku, wolno
stąpając jak owczarek, co uciekł niewidomemu,
przekroczy asfalt w miejscu dozwolonym. Wolność
jest wtedy, gdy zapominasz pisowni nazwiska tyrana,
a ślina w ustach smakuje słodziej niż chałwy Persji,
i chociaż mózg skręcony masz jak róg barana,
nic nie kapie ci z oczu niebieskich.
Josif Brodski
przekład – Stanisław Barańczak
Znikąd z miłością, nastego lipcopada roku ....,
drogi szanowny kochana, zresztą to się nie liczy,
nieważne kto, bo sam diabeł, szczerze mówiąc, z mroku
nie wydobędzie już twarzy, nie twój, lecz i niczyj
wierny przyjaciel pozdrawia serdecznie z jednego
spośród pięciu kontynentów, tego co się wspiera
na kowbojach, kochałem cię bardziej niż i Samego,
więc dalej mi do ciebie niż do nich jest teraz,
dziś późną nocą, w uśpionej dolinie, na dnie,
w miasteczku, które śnieg po klamki zawiał,
w ciemnościach skręcam się na prześcieradle
(jak nie wspomniano niżej zamknąć nawias)
i za morzem bez końca nie potrafiąc usnąć,
mamroczącym zaimkiem "ty" próbuję wzruszyć
poduszkę, kiedy ciało, obłąkane lustro,
zarys postaci twojej chce powtórzyć.
****
Nie, nie dostaję bzika: po prostu zmęczyło mnie lato.
Zacznę szukać koszuli w komodzie – i już zmarnowałem niedzielę.
Niechby choć zima raz przyszła i zasypała czubato
to wszystko: miasta, ludzi, a na początek – zieleń.
Nic tylko spać w ubraniu lub czytać nie wiedzieć czemu
od środka cudzą książkę – aż reszta roku, wolno
stąpając jak owczarek, co uciekł niewidomemu,
przekroczy asfalt w miejscu dozwolonym. Wolność
jest wtedy, gdy zapominasz pisowni nazwiska tyrana,
a ślina w ustach smakuje słodziej niż chałwy Persji,
i chociaż mózg skręcony masz jak róg barana,
nic nie kapie ci z oczu niebieskich.
Josif Brodski
przekład – Stanisław Barańczak
więcej twórczości:
Brodski Josif
Nie lubię - fragment (2-gi przekład) - Włodzimierz Wysocki
Nie lubię - fragment (2-gi przekład)
Nie lubię, gdy się draństwem chełpią dranie,
nie lubię, gdy nieśmiali drżą jak liść,
ani gdy zaglądając mi przez ramię
ktoś obcy razem ze mną czyta list,
[...]
Nie bawi mnie, gdy dołki kopią w nocy,
gdy podstawiają nogę ... kiepski żart.
Nie lubię i przemocy i niemocy,
Tylko Chrystusa mi na krzyżu żal...
Włodzimierz Wysocki
przekład Wiktor Woroszylski
Nie lubię, gdy się draństwem chełpią dranie,
nie lubię, gdy nieśmiali drżą jak liść,
ani gdy zaglądając mi przez ramię
ktoś obcy razem ze mną czyta list,
[...]
Nie bawi mnie, gdy dołki kopią w nocy,
gdy podstawiają nogę ... kiepski żart.
Nie lubię i przemocy i niemocy,
Tylko Chrystusa mi na krzyżu żal...
Włodzimierz Wysocki
przekład Wiktor Woroszylski
więcej twórczości:
Wysocki Włodzimierz
Melancholia - Andriej Bieły
Melancholia
Nimfy szeleszcząc atłasami
Szepczą. Wyje gramofon. Dnieje.
Kelnerzy brzęczą talerzami
Po gabinetach. Jak zwidzenie
Błąkam się w sieci dymno-plynnej.
Już wkrótce złote światło dzienne
W te okna runie nieomylnie.
Palcami swymi czad rozgarnie,
W lustrze jak diament się rozbłyszczy…
Gazowa w oknie – tam – latarnia
Okiem wpatruje się ognistym.
Nad miastem się unoszą chmurą
Nad ulicami czadu kłęby.
Z dali – nad głową – z dali – górą
Płyną uległych arii strzępy.
Tak w smutku upłynęło życie,
Bez żalu i bez skargi słowa.
Tam: - te odblaski na suficie –
Girlanda cieni koronkowa
Pobiegnie. I na mgnienie wszystko
Żółtawym światłem się rozpłoni.
Tam – w lustrze – mój sobowtór z bliska
Jak kontur stanął wykrojony.
Przybliża się i kiwa na mnie,
Z rozpaczą załamując w męce
W jasnej głębinie zwierciadlanej
Swe wyciągnięte do mnie ręce.
Andriej Bieły
tłum. Seweryn Pollak
Nad ranem knajpa pustoszeje.
Andriej Bieły
Nimfy szeleszcząc atłasami
Szepczą. Wyje gramofon. Dnieje.
Kelnerzy brzęczą talerzami
Po gabinetach. Jak zwidzenie
Błąkam się w sieci dymno-plynnej.
Już wkrótce złote światło dzienne
W te okna runie nieomylnie.
Palcami swymi czad rozgarnie,
W lustrze jak diament się rozbłyszczy…
Gazowa w oknie – tam – latarnia
Okiem wpatruje się ognistym.
Nad miastem się unoszą chmurą
Nad ulicami czadu kłęby.
Z dali – nad głową – z dali – górą
Płyną uległych arii strzępy.
Tak w smutku upłynęło życie,
Bez żalu i bez skargi słowa.
Tam: - te odblaski na suficie –
Girlanda cieni koronkowa
Pobiegnie. I na mgnienie wszystko
Żółtawym światłem się rozpłoni.
Tam – w lustrze – mój sobowtór z bliska
Jak kontur stanął wykrojony.
Przybliża się i kiwa na mnie,
Z rozpaczą załamując w męce
W jasnej głębinie zwierciadlanej
Swe wyciągnięte do mnie ręce.
Andriej Bieły
tłum. Seweryn Pollak
więcej twórczości:
Bieły Andriej
Tanim kosztem - Anna Świrszczyńska
Tanim kosztem
Chce się zakochać nieszczęśliwie
w pięknym i okrutnym mężczyźnie,
w dziesięciu pięknych i okrutnych mężczyznach.
Szlochając nakręcać co dzień dziesięć numerów telefonów,
pisać dziesięć listów,
patrzeć na dziesięć fotografii.
I w końcu
z dziesięciu powodów
popełnić tylko jedno
samobójstwo.
Anna Świrszczyńska
Chce się zakochać nieszczęśliwie
w pięknym i okrutnym mężczyźnie,
w dziesięciu pięknych i okrutnych mężczyznach.
Szlochając nakręcać co dzień dziesięć numerów telefonów,
pisać dziesięć listów,
patrzeć na dziesięć fotografii.
I w końcu
z dziesięciu powodów
popełnić tylko jedno
samobójstwo.
Anna Świrszczyńska
więcej twórczości:
Swirszczyńska Anna
To było tak: byłeś szczęśliwy - Jane Hirsfield
To było tak: byłeś szczęśliwy
To było tak:
byłeś szczęśliwy, potem byłeś smutny,
potem znów szczęśliwy, potem nie.
Tak to szło.
Byłeś niewinny, lub byłeś winny,
Brałeś się za coś, lub nie.
Czasem mówiłeś, kiedy indziej milczałeś,
Przeważnie, jak się zdaje, milczałeś – co miałeś mówić?
Teraz jest już niemal po wszystkim.
Twoje życie, jak kochanek, pochyla się i całuje twoje życie.
Robi to nie po, aby wybaczyć –
między tobą i tobą nie ma nic do wybaczenia –
ale wystarczy by piekarz rzucił przez moment okiem
a widzi czy chleb jest gotowy i dobrze wyrośnięty.
Również jedzenie jest teraz tylko dla innych.
Nieważne co z tobą zrobią,
albo co zrobią z twoimi dniami; nie będą mieli racji,
będą tęsknić za złą kobietą, za złym mężczyzną,
wszystkie historie jakie opowiadają, będą zmyślone.
Twoja historia jest taka: byłeś szczęśliwy, potem byłeś smutny,
spałeś, budziłeś się.
Czasem jadłeś pieczone kasztany, czasem daktyle.
Jane Hirsfield
przełożyła Julia Hartwig
To było tak:
byłeś szczęśliwy, potem byłeś smutny,
potem znów szczęśliwy, potem nie.
Tak to szło.
Byłeś niewinny, lub byłeś winny,
Brałeś się za coś, lub nie.
Czasem mówiłeś, kiedy indziej milczałeś,
Przeważnie, jak się zdaje, milczałeś – co miałeś mówić?
Teraz jest już niemal po wszystkim.
Twoje życie, jak kochanek, pochyla się i całuje twoje życie.
Robi to nie po, aby wybaczyć –
między tobą i tobą nie ma nic do wybaczenia –
ale wystarczy by piekarz rzucił przez moment okiem
a widzi czy chleb jest gotowy i dobrze wyrośnięty.
Również jedzenie jest teraz tylko dla innych.
Nieważne co z tobą zrobią,
albo co zrobią z twoimi dniami; nie będą mieli racji,
będą tęsknić za złą kobietą, za złym mężczyzną,
wszystkie historie jakie opowiadają, będą zmyślone.
Twoja historia jest taka: byłeś szczęśliwy, potem byłeś smutny,
spałeś, budziłeś się.
Czasem jadłeś pieczone kasztany, czasem daktyle.
Jane Hirsfield
przełożyła Julia Hartwig
więcej twórczości:
Hirshfield Jane
Dobrze, że byłaś - Jonasz Kofta
Dobrze, że byłaś
Nie mam niczego do stracenia
Jestem w ciemności, idę w ciemność
Z istnienia przejść do nieistnienia
Łatwo
Dopóki jesteś ze mną.
Spod stóp się osunęła ziemia
Cokolwiek złego było, wybacz
- Jak mam ci pomóc?
Boję się ciszy
- Słyszysz mnie?
Słyszę
Dobrze, że byłaś.
Jonasz Kofta
Nie mam niczego do stracenia
Jestem w ciemności, idę w ciemność
Z istnienia przejść do nieistnienia
Łatwo
Dopóki jesteś ze mną.
Spod stóp się osunęła ziemia
Cokolwiek złego było, wybacz
- Jak mam ci pomóc?
Boję się ciszy
- Słyszysz mnie?
Słyszę
Dobrze, że byłaś.
Jonasz Kofta
więcej twórczości:
Kofta Jonasz
Samotność - Bronisława Ostrowska
Samotność
Szalejowa tęsknota na duszę mi padła:
Zatrutych łez tęsknota posępna i chora.
Zmora czai się ku mnie z każdego zwierciadła,
Z każdej szyby okiennej świeci twarz upiora.
Pożółkłych wspomnień karty na kominku płoną,
Iskrami świecą na nich tajemnicze runy...
Zeschłe kwiaty mi syczą jakąś wieść prześnioną
O zapachu kadzidła i sosnowej trumny.
W powietrzu stęka głośno ciężki szept zegara,
Nieubłagany, ciągły, straszny, monotonny...
W kątach włóczy się pustka i posępność szara,
I lęk — ten bezlitosny, głuchy lęk przedzgonny. —
I wiem, że gdzieś daleko ktoś bardzo mi drogi
Patrzy w tę nocną pustkę i wyciąga ręce,
I grozi, i przyzywa mnie, i ginie w męce
Samotny...
Bronisława Ostrowska
Szalejowa tęsknota na duszę mi padła:
Zatrutych łez tęsknota posępna i chora.
Zmora czai się ku mnie z każdego zwierciadła,
Z każdej szyby okiennej świeci twarz upiora.
Pożółkłych wspomnień karty na kominku płoną,
Iskrami świecą na nich tajemnicze runy...
Zeschłe kwiaty mi syczą jakąś wieść prześnioną
O zapachu kadzidła i sosnowej trumny.
W powietrzu stęka głośno ciężki szept zegara,
Nieubłagany, ciągły, straszny, monotonny...
W kątach włóczy się pustka i posępność szara,
I lęk — ten bezlitosny, głuchy lęk przedzgonny. —
I wiem, że gdzieś daleko ktoś bardzo mi drogi
Patrzy w tę nocną pustkę i wyciąga ręce,
I grozi, i przyzywa mnie, i ginie w męce
Samotny...
Bronisława Ostrowska
więcej twórczości:
Ostrowska Bronisława
Melancholia - Gunnar Ekelöf
Melancholia (fuga)
Oglądam się za siebie i widzę z rozpaczą
swe nieliczne zwycięstwa i rozliczne klęski...
W wyśnionym krajobrazie, gdzie jeszcze majaczą
wzniecone pyły marszów długich lub pospiesznych,
choć nikt bitwy nie wydał ani jej nie przyjął -
bieleją kości całych kohort moich marzeń,
pragnień... Wreszcie nad rzeką, aby tutaj – żyjąc
uwolniony od męki pustynnych miraży,
niepokoju wzrastania, lęku wysychania
i innych udręk, zapominając bez żalu
o wszystkich odpowiedziach na wszystkie pytania -
być kołysanym tam i z powrotem przez fale,
które się wysklepiają, całe w szklistym blasku,
ku brzegowi, spłukując w pienistej kipieli
szare kamienie, na wpół zagrzebane w piasku,
leżące na granicy, co łączy i dzieli
opuszczone i nigdy niedosięgłe lądy;
nic więcej nie pragnę – jak te uschłe gałęzie,
zgorzałe szczątki wraków unoszone z prądem,
jak te zwęglone ciała – i nic mnie nie więzi...
Być także uniesionym w dal, aż znikną brzegi,
skąd nie można zawrócić, skąd nie ma powrotu,
tam, gdzie nie można ani wygrać, ani przegrać -
gdzie już dopełnił się czas Wielkiego Odwrotu.
Gunnar Ekelöf
tłum. Janusz B. Roszkowski
Oglądam się za siebie i widzę z rozpaczą
swe nieliczne zwycięstwa i rozliczne klęski...
W wyśnionym krajobrazie, gdzie jeszcze majaczą
wzniecone pyły marszów długich lub pospiesznych,
choć nikt bitwy nie wydał ani jej nie przyjął -
bieleją kości całych kohort moich marzeń,
pragnień... Wreszcie nad rzeką, aby tutaj – żyjąc
uwolniony od męki pustynnych miraży,
niepokoju wzrastania, lęku wysychania
i innych udręk, zapominając bez żalu
o wszystkich odpowiedziach na wszystkie pytania -
być kołysanym tam i z powrotem przez fale,
które się wysklepiają, całe w szklistym blasku,
ku brzegowi, spłukując w pienistej kipieli
szare kamienie, na wpół zagrzebane w piasku,
leżące na granicy, co łączy i dzieli
opuszczone i nigdy niedosięgłe lądy;
nic więcej nie pragnę – jak te uschłe gałęzie,
zgorzałe szczątki wraków unoszone z prądem,
jak te zwęglone ciała – i nic mnie nie więzi...
Być także uniesionym w dal, aż znikną brzegi,
skąd nie można zawrócić, skąd nie ma powrotu,
tam, gdzie nie można ani wygrać, ani przegrać -
gdzie już dopełnił się czas Wielkiego Odwrotu.
Gunnar Ekelöf
tłum. Janusz B. Roszkowski
więcej twórczości:
Ekelöf Gunnar
Smutek - Borys Pasternak
Smutek
Dla mojej książki na epigraf
Pustynie chrypły
Ryczały lwy – do zórz tygrysich
Spieszył się Kipling.
Rozwartym smutkiem zionie straszna
Studnia zatruta.
Zziębniętą sierścią tu się głaszczą,
Zgrzytają tutaj.
A teraz, wlokąc się gromadą
W wierszach bez rangi.
Brodzą we mgle, gdzie rosa pada,
Śni o nich Ganges.
I chłodną żmiją świt dżunglowy
Wpełza do jamy,
A w dżunglach wilgoć mszy grobowej,
Dym kadzidlany.
Borys Pasternak
przełożył Włodzimierz Słobodnik
Dla mojej książki na epigraf
Pustynie chrypły
Ryczały lwy – do zórz tygrysich
Spieszył się Kipling.
Rozwartym smutkiem zionie straszna
Studnia zatruta.
Zziębniętą sierścią tu się głaszczą,
Zgrzytają tutaj.
A teraz, wlokąc się gromadą
W wierszach bez rangi.
Brodzą we mgle, gdzie rosa pada,
Śni o nich Ganges.
I chłodną żmiją świt dżunglowy
Wpełza do jamy,
A w dżunglach wilgoć mszy grobowej,
Dym kadzidlany.
Borys Pasternak
przełożył Włodzimierz Słobodnik
więcej twórczości:
Pasternak Borys
Ludzie kładą się spać - Rafał Wojaczek
Ludzie kładą się spać
Ludzie kładą się spać
Przed snem dobrze zjeść jabłko
Ja książę Akwitanii
wspinam się na drzewo
w najlepszym wyjściowym ubraniu
Podglądam sąsiadkę
rozbierają się do snu
Dżuma zniosła sądy wartościujące powiada
inny Francuz też szalony
Lewa pierś sąsiadki
jest nieco większa od prawej
Zwichnięta symetria
to właśnie to
Potem spadłem z drzewa
Rafał Wojaczek
Ludzie kładą się spać
Przed snem dobrze zjeść jabłko
Ja książę Akwitanii
wspinam się na drzewo
w najlepszym wyjściowym ubraniu
Podglądam sąsiadkę
rozbierają się do snu
Dżuma zniosła sądy wartościujące powiada
inny Francuz też szalony
Lewa pierś sąsiadki
jest nieco większa od prawej
Zwichnięta symetria
to właśnie to
Potem spadłem z drzewa
Rafał Wojaczek
więcej twórczości:
Wojaczek Rafał
Któż może być bardziej szalony - Witkacy
Któż może być bardziej szalony
Z głębiny nocy niepojętej
sen modrooki na mnie kiwa
w postaci dziwnej, wniebowziętej
ku światom nowym mnie przyzywa
Któż może być bardziej szalony
niż my, prócz nas nic nie istnieje
jesteśmy jedyni sami
gigantyczni
O wy znikomo małe fakty
w nieskończoności czarnych żądz
O jakże marne są wszystkie akty
tych co się puszą karki swe gnąc
Co do mnie nic nie powiem
mam wrażenie jakby mi zdmuchnęło
wszystkie myśli spod czaszki
Jestem tylko przedłużeniem tego regulatora
Jakby mój mózg wbito niby na rożen na tę żelazną dźwignię
albo też cały utożsamiłem się z maszyną, cały utożsamiłem się z maszyną
To ja sam pędzę, to ja sam pędzę
przestrzeń jak byk
aby nadziać się na ostrze mego losu
Nie, chwila jest tak bardzo doniosła
Można by umieścić nad nami napis:
"Nie dotykać, wysokie napięcie grozi śmiercią"
Gdyby mnie dotknął ktoś nieruchomy i normalny
w jednej chwili runąłby jak rażony gromem
Witkacy
Z głębiny nocy niepojętej
sen modrooki na mnie kiwa
w postaci dziwnej, wniebowziętej
ku światom nowym mnie przyzywa
Któż może być bardziej szalony
niż my, prócz nas nic nie istnieje
jesteśmy jedyni sami
gigantyczni
O wy znikomo małe fakty
w nieskończoności czarnych żądz
O jakże marne są wszystkie akty
tych co się puszą karki swe gnąc
Co do mnie nic nie powiem
mam wrażenie jakby mi zdmuchnęło
wszystkie myśli spod czaszki
Jestem tylko przedłużeniem tego regulatora
Jakby mój mózg wbito niby na rożen na tę żelazną dźwignię
albo też cały utożsamiłem się z maszyną, cały utożsamiłem się z maszyną
To ja sam pędzę, to ja sam pędzę
przestrzeń jak byk
aby nadziać się na ostrze mego losu
Nie, chwila jest tak bardzo doniosła
Można by umieścić nad nami napis:
"Nie dotykać, wysokie napięcie grozi śmiercią"
Gdyby mnie dotknął ktoś nieruchomy i normalny
w jednej chwili runąłby jak rażony gromem
Witkacy
Włóczęgą jestem... - Edward Stachura
* * *
Włóczęgą jestem
co późną nocą
gwiazdy wykrada
i rozdaje ubogim
włóczęga jestem
bez czapki
z długimi włosami
w których noc się bawi z gwiazdami
stary drelich mam na plecach
i spodnie wytarte na tyłku
Dobre duchy - w mych kieszeniach
no i księżyc
największa złotówka
Więc gwiżdżę, gwiżdżę na bogatych
i razem ze mną wiatr gwiżdże na nich
Bo to przecież xiężyc mi strącił
księżycową złotówkę -
z wysokiej topoli
Ja żem tylko
kieszeń nadstawił.
Edward Stachura
Włóczęgą jestem
co późną nocą
gwiazdy wykrada
i rozdaje ubogim
włóczęga jestem
bez czapki
z długimi włosami
w których noc się bawi z gwiazdami
stary drelich mam na plecach
i spodnie wytarte na tyłku
Dobre duchy - w mych kieszeniach
no i księżyc
największa złotówka
Więc gwiżdżę, gwiżdżę na bogatych
i razem ze mną wiatr gwiżdże na nich
Bo to przecież xiężyc mi strącił
księżycową złotówkę -
z wysokiej topoli
Ja żem tylko
kieszeń nadstawił.
Edward Stachura
więcej twórczości:
Stachura Edward
O, Boże, nie daj mi zwariować! - Aleksander Puszkin
O, Boże, nie daj mi zwariować!
O, Boże nie daj mi zwariować!
Głodować raczej i wędrować
Z żebraczym kijem będę.
Nie przeto, bym swój rozum cenił,
że chcę zachować go, że chcę nim
górować nad obłędem.
Gdyby mi wolność zostawili,
O, jakbym puścił się bez chwili
namysłów w borów gęstwę!
W płomiennym trwałbym zamroczeniu,
śpiewał w rozkosznym zapomnieniu,
w bezładnych słów szaleństwie!
I zasłuchany w szumy morza,
I zapatrzony w dal, w przestworza,
w niebiański strop gorący -
czułbym, jak rośnie siła, wola
jak wicher tratujący pola
i las druzgocący.
Lecz bieda w tym, że przed wariatem
Jak przed straszliwym trędowatym
drżeć będą, wsadzą w klatkę,
zakłują głupka w ciężki łańcuch
i zaczną, niczym psa w kagańcu,
przedrzeźniać cię przez kratkę
A w głuchą, smutną noc usłyszę
nie świst słowika tnący ciszę,
nie szumne pieśni lasów,
lecz towarzyszy jęk przewlekły
dozorców nocnych groźby wściekłe
i wrzask, i zgrzyt zawiasów.
Aleksander Puszkin
przekład Julian Tuwim
O, Boże nie daj mi zwariować!
Głodować raczej i wędrować
Z żebraczym kijem będę.
Nie przeto, bym swój rozum cenił,
że chcę zachować go, że chcę nim
górować nad obłędem.
Gdyby mi wolność zostawili,
O, jakbym puścił się bez chwili
namysłów w borów gęstwę!
W płomiennym trwałbym zamroczeniu,
śpiewał w rozkosznym zapomnieniu,
w bezładnych słów szaleństwie!
I zasłuchany w szumy morza,
I zapatrzony w dal, w przestworza,
w niebiański strop gorący -
czułbym, jak rośnie siła, wola
jak wicher tratujący pola
i las druzgocący.
Lecz bieda w tym, że przed wariatem
Jak przed straszliwym trędowatym
drżeć będą, wsadzą w klatkę,
zakłują głupka w ciężki łańcuch
i zaczną, niczym psa w kagańcu,
przedrzeźniać cię przez kratkę
A w głuchą, smutną noc usłyszę
nie świst słowika tnący ciszę,
nie szumne pieśni lasów,
lecz towarzyszy jęk przewlekły
dozorców nocnych groźby wściekłe
i wrzask, i zgrzyt zawiasów.
Aleksander Puszkin
przekład Julian Tuwim
więcej twórczości:
Puszkin Aleksander
Smutek - Marian Piechal
Smutek
Mój smutek bez imienia
całe gamy smutków
a każdy z nich odmianą
pawich barw się mieni
moje zorze polarne
i tęcze okrutne
ileż razy was więcej
niż słońca promieni
Smutek tam smutek ówdzie
i wewnątrz i wokół
żywotne ziarno smutku
w krwi zasiane wzbiera
jądro przeciwne słońcu
zbita kula mroku
o dwudziestu milionach
stopni niżej zera
Marian Piechal
Mój smutek bez imienia
całe gamy smutków
a każdy z nich odmianą
pawich barw się mieni
moje zorze polarne
i tęcze okrutne
ileż razy was więcej
niż słońca promieni
Smutek tam smutek ówdzie
i wewnątrz i wokół
żywotne ziarno smutku
w krwi zasiane wzbiera
jądro przeciwne słońcu
zbita kula mroku
o dwudziestu milionach
stopni niżej zera
Marian Piechal
więcej twórczości:
Piechal Marian
Sygnały - Charles Baudelaire
Sygnały
Rubens, ogród lenistwa, rzeka niepamięci,
Nieprzychylnej miłości zbyt cielesne łoże,
Gdzie tylko życie kłębi się, wiruje, kręci
Jak w powietrzu powietrze i jak w morzu morze;
Leonardo, zwierciadło o ściemnionym lśnieniu,
Gdzie z uśmiechem, łagodnym znakiem tajemnicy,
Anieli pełni wdzięku zjawiają się w cieniu
Pinii zamykających wstęp do okolicy;
Rembrandt, sala szpitalna, smutna, rozszeptana,
Przeszyta na skroś ostrym zimowym promieniem,
Gdzie pod olbrzymim krucyfiksem na kolanach
Stos zgnilizny się modli szlochem i westchnieniem;
Michał Anioł, mgławica, przestrzeń ledwie widna,
Gdzie wśród tłumu Chrystusów - Herkulesów tłumy
Krążą i gdzie w półmroku gigantyczne widma
Rwą, wyciągają ręce, śmiertelne całuny;
Tyś się odważył sięgnąć po piękno nędzników,
Zawziętość zabijaków, cały bezwstyd fauna,
Puget, smutny imperatorze galerników,
O sercu, w którym wzbiera duma feodalna;
Watteau, karnawał światła, gdzie z jakby wprost z łąki
Słynne serca zlatują się lotem motyli,
Gdzie blask świec na tło zwiewne rzucają pająki
Lejąc czyste szaleństwo na bal jednej chwili;
Goya, koszmar, ten koszmar rzeczy niebywałej,
Kiedy sabat czarownic gra groteskę raju,
Gdzie lubieżne staruszki i dziewczynki małe,
Aby skusić szatanów, pończochy wciągają;
Delacroix, jezioro krwi - jak widmo kary -
Cień zielonych sosenek czerwienią rozdziera,
A po żałobnym niebie dziwny ton fanfary
Przebiega jak stłumione westchnienie Webera;
Ten płacz, co gotów wielbić, bluźnić, krzywoprzysiąc,
Ekstatyczne Te Deum i Zmiłuj się, Panie,
Jest echem, którym dudni labiryntów tysiąc,
Opium Bogów, co sercu da niepamiętanie!
To hasło powtarzane przez tysiące straży,
To rozkaz, którym tysiąc ust chłoszcze przestrzenie,
Sygnał, co na tysiącu cytadel się żarzy,
Krzyk strzelców osaczonych przez lat i milczenie!
Bowiem zaprawdę, Panie, jedynym na świecie
Dowodem, co zaświadczy o naszej godności,
Jest ten szloch, który płynie z stulecia w stulecie,
By - nim skona - dopełznąć na próg twej wieczności!
Charles Baudelaire
przekład Antoni Lange
Rubens, ogród lenistwa, rzeka niepamięci,
Nieprzychylnej miłości zbyt cielesne łoże,
Gdzie tylko życie kłębi się, wiruje, kręci
Jak w powietrzu powietrze i jak w morzu morze;
Leonardo, zwierciadło o ściemnionym lśnieniu,
Gdzie z uśmiechem, łagodnym znakiem tajemnicy,
Anieli pełni wdzięku zjawiają się w cieniu
Pinii zamykających wstęp do okolicy;
Rembrandt, sala szpitalna, smutna, rozszeptana,
Przeszyta na skroś ostrym zimowym promieniem,
Gdzie pod olbrzymim krucyfiksem na kolanach
Stos zgnilizny się modli szlochem i westchnieniem;
Michał Anioł, mgławica, przestrzeń ledwie widna,
Gdzie wśród tłumu Chrystusów - Herkulesów tłumy
Krążą i gdzie w półmroku gigantyczne widma
Rwą, wyciągają ręce, śmiertelne całuny;
Tyś się odważył sięgnąć po piękno nędzników,
Zawziętość zabijaków, cały bezwstyd fauna,
Puget, smutny imperatorze galerników,
O sercu, w którym wzbiera duma feodalna;
Watteau, karnawał światła, gdzie z jakby wprost z łąki
Słynne serca zlatują się lotem motyli,
Gdzie blask świec na tło zwiewne rzucają pająki
Lejąc czyste szaleństwo na bal jednej chwili;
Goya, koszmar, ten koszmar rzeczy niebywałej,
Kiedy sabat czarownic gra groteskę raju,
Gdzie lubieżne staruszki i dziewczynki małe,
Aby skusić szatanów, pończochy wciągają;
Delacroix, jezioro krwi - jak widmo kary -
Cień zielonych sosenek czerwienią rozdziera,
A po żałobnym niebie dziwny ton fanfary
Przebiega jak stłumione westchnienie Webera;
Ten płacz, co gotów wielbić, bluźnić, krzywoprzysiąc,
Ekstatyczne Te Deum i Zmiłuj się, Panie,
Jest echem, którym dudni labiryntów tysiąc,
Opium Bogów, co sercu da niepamiętanie!
To hasło powtarzane przez tysiące straży,
To rozkaz, którym tysiąc ust chłoszcze przestrzenie,
Sygnał, co na tysiącu cytadel się żarzy,
Krzyk strzelców osaczonych przez lat i milczenie!
Bowiem zaprawdę, Panie, jedynym na świecie
Dowodem, co zaświadczy o naszej godności,
Jest ten szloch, który płynie z stulecia w stulecie,
By - nim skona - dopełznąć na próg twej wieczności!
Charles Baudelaire
przekład Antoni Lange
więcej twórczości:
Baudelaire Charles
Melancholia - Ewa Sonnenberg
Mark Spain |
Karmi mężczyzn bezpłodną miłością
Z przyzwyczajenia jest naga skłonna
ulec szpetnemu profilowi na ścianie
Zrzucanie prawdy z siebie jak bielizny
klęska po której trudno znaleźć inną
Od lat Hłasko prowadzi ją pod rękę
w ponure bezimienne krawężniki
I byłaś tylko literą z wielkiego alfabetu
wzruszeń Jedną z sylab genialnego erudyty
jednookiego bratanka Steinera
jak to możliwe być obok i nie wiedzieć
być obok – nie! – bliżej mieć ciebie w sobie
i nie dostrzec zapaść się we własną podmiotowość
jak to możliwe marzyć o czymś co nagle
tak oczywiste Zbyt oczywiste
Ewa Sonnenberg
więcej twórczości:
Sonnenberg Ewa
Słowa - Anne Sexton
Słowa
O słowa należy dbać,
nawet o te cudowne.
Dla cudownych robimy najwięcej,
czasami roją się jak owady
i nie żądlą, lecz całują.
Potrafią być nie gorsze od palców.
Potrafią być pewne jak skała,
na której nie wahasz się usiąść.
Potrafią być stokrotkami, ale i siniakami,
Mimo to jestem zakochana w słowach.
Są gołębiami spadającymi z sufitu.
Są sześcioma nieskalanymi pomarańczami na moich kolanach.
Są i drzewami, i kończynami lata,
a także słońcem, jego ognistym obliczem.
A jednak często mnie zawodzą.
Tyle rzeczy chcę powiedzieć,
tyle historii, obrazów, przysłów, etc.
Lecz słowa nie dość się do tego nadają,
całują mnie nie te co trzeba.
Czasami wzbijam się jak orzeł
ale na skrzydłach strzyżyka.
Jednakże staram się uważać
i być dla nich miła.
Ze słowami i jajkami należy ostrożnie.
Gdy się je uszkodzi, nikt ich
nie naprawi.
Anne Sexton
przeł. Monika J. Sujczyńska
O słowa należy dbać,
nawet o te cudowne.
Dla cudownych robimy najwięcej,
czasami roją się jak owady
i nie żądlą, lecz całują.
Potrafią być nie gorsze od palców.
Potrafią być pewne jak skała,
na której nie wahasz się usiąść.
Potrafią być stokrotkami, ale i siniakami,
Mimo to jestem zakochana w słowach.
Są gołębiami spadającymi z sufitu.
Są sześcioma nieskalanymi pomarańczami na moich kolanach.
Są i drzewami, i kończynami lata,
a także słońcem, jego ognistym obliczem.
A jednak często mnie zawodzą.
Tyle rzeczy chcę powiedzieć,
tyle historii, obrazów, przysłów, etc.
Lecz słowa nie dość się do tego nadają,
całują mnie nie te co trzeba.
Czasami wzbijam się jak orzeł
ale na skrzydłach strzyżyka.
Jednakże staram się uważać
i być dla nich miła.
Ze słowami i jajkami należy ostrożnie.
Gdy się je uszkodzi, nikt ich
nie naprawi.
Anne Sexton
przeł. Monika J. Sujczyńska
więcej twórczości:
Sexton Anne
Szukam wspólnika - Marian Załucki
Szukam wspólnika
Postanowiłem dać anons taki do dziennika
odpowiednio duży,
by uwagę skupiał:
CHCĘ ZOSTAĆ PORZĄDNYM CZŁOWIEKIEM -
POSZUKUJĘ WSPÓLNIKA!
Sam się nie będę wygłupiał!
Marian Załucki
więcej twórczości:
Załucki Marian
Pytania - Jan Rybowicz
Pytania
Nie pytaj nigdy
za Villonem,
gdzie są zeszłoroczne śniegi.
Bo to niezbyt mądre pytanie.
Nie przekonuj mnie,
że twoje dzieciństwo
było sielskie i anielskie,
bo to nieprawda.
I nie wmawiaj mi
że przyjdą dni
różowe,
które wynagrodzą nam hojnie
dni niewiary i rozpaczy.
Nie małpuj Goethego
bełkocząc:
"Chwilo, trwaj. Jesteś piękna."
Ta chwila przeminęła
i jest taka sama,
jak ta za nią,
i kropla w kroplę
jak poprzednie.
Nie pytaj;
gdzie jest ten ptak,
gdzie jest ten kot,
gdzie jest ten żółty pies,
ta miła pani,
ta dama z krwi królewskiej,
ten piękny młodzieniec,
ta dziewczyna, co śpiewała po rosyjsku,
ci wszyscy umarli,
których nie ma...
Nie pytaj.
Bo po prostu odpowiem ci wulgarnie:
w dupie.
I nie pytaj mnie już nigdy,
czy cię kocham.
Jan Rybowicz
Nie pytaj nigdy
za Villonem,
gdzie są zeszłoroczne śniegi.
Bo to niezbyt mądre pytanie.
Nie przekonuj mnie,
że twoje dzieciństwo
było sielskie i anielskie,
bo to nieprawda.
I nie wmawiaj mi
że przyjdą dni
różowe,
które wynagrodzą nam hojnie
dni niewiary i rozpaczy.
Nie małpuj Goethego
bełkocząc:
"Chwilo, trwaj. Jesteś piękna."
Ta chwila przeminęła
i jest taka sama,
jak ta za nią,
i kropla w kroplę
jak poprzednie.
Nie pytaj;
gdzie jest ten ptak,
gdzie jest ten kot,
gdzie jest ten żółty pies,
ta miła pani,
ta dama z krwi królewskiej,
ten piękny młodzieniec,
ta dziewczyna, co śpiewała po rosyjsku,
ci wszyscy umarli,
których nie ma...
Nie pytaj.
Bo po prostu odpowiem ci wulgarnie:
w dupie.
I nie pytaj mnie już nigdy,
czy cię kocham.
Jan Rybowicz
więcej twórczości:
Rybowicz Jan
Święty pokój - Cyprian Kamil Norwid
Święty pokój
1
Jeszcze tylko kilka ciężkich chmur
Nie-porozpychanych nozdrzem konia;
Jeszcze tylko kilka stromych gór,
A potem - już słońce i harmonia!...
- Jeszcze tylko z hełmu kilka piór
W wiatru odrzuconych próżnię;
Jeszcze tylko jeden pękły grot -
Błyskawica jedna - jeden grzmot -
A potem - już nie!...
2
Tak samo i w życiu: czasów wir
Jezdnego na hipogryfie ima;
Gruby mu rozrywać każe kir,
Trumny przeskakiwać, których nie ma.
- Za czarnością trumien świata mir,
Wynagradzający słusznie;
I wciąż tylko jeden jeszcze trud -
Wysilenie jedno - jeden cud -
A potem - już nie!...
Cyprian Kamil Norwid
1
Jeszcze tylko kilka ciężkich chmur
Nie-porozpychanych nozdrzem konia;
Jeszcze tylko kilka stromych gór,
A potem - już słońce i harmonia!...
- Jeszcze tylko z hełmu kilka piór
W wiatru odrzuconych próżnię;
Jeszcze tylko jeden pękły grot -
Błyskawica jedna - jeden grzmot -
A potem - już nie!...
2
Tak samo i w życiu: czasów wir
Jezdnego na hipogryfie ima;
Gruby mu rozrywać każe kir,
Trumny przeskakiwać, których nie ma.
- Za czarnością trumien świata mir,
Wynagradzający słusznie;
I wciąż tylko jeden jeszcze trud -
Wysilenie jedno - jeden cud -
A potem - już nie!...
Cyprian Kamil Norwid
więcej twórczości:
Norwid Cyprian Kamil
Grażynie - Stanisław Barańczak
Grażynie
Pamiętać o papierosach. Żeby zawsze były pod ręką,
gotowe do wsunięcia w kieszeń, gdy znowu go zabierają.
Znać na pamięć przepisy dotyczące paczek i widzeń.
Sztukę zmuszania mięśni twarzy do uśmiechu.
Jednym chłodnym spojrzeniem gasić wrzask policjanta,
zaparzać spokojnie herbatę, gdy oni bebeszą szuflady.
Z obozu albo szpitala słać listy, że wszystko w porządku.
Tyle umiejętności, taka perfekcja. Mówię poważnie.
Chociażby po to, aby się nie zmarnowały,
nagrodą za to wszystko powinna być nieśmiertelność,
a już co najmniej jej wybrakowana wersja, życie.
Śmierć. Nie, to niepoważne, nie przyjmuję tego do
wiadomości.
Z iloma trudniejszymi sprawami dawałaś sobie radę.
Jeżeli kogoś podziwiałem, to właśnie ciebie.
Jeśli coś było trwałe, to właśnie ten podziw.
Ile razy chciałem ci powiedzieć. Nie było jak.
Wstydziłem się luk w słownictwie i mikrofonu w ścianie.
Teraz słyszę, że za późno. Nie, nie wierzę.
To przecież tylko nicość. Jakże takie nic
ma stanąć pomiędzy nami. Na złość, na zawsze zapiszę
tę kreskę na tęczówce, zmarszczkę w kącie ust.
Zgoda, wiem, nie odpowiesz na moją ostatnią pocztówkę.
Ale będę za to winić coś rzeczywistego,
listonosza, katastrofę lotniczą, cenzurę,
nie nieistnienie, które, zgódź się, nie istnieje.
Stanisław Barańczak
Pamiętać o papierosach. Żeby zawsze były pod ręką,
gotowe do wsunięcia w kieszeń, gdy znowu go zabierają.
Znać na pamięć przepisy dotyczące paczek i widzeń.
Sztukę zmuszania mięśni twarzy do uśmiechu.
Grażyna Kuroń - z archiwum Ewy Dobrowolskiej |
zaparzać spokojnie herbatę, gdy oni bebeszą szuflady.
Z obozu albo szpitala słać listy, że wszystko w porządku.
Tyle umiejętności, taka perfekcja. Mówię poważnie.
Chociażby po to, aby się nie zmarnowały,
nagrodą za to wszystko powinna być nieśmiertelność,
a już co najmniej jej wybrakowana wersja, życie.
Śmierć. Nie, to niepoważne, nie przyjmuję tego do
wiadomości.
Z iloma trudniejszymi sprawami dawałaś sobie radę.
Jeżeli kogoś podziwiałem, to właśnie ciebie.
Jeśli coś było trwałe, to właśnie ten podziw.
Ile razy chciałem ci powiedzieć. Nie było jak.
Wstydziłem się luk w słownictwie i mikrofonu w ścianie.
Teraz słyszę, że za późno. Nie, nie wierzę.
To przecież tylko nicość. Jakże takie nic
ma stanąć pomiędzy nami. Na złość, na zawsze zapiszę
tę kreskę na tęczówce, zmarszczkę w kącie ust.
Zgoda, wiem, nie odpowiesz na moją ostatnią pocztówkę.
Ale będę za to winić coś rzeczywistego,
listonosza, katastrofę lotniczą, cenzurę,
nie nieistnienie, które, zgódź się, nie istnieje.
Stanisław Barańczak
więcej twórczości:
Barańczak Stanisław
Lasem - Krzysztof Kamil Baczyński
Lasem
Chodzę lasem, zostawiam nie ślady, lecz tropy
i sapię w wąskiej norze oddechem włochatym.
Czy to prawda, że żyłem rybą przed potopem
i że jestem dziś wilkiem kochającym kwiaty?
Jakże płyną te sosny? sierść ma zapach ostry.
Patrzę wam prosto w oczy, a krok mój jest wiekiem.
Gdzie las się kończy nagle fioletowym ostem -
- myśliwy z psem, który też był kiedyś człowiekiem.
Krzysztof Kamil Baczyński
Chodzę lasem, zostawiam nie ślady, lecz tropy
i sapię w wąskiej norze oddechem włochatym.
Czy to prawda, że żyłem rybą przed potopem
i że jestem dziś wilkiem kochającym kwiaty?
Jakże płyną te sosny? sierść ma zapach ostry.
Patrzę wam prosto w oczy, a krok mój jest wiekiem.
Gdzie las się kończy nagle fioletowym ostem -
- myśliwy z psem, który też był kiedyś człowiekiem.
Krzysztof Kamil Baczyński
więcej twórczości:
Baczyński Krzysztof Kamil
Przyjęcie - Jacek Dehnel
Przyjęcie
ciemność przychodzi do okien w gości.
A za ciemnością idą zwierzęta
żaden bestiariusz ich nie spamięta.
Za zwierzętami śmierć biała kroczy,
śmierć sześcioskrzydła, na skrzydłach oczy.
Stają u okien. Patrzą do środka.
Bardzo się zmieni kto je napotka.
W środku tłum, książki, meble i szklanki,
czyli szkło, papier, drewno i tkanki.
I śmierć, i bestia się rozpromienia,
że się serwuje tyle jedzenia.
Przez miłorzębu patrzą gałązki
na nieświadome niczego kąski.
Ty, jeśli czekasz jakichś morałów,
nie czekaj dłużej. Czasu jest mało.
Bądź dobry. Kochaj. Starzej się z wdziękiem.
Zamki są słabe. Szyby są cienkie.
Jacek Dehnel
Agnieszce KuciakStoją za oknem strome ciemności,
ciemność przychodzi do okien w gości.
A za ciemnością idą zwierzęta
żaden bestiariusz ich nie spamięta.
Za zwierzętami śmierć biała kroczy,
śmierć sześcioskrzydła, na skrzydłach oczy.
Stają u okien. Patrzą do środka.
Bardzo się zmieni kto je napotka.
W środku tłum, książki, meble i szklanki,
czyli szkło, papier, drewno i tkanki.
I śmierć, i bestia się rozpromienia,
że się serwuje tyle jedzenia.
Przez miłorzębu patrzą gałązki
na nieświadome niczego kąski.
Ty, jeśli czekasz jakichś morałów,
nie czekaj dłużej. Czasu jest mało.
Bądź dobry. Kochaj. Starzej się z wdziękiem.
Zamki są słabe. Szyby są cienkie.
Jacek Dehnel
więcej twórczości:
Dehnel Jacek
Światło nocy - Nikos Chadzinikolau
Światło nocy
Wiatr rozwiązał sznury milczenia drzewom,
które pokryły się srebrem.
Księżyc spiskował orientalnie,
tuląc się do okna.
Nie zapaliłaś lampy.
Stałaś wpatrzona w dal
jakby wycięta z fatamorgany.
Miłość jest światłem.
Nikos Chadzinikolau
Wiatr rozwiązał sznury milczenia drzewom,
które pokryły się srebrem.
Księżyc spiskował orientalnie,
tuląc się do okna.
Nie zapaliłaś lampy.
Stałaś wpatrzona w dal
jakby wycięta z fatamorgany.
Miłość jest światłem.
Nikos Chadzinikolau
więcej twórczości:
Chadzinikolau Nikos
Animula - Thomas Stearns Eliot
Animula
"Z ręki Boga wychodzi zwykła dusza"
Na płaską Ziemię zmiennych blasków i okrzyków,
W światło i ciemność, w wilgoć albo suszę, w żar i chłód;
Biega wśród nóg foteli i stolików,
Staje i pada, chciwa zabawek i pieszczot,
Śmiało idąca, nagle przerażona
Chroni się w zgięciu łokcia i kolana,
Spragniona słów otuchy, cieszy się
Aromatem i blaskiem choinki w pokoju,
Podmuchem wiatru, światłem słonecznym, i morzem;
Studiuje plamy słońca na podłodze
i jelenie biegnące wokół srebrnej tacy;
Plącze z prawdziwym - przywidziane;
Uwielbia karty, królów i królowe,
Proroctwa wróżek i bajanie służby.
Rośnie wciąż brzemię, kiedy rośnie dusza,
Raniąc i dręcząc coraz bardziej, dzień po dniu;
Ranią i dręczą coraz silniej, tydzień po tygodniu,
Imperatywy "jest i zdaje się",
Możliwe i niewykonalne, pragnienie i umiar.
Na koniec ból istnienia i snów narkotyki
Kulą duszyczkę w fotelu przy oknie -
Za tomami Encyclopaedia Britanica.
Z ręki czasu wychodzi zwykła dusza,
Lękliwa, samolubna, kulawa, bez wzroku,
Niezdolna cofnąć się lub otworzyć drzwi,
Lęka się ciepłej realności, nie ufa dobroci,
Wyrzeka się natrętnych wizji krwi,
Cienia własnego cień, widmo we własnym mroku;
Zostawia stos papierów w zakurzonym gabinecie;
I żyje po raz pierwszy, w ciszy po wiatyku.
Módl się za Guiterrieza, chciwego szybkości i władzy,
Za Boudina, rozdartego w strzępy,
Za tego, który zrobił ogromny majątek
I tego, który poszedł własną drogą.
I za Floreta - ogarami zaszczutego pośród cisów,
Módl się za nami teraz i w godzinę naszych narodzin.
Thomas Stearns Eliot
tł. Krzysztof Boczkowski
"Z ręki Boga wychodzi zwykła dusza"
Na płaską Ziemię zmiennych blasków i okrzyków,
W światło i ciemność, w wilgoć albo suszę, w żar i chłód;
Biega wśród nóg foteli i stolików,
Staje i pada, chciwa zabawek i pieszczot,
Śmiało idąca, nagle przerażona
Chroni się w zgięciu łokcia i kolana,
Spragniona słów otuchy, cieszy się
Aromatem i blaskiem choinki w pokoju,
Podmuchem wiatru, światłem słonecznym, i morzem;
Studiuje plamy słońca na podłodze
i jelenie biegnące wokół srebrnej tacy;
Plącze z prawdziwym - przywidziane;
Uwielbia karty, królów i królowe,
Proroctwa wróżek i bajanie służby.
Rośnie wciąż brzemię, kiedy rośnie dusza,
Raniąc i dręcząc coraz bardziej, dzień po dniu;
Ranią i dręczą coraz silniej, tydzień po tygodniu,
Imperatywy "jest i zdaje się",
Możliwe i niewykonalne, pragnienie i umiar.
Na koniec ból istnienia i snów narkotyki
Kulą duszyczkę w fotelu przy oknie -
Za tomami Encyclopaedia Britanica.
Z ręki czasu wychodzi zwykła dusza,
Lękliwa, samolubna, kulawa, bez wzroku,
Niezdolna cofnąć się lub otworzyć drzwi,
Lęka się ciepłej realności, nie ufa dobroci,
Wyrzeka się natrętnych wizji krwi,
Cienia własnego cień, widmo we własnym mroku;
Zostawia stos papierów w zakurzonym gabinecie;
I żyje po raz pierwszy, w ciszy po wiatyku.
Módl się za Guiterrieza, chciwego szybkości i władzy,
Za Boudina, rozdartego w strzępy,
Za tego, który zrobił ogromny majątek
I tego, który poszedł własną drogą.
I za Floreta - ogarami zaszczutego pośród cisów,
Módl się za nami teraz i w godzinę naszych narodzin.
Thomas Stearns Eliot
tł. Krzysztof Boczkowski
więcej twórczości:
Eliot Thomas Stearns
Bez granic - Adam Asnyk
Bez granic
Potoki mają swe łoża -
I mają granice morza
Dla swojej fali -
I góry, co toną w niebie,
Mają kres dany dla siebie,
Nie pójdą dalej!
Lecz serce, serce człowieka,
Wciąż w nieskończoność ucieka
Przez łzy, tęsknoty, męczarnie,
I wierzy, że w swoim łonie
Przestrzeń i wieczność pochłonie
I niebo całe ogranie
Adam Asnyk
Potoki mają swe łoża -
I mają granice morza
Dla swojej fali -
I góry, co toną w niebie,
Mają kres dany dla siebie,
Nie pójdą dalej!
Lecz serce, serce człowieka,
Wciąż w nieskończoność ucieka
Przez łzy, tęsknoty, męczarnie,
I wierzy, że w swoim łonie
Przestrzeń i wieczność pochłonie
I niebo całe ogranie
Adam Asnyk
więcej twórczości:
Asnyk Adam
Psu Kaczałowa - Sergiusz Jesienin
Psu Kaczałowa
Ja takiej łapy nie widziałem w życiu.
Na bezszelestną, cichą noc, w pogodę,
Chodź, poszczekamy razem przy księżycu.
Daj łapę, Dżim, na szczęście łapę podaj.
Kochanie, proszę, nie liż mnie po twarzy,
Coś najprostszego zrozum ze mną przecie,
Skoro ty nie wiesz, co to życie znaczy
I jaką wartość życie ma na świecie.
Twój pan jest miły, no i znakomity,
Przyjmuje dużo gości — pańska łaska —
I każdy z nich po sierści aksamitnej
Z uśmiechem chciałby cię pogłaskać.
Ty na psi sposób diablo jesteś ładny
Z tak miłym twoim wdzięczkiem, żeś gotowy
Bez uprzedzenia i bez pytań żadnych,
Jak druh pijany, z każdym się całować.
Mój miły Dżimie, pośród twoich gości
Tak wielu różnych i przeróżnych było.
Czy najsmutniejsza z nich, czy ta milcząca
Przypadkiem tu nie przychodziła?
Wiem, ona przyjdzie, ja ci za to ręczę,
A ty jej w oczy patrz, nim chwila minie,
I proszę, czule poliż ją po ręce
Za wszystko to, com był i nie był winien
Sergiusz Jesienin
przekład Władysław Broniewski
więcej twórczości:
Jesienin Sergiusz
Gra w szczerość - Grzegorz Przemyk
Gra w szczerość
Możesz mnie prosić o obietnicę
obiecam - złamać mogę
O prawdę spytać
proszę mogę skłamać
O Bogu opowieści chcesz
Już w tej chwili mówię
o jego brwiach boskich
O śmierci też mówić dużo bzdurnie
krzyczeć płakać pogrzebywać
I o nasze dziś mnie spytać możesz
odpowiedzi poszukaj w sobie
Lecz o jutro mnie nie pytaj
bo nie wiem jeszcze
czy w ogniu utonę
czy w wodzie spłonę
Grzegorz Przemyk
Możesz mnie prosić o obietnicę
obiecam - złamać mogę
O prawdę spytać
proszę mogę skłamać
O Bogu opowieści chcesz
Już w tej chwili mówię
o jego brwiach boskich
O śmierci też mówić dużo bzdurnie
krzyczeć płakać pogrzebywać
I o nasze dziś mnie spytać możesz
odpowiedzi poszukaj w sobie
Lecz o jutro mnie nie pytaj
bo nie wiem jeszcze
czy w ogniu utonę
czy w wodzie spłonę
Grzegorz Przemyk
więcej twórczości:
Przemyk Grzegorz
Magnetyzm - Marcin Świetlicki
Magnetyzm
Iskrzy się noc i iskrzy.
Motyle są jak mosty
skonstruowane. Mnóstwo
cekinów nocą.
Mówi się "kocham",
bo chce się odzewu.
i "śmierć" się odpowiada,
choć trzeba inaczej.
Dotyka się łagodnie.
Każdy dotyk ma echo.
I oczy się odwraca
z delikatnością zwierząt.
Marcin Świetlicki
więcej twórczości:
Swietlicki Marcin
Inne wiersze - Jan Rybowicz
Inne wiersze
Są inne wiersze,
które nie ty napisałeś.
Są inni ludzie, którzy nie są tobą.
Inni bogowie,
z których żaden nie jest twoim Bogiem.
Jest inny sposób myślenia,
który nazywasz obłędem.
jest tolerancja,
ale obowiązuje
tylko w obrębie twojej kasty,
Są inne wiersze,
których nie przeczytasz nigdy,
Jest inny glob,
o którym wiesz tylko tyle,
ile powiedziała ci
twoja fantazja.
Inne maszyny,
których nie umiesz obsługiwać.
Inne języki
będące dla ciebie bełkotem.
Inne zwyczaje,
zupełnie nie do przyjęcia.
Inne kobiety
odrażające lub przerażające.
Są inne wiersze.
Inne.
Jan Rybowicz
Są inne wiersze,
które nie ty napisałeś.
Są inni ludzie, którzy nie są tobą.
Inni bogowie,
z których żaden nie jest twoim Bogiem.
Jest inny sposób myślenia,
który nazywasz obłędem.
jest tolerancja,
ale obowiązuje
tylko w obrębie twojej kasty,
Są inne wiersze,
których nie przeczytasz nigdy,
Jest inny glob,
o którym wiesz tylko tyle,
ile powiedziała ci
twoja fantazja.
Inne maszyny,
których nie umiesz obsługiwać.
Inne języki
będące dla ciebie bełkotem.
Inne zwyczaje,
zupełnie nie do przyjęcia.
Inne kobiety
odrażające lub przerażające.
Są inne wiersze.
Inne.
Jan Rybowicz
więcej twórczości:
Rybowicz Jan
Skromność - Konstanty Ildefons Gałczyński
Skromność
Na Pocztę Główną w Warszawie
przyszedł list strasznie pomięty,
z adresem brzmiącym ciekawie:
DLA NAJLEPSZEGO POETY.
Nazwiska ani ulicy
nadawca nie podał wcale,
więc naradzali się wszyscy,
co z fantem tym począć dalej.
Żeby nie wyszła gaffa,
list odesłano do Staffa.
Staff oddał go Tuwimowi,
a Tuwim na to tak powi:
"To nie ja.A wy się boczcie".
I list znów leżał na poczcie.
Żeby więc skończyć z kłopotem,
kierownik poczty rad nie rad
wziął w rękę swe pióro złote
i dał do gazet inserat,
że "list jest taki i taki",
więc się zgłaszajcie, chłopaki".
Taaak.
I teraz wciąż się ktoś zgłasza.
I problem wciąż się rozszerza.
I stoi kolejka straszna
na długość jak stąd do Zgierza.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Na Pocztę Główną w Warszawie
przyszedł list strasznie pomięty,
z adresem brzmiącym ciekawie:
DLA NAJLEPSZEGO POETY.
Nazwiska ani ulicy
nadawca nie podał wcale,
więc naradzali się wszyscy,
co z fantem tym począć dalej.
Żeby nie wyszła gaffa,
list odesłano do Staffa.
Staff oddał go Tuwimowi,
a Tuwim na to tak powi:
"To nie ja.A wy się boczcie".
I list znów leżał na poczcie.
Żeby więc skończyć z kłopotem,
kierownik poczty rad nie rad
wziął w rękę swe pióro złote
i dał do gazet inserat,
że "list jest taki i taki",
więc się zgłaszajcie, chłopaki".
Taaak.
I teraz wciąż się ktoś zgłasza.
I problem wciąż się rozszerza.
I stoi kolejka straszna
na długość jak stąd do Zgierza.
Konstanty Ildefons Gałczyński
więcej twórczości:
Gałczyński Konstanty Ildefons
Za wiele zamieszania - Janina Brzostowska
Za wiele zamieszania
Odpoczywać
jak przydrożny kamień
od wieków nie poruszony.
Jak nadmorski piasek
na brzegu,
do którego dawno nikt
nie przybił.
Jak jedyne drzewo
na bezdrożach
ciemnego torfowiska.
Za wiele zamieszania
wznosi człowiek
w milczenie
ziemi.
Janina Brzostowska
Odpoczywać
jak przydrożny kamień
od wieków nie poruszony.
Jak nadmorski piasek
na brzegu,
do którego dawno nikt
nie przybił.
Jak jedyne drzewo
na bezdrożach
ciemnego torfowiska.
Za wiele zamieszania
wznosi człowiek
w milczenie
ziemi.
Janina Brzostowska
więcej twórczości:
Brzostowska Janina
Blues - W. H. Auden
Blues
Grzaniem krzeseł i czuciem, jedzeniem i piciem,
Myśleniem i czerpaniem oddechu zajęci,
Obok kogo siedzicie? Może obok Śmierci.
Jak stąpająca lekko biuściasta blondyna,
Śmierć zerka na was w metrze, w kolejce do kina.
Żonaty czy kawaler, stary czy młodzieniec,
Będziesz się przed nią płaszczył na każde skinienie.
Myślisz, że jesteś sprytny. A śmierć jest gliniarzem,
Pośle ci kulę w serce, na krześle usmaży.
Pracuje może wolno, lecz w końcu cię złowi,
Za samą zbrodnię bycia powitym, mój drogi.
Śmierć jako lekarz stopnie dostaje najwyższe,
Nie pobiera opłaty, świat ma na rozpisce.
Osłucha cię i powie: "Jest źle, słyszę oddech,
Lecz zaradzimy temu, nie martw się, mój chłopcze."
Śmierć do waszych drzwi puka, by nieruchomości
Sprzedawać, co nie stracą nigdy na wartości:
To łatwe i wygodne, w starym świecie. Złożysz
Podpis na przerywanej (nieważne dochody).
Śmierć jako nauczyciel nie ma sobie równych,
Jej słowa pojmie każdy uczeń, nawet durny.
Wykłada tylko jedną dziedzinę: Mogiłę.
Lecz nikt nie chce wyjść z klasy, nikt nie siada tyłem.
Zatem czy stoisz w deszczu zupełnie spłukany,
Czy wygrywasz w pokera, spijając szampany,
Śmierć za tobą ruszyła, śmierć na ciebie czyha.
Już jutro jej wyglądaj. A może już dzisiaj.
W. H. Auden
przekład Jacek Dehnel
(dla Hedli Anderson)Miłe Panie, Panowie, którzy tu siedzicie,
Grzaniem krzeseł i czuciem, jedzeniem i piciem,
Myśleniem i czerpaniem oddechu zajęci,
Obok kogo siedzicie? Może obok Śmierci.
Jak stąpająca lekko biuściasta blondyna,
Śmierć zerka na was w metrze, w kolejce do kina.
Żonaty czy kawaler, stary czy młodzieniec,
Będziesz się przed nią płaszczył na każde skinienie.
Myślisz, że jesteś sprytny. A śmierć jest gliniarzem,
Pośle ci kulę w serce, na krześle usmaży.
Pracuje może wolno, lecz w końcu cię złowi,
Za samą zbrodnię bycia powitym, mój drogi.
Śmierć jako lekarz stopnie dostaje najwyższe,
Nie pobiera opłaty, świat ma na rozpisce.
Osłucha cię i powie: "Jest źle, słyszę oddech,
Lecz zaradzimy temu, nie martw się, mój chłopcze."
Śmierć do waszych drzwi puka, by nieruchomości
Sprzedawać, co nie stracą nigdy na wartości:
To łatwe i wygodne, w starym świecie. Złożysz
Podpis na przerywanej (nieważne dochody).
Śmierć jako nauczyciel nie ma sobie równych,
Jej słowa pojmie każdy uczeń, nawet durny.
Wykłada tylko jedną dziedzinę: Mogiłę.
Lecz nikt nie chce wyjść z klasy, nikt nie siada tyłem.
Zatem czy stoisz w deszczu zupełnie spłukany,
Czy wygrywasz w pokera, spijając szampany,
Śmierć za tobą ruszyła, śmierć na ciebie czyha.
Już jutro jej wyglądaj. A może już dzisiaj.
W. H. Auden
przekład Jacek Dehnel
więcej twórczości:
Auden Wystan Hugh
Wiersz i jego nadzieja - Michel Deguy
Wiersz i jego nadzieja
Pomiędzy złotem a niebem wielki wiatr
Obdzielałby sprawiedliwie nawet z lektyki okrętu
Niezliczone ptactwo wróżyło
Tego co jeden poeta ziścił
Drugi nie jest w stanie zniszczyć
Michel Deguy
przekład Edward Stachura
Pomiędzy złotem a niebem wielki wiatr
Obdzielałby sprawiedliwie nawet z lektyki okrętu
Niezliczone ptactwo wróżyło
Tego co jeden poeta ziścił
Drugi nie jest w stanie zniszczyć
Michel Deguy
przekład Edward Stachura
więcej twórczości:
Deguy Michel
Święty Szymon Słupnik - Stanisław Grochowiak
Święty Szymon Słupnik
Powołał go Pan
Na słup.
Na słupie miał dom
I grób.
A ludzie chłopaka na szafot przywiedli,
Unieśli mu głowę w muskularnej pętli.
Powołał go pan na stryk.
Powołał go Pan,
By trwał.
By śpiewał mu pieśń
I piał.
A ludzie dziewczynę wśród przekleństw gwałcili
I włosy jej ścięli, i ręce spalili.
Powołał ją Pan
Na gnój.
Powołał go Pan
Na słup.
Na słupie miał dom
I grób.
A ludzie mych wierszy słuchając powstają
I wilki wychodzą żerującą zgrają...
Powołał mnie Pan
Na bunt.
Stanisław Grochowiak
Powołał go Pan
Na słup.
Na słupie miał dom
I grób.
A ludzie chłopaka na szafot przywiedli,
Unieśli mu głowę w muskularnej pętli.
Powołał go pan na stryk.
Powołał go Pan,
By trwał.
By śpiewał mu pieśń
I piał.
A ludzie dziewczynę wśród przekleństw gwałcili
I włosy jej ścięli, i ręce spalili.
Powołał ją Pan
Na gnój.
Powołał go Pan
Na słup.
Na słupie miał dom
I grób.
A ludzie mych wierszy słuchając powstają
I wilki wychodzą żerującą zgrają...
Powołał mnie Pan
Na bunt.
Stanisław Grochowiak
więcej twórczości:
Grochowiak Stanisław
Subskrybuj:
Posty (Atom)