Paryż 1856
Przyzwyczaiło go umęczenie długie
do przedsmaku śmierci. Ogarnąłby go strach
na myśl, że musi wyjść do wrzaskliwego dnia
i chodzić, przechadzać się pomiędzy ludźmi.
Powalony, Henryk Heine myśli o tej rzece,
o czasie, co z wolna unosi go i oddala
od życia półmroku i tego, co jest jak rana,
losu: być człowiekiem i Żydem jeszcze.
Wspomina delikatne melodie,
których był instrumentem, ale dobrze wie,
że muzyka to nie drzewo, ni ptaka trel,
lecz czas, dni bliżej nie odgadnione.
Nie, nie uratuje cię: twoje słowikowanie,
twoje ze złota noce i kwiaty opiewane.
Jorge Luis Borges
przekład Edward Stachura
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz