kiedy śpisz... tak otulona migotliwym rankiem
ciepły wiozę Ci rogalik, już jestem przed gankiem
przy ławeczce gdzie wciąż siedzą echa naszych westchnień
zaparkuję stary rower, co tak skrzypi śmiesznie
sięgam jeszcze po stokrotki, wnet na stole stanie
pełen wazon, niech umilą nam... pierwsze śniadanie
pierwsze nasze zaszeptania, nie płoszyły letnią nocą
ani świerszczy, ni świetlików, co przy stawie się migocą
teraz jednak zmuszę słońce, by tu wpadło, na przeszpiegi
stare okno trochę skrzypi - świat zagląda pod powieki
lecz nim otworzyłaś zadziwione oczy
miękki pocałunek, chyba Cię zaskoczył!
unoszę już w górę - w bieli otulona
roześmiana światłem, jutrzenka w ramionach
śpiewałaś w łazience, potem tańcowałaś
ale przy śniadaniu, schowana - milczałaś
patrzyłaś się na mnie słodko-kwaśnym wzrokiem
coraz bardziej martwię się Twoim wyrokiem
***
patrzę w chmurne oczy, zmęczone od przeżyć
czy naprawdę w szczęście, tak trudno uwierzyć?
Marek Krasuski
Dziękuję:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz