Siedziałem na tarasie
Siedziałem na tarasie i cień liścia
Przelatywał mi po policzku jak rumieniec
Świat gdzieś jak latawiec płynął
I jak czerwony ogon szumiały za nim jesienie
Taki byłem szczęśliwy bo wytrząsnąłem przyjaciół
Z kieszeni jak śmiecie
Już nikt nie będzie deptał śniegu w grudniu
Już nikt mi nie będzie zasłaniał słońca w lecie
Więc lepiej się rozsiadłem w fotelu nad aleksandryjską liryką
I ostu świecznik siedmioramienny przysunąłem blisko
Nad górami wiatr jastrzębia holował tę stertę piór starą
I szpak zamieszkał w mej skrzynce do listów
Jerzy Harasymowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz