Wenecja mroczna i bezpłodna
Wenecja mroczna i bezpłodna
Znaczenie dla mnie jasne ma,
To ona zimno uśmiechnięta
Patrzy w tające piany szkła.
Lotny oddech skóry. Suche żyłki.
Biały śnieg, co na brokacie leży.
Kładą nas na nosze cyprysowe,
Gdy wyjmują sennych, ciepłych z fałd odzieży.
I płoną świece, płoną w koszach,
Jakby gołąb, gdy nad arką polatuje.
A człowiek umrze gdzieś w teatrze
Lub umrze w tłumie, co świętuje.
Bo od miłości i od strachu
Nie ma ratunku: jest cięższy od platyny
Pierścień Saturna, a czarnym aksamitem
Okryto pień i krew, i twarz dziewczyny.
Ciężkie, Wenecjo, masz ubiory,
A oddech masz jak lustro szlifowany
W ramach z cyprysu, a w sypialni
Szkła zgrzybiałego tają modre piany.
Tylko w palcach róża lub szklanka -
Wybacz, zielona Adriatyko!
Czemu milczysz, powiedz, wenecjanko,
Jak się z palców śmierci umyka?
Czarny Hesperus w lustrze migoce.
Człowiek się rodzi. Perła umiera.
Wszystko przemija. A Zuzanna
Niech przed starcami się rozbiera.
Osip Mandelsztam
przeł. Jarosław Marek Rymkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz