Zaczynaj od magii, jesteś jej najwyższym nocnym dziełem
Kraj twojej dłoni,
ileż napływałem się po jego rzekach, ileż nabłądziłem wśród diun
w poszukiwaniu źródła najczerwieńszej rtęci,
która swym prastarym gongiem
wezwałaby stamtąd, z góry, księżyc twoich warg, zarys uśmiechu.
Peloponez z kości słoniowej i brązu,
maleńka mapa twojej ręki,
zalew dla twych warg, co przebiegają
każdą linię czasu.
Wącham ten piasek, słucham jego szakali,
w twej ręce są przystanie i ogniste stosy,
są zasadzki, samotne
bary o północy, zmęczeni pianiści,
i ty uwiązana do twego głosu, co z cienia wykrywa
niejasną kolumnę z wanilii i mleka.
Wszystko rodzi się w twej ręce, szafranowe planisfery i kreolski rum,
potem znów wspinaczka, oszustwa i burze,
różowy pępek, umykające wargi, feeling,
nagle jest Sergio i jego gitara, i ta dziewczynka, którą poraniło lato,
co na rogu dała nam ów kwiat, mówiąc niepewnie „powinnam”.
Julio Cortázar
przełożyła Zofia Chądzyńska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz