Georg Grosz - Miasto - 1916-17 |
(chrom, design i prostactwo) dworcowego baru
z jego obcą leksyką („latte", „donat", „mokka")
i pozorną wygodą? Jakie ważne święto,
jaka komunia wnuczki, jaki ślub chrześniaka
wyciągnął ich z mieszkania za kok i za czapkę
i miota nieuważnie od kasy do kasy,
z turkocącą po płytach zieloną walizką,
pełną zwykłych przedmiotów?
Jego, z elegancją
cokolwiek niższej próby, ją w „twarzowych butach",
jego, który jej niesie kremową torebkę
ze złotymi wzorkami, ją, która mu mówi:
„Stasiu, wolałbyś przecież... – tutaj ktoś coś krzyknął –
... nie? To weź czekoladę". Ta przedpotopowa
koafiura. Apaszka. Niemodna kurteczka.
Są jak para trytonów, które prąd kapryśny
wyrzucił na wybrzeża z dziwnego tworzywa,
jak heraldyczny relief, który, zaskoczony,
znajdujesz między logo Reserved i Empiku.
Jacek Dehnel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz